Michniewicz ma kilka niezmiennych zasad, które wprowadza w każdej przejmowanej drużynie. Jedną z nich jest zakaz używania wulgaryzmów (…) Zaakceptowali to. Na pierwszych zajęciach nikt nie załapał się na karną rundkę, więc było ok – mówi trener i wspomina swoje pierwsze dni w Widzewie. – Tam było gorzej. Pamiętam jak Tomek Lisowski biegał za karę dookoła boiska. Znałem go jeszcze z Amiki, namierzyłem go, bo wiedziałem, że pierwszy się wykolei. (…) Nie można było bekać – dopowiada Wojciech Szymanek, którego Michniewicz prowadził w Widzewie – czytamy dziś w Fakcie i Przeglądzie Sportowym. Zapraszamy na sobotni przegląd najciekawszych materiałów piłkarskich w codziennej prasie.
FAKT
Na początek, aby nie było żadnych wątpliwości: zawiesili Grenia.
Kazimierz Greń (53 l.) sam złożył wniosek o zawieszenie go w prawach członka PZPN, a zarząd związku jednomyślnie zgodził się z jego wnioskiem. To konsekwencja skandalu w Irlandii. Znany działacz został zatrzymany przez irlandzką policję za nielegalny handel biletami na mecz z Polską. Nie znaczy to, że Greń w końcu posypał głowę popiołem. Wręcz przeciwnie, podczas posiedzenia zarządu znów przedstawiał swoją wersję wydarzeń. To samo twierdził podczas publicznego wystąpienia we wtorek, gdy jako dowód swojej niewinności przedstawił spodnie, które są czarne, a nie granatowe. Greń konsekwentnie zaprzecza więc, by handlował biletami, nawet jeśli z notatki irlandzkiej policji wynika co innego. I nawet mimo że przed irlandzkim sądem przyznał się do winy, czego teraz się wypiera.
W ramkach:
– Azoty zamierzają mocniej zaangażować się w Pogoń
– W proteście założyli… seledynowe sznurówki
– Pawłowski z Lecha rozbił głowę w meczu pucharowym
Mateusz Borek w swoim dzisiejszym felietonie krytykuje Kazimierza Grenia, za jego ostatnie wystąpienie, którego nie można przecież nazwać konferencją, skoro dziennikarze nie mieli możliwości zadawania pytań. „Efekt był taki, że zamiast reformatora zobaczyliśmy faceta, który wymachuje spodniami”. Równie dobrze mógł nagrać swoje wystąpienie na wideo i rozesłać je do redakcji – zaoszczędziłby na wynajęciu sali, noclegu i transporcie do Warszawy.
Dwie kolejne strony to już tylko zapowiedzi weekendowych meczów Ekstraklasy i tych, które odbyły się wczoraj. Nie ma cudów. Cały Gdańsk żyje meczem z Legią.
Sobotni mecz Lechii z Legią szykuje się jako wydarzenie sezonu. W Gdańsku obejrzy go ponad 30 tysięcy kibiców. Klub dobrze przygotował się do tego spotkania. Dział marketingu wymyślił akcję „Bijemy rekord frekwencji” i użył wielu środków, by zachęcić kibiców do przyjścia na stadion. Efekt tych działań okazał się znakomity. Liczba sprzedanych biletów osiąga 30 tysięcy i wciąż rośnie. Momentami serwery są przeciążone, a w stacjonarnych punktach ustawiają się długie kolejki. Spodziewana rekordowa frekwencja cieszy piłkarzy.
U Michniewicza nie wolną kląć – to ciekawostka z ramki. Powiedział zawodnikom, że jeśli muszą to niech przeklną pod nosem, a nie drą mordy przez całe boisko (pisownia oryginalna). Nie potrafisz prosto kopnąć piłki i jeszcze masz do kogoś pretensje? – pyta retorycznie trener, który za używanie wulgarnych słów będzie organizował karne przebieżki.
Na ostatniej stronie ciąg dalszy wspomnień „Masy”, skruszonego gangstera z Pruszkowa, który tym razem opowiada jak ugościł żonę Davida Beckhama. Czytamy gangstera – celebrytę:
– Nie wiem dokładnie kiedy piłkarz się nią zainteresował, ale jak po raz pierwszy przyjechały do Polski, to nie powiem, że to były szare myszki, dziewczyny bez gwiazdorskiego zadęcia. No i koniec końców wspólnie jaraliśmy trawkę.
Czy Pruszków zajmował się ustawianiem wyników piłkarskiej ligi?
– Nie, bo wymagałoby to od nas zbyt dużo czasu i zabiegów. Wokół piłki nożnej kręciło się zbyt dużo ludzi, także niechętnych nam działaczy. Oczywiście byliśmy w stanie ich wszystkich dojechać i narzucić im, co mają robić. Myśląc jednak biznesowo: nie warto inwestować w coś, co nie da zysków, a wymaga nakładów. Poza tym piłka nożna jest tak popularna, że nasze działania szybko mogłyby znaleźć się na świeczniku. Prokuratura tylko czekała na to, żeby coś na nas uszyć, więc wsypać się z powodu piłki nożnej byłoby bezsensownym działaniem.
GAZETA WYBORCZA
Osiem finałów Krychowiaka. To tekst z okazji przyjazdu Barcelony do Sevilli.
23 ligowe mecze bez porażki na stadionie Ramón Sánchez Pizjuán – to imponująca seria Sevilli. Ostatnim rywalem, który wyjeżdżał ze stolicy Andaluzji z trzema punktami, była Barcelona prowadzona wtedy przez Argentyńczyka Gerardo Martino. Potem Sevilla ograła Real Madryt, pozbawiając go szans na mistrzostwo Hiszpanii. W tym sezonie w 15 meczach ligowych u siebie Sevilla 11 razy wygrywała i 4 razy remisowała (bramki 30-7). Kupiony latem z ligi francuskiej Krychowiak nie zna jeszcze smaku porażki w Sewilli. 37 pkt u siebie to wynik znakomity. Tyle samo zdobył Real Madryt w 14 meczach na Santiago Bernabéu, Barcelona – o dwa więcej w 15 spotkaniach na Camp Nou. Dobra gra na Ramón Sánchez Pizjuán sprawia, że Sevilla wciąż ma prawo marzyć o awansie do Ligi Mistrzów. Do czwartej w tabeli Valencii traci tylko punkt. “Zostało nam osiem finałów, by zakwalifikować się do Champions League” – napisał Polak na Twitterze. Co znaczy, że każde z pozostałych spotkań ma rangę zmagań o być albo nie być. Wyzwania sportowe i miliony zarobione w najważniejszych klubowych rozgrywkach dałyby Sevilli nowy impuls. Dlatego punktów trzeba szukać nawet z takimi potęgami jak lider z Barcelony, który zmierza po tytuł. Cztery punkty przewagi nad Realem Madryt sprawiają, że Katalończycy są zmuszeni wygrać w Sewilli, gdzie w ośmiu meczach ligowych Messi zdobył sześć goli.
I to wszystko w sobotnim wydaniu.
SPORT
Ruch nad kreskę na okładce Sportu.
Kartkujemy dzisiejsze wydanie i niestety – choć stron o piłce sporo, to zupełnie nie ma czego zacytować. Najpierw dwie relacje z wczorajszych meczów Ekstraklasy:
Ruch błysnął skutecznością i w pierwszej połowie rozstrzygnął losy meczu. Trzy strzały, najpierw Grzegorza Kuświka, potem Rołanda Gigołajewa, a na koniec Filipa Starzyńskiego sprawiły, że Robert Podolinski aż usiadł na ławce i długo się nie podnosił… Goście z Krakowa niby próbowali atakować i odrabiać straty, ale tylko się ośmieszali. Mateusz Wdowiak nie trafił do pustej bramki, a Erik Jendrisek zmarnował dwie kapitalne okazje. Pudła gości kibice w Chorzowie kwitowali wybuchem śmiechu. Nic więc dziwnego, że po końcowym gwizdku kibice “Pasów” zawołali piłkarzy pod sektor i w dosadnych słowach wykrzyczeli, co myślą o ich postawie. – Trudno to w ogóle skomentować. Po dobrym meczu, kolejny w naszym wykonaniu jest po prostu katastrofalny. Nie potrafiliśmy nawet wykorzystać dobrych okazji i nasza sytuacja jest bardzo trudna – denerwował się obrońca Cracovii, Adam Marciniak.
A dalej strona, na której zmieszczono mini-zapowiedzi pozostałych meczów:
– Rekord spodziewany na PGE Arenie
– Kto poprawi sobie humor: Piast czy Śląsk?
– Jagiellonia samolotem do Szczecina
– Kiełb wraca na Bułgarską
Sport to chyba jedyna gazeta świata, z której nie ma nic do zacytowania. Z listości podajemy dalej kawałek nt. Adriana Błąda, który znalazł się na liście życzeń Piasta Gliwice.
Tej wiosny Błąd wystąpił jedynie w meczach z Wigrami Suwałki i Pogonią Siedlce. W sumie po murawie zawodnik Zagłębia biegał zaledwie 45 minut. Ostatni raz Błąd od pierwszej minuty zagrał w listopadzie 2014 roku. Coraz częściej mówi się, że latem – już jako wolny zawodnik – odejdzie do innego klubu. Już teraz o piłkarza pytają kluby z Ekstraklasy. W tym gronie jest Piast, który chciałby wzmocnić siłę swoich skrzydeł, a ostatnio nie zawodzi jedynie Badia.
SUPER EXPRESS
Trzy materiały jesteśmy w stanie zacytować z Superaka. W pierwszej kolejności rozmowę z Jakubem Świerczokiem, który po przebytych kontuzjach… Czuje się silniejszy.
– Wróciłbym na boisko i po trzeciej takiej kontuzji – mówi napastnik rewelacyjnego Zawiszy Bydgoszcz. W ostatnim meczu z Pogonią (2:1) strzelił pierwszego po kontuzji gola. Teraz chce iść za ciosem. Jego kariera rozwijała się wzorcowo. Szybko błysnął na krajowych boiskach i już w wieku 19 lat zdecydował się na wyjazd za granicę. W grającym wtedy w Bundeslidze Kaiserslautern zdążył zagrać w kilku meczach. Cieszył się, że może rozwijać się w silnej lidze. Do czasu… – Pojechałem na mecz młodzieżówki U-21. Do dziś pamiętam ten dzień. Był 10 września 2012 r., graliśmy z Portugalią. Wszedłem na boisko w 80. minucie, w 89. upadłem, usłyszałem trzask w kolanie. Nawet za bardzo nie bolało, ale uczucie było dziwne. Potem nosze, szpital, miażdżąca diagnoza – zerwane więzadła krzyżowe i uszkodzona łękotka w lewym kolanie. Konieczna była operacja, a następnie 11 miesięcy rekonwalescencji. Nie mogłem doczekać się powrotu do gry – opowiada “Super Expressowi” Świerczok, który wrócił na boisko w meczu II drużyny Kaiserslautern.
Krótki i niezbyt ciekawy materiał. Sprawdźmy, co dalej. Sebastian Mila zapewnia, że Lechia Gdańsk zamiesza jeszcze w czołówce. Znów kilka średniej jakości cytatów.
W sobotę w Gdańsku mecz z Legią ma być wielkim piłkarskim świętem. Piękny stadion, słoneczna pogoda, a także rekord frekwencji. Wszystko wskazuje na to, że spotkanie obejrzy ponad 30 tysięcy widzów! W ubiegłym tygodniu Lechia rozkręciła nawet w Internecie akcję “Bijemy rekord frekwencji”. Najliczniej kibice zebrali się do tej pory na PGE Arenie podczas inauguracji stadionu, w sierpniu 2011 roku mecz z Cracovią obejrzało dokładnie 34 444 widzów. Klub zachęca do kupowania biletów promocjami. Jeśli rekord zostanie pobity i na mecz przyjdzie co najmniej 34 445 widzów, wszyscy posiadacze wejściówek będą mogli za darmo obejrzeć kolejny pojedynek gdańszczan u siebie – z Górnikiem Łęczna. W zwycięstwo z Legią wierzy Sebastian Mila, który podkreśla, że gdański klub może jeszcze powalczyć o wysokie cele. – Kiedy zaczynaliśmy rozgrywki w tym roku, naszym celem było oderwanie się od grupy spadkowej. I wciąż jest. Jednak nie jesteśmy ślepi i widzimy, co się dzieje z przodu. Tam też można zamieszać – mówi “Super Expressowi” Mila, który nie żałuje transferu do Lechii.
Na koniec zaś Kazimierz Greń – zawieszony. Na własne życzenie.
– Kazimierz Greń uważa że będzie w stanie dowieść swoich racji i przed Komisją Dyscyplinarną, i przed sądem, gdy wytoczy procesy mediom o zniesławienie. Przyjęliśmy jego wniosek, Komisja Dyscyplinarna uważa, że będzie w stanie podjąć decyzję w jego sprawie do końca kwietnia – powiedział prezes związku Zbigniew Boniek. Zebranie zarządu PZPN miało miejsce w związku z wyjaśnieniami Grenia dotyczącymi afery biletowej w Dublinie. Przypomnijmy, że irlandzka policja zatrzymała go, gdy pod Aviva Stadium sprzedawał wejściówki na spotkanie Irlandia – Polska. Prezes Podkarpackiego ZPN sam złożył wniosek o zawieszenie w prawach członka PZPN aż do czasu ogłoszenia decyzji Komisji Dyscyplinarnej. Ma ona przedstawić swoje wnioski do końca kwietnia.
Końcowy efekt jest przeciętny, po obrazkach spodziewaliśmy się lepszego numeru.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kończymy kartkując PS.
Greń wciąż kręci – przyznaje Zbigniew Boniek.
Dla pana zatrzymanie Kazimierza Grenia to był wielkanocny zajączek czy raczej pasztet? Greń, który poparł pana w wyborach na prezesa, teraz jest w opozycji.
- To coś więcej niż pasztet. Na tej aferze próbowano spekulować, zamiast rzeczowo podejść do tematu. Zaczęto mówić o opozycji, układach – a mnie to nie dotyczy. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
Przeciętnemu kibicowi działacz futbolowy znowu kojarzy się z drobnym cwaniaczkiem.
- Sprawa Grenia nie ma wpływu na wizerunek polskiej piłki. Rozwiązaliśmy problem. Takie życie – sędziowie też będą się mylić, dopóki nie zostaną wprowadzone powtórki wideo. Może Kazio się oczyści i wróci do swojej działalności. Także opozycyjnej. Tylko nie wiem, wobec czego, kogo i jakich spraw jest ta opozycja. Jeśli tylko o zmiany w statucie, to ze śmiechu boli mnie brzuch.
A co będzie, jeśli nie oczyści się z zarzutów?
– Poniesie konsekwencje. Nie wiem jakie. Nie wtrącam się do organów jurysdykcyjnych PZPN czy Komisji Licencyjnej. W ogóle mnie to nie interesuje.
Finał Pucharu Polski na Stadionie jest niezagrożony – taka informacja w ramce, zresztą pisaliśmy o tym wczoraj na Weszło. Idziemy dalej. Co w piątek w Ekstraklasie?
– Błyskawiczny nokaut Cracovii
– Wisła bezradna bez Stilicia
Wisła, po najsłabszym meczu, od kiedy zespół przejął Kazimierz Moskal, dość szczęśliwie zremisowała z Górnikiem, który potwierdził, że w przy Reymonta czuje się, jak u siebie w domu. W sześciu ośtatnich spotkaniach wywiózł z Krakowa cztery zwycięśtwa i dwa remisy. Po raz ostatni wiśalcy pokonali u siebie zabrzan 24 kwietnia 24 kwietnia 2009 roku (3;1), gdy zespół prowadził jeszcze Maciej Skorża. Generalnie zabrzanie mogą sobie pluć w brodę, że wywalczyli tylko jeden punkt, bo przez większość meczu byli zespołem lepszym i dyktowali warunki gry. Po zodbyciu wyrównującego gola zabrzanie jakby odpuścili, nie poszli za ciosem. Minimalizm i chęc obrony remisu wzięła u nich górę.
Kawałek dalej o tym, jakie zasady w Pogoni wprowadza Czesław Michniewicz.
Michniewicz ma kilka niezmiennych zasad, które wprowadza w każdej przejmowanej drużynie. Jedną z nich jest zakas używania wulgaryzmow (…) Zaakceptowali to. Na pierwszych zajęciach nikt nie załapał się na karną rundkę, więc było ok – mówi trener i wspomina swoje pierwsze dni w Widzewie. – Tam było gorzej. Pamiętam jak Tomek Lisowski biegał za karę dookoła boiska. Znałem go jeszcze z Amiki, namierzyłem go, bo wiedziałem, że pierwszy się wykolei. (…) Nie można było bekać – dopowiada Wojciech Szymanek, którego Michniewicz prowadził w Widzewie. – Kiedyś podczas treningu napiłem się napoju izotonicznego i głośno mi się odbiło. Od razu dostałem reprymendę, że nie jestem w oborze, mam się nie zachowywać jak świnia.
Guilherme w dzisiejszym meczu z Lechią ma zagrać na skrzydle, a na PGE Arenę walą tłumy.
Rekordowa frekwencja wywołuje zadowolenie na twarzach piłkarzy. – W Niemczech grałem przy sporej liczbie widzów w derbach rezerw Bayernu z TSV II. Ale nie da się tego porównać z tym szaleństwem, którego tu doświadczamy. Atmosfera na polskich stadionach jest bardzo gorąca, o wiele lepsza niż w Austrii. Już sobie wyobrażam, co to będzie się działo w sobotę. Nasz zespół na zwycięstwo z Legią i mocno w to wierzymy – mówi napastnik Lechii Kevin Friesenbichler. – Legia jest faworytem, to w końcu mistrz Polski i aktualny lider tabeli, klub który wyznacza kierunki dla pozostałych. Dla nas to będzie test, jaką sportową wartość prezentujemy obecnie jako drużyna. Nie boimy się rywala, zamierzamy z nim powalczyć o jak najlepszy wynik – zapowiada trener gospodarzy Jerzy Brzęczek. Do składu jego drużyny powinni już wrócić kontuzjowani ostatnio kadrowicze – Jakub Wawrzyniak oraz Sebastian Mila. – Bardzo ich potrzebujemy. Tak samo jak wsparcia naszych fanów, ale o to jestem spokojny.
W sobotnim PS, jak zwykle, sporo lig zagranicznych:
– Vicente Iborra z Sevilli oczywiście chwali Krychowiaka
– Lazio Rzym wygrało już siedem meczów z rzędu
– Alexander Meier może zostać królem strzelców Bundesligi.
My zacytujemy jeszcze dwa materiały. Zapowiedź derbów Manchesteru w formie alfabetu:
A jak awantura
Do jednej z bardziej pamiętnych doszło w 2004 roku w Pucharze Anglii. Gary Neville upadł teatralnie w polu karnym, chcąc wymusić karnego. To nie spodobało się rywalom, zwłaszcza Steve’owi McManamanowi, który postanowił uświadomić rodaka, że nieładnie tak oszukiwać. Doszło do pyskówki i przepychanki, w wyniku której Neville uderzył głową pomocnika City i z czerwoną kartką wyleciał z boiska. Była dopiero 39. minuta, ale Czerwone Diabły poradziły sobie w dziesięciu i wygrały 4:2. – Popełniłem błąd, ale nie zamierzam się z tego powodu biczować – powiedział później Neville. Gdyby jego zespół przegrał, ubiczowałby go Ferguson.
B jak bilboard
„Witamy w Manchesterze” – głosił napis na wielkich błękitnych bilboardach z sylwetką szczęśliwego Carlosa Teveza. W taki sposób klub z Eastlands pochwalił się, że udało mu się pozyskać argentyńską gwiazdę bezpośrednio z obozu wroga z Old Trafford. Jeśli chciano w ten sposób podnieść ciśnienie Fergusonowi, udało się w stu procentach. – To mały klub z małą mentalnością. Myślą, że wzięcie Teveza z Manchesteru United to wielki triumf, a to mała zagrywka. Kiedś zapłacą za tę arogancję – skomentował Szkot, a fani United zabrali się za komputerowe przerabianie plakatu. Na jednej z przeróbek, Tevez ubrany w strój śmieciarza, sprząta miasto.
Na koniec felieton Krzysztofa Stanowskiego. Czy zarządzający Pogonią błędy popełniają przy zatrudnianiu czy przy zwalnianiu trenerów? Czytamy we fragmentach:
Jaką drużyną jest Pogoń i jaką ma być? W jakim kierunku zmierza? Jaki jest dla niej plan? Wybaczcie mi, jeśli się pomylę, ale wydaje is ię, że Janukiewicza i Rogalskiego ściągnął Mandrysz, Frączczaka i Akahoshiego – Płatek, Hernaniego i Gollę – Sasal, Janotę – Kocian, a Robaka, Małeckiego i Murawskiego – Wdowczyk. A teraz poukładać to w odpowiedni sposób ma Michniewicz. W zasadzie niemożliwością jest stwierdzić, kto tę drużynę skonstruował i czy robiono to z jakąś myśląc, czy jednak całkiem bezmyślnie. W idealnym piłkarskim świecie trenerzy są architektami. Jedni mówią: – Hej, znajdźcie mi szybkiego, grającego w lini z obrońcami napastnika. A inni: – Potrzebuję silnej dziewiątki, potrafiącej utrzymać się z piłką, mając obrońcę na plecach. Pierwszy z tych trenerów – ten, który chce szybkiego napastnika – pewnie wyobraża sobie, że zostanie on obsłużony przez inteligentnego, potrafiącego zagrać w tempo środkowego pomocnika. Ten drugi trener – ten od silnej dziewiątki – raczej liczy, że powiodą się ataki skrzydłami i skrajni pomocnicy będą celnie dośrodkowywać (…) Wiadomo, że upraszczam, ale każdy trener ma swoją filozofię, swoje przyzwyczajenia. Innych ludzi potrzebuje Wojciech Stawowy, a innych Leszek Ojrzyński. Do indywidualnych preferencji dobiera się wykonawców. W Szczecinie nic takiego się nie dzieje.