Reklama

Historia Andresa Escobara i siedmiu śmiertelnych strzałów

redakcja

Autor:redakcja

13 marca 2015, 11:36 • 2 min czytania 0 komentarzy

Pierwszy? Samobój na mistrzostwach świata w 1994 roku. Sześć kolejnych to już robota Humberto Muñoza Castro. Gol, gol, gol – miał krzyczeć po oddaniu każdego z nich. Były to strzały śmiertelne. Kara narkotykowych gangów za jeden nieszczęśliwy wślizg, bo na Kolumbię postawili grubą kasę. Tak zakończyło się życie Andresa Escobara, który dziś obchodziłby 48. urodziny.

Historia Andresa Escobara i siedmiu śmiertelnych strzałów

Przed mundialem w Kolumbii panowała gigantyczna radość. Tak samo wielka była presja, bo mieli naprawdę niezłą paczkę. Asprilla, Rincon, Valderrama… Niektórzy typowali ich nawet do wygrania całej imprezy. Przez kwalifikacje przebrnęli jak tornado, bez porażki, tracąc zaledwie dwa gole. Z reprezentacji Argentyny zrobili ścierę, wygrywając 5:0 na wyjeździe. Jeszcze lepsze humory były po losowaniu grup. Kolumbia trafiła na gospodarzy z USA, Szwajcarię i Rumunię, czyli generalnie – z ich punktu widzenia – reprezentacje, których nie pokonanie byłoby blamażem.

Pierwszy mecz z Rumunią? 1:3. Konsternacja i nerwówka. Kolejny mecz z USA miał być tym o życie. Albo wóz, albo przewóz. Przegrana oznaczała odpadnięcie równoznaczne z kompletną klęską i katastrofą. Przegrali 1:2, a hektolitry pomyj spadły właśnie na Escobara. Strzelca samobójczej bramki. Ostatni mecz i wygrana ze Szwajcarią miały wymiar co najwyżej jednorazowej chusteczki do wysmarkania nosa i otarcia łez. Był bez znaczenia, jak to się ładnie mówi „o honor”. Jak nie trudno się domyślić, atmosfera wokół kadry była pogrzebowa. Dosłownie. Piłkarzom grożono śmiercią. Traktowano to z przymrużeniem oka. Aż do tej pamiętnej nocy.

To było sześć dni od ostatniego meczu Kolumbii na mundialu. Escobar wybrał się ze znajomymi na miasto, do jednego z nocnych klubów. Około trzeciej nad ranem stał samotnie na parkingu. Podjechał samochód, wysiadło z niego kilku podejrzanych typów. Wyrzucali mu samobójczą bramkę. Nazwali to hańbą i splamieniem honoru całego kraju. Zaczęli się kłócić. W pewnym momencie jeden z nich – Humberto Muñoz Castro, ochroniarz jednego z narkotykowych bossów – wyjął broń i oddał sześć celnych strzałów, krzycząc „gol”. 27-letni Escobar został przewieziony do szpitala, ale nic nie dało się zrobić. Niecałą godzinę później zmarł.

Reklama

Co działo się później? Lament, rozpacz. Pogrzeb na 120 tysięcy ludzi, odsłonięcie pomnika. Dla zabójcy kara wieloletniego więzienia, w którym jednak sprawował się na tyle dobrze, że już od kilku lat jest na wolności. Na niedługo po zakończeniu mistrzostw jedna z gazet poprosiła Escobara o krótki felieton. Dosłownie kilka słów. Zakończył go zdaniem:

„Do zobaczenia wkrótce, ponieważ życie nie kończy się w tym miejscu”.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...