Reklama

Szlagier Ekstraklasy? Raczej festiwal chaosu

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2015, 21:28 • 3 min czytania 0 komentarzy

Macie problem z wyróżnieniem kogoś indywidualnie po ligowym klasyku? Waszym zdaniem nikt specjalnie się nie wyróżnił, a przynajmniej nie na tyle, by robić z tego wielkie halo? Służę poradą, bo osobiście nie mam żadnego problemu z wytypowaniem gwiazdy wieczoru. Był nim rozgrywający Janusz Przypadek, modelowy playmaker w starym stylu, stemplujący niemal wszystkie akcje, odciskający swoje piętno na zwrotnych dla meczu sytuacjach.

Szlagier Ekstraklasy? Raczej festiwal chaosu

Żarty żartami, szyderka szyderką, ale nie powiem, by rzeczywistość sprostała moim niewygórowanym oczekiwaniom. Jeśli to miała być przystawka przed El Clasico, to raczej ta z niestrawniejszych. Chyba, że spełniła swoje zadanie w taki sposób, że byłem po niej jeszcze bardziej głodny futbolu na poziomie.

Nie zrozumcie mnie źle – wcale nie mam nie wiadomo jakich wymagań wobec naszych ligowców. Doskonale rozumiem jakimi prawami rządzą się też starcia większej wagi. Znacie tę teorię, jakoby finał mundialu zawsze był jednym z najgorszych meczów turnieju? Wysoka stawka ma sprawiać, że obie ekipy grają bardziej kunktatorsko. Widziałem ten sam trend wielokrotnie w ligowych hitach i właściwie byłem bardzo zaskoczony jak dobry był jesienny mecz Legii i Lecha, bo na wiosennym zeszłego roku – przyznaję się bez bicia – zasnąłem. Autentycznie.

Byłbym w stanie znieść wolne tempo i brak jakichkolwiek sytuacji, gdyby te okoliczności wynikały z taktycznych planów. Albo, dajmy na to, tak koncertowo bronili obrońcy, że nie dali zrobić napastnikom i skrzydłowym sztycha. Kupuję taki mecz. Gdybym w wizytówce ligi nie zobaczył dramatycznego spektaklu ani pięknych goli, ale widział pokaz taktyczny bądź wysoki poziom gry obronnej, przyjąłbym go bez mrugnięcia okiem. Akceptował. Może nawet chwalił, argumentując, że dobry futbol – a o taki nam w Polsce chodzi – nie musi wcale zawsze równać się dobrej rozrywce.

Niestety obejrzałem dzisiaj festiwal chaosu. Liczba prostych błędów technicznych była zastraszająca. To one rozdawały karty, to one decydowały, w którą stronę pójdzie mecz. Na marginesie, może to jest wyznacznik dobrej piłki: kiedy o wyniku przesądzają umiejętności, a nie ich brak?

Reklama

Lech zasłużył na zwycięstwo, ale żaden z graczy „Kolejorza” nie dał poznańskiej drużynie tak wiele, co Malarz, który swoim kuriozalnym wyjściem sprokurował czerwoną kartkę i podarował jakże kosztowny w skutkach rzut wolny. Bramka Kucharczyka – jeden z defensorów tak się dał przelobować, że nie uszłoby to płazem na w-fie w podstawówce, a co dopiero mówić o takiej scence podczas meczu Ekstraklasy. Natomiast tylko dzięki temu komediowemu lobowi Kucharczyk miał dość czasu, żeby oddać znakomity strzał. I tak to się kręciło. Ten nie wywrócił się dość mocno, by zawalić gola, ten podał niedokładnie, ale nie na tyle niedokładnie, by poszła w drugą stronę zabójcza kontra.

Największą zasługą Lecha jest to, że wykorzystał prezenty. I nie mam zamiaru tego nie doceniać: to też jest coś, w futbolu wcale nie jest o to łatwo. Lechici potrafili ten chaos nieco nagiąć do własnych celów, tak jak to miało miejsce przy otwierającej bramce. Kuriozum kolejki doprowadziło do rzutu wolnego, ale już gol to czyste piłkarskie umiejętności Douglasa. W Kwestii „Kolejorza” nie zamierzam wysnuwać daleko idących wniosków – za wiele razy widziałem, jak rozbijali rywala, by potem wywrócić się na najprostszej przeszkodzie. Może złapią wiatr w żagle, może to zwycięstwo więcej da im pod względem mentalnym niż pod względem punktów w tabeli Ekstraklasy. Zaskoczą, będą grali teraz z większą werwą – futbol zna takie historie. Ale Lech zna też historie bez happy endu, gdzie duże wygrane, zamiast dodać paliwa, były marnotrawione.

Co do Legii, to na Łazienkowskiej muszą przestać cieszyć się, że szklanka jest do połowy pełna. Zachłystywać się finansową stabilnością, największymi w Polsce możliwościami transferowymi, szeregiem sukcesów marketingowych i tak dalej, i tak dalej. Bo te atuty błyskawicznie zmieniają się w zarzuty, gdy piłkarze dają ciała. Bo skoro jest tak dobrze, skoro niczego nie brakuje, skoro liga niby taka przeciętna i generalnie jest tak świetnie, że aż otwarcie opowiada się o chęci zdominowania rozgrywek na lata, to jak wytłumaczyć tak beznadziejną formę?

Leszek Milewski

Najnowsze

Niemcy

Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Antoni Figlewicz
1
Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Felietony i blogi

1 liga

Młoda Stal Rzeszów zaskoczyła 1. ligę. Zub: Trzeba było powalczyć o docenienie

Szymon Janczyk
13
Młoda Stal Rzeszów zaskoczyła 1. ligę. Zub: Trzeba było powalczyć o docenienie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...