Jego nazwisko pojawiało się w różnych zestawieniach. W 2004 roku Pele umieścił je wśród 125 najlepszych żyjących piłkarzy. Z kolei The Times wśród najgorszych transferów w historii Premier League (w podobnych rankingach pojawia się niemal zawsze). Najlepszy i najgorszy. W ramach cyklu kartka z kalendarza wspominamy Juana Sebastiana Verona, który dziś dołączył do grona czterdziestolatków. Piłkarza o dwóch twarzach, który mimo niewątpliwego talentu, zawsze dzielił kibiców na dwie, często wojujące ze sobą, grupy.
– On you go. I’m no fucking talking to you. He’s a fucking great player. Yous are fucking idiots – to jeden z najbardziej pamiętanych cytatów sir Aleksa Fergusona. Doskonałym piłkarzem jest oczywiście Veron, a idiotami wszyscy ci, którzy chcą jego doskonałość podważać. W tym wypadku robili to dziennikarze. Mieli solidne podstawy. Kosztował 42 miliony, a drużynie nie dawał zbyt wiele.
Tylko zaczął genialnie. Już w drugim miesiącu pobytu na Old Trafford zgarnął statuetkę dla najlepszego piłkarza całej ligi. Trzy gole zdobyte w pierwszych siedmiu meczach na angielskich boiskach pozwalały mieć nadzieję, że Ferguson znów to zrobił. Że znów trafił w środek tarczy.
Jak się później okazało, nie trafił. Niektórzy twierdzą, że nie trafił również w dziewiątkę, ósemkę, siódemkę i tak dalej. Że ten strzał po prostu minął tarczę. Veron ma w CV mistrzostwo Anglii z Czerwonymi Diabłami, ale – w przeciwieństwie do kolegów z zespołu – nie błyszczał. W pierwszym sezonie jego postawę próbowano tłumaczyć „ciężkim okresem aklimatyzacji na Wyspach”. Jest to jednak wymówka z krótkim terminem ważności. Nie można było jej użyć w trakcie kolejnego roku, w którym dobrze grał tylko w fazie grupowej Ligi Mistrzów, w meczach przeciwko Maccabi Hajfa czy Olympiakosowi. W międzyczasie był jeszcze mundial, na który pojechał w roli kapitana reprezentacji Argentyny. Piłkarze dowodzeni przez Marcelo Bielsę nie wyszli nawet z grupy.
Chelsea, kolejny przystanek. 21 milionów. Manchester United odzyskał połowę zainwestowanej kwoty. Chelsea mogła sobie pozwolić na taką szczodrość. Inwestycje w klub właśnie rozpoczął Roman Abramowicz. Na dzień dobry dał Claudio Ranieriemu 120 milionów na transfery. 1/6 tej kwoty, zainwestowana w Verona, została wyrzucona w błoto. Ledwie siedem spotkań w Premier League. Mourinho, który przejął stery po Ranierim, nie widział dla niego miejsca w składzie.
Wrócił do Włoch, został wypożyczony do Interu. Na Półwyspie Apenińskim był kimś. Każdy młody kibic Lazio (a wcześniej Sampdorii i Parmy) miał jego plakat na łóżkiem. Szczególnie miło muszą go wspominać w stolicy Włoch. Na przełomie wieków poprowadził Lazio do zdobycia dubletu.
Spójrzmy na prywatną gablotę tego sympatycznego łysola. Wspomniane mistrzostwo Anglii, cztery Puchary i dwa Superpuchary Włoch, dwa mistrzostwa tego kraju (to z Interem wygrane przy zielonym stoliku), Puchar UEFA, Superpuchar Europy, Copa Libertadores, dwa tytuły w argentyńskiej Primera Division.
Bez dwóch zdań, nie można zarzucić mu, że wygrał mało. Ale czy jest piłkarzem w pełni spełnionym? Teoretycznie miał wszystko, by takim zostać. Od warunków fizycznych, przez wizję gry, po zabójcze podania i strzały z dystansu. Chyba powinien wycisnąć z tego więcej, również na polu reprezentacyjnym.
Za dużo wątpliwości, by stawiać mu pomniki.