– Nie wiem, czy zostanę w Polsce, czy wyjadę za granicę – może jestem trochę ryzykantem, niektórzy woleliby już wszystko wiedzieć, ale jak poczekam i zobaczę, co się zdarzy. Wierzę, że jest szansa na spokojne znalezienie dobrego klubu, zwłaszcza z kartą na ręku – mówi w krótkiej rozmowie z Weszło Mateusz Piątkowski. Najlepszy strzelec ligi, który po kilku tygodniach banicji poza składem Jagiellonii spektakularnie powrócił na boiska Ekstraklasy. W sobotę dwukrotnie w pięknym stylu pokonał bramkarza Górnika Łęczna.
Michał Probierz pogratulował?
– Powiedział parę słów – że cieszy się, że w taki sposób wszedłem do zespołu i to wszystko. Zresztą, ja wcale pochwał nie oczekiwał i ich nie potrzebuję.
Ale podejrzewam, że oba sobotnie gole bez problemu zmieściłyby się w rankingu najładniejszych, które kiedykolwiek strzeliłeś.
– Rankingu nie prowadzę, ale faktycznie – zwłaszcza takie, jak ten pierwszy, przytrafiają mi się rzadko. Pamiętam mecz jeszcze w Górniku Polkowice, przeciwko Ruchowi Radzionków, gdzie udało mi się uderzyć w podobny sposób, ale tam odległość od bramki była zdecydowanie mniejsza. Te dwa sobotnie gole były niewątpliwie niezwykłej urody. Drugi na pewno trochę łatwiejszy do powtórzenia. Gdybym miał w treningu oddać dziesięć takich strzał głową, część piłek pewnie by wpadła tam, gdzie trzeba…
I okazało się, że maską Zorro nie przeszkadza. Choć zawodnicy różnie mówią – niektórzy najchętniej rzuciliby ją w kąt, zdjęli jak najszybciej.
– Jeśli chodzi o widoczność, nie ma żadnego problemu. Lekki dyskomfort jest tylko w związku z tym, że coś w ogóle ma się na twarzy, ale zdążyłem już przywyknąć. Mam w niej zagrać jeszcze w następnym meczu z Podbeskidziem. Później są dwa tygodnie przerwy na kadrę, w ciągu których wszystko z moim nosem powinno wrócić do porządku.
Ten zabieg był konieczny tu i teraz?
– Gdybym się uparł, pewnie mógłbym to przełożyć w czasie, ale po ostatnim złamaniu nosa lekarze twierdzili, że trzeba zrobić repozycję kości. Czuję już lekką poprawę. Wcześniej zwłaszcza przy różnych przeziębieniach drożność nosa była kiepska.
Musisz przyznać, że te ostatnie tygodnie układały się przedziwnie – najskuteczniejszy napastnik Ekstraklasy wypada zupełnie poza kadrę zespołu, za chwilę wraca i to w spektakularnym stylu…
– Była we mnie duża złość – nie ukrywam. Zwłaszcza kiedy to wszystko było jeszcze świeże. Musiałem sobie uświadomić, że pewne sprawy są poza mną, nie mam na nie wpływu, szkoda nerwów, że trzeba robić swoje. Cieszę się, że w końcu znów po mnie sięgnięto i dano możliwość powrotu do drużyny. No i że ta sytuacja nie wywołała we mnie jakiejś negatywnej frustracji, tylko przełożyłem ją na sportową złość.
Kiedy zostałeś odsunięty od składu, w mediach funkcjonowałeś jako ten, który się obraził, który ma jakiś problem, naciska na transfer…
– Było to przedstawiane bardzo jednostronnie. Zwłaszcza jedna z gazet pokazywała sprawy dość stronniczo, nawet nie próbując zapytać mnie o zdanie – ale nie chcę teraz odreagowywać i pokazywać, że moje jest na wierzchu. Zupełnie mi to niepotrzebne.
Miałeś możliwość wyrażenia swojego zdania, nie skorzystałeś.
– Bo w czym by pomogły wówczas jakieś przepychanki słowne? W niczym. Najwyżej dałoby to chwilowy upust zgorzknieniu, które wtedy we mnie siedziało. Prędzej czy później – jak to się mówi – prawda i tak zwycięży. Dziś nie ma się czym zajmować.
Obraziłeś się na Michała Probierza?
– Nie, absolutnie. Ja się na nikogo nie obrażam.
A Michał Probierz na ciebie?
– Nie sądzę. Trener ma swoją wizję zespołu, ja też jestem zawodnikiem o silnym charakterze, ale koniec końców to w jego kadencji strzelam najwięcej bramek…
Z drugiej strony, uciekło ci trochę minut, dzięki którym mógłbyś przybliżyć się do korony króla strzelców. Są realne podstawy, by zacząć o niej myśleć.
– Uciekły fajne mecze, dla których się gra, trenuje i przygotowuje. Legia na wyjeździe, mecz ze Śląskiem, nawet ten u siebie z Koroną, gdzie mieliśmy pełne trybuny. W takie dni można sprzedać wszystko, co się ma najlepszego. Ja tej możliwości nie dostałem, ale to już jest historia. Trzeba się koncentrować na tym, co przed nami.
Kalkulujesz w takim razie z kim powalczysz o koronę? Paixao, Brożek, Sa, Wilczek, Kuświk?
– Ani trochę. Cenię tych chłopaków, część z nich znam trochę lepiej. Ale nie zastanawiam się nad tym, ani nie chcę też przesadnie zachwalać konkurencji. Wiem, że z każdym z nich mogę wygrać tę rywalizację.
Kamil Wilczek, który jest w podobnej sytuacji – też kończy mu się kontrakt, jest w czołówce strzelców – parę dni temu opowiadał nam, że każdy mecz postrzega teraz jako szansę pokazania się. A każdą nieobecność w składzie traktuje jak stratę, moment, który może mu zaszkodzić.
– Zdaję sobie sprawę, że najbliższe tygodnie będą dla mnie ważne, ale nie chcę nakładać na siebie takiej presji. Wolę czerpać radość z tego, co robię. W piłce bywa tak, że jeden tydzień, sytuacja, jeden dzień mogą wszystko zmienić…
Przekonałeś się o tym latem?
– Niby tak, ale przecież miałem z Jagiellonią ważny, dwuletni kontrakt, prawda? Podpisując go, wiedziałem na co się decyduję, więc trudno bym się teraz burzył, że go realizuję. Pojawiły się pewne propozycje. Jestem ambitnym zawodnikiem, jeśli mogę sobie polepszyć sytuację w życiu, to chętnie bym skorzystał, ale szanuję to, że obowiązuje mnie umowa. Prezesi muszą wyrazić zgodę na moje odejście. Latem tego nie zrobili i nie mam do nich o to pretensji – mieli pełne prawo.
Zgrzyt jednak się pojawił…
– Niepotrzebne grzebanie w przeszłości. Gramy dalej.
Trener Probierz w mediach zdejmuje z was presję, mówi o walce o utrzymanie, nawet kiedy jesteście na podium. Wiadomo, że to trochę teatr. A jak jest w szatni? Tam zmienia gadkę – wymaga i ciśnie?
– Mówiąc o utrzymaniu, próbuje zdjąć z nas presję, ale zdajemy sobie sprawę, że niedługo będzie już ciężko składać takie deklaracje, bo zaczną brzmieć komicznie. W szatni wymaga i stawia oczekiwania. Skoro zawiesiliśmy sobie poprzeczkę wysoko, to teraz trzeba próbować ją pokonać. Osobiście, widzę szanse na puchary.
A czy jest w takim razie szansa, że one będą cię dotyczyć? Prowadzisz w ogóle rozmowy na temat nowego kontraktu? Czy nie ma tematu?
– Miałem od Jagiellonii propozycję, jeszcze na początku roku. Ja też przedstawiłem swoje oczekiwania i gdzieś w międzyczasie wszystko się rozmyło. Rozmowy ucichły, ale odcinam się, że odejdę na sto procent. Nie znam swojej przyszłości.
Tematy transferowe, które były aktualne zimą, mogą wrócić?
– Piłka nożna nie lubi próżni. Nie wiem. Nie mam pojęcia, czy ktoś tam będzie czekał, ale ogólnie jestem bardzo spokojny. Jeśli tylko zdrowie dopisze do końca sezonu, to dam sobie radę. Nie wiem, czy zostanę w Polsce, czy wyjadę za granicę – może jestem trochę ryzykantem, niektórzy woleliby już wszystko wiedzieć, ale jak poczekam i zobaczę, co się zdarzy. Wierzę, że jest szansa na spokojne znalezienie dobrego klubu.
Rozmawiał Paweł Muzyka