ńCzy Smuda mógł zajechać drużynę fizycznie, jak mu się ostatnio zarzuca? Czym tym razem zaskoczył nas Tadeusz Pawłowski i dlaczego znów w czasie konferencji prasowej? Co od dawna nie zmienia się w postawie Cracovii? Albo co cieszy nas wiosną w postawie Filipa Starzyńskiego? Zapraszamy na dziesięć szybkich, luźnych wniosków po 23. kolejce ligowej.
1. Od kilku dni, siłą rzeczy, wszyscy o Wiśle i Smudzie. O Stiliciu, który nie asystuje, o Brożku, który nie nie strzela… Tak, o tym też będzie, za chwilę. Najpierw o Brożku, ale tym z Piasta.
Piotrek, jako ten znacznie mniej wygadany, mniej spektakularny w boiskowych osiągach, zawsze zostawał w cieniu brata, to jasne. Ale przecież nie tak wcale dawno to naprawdę był PIŁKARZ. Przymierzany do kadry, ścisła ligowa czołówka na lewej obronie. Mało kto już pamięta. Kiedy Brożkowie i Głowacki wracali do Polski z Trabzonu, przekonywali, że był okres, kiedy Piotrek był tam w formie niemal życiowej. Do dziś musimy wierzyć na słowo, bo od momentu powrotu oglądamy nie piłkarza, lecz… Coś w rodzaju zmierzchu piłkarza. Samobój z derbów z Górnikiem nie jest tu jedynym dowodem, najwyżej symbolem.
2. Co do Smudy, któremu ostatnio zarzucano między innymi, że zajechał drużynę i że jak zwykle po przerwie zimowej nie potrafił odpalić, przypomniała nam się pewna drobnostka…
Konkretnie fragment „Wrzutki do Brożka” i pytanie czytelnika: czym różnią się metody Smudy teraz i kiedyś (w kadrze, przed Euro 2012)? Brożek odpowiada: „Jedyna różnica polega na tym, że wtedy miał ludzi od przygotowania fizycznego, a teraz robi wszystko samemu”. Kiedy pada pytanie czy to lepiej, czy gorzej, Brożek na dłuższą chwilę zawiesza głos, jednoznacznie przewraca oczami, w końcu mówi:
„Trenujemy ciężko. Oby w lidze przyniosło to efekt”. Umiejętność czytania między wierszami wskazana. A może to tylko przypadek, że sam Brożek wygląda póki co jak ociężała szkapa.
3. No to jeszcze ostatnie zdanie o Wiśle i koniec na dzisiaj. Bardziej uważni kibice pamiętają pewnie w jakich okolicznościach krakowianom przed rokiem udało się przegrać w Warszawie pięcioma golami. Wisła była wyraźnie bez formy (chociaż tydzień wcześniej dla niepoznaki wygrała 5:0 z Pogonią). Ze składu wypadli jej dwaj solidni obrońcy, od początku musieli zagrać Czekaj z Nalepą. Skończyło się laniem. 5:0.
Tym razem nie dość, że drużyna w podobnym dołku jak wtedy, świeżo po zwolnieniu trenera, to jeszcze w Warszawie nie zagrają Głowacki i Sadlok. Bez względu na to, kim będą zastępcy, wiślacy powinni zahaczyć o Częstochowę po drodze. Najlepiej z intencją, by Berg zapomniał o Dudzie, bo z nim na boisku Legia zyskuje tyle, ile Wisła traci bez „Głowy”. Jakieś 30 procent.
4. Nie po raz pierwszy zaskoczył nas Tadeusz Pawłowski. Najbardziej lubimy, kiedy imponuje nosem trenerskim, ale tym razem – niestety, znów zrobił to w czasie konferencji prasowej. Po porażce 1:3 z Legią dwukrotnie szczerze pogratulował swoim piłkarzom i spuentował, że jego drużyna w odstępie trzech dni zagrała dwa dobre spotkania. Niestety oba przegrane.
Co tak się Teddy’emu spodobało? Bo nam – może poza dyspozycją Grajciara i Hateleya – niewiele. Słabo boki obrony, szczególnie Pawelec, zupełnie bez jakości Flavio Paixao, jego brat też zresztą bez zęba. W efekcie druga domowa porażka z kolei… I brawa na koniec.
Jakby rywalem był co najmniej Manchester United.
Wybaczcie, że wygląda to na najbardziej nierozsądne zdanie, jakie pojawiło się na Weszło w tym roku. To prawda, klub – trup podniósł się z kolan i walczy. Przyglądamy się z uwagą wszystkim nowym nabytkom i po raz pierwszy, w czwartym wiosennym meczu dopiero, wyłowiliśmy wreszcie perełkę. Białorusin Ivan Majewskij nie odpuścił w Krakowie żadnej piłki, walczył, siekał i rąbał. Dobrze, gdyby zdarzało się częściej, bo on już z samej fizjonomii wygląda jak typowy defensywny pomocnik.
Rumak mówił przed startem rundy: „Obecny Zawisza to mój autorski zespół” i na dziś trzeba mu oddać, że go zaskakująco sprawnie posklejał.
6. Z kolejki na kolejkę zmienia się całe nasze spojrzenie na strefę spadkową. Jeśli zdobyte punkty zetniemy o połowę, co czeka nas zresztą za parę tygodni, okaże się jedno wygrane spotkanie i nawet ostatnia drużyna tabeli może się z tej strefy wygrzebać. Krótko mówiąc: zabawa zaczyna się prawie od nowa. Może zdarzyć się wszystko. Zawiszy jeszcze warto się przyjrzeć, ale na przykład Korona zupełnie nie wygląda nam dziś na zespół, który mógłby z Ekstraklasy wylecieć.
Nie zdziwimy się, jeśli na koniec w potężnych opałach znajdą się Ruch albo Cracovia. A nawet Bełchatów, który – podkreślamy – od połowy listopada wygrał tylko jedno spotkanie.
7. Niezmiernie cieszy nas – bo my naprawdę lubimy oglądać dobrych, a nie słabych piłkarzy – że z kolan powoli podnosi się Filip Starzyński. Jesienią był taki okres, że moglibyśmy mu zarezerwować stałą miejscówkę w jedenastce badziewiaków kolejki. Niewielu piłkarzom dwa tygodnie z rzędu udało się dostać od nas notę 1 – a jemu i owszem. Na szczęście ostatnio jest progres. Nie tylko w ostatniej kolejce, gdzie zagrał bajecznie z Kuświkiem przy bramce dla Ruchu, ale już od początku rundy.
Zaliczył jedno słabe spotkanie na cztery. Nieźle, jak na nasze ligowe standardy.
8. Bartłomiej Babiarz – on też w ten weekend, dzięki pięknej bramce, zasłużył na słowa pochwały. Tym bardziej, że zbiera je rzadko. Bo to jeden z tych piłkarzy, którzy mogliby w tej lidze grać, grać i grać (Babiarz właśnie przekroczył 50 występów), a na koniec gdyby przyniósł wam pizzę to nie mielibyście pojęcia, że piłkarz. Szaraczek, pracuś od czarnej roboty, chociaż – umówmy się – bardzo poprawny zawodnik. Nie dobry, poprawny. Suma not z tego sezonu identyczna jak Łukasza Surmy. Tylko, właśnie, nie to samo nazwisko.
9. W postawie Cracovii niezmienne są ostatnimi czasy tylko dwie rzeczy – kiepskie wyniki i zdolność Miroslava Covilo do wygrywania absolutnie wszystkich pojedynków główkowych. Chyba tylko dwa razy w kilku ostatnich latach mieliśmy to samo uczucie, że chcielibyśmy zobaczyć danego piłkarza Pasów w innej, silniejszej drużynie. Dziś czujemy to oglądając dwójkę Budziński – Covilo, a kiedyś podobnie myśleliśmy o Burundyjczyku Saidim. Ten niestety nigdzie, poza Turcją na koniec, nie odszedł i z czasem był tylko słabszy, słabszy i słabszy… Szkoda gdyby tamtych też to spotkało.
10. Na koniec jeszcze jedno zdziwienie, chociaż wraca ono do nas już od kilku tygodni. Słowo dajemy, że kiedy w Śląsku Wrocław wybuchła afera z braćmi Gikiewiczami i Patrikiem Mrazem, nie postawilibyśmy nawet centa na to, że Słowak zaistnieje jeszcze w tej lidze. Raz – że przyklejoną łatkę nie tak łatwo odkleić, dwa – że też we Wrocławiu nigdy nie pokazał się z takiej strony, by się miano o niego zabijać.
Wrócił na pół roku na Słowację, później pograł w barwach Łęcznej w pierwszej lidze i dziś śmiało można powiedzieć, że jest jej czołowym piłkarzem. Średnia not Weszło – 5,52, druga w drużynie. Do tego trzy gole i pięć asyst, co jest drugim, po Brzyskim, najlepszym wynikiem pośród obrońców.
PS Jako że jedyny znany większości z was Babiarz to ciągle Przemysław, na fotce tytułowej – a jakże – Bartłomiej Babiarz z Chorzowa.