Reklama

Żądza ósemki. Zaczęło palić się w dupce… w gabinetach prezesów

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 marca 2015, 22:08 • 4 min czytania 0 komentarzy

Czy polscy trenerzy potrafią wyprowadzać swoje drużyny z kryzysu? Albo precyzyjniej: którzy konkretnie to potrafią? Nie wiem. Wy też tego nie wiecie. A przede wszystkim nie wiedzą tego w klubowych gabinetach. Sęk w tym, że oni akurat powinni.

Żądza ósemki. Zaczęło palić się w dupce… w gabinetach prezesów

Reforma, jakiej dokonano w Ekstraklasie, ma co najmniej jedną wadę. Wszyscy na starcie sezonu i co tydzień przez 30 kolejek powtarzają: gramy o ósemkę. I ci, którzy dopiero co awansowali i ci, którzy ledwo się utrzymali. No i niekiedy jeszcze ci, którzy mają wysokie aspiracje, ale wolą nie głosić ich już na wstępie, więc mówią zachowawczo: najpierw ósemka, potem zobaczymy. Tym sposobem do grupy mistrzowskiej – czyli tam, gdzie miejsce z automatu zaklepuje sobie i Legia, i Lech –ma zamiar dostać się pozostała czternastka. Od Wisły i Jagiellonii po Piasta i Bełchatów. Wszyscy.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli, w stawianiu sobie wysokich celów nie ma nic złego. Cenię ludzi ambitnych, którzy nie zadowalają się byle czym. Gorzej, kiedy mają problem z realną oceną sytuacji. Jeszcze gorzej, kiedy nie wytrzymują ciśnienia. Mają w głowie grupę mistrzowską i tylko grupę mistrzowską. To pozwoli wyciągnąć cygaro z szuflady: bo zagwarantowana niemała kasa, bo duży spokój, bo nic się nie spieprzy. Dostań się, trenerze, do grupy mistrzowskiej i oberwij siedem razy w łeb, a będzie dobrze. Ale spróbuj się tam nie dostać…

Wizja grupy spadkowej przeraża dziś wszystkich jakkolwiek zagrożonych (oprócz ostatniej dwójki). Podział dorobku, zmniejszenie różnicy punktowej, zbliżenie się do strefy spadkowej, niemalże każdy mecz o życie. Albo – jak zwykli mówić nasi trenerzy – o sześć punktów (Kiereś ostatnio powiedział o meczu o dziewięć). Żądza miejsca w ósemce stała się chorobliwa. I to na tyle, że w gabinetach prezesów odcina prąd i zaczyna się wielka panika.

Spróbuj, trenerze, się tam nie dostać, a polecisz.

Reklama

Nieważne, czy jesteś z Bełchatowa, który wielkich możliwości i aspiracji nie ma, a niedawno wszedł do ligi. Nieważne, że wtedy, gdy byłeś o krok od uniknięcia spadku, chwalili cię ze wszystkich stron za pomysł, styl i sposób gry. Nieważne, że awansowałeś bez najmniejszych problemów. Nieważne, że jeszcze jesienią zbierałeś oklaski. I nieważne też, że prowadzisz zespół w trzecim kolejnym sezonie. Ważne, że – jako beniaminek (!) – możesz nie dostać się do ósemki.

Kamil Kiereś posadę trenera GKS-u stracił już po raz drugi. Za pierwszym razem zdjęto go po pięciu kolejkach, kiedy wszystko przegrał, choć alibi miał niezłe, bo grał i z Wisłą, i z Legią, i z Lechem, i ze Śląskiem. Nie dano mu szansy wyjść z kryzysu. Trzy i pół miesiąca później na wcześniejsze stanowisko go przywrócono – ktoś uznał, że warto spróbować raz jeszcze. I Kiereś szansę wykorzystał. Chcieli, żeby dał im awans, no to dał. Ale kiedy to on potrzebował wsparcia i zaufania, kopnięto go w dupę. Nie to, że nie dostał się do ósemki. On się od niej jedynie oddalił, i to nieznacznie. Oj, chyba umknął nam wszystkim moment, w którym Bełchatów – beniaminek, z malutkim budżetem, bez kasy na transfery – zaczął prężyć muskuły jako materiał na ligową czołówkę. A jeśli kiedyś ktoś tak przez chwilę pomyślał, to właśnie za sprawą Kieresia.

Nie zauważyłem też, żeby potencjał na czołówkę miał Piast. Ale Perez Garcia już poleciał, choć gorszego wyniku niż przed rokiem, kiedy zespół się utrzymał, wcale nie osiągnął. Ktoś go zatrudnił, ktoś w niego uwierzył i dopóki był niezły wynik to poklepywał po plecach. Kiedy jednak tego wyniku zaczęło brakować, jakiejkolwiek wiary w trenera brakło. Nie dostał prawdziwej szansy na rehabilitację, nie dostał kredytu zaufania. A przecież Perez nie spuścił Piasta z ligi, nie zostawił go nad przepaścią i nie zdążył przegrać walki o ósemkę. On na sześć kolejek przed końcem rundy zasadniczej tracił do grupy mistrzowskiej dwa punkty. Pamiętajcie: z Piastem.

Tak, prezesi polskich klubów na punkcie pierwszej ósemki i następującego podziału punktów dostają dziś pierdolca. Podpisane kontrakty i wspólne plany przestają się liczyć. Co gorsza, przestaje się liczyć również wizja, strategia i droga, którą ktoś postanowił iść. Możesz się rozwijać, o ile skończysz sezon zasadniczy nad kreską. Możesz budować zespół i wprowadzać młodych piłkarzy, o ile skończysz sezon nad kreską. Wystarczy, że zjedziesz pod nią, choćby na chwilę, jeszcze przed końcowym werdyktem – możesz polecieć. Tak jak w Bełchatowie czy Gliwicach. Bo oto nagle w klubach, które zaczynały sensownie wyglądać (zwłaszcza GKS), zaczęło się liczyć tylko tu i teraz. Przyszłość w chwilach zwątpienia przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.

A chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda?

PIOTR TOMASIK

Reklama

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
11
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...