Reklama

Becali wychodzi z więzienia. Steaua podczas odsiadki „nieco” się zmieniła

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

03 kwietnia 2015, 19:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gigi Becali po blisko dwóch latach więzienia wychodzi na wolność. Lekko zmieniony, może zdezorientowany, w końcu kawałek życia przeleciał mu przez palce. I od razu w pakiecie informacja: Steaua musi opuścić swój dotychczasowy stadion, bo nie może tutaj ani rozgrywać meczów, ani nawet trenować. Czyli w Rumunii jak zwykle wesoło.

Becali wychodzi z więzienia. Steaua podczas odsiadki „nieco” się zmieniła

Mają szczęście ci Polacy, których przygody w Steaule już nie dotyczą. Przed laty czmychnął z Bukaresztu Rafał Grzelak, momentami wręcz przez Becaliego gnębiony. Paweł Golański i Łukasz Szukała aż takich problemów nie mieli, ale pewnie nieraz już odetchnęli. Cyrk w rumuńskiej krajowej piłce od kilku lat ma się dobrze, co tylko potwierdzają dzisiejsze wydarzenia. Niech się cieszą ci, których te problemy już nie dotyczą.

Po pierwsze, światło dzienne ujrzał przed momentem Becali, na dzień dobry oznajmiając: Przestanę tyle gadać. Przestanę być uzależniony od mediów. Teraz będę innym człowiekiem. Wciąż zamierzam inwestować w Steauę i ta drużyna będzie jeszcze silniejsza. Padło też zdanie, jeśli dobrze zrozumieliśmy, o planu oddania swojego życia Jezusowi.

Hmm, powodzenia, panie Becali. Mnóstwo afer, korupcja, kilka ważniejszych wybryków na sumieniu to raczej nie opis osoby, która oddaje się Jezusowi. Ale w końcu, jak to mówią, więzienie zmienia człowieka…

Po drugie, Becali, jak mogliście przeczytać już choćby na Weszło, przez wiele lat prowadził spór z armią. Dla przypomnienia dość fragment jednego z naszych tekstów: Cały ten rozgardiasz jest pokłosiem decyzji wydanej przez rumuński Sąd Najwyższy. Otóż prawo do marki „Steaua” rości sobie tamtejsza armia. Wynika to z historii. W dawnych czasach Steaua była klubem wojskowym. Pod państwową kuratelą drużyna święciła największe sukcesy m.in. zdobyła Puchar Europy. W prywatne ręce trafiła dopiero niedawno. W momencie gdy klub przejął znany, lecz nie do końca lubiany Gigi Becali, rumuńskie Ministerstwo Obrony zaczęło upominać się o swoje. Miało do tego solidne podstawy prawne, bo kilka lat wcześniej zarejestrowało markę w Państwowym Urzędzie do spraw Wynalazków i Znaków Towarowych. Spór trwa już równo 10 lat. Najpierw Becali chciał zarejestrować swoją markę, wprowadzając do herbu i barw jedynie drobne zmiany, jednak spotkał się z odmową. (…) W dwóch pierwszych instancjach racja została przyznana prywatnemu właścicielowi. Zmienił ją dopiero Sąd Najwyższy w zeszłym tygodniu. I tak oto – w dużym skrócie – Steaua została drużyną bez nazwy.

Reklama

„Klub bez nazwy – Steaua Bukareszt”. Taki właśnie tytuł nosi powyższy reportaż, zdecydowanie wart obejrzenia (w języku angielskim). Wszystko dlatego, że niedawny klub Szukały w praktyce przestał istnieć. Nie ma swojej nazwy, nie ma swojego herbu, ani barw. Wszystko występuje pod postacią nowego FCSB. A gdyby tego było mało, to dziś do publicznej wiadomości zostają podane kolejne informacje:

1. Steaua – jako że nie osiągnęła porozumienia z armią dotyczącego organizacji eventów – musi opuścić swój tradycyjny obiekt Ghencea. W przyszłym sezonie najprawdopodobniej grać będzie na Stadionie Narodowym.

2. Steaua nie będzie mogła również korzystać z obiektów treningowych, należących do stadionu Ghencea. Już wiadomo, że drużyna na co dzień ćwiczyła będzie w miejscowości Mogosoaia, oddalonej o 10 kilometrów od Bukaresztu.

Jeszcze niedawno czytaliśmy, że sprawa Steauy może skończyć się happy-endem, że może jeszcze się dogadają. Dziś nie ma się już chyba co łudzić. W Rumunii mogą sobie wzajemnie pogratulować.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...