Grzegorz Wojtkowiak – nie ma chyba drugiego zawodnika, który trafił do Ekstraklasy zimą i wprowadził się do niej z takim spokojem, a przy tym z taką regularnością. Zarówno w obronie, jak i w ataku. Znacie nas – raczej nie jesteśmy z tych, którzy – jak Canal+ – dają komuś „siódemkę” za byle co, tymczasem szybki rzut oka w nasze noty i… I okazuje się, że u Wojtkowiaka wygląda to następująco: 7, 5, 5, 5, 7, 7. Ani jednego słabego, ani nawet przeciętnego występu. Wszystko co najmniej na przyzwoitym poziomie, bez żadnych wahań formy. Nikogo więc nie dziwi, że lechista znajduje się właśnie w drodze na kadrę, a przy okazji już po raz trzeci wskakuje do jedenastki kozaków.
Z kadrowiczów wyróżniliśmy też Linettego, który – w przeciwieństwie do poprzednich lat – swobodnie radził sobie ze środkiem Legii oraz Stilicia, którego uskrzydliło najwyraźniej powołanie od Bazdarevicia i który znów wzniósł się na maksymalny poziom artyzmu. Tym razem kozakiem został też król chimeryczności – Paweł Brożek, który już od lat przyzwyczaja do gry albo wspaniałej, albo beznadziejnej. Tym razem było wybornie. Wybornie jest też od ładnych paru kolejek u Andre Micaela, który – w otoczeniu poważnych piłkarzy, jak Marić, Majewskij czy Wójcicki – znów walczy o odzyskanie miana czołowego stopera ligi. Pięć ostatnich występów Portugalczyka to: 7, 6, 7, 7, 7. Czyli nawet lepiej niż u niezawodnego Wojtkowiaka.
Słowa pochwały – co trzeba mocno zaakcentować – kierujemy też w kierunku Adama Deji, Luisa Carlosa oraz Michała Janoty, którzy obrywali tu dziesiątki razy, a którzy wiosną powoli zaczynają wracać (Janota, Carlos) lub wchodzić (Deja) na właściwe tory i nikogo nie bulwersuje ich obecność w składach Pogoni, Korony oraz Podbeskidzia.
A co u badziewiaków? Cały skład jest dość oczywisty, choć mamy sporo debiutantów. Malarz w dość spektakularny sposób wypisał się (?) z jedenastki Legii, Maslowski znów udowodnił, że nie tylko mentalnie nie dorasta jeszcze do tego poziomu, a z pozostałych drużyn czołówki mamy choćby Mackiewicza, czyli tego narwańca z Jagiellonii, który haruje jak dzik, ale z precyzją ma tyle wspólnego co Patrik Mraz z abstynencją oraz Barrientosa, na którego występ po prostu brakuje słów. Życie uczy, by nie skreślać zawodnika po jednym meczu, ale Urugwajczyk – po wejściu z Cracovią – z czystej przyzwoitości powinien zrzec się marcowej pensji.
Fot. FotoPyK