23 października minionego roku, dzień po zatrudnieniu Jana Kociana w roli trenera Pogoni, wypisaliśmy krótką listę zadań, którymi Słowak powinien zająć się w Szczecinie. Cel, jakiego się podjął, był niezmienny – ten sam, którego realizacji oczekiwano od Dariusza Wdowczyka: Pogoń miała zająć miejsce w czołowej ósemce. W chwili jego zwolnienia była zaledwie punkt pod kreską, ale było jasne, że w jej grze powinna nastąpić wyraźna zmiana.
No i nastąpiła. Tylko że na niekorzyść.
Dziś czas na powtórkę z rozrywki. Z jednej strony – na ułożenie tego typu listy Czesławowi Michniewiczowi, a z drugiej bardziej szczegółowe rozliczenie Jana Kociana z jego zadań.
W październiku napisaliśmy: “Kocian ma w Szczecinie szansę…”
1. Selekcjonować kadrę lepiej niż w Chorzowie – nasza ocena: 2 / 6
I była to oczywista aluzja do jego pożegnania z Ruchem, gdzie przez rok piłował tę samą, niemal niezmienną jedenastkę, aż zajechał ją do granic. Chorzowianie nagle jakby zapomnieli jak grać w piłkę, mimo że jeszcze chwilę wcześniej wychodziło im wszystko. W Szczecinie Kocian rotował składem znacznie chętniej. Często także z konieczności, ale jego nowe wybory nie przynosiły rezultatu. Zaryzykujemy, że nie doczekaliśmy się ani jednego piłkarza, który wszedłby na wyższy poziom. Takiego, którego indywidualna forma poszłaby wyraźnie w górę albo który wykorzystałby szansę, jaką nagle dostał.
Pogoń zatrzymała się w rozwoju.
2. Uporządkować defensywę… – 1 / 6
Czyli pozycję, która w czasach Kociana jeszcze bardziej się rozsypała. Już w końcówce rundy jesiennej wyglądała słabo. Stoperzy regularnie mylili się przy stałych fragmentach, gubili krycie, zostawiali rywali bez opieki. A później doszły do tego jeszcze poważne problemy kadrowe. Z powodu kontuzji wypadł między innymi Hernani. Bywały mecze, w których w składzie pojawiał się nie tylko młodzi Rudol i Matynia, ale i niedoświadczony Koj albo Matras – awaryjnie. Efekt? Pogoń prowadzona przez Kociana w czternastu meczach tylko dwa razy nie straciła gola.
W tym aspekcie Czesław Michniewicz będzie miał więc spore pole do popisu. Odesłanie do Zagłębia Lubin Macieja Dąbrowskiego i podpisanie kontraktu z Jakubem Czerwińskim z Termaliki – ważnego dopiero od lipca tego roku, ewidentnie odbiło się w Szczecinie czkawką.
3. Doprowadzić do porządku Lisowskiego… – bez oceny
Liczyliśmy na niego, bo kiedyś – w czasach Korony Ojrzyńskiego – to był naprawdę niezły piłkarz, który w obliczu problemów na lewej obronie powinien dać Pogoni jakość. Nic z tego jednak nie wyszło – odszedł z klubu tydzień po zatrudnieniu Słowaka.
Ciągle nie dowierzamy, że był aż tak słaby, by nie powalczyć o skład z Matynią…
4. Dotrzeć do nóg Małeckiego, jeśli na głowę już za późno – bez oceny
W tym elemencie Kocian też nie miał okazji się sprawdzić, bo – choć nie wróżyliśmy mu sukcesu – „Mały” nie pozwolił nad sobą popracować. Doznał poważnej kontuzji i przepadł na pół roku.
5. Dokonać mądrych zimowych transferów – 2 / 6
Ot i właśnie problem.
Zakupowa zima w wykonaniu szczecinian to niestety klapa. Jako jedyny nieźle wprowadził się Janota. Od Danielaka z Chrobrego Głogów nie należało wiele oczekiwać, ale Akahoshi oraz Kamess z pewnością mieli być wzmocnieniami – a daleko im do tego. Kocian nie zdołał wymyślić zwłaszcza pomysłu na groźnych skrzydłowych. Próby z Danielakiem, Nunesem i Kamessem kończyły się porażką, a do tego doszły wspomniane problemy kadrowe w defensywie, którym zimą w żaden sposób nie przeciwdziałano. Odeszli Dąbrowski i Lisowski, po czym okazało się, że następców nie ma. A problemy – owszem.
6. Wykorzystać potencjał w ofensywie – 3 / 6
Tu pojawia się pytanie czy „wykorzystać potencjał w ataku” ma być równoznaczne z tym, by gole non stop strzelał Marcin Robak? Siedem wiosennych bramek Pogoni to zarazem siedem trafień Marcina Robaka (przy czym aż trzy z karnych). Świetnie mieć takie zawodnika – to jasne, oczywiste, ale to przy okazji niebezpieczne i uzależniające. Tacy piłkarze jak Akahoshi, Janota czy Zwoliński zwyczajnie powinni od czasu do czasu bezpośrednio zagrozić bramce przeciwnika. Frączczak też potrafił – przez dwa i pół sezonu wbił trzynaście goli, a pod wodzą Kociana nie zdarzyło mu się to od listopada.
Kocian testował dziwnych grajków, ale zupełnie nie po drodze było mu na przykład z opcją gry dwójką napastników: Robakiem i Zwolińskim w jednym czasie.
Wydaje się więc, że przed Michniewiczem zadanie tyle trudne, co banalnie brzmiące na papierze – odbudowanie ogólnego balansu i równowagi w zespole, w który wszyscy trochę straciliśmy już wiarę. Wypośrodkowanie go pomiędzy obroną, która powinna prezentować się wyraźnie lepiej, ale nie wiadomo czy jest w stanie w obecnym układzie personalnym i atakiem, gdzie mając kilku klasowych, rzetelnych zawodników należałoby wymagać więcej kreatywności i mnogości rozwiązań.
To co na tę chwilę łączy i Wdowczyka, i Kociana, i zaprezentowanego dzisiaj Michniewicza, to dystans, jaki dzieli ich od grupy mistrzowskiej Ekstraklasy. Będącej wciąż w zasięgu, pod warunkiem poprawy jakości w grze Pogoni, która w ostatnim półroczu nie dało się dostrzec.