Lubimy Erika Cantonę, serio. Był Zlatanem swoich czasów, zarówno pod względem stylu gry, jak i stylu bycia. Jego niektóre cytaty to absolutne perełki, zdecydowanie poziom Szweda, a kto wie, czy nie jeszcze wyższy: „moim rywalem nie jest przeciwnik, tylko ogólna idea przegrywania”, „kto boi się rzucić kością, nigdy nie wyrzuci szóstki”, „czy żałuję, że kopnąłem fana? Tak, żałuję, że nie kopnąłem go bardziej”. Co i rusz to petarda, cały Eric. Ale ktoś, kto ma tak barwny język, czasem musi chlapnąć o dwa słowa za dużo.
Rozumiemy, że Cantona zapracował na swoją pozycję również kontrowersjami, byciem innym niż wszyscy, jazdą pod prąd. To właśnie w ten sposób dorobił się kontraktów reklamowych (pamiętacie reklamy NIKE z gwiazdami piłki rozgrywającymi sekretny turniej na statku?), pozaboiskowej sławy, ktoś mógłby powiedzieć nawet: miejsca w popkulturze. Rozumiemy też, że Javier Pastore ma dobry sezon, a ostatnio ewidentną zwyżkę formy, bo przecież i sami umieściliśmy go wśród najlepszych piłkarzy marca (zobacz TU). Są jednak jakieś granice powagi, nieprzekraczalne dla wszystkich. A publiczne przekonywanie, że nie ma lepszego nad Pastore, zdecydowanie tę granicę przekracza:
„Najlepszym piłkarzem świata jest Pastore. Dwa mecze PSG obejrzałem tylko po to, by go zobaczyć. Dla mnie to najkreatywniejszy zawodnik w tym momencie, zawsze pełen niespodzianek”.
To nazywamy tak zwaną kontrowersyjnością na siłę. Durnota, która jednak będzie powtarzana wszędzie właśnie ze względu na skalę swojej absurdalności. Tylko w trzech przypadkach można bowiem nie roześmiać się w twarz osobie, która stwierdzi, że Pastore jest najlepszy na świecie:
– Gdy mówi to mama Pastore
– Gdy mówi to tata Pastore
– Gdy ktoś jest tak pijany, że wspomniał o Pastore przez pomyłkę, ale zaraz się poprawił.
Chyba przyjdzie się jednak przyzwyczaić do coraz bardziej kontrowersyjnych, czytaj – oderwanych od rzeczywistości wypowiedzi Cantony, bo posłuchajcie tych fragmentów ze świeżego wywiadu: „Hiszpania nie wygrała mundialu, tylko Katalonia. (…) Najlepszą ligą świata jest Premier League, potem Bundesliga, a potem jest Barcelona. Tylko Barcelona”.