Reklama

“Wmówić sobie, że nic się nie dzieje”. Maraton Śląska i Legii

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 marca 2015, 10:50 • 3 min czytania 0 komentarzy

– Musimy wmówić sobie, że nic się nie dzieje i ruszamy do boju – mówi Tadeusz Pawłowski. Przed nami interesująca ligowa niedziela. Do Wrocławia znów przyjeżdża Legia. Leszek Ojrzyński – po trzech kolejnych porażkach w Kielcach – po raz pierwszy przyjmuje u siebie Koronę. Ta z kolei ma szansę zbliżyć się na jeden punkt do strefy mistrzowskiej. 

“Wmówić sobie, że nic się nie dzieje”. Maraton Śląska i Legii

Legia Warszawa – Śląsk Wrocław

Zapowiadaliśmy i relacjonowaliśmy ten mecz po dwa razy w ostatnich tygodniach, więc wybaczcie – nie będziemy się dziś silić na odkrywanie Ameryki na nowo. Mówiąc o samym Pucharze Polski – nie były to spotkania, które mogły oczarować, rzucić na kolana swoim niesamowitym poziomem, ale dały jednak gwarancję, że granica przyzwoitości w to niedzielne popołudnie też zostanie osiągnięta.

Podstawowe pytanie brzmi: czy przygotowanie fizyczne i szerokość kadr obu zespołów odegrają dziś rolę? Po 120 minutach dość wyniszczającej walki o awans.

– My jesteśmy gotowi – zapowiada Henning Berg. Choć trudno, żeby akurat on powiedział cokolwiek innego, zwłaszcza w kontekście liczby piłkarzy których ma do wyboru.

Reklama

Sami typujemy, że Legia zagra w składzie bliskim optymalnego. Na pewno będzie to bardziej „Legia I” niż „Legia II”, nawet jeśli na przedmeczowej konferencji prasowej padło hasło nt. „możliwości pewnej rotacji”. Do składu zapewne wrócą Ivica Vrdoljak i Jakub Rzeźniczak, którzy w czwartkowym meczu nie grali. W większym wymiarze powinien pojawić się Żyro. Być może Broź oraz Brzyski.

Śląsk tych możliwości ma stosunkowo niewiele.

Całonocna podróż, 120 minut gry, karne, dużo emocji, bardzo, bardzo dobry przeciwnik – Tadeusz Pawłowski wylicza czynniki, które mogłyby wskazywać na problemy jego piłkarzy. Ale zaraz dodaje „ja lubiłem, kiedy dużo się grało… Bo się mało trenowało”.

Musimy wmówić sobie, że nic się nie dzieje i ruszamy do boju”. Pierwszy raz po tym, jak Jagiellonii udało się przerwać świetną passę wrocławian bez domowej porażki.

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Korona Kielce

Reklama

Ruszą do boju, oj, ruszą na pewno piłkarze Podbeskidzia.

Pan Bujok (klik) raczej nie będzie miał tym razem okazji opowiadać o biblijnym miłosierdziu i kółkach różańcowych, bo Leszek Ojrzyński może go nie dopuścić do głosu.

Zdaje się, że od kiedy przeniósł się z Kielc do Bielska-Białej, ani razu jeszcze z Koroną nie wygrał. Zwyciężał na przykład czterokrotnie nad Legią, ale z Koroną za każdym razem szło jak po grudzie. Inna rzecz, że dopiero dziś, po raz pierwszy od października 2013, będzie miał okazję przyjąć swoich byłych piłkarzy na własnym boisku. Do tej pory trzy razy z rzędu grał w Kielcach.

Nie bardzo wyobrażaliśmy to sobie jesienią, ale gdybyśmy mieli wskazywać drużynę, która nas obecnie bardziej przekonuje piłkarsko, byliby to goście. Podbeskidzie zrobiło się dosyć nijakie, czego o podopiecznych Tarasiewicza powiedzieć nie można. Sytuacja w tabeli zmienia się błyskawicznie. Minęło kilka kolejek i nagle Korona ma szansę zbliżyć się na dystans jednego punktu do strefy mistrzowskiej.

Utkwił nam w pamięci dość charakterystyczny mecz z Lechem, w którym przegrywając już 0:2, wyrównała i przerwała fatalne pasmo porażek. Gdyby ułożyć tabelę od wtedy, policzyć punkty za 11 następnych kolejek, kielczanie byliby na trzecim miejscu w tabeli – za Lechem i Legią. To wiele mówi o tym, jak ich należy dzisiaj postrzegać.

Dodajmy na koniec, że nurtuje nas też kilka kwestii kadrowych. Czy do bramki – już prawie z emerytury – wróci Richard Zajac? Jak w meczu z byłym klubem pokaże się Maciej Korzym i na ile pozwoli mu obrona Korony? Przemeblowana, bez Dejmka. Nawet jeśli nie brzmi to jak strata…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...