Reklama

Północ kontra południe. Czy piłkarskie “All Star Game” miałoby rację bytu?

redakcja

Autor:redakcja

14 kwietnia 2015, 15:47 • 4 min czytania 0 komentarzy

Mecze All Star w Ameryce Północnej to tradycja. Najlepsi z najlepszych w NBA czy NHL spotykają się rok w rok by rozstrzygnąć, która konferencja w danym sezonie przejmuje panowanie. Na papierze zawsze zapowiada się kapitalne widowisko. Bitwa dwóch oszołamiających gwiazdozbiorów, zupełnie nie do podrobienia, nie do odtworzenia w innych warunkach. Walec kontra walec.

Północ kontra południe. Czy piłkarskie “All Star Game” miałoby rację bytu?

Powiemy wam jednak tak: obejrzeliśmy kiedyś takie koszykarskie All Star. Narobiliśmy sobie smaka, zarwaliśmy nockę, z wypiekami czytaliśmy o tym, kto ma zagrać. A potem gracze wybiegli na parkiet i czar prysł, a zaczął się cyrk, festyn. Oglądaliśmy odpuszczanie krycia, bo przecież nie gra się tu na poważnie, oglądaliśmy efektowne wsady, ale poprzedzone pięcioma metrami kwadratowymi wolnego miejsca. Sorry, ale bardziej emocjonujące bywają niektóre treningi, bo przynajmniej trwa w nich autentyczna rywalizacja. Tutaj brakowało  wyłącznie, żeby zawodnicy cykali sobie selfie podczas akcji, a za koszami krył się sufler, który pilnowałby scenariusza i przypominał, kto ma teraz rzucić oraz ile punktów.

Czemu o tym piszemy? Pewnie już wiecie, pewnie już słyszeliście. Według “Mundo Deportivo” UEFA poważnie rozważa utworzenie piłkarskiego All Star Game, w którym miałyby bić się ze sobą północ i południe, a więc z jednej strony – Premier League, Bundesliga, a pewnie z gościnnymi występami piłkarzy Eredivisie i Premier Ligi, a z drugiej La Liga, Serie A, Ligue1 i inni.

Screen Shot 04-14-15 at 02.41 PM

 Okładka “El Mundo” zajawiana oczywiście perspektywą występu CR7 i Leo w jednej ekipie

Reklama

Screen Shot 04-14-15 at 02.42 PMPrzykładowe – biorąc oczywiście tegoroczny sezon – składy proponowane przez “Mundo”. Nie wiemy. kim jest Bufffon, ale zaufamy, że nadaje się

Po co w ogóle taki mecz? Tu chyba szerzej tłumaczyć nie trzeba – dla kasy. Tak, jesteśmy pewni, pierwszą tego typu potyczkę oglądaliby wszyscy. Nie wiemy. co działoby się później, ale gdyby supermecz doszedł do skutku (planowo mówi się o 2017), to skupiłby na sobie uwagę całego kontynentu. Kibice, janusze, dziennikarze – wszyscy siedliby przed telewizorami. To czysty zysk, zero ryzyka dla rządzących.

Problem w tym, jaki miałby mieć wymiar ten mecz. Jeśli taki jak w koszykówce (a to najbardziej prawdopodobne), to szybko by się do niego zrażono. Umówmy się: jeśli już zobaczylibyśmy CR7 i Leo w jednej drużynie, to chcielibyśmy przekonać się, jak wyglądaliby razem w poważnym meczu, a nie w czymś, co przypomina happening. Inaczej złożenie takiego ataku – i w ogóle superdrużyn – nie ma większego sensu; nie będzie pieprzne, ani trochę ciekawe. Nie da bowiem żadnych odpowiedzi na pytania, a potencjalne reklamowe hasło “zobacz wszystkich najlepszych w akcji!” byłoby śmierdzącym kitem, bo wszyscy wybitni aktorzy będą wyłącznie pozorować grę.

Co gdyby UEFA sobie znanym sposobem od startu zbudowała prestiż takiego starcia, choćby obiecując dużą kasę albo inny przywilej? Zaczęłyby się protesty. Bo kluby mają więcej do stracenia – prędzej czy później ktoś złapałby kontuzję i wypadł z walki na froncie ligowym i europejskim. Terminarz i tak obłożony jest do granic możliwości, a przecież  w tym wypadku mówilibyśmy o tych, których dotyczy on najbardziej.

Screen Shot 04-14-15 at 03.31 PMCoś w tym klimacie już grywano pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Reszta świata kontra Europa, bądź jak tu – Reszta świata kontra Azja. To zawsze były mecze stricte festyniarskie. Źródło: rsssf.com

Mimo wielu minusów piłkarskiego All Star nie zdziwimy się, jeśli pewnego dnia dojdzie ono do skutku. To doskonała okazja do wciągnięcia kibiców w interakcję, bo to oni – tak się dziś spekuluje – po części ustalaliby skład poprzez social media, a jeśli jeszcze doszłyby do tego konkursy rzutów wolnych, karnych… To by nabrało zasięgu, głosy spływałyby z całego świata. Ile to okazji do przemycenia kolejnych kampanii reklamowych, skupienia sponsorów, kontraktów… słowem: kasa, kasa, kasa. Jeśli tylko UEFA dałaby radę wycisnąć ten projekt jak cytrynę (a na tym się zna) i przy tym szczodrze obdarzyć kluby, których piłkarze braliby udział w supermeczu (według doniesień maksymalnie trzech z jednej ekipy), to kto wie? Jeśli ten scenariusz wydaje wam się czysto fantastyczny, to pamiętajcie, że za sterami europejskiej federacji siedzi Platini, który przepchnął już o wiele bardziej kontrowersyjne pomysły, z gruntowną reformą Euro włącznie. Taki meczyk w porównaniu to pikuś.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...