Reklama

Piłkarz miesiąca. Gwiazdy Bundesligi przejmują ranking!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

04 marca 2015, 14:09 • 11 min czytania 0 komentarzy

Na początku lutego obiecaliśmy wam pewien cykliczny ranking, a mianowicie: dwudziestu najlepszych piłkarzy miesiąca. Daliśmy słowo, więc pora się wywiązać. Czas wyróżnić największych kozaków lutego. Miesiąc najkrótszy ze wszystkich, ale działo się co niemiara. Wróciła Ekstraklasa Wróciła Liga Mistrzów, pierwsze drużyny pożegnały się z Ligą Europy, w Anglii rozstrzygnięto walkę o pierwsze trofeum, a piłkarze Bundesligi rozkręcili się na całego. No właśnie, liga niemiecka. W zeszłym miesiącu odbyła się ledwie jedna kolejka, symbolicznie wyróżniliśmy miejscem w rankingu tylko Kevina de Bruyne. A teraz? Naprawdę silna reprezentacja z niemieckich boisk.

Piłkarz miesiąca. Gwiazdy Bundesligi przejmują ranking!

Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak ubolewamy nad faktem, że ranking nie jest z gumy. Żałujemy, bo na przykład – zdradzając część rozstrzygnięć – udałoby nam się wtedy zmieścić w nim piłkarzy Valencii i/lub Arsenalu (byli mocni kandydaci). Można by docenić gwiazdy ligi portugalskiej, które – znów – przepadły na ostatniej prostej. Może znalazłoby się też miejsce dla zdolnego Daniele Ruganiego z Empoli? Takich dylematów mieliśmy więcej, ale koniec narzekania. Dwudziestka to dwudziestka, nie ma przebacz. Creme de la creme.

Ostatecznie po godzinach kłótni poprzedzonych dokładną analizą, tajnych głosowaniach i jawnych zamieszkach (albo odwrotnie) doszliśmy do konsensusu. Efekty poniżej.

W lutym obchodził dopiero dwudzieste drugie urodziny, co uczcił świetną formą. Najbardziej dał się zauważyć podczas meczu Arsenalu z Monaco, bo to właśnie w tym starciu Kondogbia otworzył wynik, dając sygnał, że Kanonierów nie trzeba się bać. Klub z Ligue 1 przeszedł też do kolejnej fazy Pucharu Francji. Owszem, w lidze Monaco miewa problemy ze strzelaniem goli. Jednak drużyna Jardima notorycznie zakłada rywalom kaganiec (ledwie jedna stracona bramka w lutym), w czym wielka zasługa również Kondogbii.

Reklama

Glik, Glik, Glik. Polak zaliczył kolejny świetny miesiąc w barwach Torino, więc i dla niego znalazło się u nas miejsce. Już w styczniu rozważaliśmy jego kandydaturę, ale ostatecznie postawiliśmy na Bonucciego z Juve. Szczerze? Trochę obawialiśmy się również, że zarzucicie nam wpychanie rodaka na siłę.

Tym razem mamy to gdzieś. Glik jest jednym z najskuteczniejszych obrońców w najsilniejszych europejskich ligach, zasłużył. Pisząc „najskuteczniejszy”, nie mamy na myśli tylko strzelania goli, o czym ostatnio jest bardzo głośno, chodzi również o grę obronną. Polak strzelił zwycięską bramkę w prestiżowym meczu z Napoli i walnie przyczynił się do niespodzianki, którą Torino sprawiło w Lidze Europy. Mało? W każdym meczu popisywał się serią kluczowych odbiorów. W ostatnich tygodniach Torino jest jedną z najlepszych włoskich drużyn, a czołową postacią zespołu jest nie kto inny, jak Kamil Glik. Fakty.

Nie kojarzycie? Macie prawo. Argentyńczyk do tej pory strzelał głównie w niższych ligach francuskich. Wszystkie czołowe kluby Ligue 1 miały w poprzednim miesiącu problemy, wszystkie regularnie gubiły punkty. Między innymi za sprawą rewelacyjnej formy Caen. Sala i spółka potrafili wyrwać PSG remis na Parc des Princes (choć przegrywali już 0:2) i ograć Marsylię na Velodrome (też przegrywając  już 0:2, co za ekipa!). Emiliano ma w tym ogromne zasługi: cztery gole, dwie asysty, trafianie do siatek uznanych rywali – to bilans jego „życiówki”.

Reklama

KhWTRBv

Hiszpan nie miał w Turynie najlepszego początku, krytykowano go zwłaszcza za brak skuteczności. Jednak luty w jego wykonaniu zadowolił chyba nawet najbardziej wybrednych kibiców Juventusu. Morata strzelał kluczowe bramki, dołożył do nich asysty, a w każdym meczu był jednym z najbardziej wyróżniających się graczy Bianconerich. Po prostu było widać, że Hiszpan daje z siebie wszystko, nie tylko pod bramką rywali, ale także w defensywie.

Morata błysnął zwłaszcza w Lidze Mistrzów. W meczu z Borussią Dortmund wychowanek Realu Madryt miał udział przy obu bramkach dla Juventusu i to właśnie dzięki niemu kibice Juve mogą uważać się za faworytów do zwycięstwa w tym dwumeczu.

City bez dwóch zdań miewało lepsze miesiące, ale do Kuna nikt pretensji mieć nie może. To on był jednym z głównych dowodzących rozbicia Stoke, to on zarządzał demontażem Newcastle. Prestiżowe porażki z Liverpoolem i Barceloną? Owszem, bolesne. Ale w obu potyczkach Aguero był bodaj najlepszym graczem The Citizens, zabrakło mu wsparcia kolegów, sam góry przenieść nie mógł.

Egipcjanin dopiero w lutym pojawił się na boiskach Serie A i musimy przyznać, że zaliczył prawdziwe wejście smoka. Łącznie zagrał 360 minut i w tym czasie swoimi bramkami oraz asystą dał Fiorentinie zwycięstwa nad Sassuolo i Interem Mediolan, remis z Torino, a także walnie przyczynił się do wyeliminowania z Ligi Europy Tottenhamu. Aż trudno uwierzyć, że w 2011 roku nie chciał go ściągnąć do Legii Marek Jóźwiak.

Szybkość, drybling, wykończenie, aktywność – wszystko to było w tym miesiącu domeną Salaha. Jeśli Egipcjanin utrzyma obecną formę, to spokojnie zapełni lukę, która powstała po tym, jak Fiorentina sprzedała do Chelsea Juana Cuadrado.

Tym razem nie mogło go zabraknąć… No dobra, przesadziliśmy: mogło. Miesiąc zaczął się dla niego beznadziejnie. Zaległy mecz z Sevillą obejrzał z trybun, bo musiał odcierpieć karę za styczniowe grzeszki, a na spotkanie z Atletico nie dojechał, podobnie jak cały Real. Ale później wrócił. Rano, w zapowiedziach Ligi Mistrzów, dziennikarze pisali o jego kryzysie, a wieczorem Ronaldo sieknął brameczkę i dołożył asystę. Lubimy takie riposty.

Podobnie jak w swoich najlepszych miesiącach w zeszłym roku, ładuje z każdej pozycji. Różnica jest taka, że nie wpada aż tak wiele jak wtedy. Na razie. Jak zacznie, to ścisła czołówka gwarantowana. Strata do Messiego jest już zbyt duża? Spokojnie, to trochę tak jak z ich rywalizacją o Trofeo Pichichi – w grudniu nawet nie pomyślelibyście, że Leo zniweluje dzielący ich dystans do trzech bramek. A tak się stało. Podobnie może być u nas. Za chwilę ten, który dziś goni, może uciekać.

Już w styczniu rozważaliśmy jego kandydaturę. Kto przynajmniej raz widział go w akcji, zapewne potwierdzi: gość ma nieziemski potencjał. Villarreal to dla niego tylko stacja w podróży, metą zapewne będzie Madryt, Barcelona lub jeden z angielskich gigantów. Piszemy to z pełnym przekonaniem – Vietto nie może być „piłkarzem-efemerydą”, który za moment zgaśnie i zgnuśnieje gdzieś w średniej ekipie. W lidze w tym miesiącu tylko wchodził z ławki, Marcelino oszczędzał go na pucharowe granie. Opłaciło się. Z Barcą w Copa del Rey bramki nie strzelił, ale pracował solidnie. Za to z Ligi Europy niemal w pojedynkę wyeliminował Red Bull Salzburg.

Batman i Robin – słyszeliście to już. Robin to Reus, a Batman to on. Gabończyk dziś sprawia, że na chwilę w Dortmundzie zapominają o Robercie Lewandowskim i napastnikach, którzy do klubu trafili latem (Immobile i Ramos). Klopp kilkukrotnie próbował pomysłu z ustawieniem go na szpicy, z różnym skutkiem, ale wydaje się, że Aubameyang to przynajmniej do końca sezonu rozwiązanie problemów z przodu.

„Hurricane” nie przestaje zadziwiać. Media już dziś widzą w nim podstawowego napastnika reprezentacji Anglii. Niektórzy odpływają, mówiąc, że jest lepszy od Wayne’a Rooneya. Oczywista przesada, ale nie zmienia to faktu, że chłopak wyrósł jak spod ziemi i błyskawicznie znalazł się w gronie najlepszych “dziewiątek” w europejskiej piłce. Spójrzmy na ten miesiąc. Wygrał Kogutom prestiżowy mecz z Arsenalem, swoje zrobił w przegranym ostatecznie spotkaniu z Liverpoolem, uratował remis w meczu z West Ham United. W Lidze Europy wchodził z ławki, więc ciężko obarczać go winą za przegrany dwumecz z Fiorentiną. Miał też szansę na pierwsze trofeum, ale Chelsea w finale Pucharu Ligi była nie do ruszenia.

Zapamiętamy go głównie z tego, że walnął po widłach w meczu z Schalke, ale nie wypada nie docenić tego, jak prezentował się na przestrzeni całego miesiąca. Po nieudanych meczach piłkarze często mówią: staraliśmy się, biegaliśmy, walczyliśmy z całych sił! Właśnie takie słowa padły z ust Marcelo po spotkaniu z Villarreal. Jemu akurat wierzymy. Kursuje od jednego pola karnego do drugiego z prędkością TGV. Ratuje tyłki kolegom z obrony, a chwilę później sam dośrodkowuje piłkę w pole karne rywala. Maszyna.

W lutym świetnie radził sobie Inter Mediolan, który wygrał trzy mecze ligowe i awansował w Lidze Europy po wygranym dwumeczu z Celtikiem Glasgow. Wszystko to dzięki wybornej formie Fredy’ego Guarina, który w końcu gra tak, jak życzyliby sobie kibice. Kolumbijczyk wymiatał w defensywie, popisywał się asystami i pięknymi bramkami zdobywanymi po strzałach z dystansu.

Guarin w pojedynkę wygrał Nerazzurrim mecze z Palermo i Atalanta, a błyszczał zwłaszcza w spotkaniu przeciwko drużynie z Bergamo – miał wówczas udział przy wszystkich czterech bramkach dla Interu. Najważniejszy – i chyba także najpiękniejszy – był jego gol w rewanżu z Celtikiem, który przypieczętował awans do kolejnej rundy Ligi Europy.


To nie był udany początek roku ani dla niego, ani dla Borussii. Jeszcze na początku miesiąca BVB zebrała w czapę na własnym obiekcie od Augsburga. Ale potem wszyscy odżyli, na czele z Reusem. Człowiek-orkiestra, jak za najlepszych czasów: w wysokiej formie, z jedną (ale jaką!) asystą i pięcioma golami. To on pociągnął ten wózek we właściwym kierunku.

Dość długo trwało przeciąganie liny pomiędzy zwolennikami jego talentu a sceptykami, którzy twierdzą, że w Barcelona to nie miejsce dla niego. Ten pojedynek jeszcze się nie zakończył, ale dziś to ci drudzy są bliżej wpadnięcia do rowu z wodą. Suarez w tym miesiącu zamknął kilka gęb. Genialne nożyce z Levante, mistrzowski powrót do Anglii, gdzie w najważniejszym meczu miesiąca dla swojej drużyny przyćmił wszystkich oraz gol i asysta w miniony weekend z Granadą. Lucho zaciera ręce. Na początku lutego wysłał Urugwajczyka do psychologa, który swego czasu pomagał wrócić do formy Gerardowi Pique. Specjalista miał mu pomóc odzyskać „instynkt zabójcy”. Nie wiemy, ile sesji już miało miejsce, ale pan psycholog może chyba powoli wpisywać na karcie pacjenta: wyleczony.

Jose Mourinho powiedział ostatnio, że Serb jest jak ambitne zwierzę o wielkim sercu. I rzeczywiście, trudno o jego lepszą charakterystykę. Portugalczyk określił go też mianem jednego z najlepszych transferów w historii Chelsea. W morzu wydanych pieniędzy, niecałe 10 milionów funtów, które zapłacono za Serba, wygląda stosunkowo skromnie. Nie dość, że udanie broni dostępu do własnej bramki, to jeszcze strzela aż miło. Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, ma tyle samo goli co Kamil Glik. Sześć. Połowa tego dorobku pochodzi właśnie z lutego, a wszystkie z tych bramek miały wielką wagę. Pokonał bramkarza PSG w Lidze Mistrzów. Zdobył zwycięskiego gola w meczu z Aston Villą w lidze, a trafienie z Burnley pozwoliło zremisować z drużyną beniaminka. W tym miesiącu wygrał też Puchar Ligi Angielskiej. Facet jest nieoceniony.

Geniusz. Nawet nie jesteśmy w stanie stwierdzić, ile razy słyszeliśmy to określenie pod jego adresem. Wszystko dlatego, że takiego króla asyst nie mieliśmy na boiskach dość dawno. W tym sezonie na wszystkich trzech frontach uzbierał ich już dziewiętnaście, czyli asystował częściej niż raz na dwa mecze. I to wciąż tylko w Wolfsburgu – zespole, w którym jesienią w ataku pojawiał się Bendtner, Olić lub Dost (a nie był to ten sam gość, co dziś). De Bruyne w roli dyrygenta i piłkarza, wokół którego toczy się cała gra, wygląda świetnie. Dla niektórych z nas: najlepszy obecnie piłkarz w Bundeslidze.

Real Madryt interesował się nim już, kiedy miał piętnaście lat. Nie zdziwimy się, jeśli za rok czy dwa historia zatoczy koło i Coutinho rzeczywiście trafi do Hiszpanii, bo umiejętności ma ponadprzeciętne. Angielskie media się nad nim rozpływają. Do tej pory mówiono, że jest zbyt efekciarski. Że jego triki i zwody są super, ale tak naprawdę nie ma z nich pożytku dla drużyny. W meczu z Manchesterem City, zdobywając przepiękną bramkę, po raz kolejny potwierdził, że jest w wielkiej formie. A w Interze rwą włosy z głów.


Pisanie o Messim – wbrew pozorom – nie jest łatwe, bo ludzka kreatywność ma swoje granice i zaczyna brakować określeń, by opowiadać o jego wyczynach. Nie może być inaczej, wszak niedługo zabraknie też rekordów, które Messi mógłby pobić. W listopadzie uporał się z tym należącym do Telmo Zarry i został najlepszym strzelcem w historii ligi hiszpańskiej. W lutym natomiast zdetronizował Luisa Figo – już nie tylko zdobył najwięcej goli, ale również zanotował najwięcej asyst w dziejach La Liga.

Miał w tym miesiącu momenty słabsze. Mecz z Malagą? Nieobecny nieusprawiedliwiony. Z Manchesterem City grał swoje, był wielki, ale w końcówce powinien zakończyć ten dwumecz. Nie wykorzystał karnego, zepsuł również dobitkę. Jednak może to i lepiej, że od czasu do czasu przypomina wszystkim, że jest tylko człowiekiem. Oglądając popisy Argentyńczyka w tym miesiącu, kilka razy mieliśmy poważne wątpliwości co do jego prawdziwego pochodzenia.

Jeśli ktokolwiek ma mu za złe, że czasem woli akcję wykończyć sam, niż poszukać kolegów, że czasem faktycznie jest egoistą, niech spojrzy w liczby. W minionym miesiącu siedem bramek plus pięć asyst. Co więcej, dwa z tych ostatnich podań powędrowały do Roberta Lewandowskiego – to taka informacja dla powtarzających, że Holender nie lubi Polaka i celowo wybiera każdą możliwość, byle nie podać Lewemu. Zresztą, ten, który tak tych asyst rzekomo nie lubi, z samym Paderborn zanotował trzy. Robben to niewątpliwie postać numer 1 Bayernu w tym szalonym miesiącu, przy wynikach 8:0, 6:0 (na wyjeździe) i 4:1. Spytajcie Pawła Olkowskiego, któremu w Monachium trafiła się lewa obrona.

Maszyna. Maszyna, która nie ma dość. Dopiero co wyśmiewany, wskazywany jako przykład, jak niewiele znaczą gole Milika w Eredivisie – on też strzelał seriami, przekraczał barierę trzydziestu w sezonie, doszedł do 35 trafień, a samemu Excelsiorowi załadował pięć sztuk. Przed startem rundy wiosennej zgodnie stwierdziliśmy z Radosławem Gilewiczem, że to nie jest gość, który zapewni w ataku Wolfsburga jakąkolwiek jakość, że nie da gwarancji piętnastu goli w roku… A w tym roku strzelił już ich trzynaście, w samym lutym – jedenaście. Średnia z tego miesiąca: 1,57 bramki na spotkanie. Ze Sportingiem w dwumeczu rozprawił się właściwie sam, zdobywając dwa gole, w Leverkusen też wygrał niemal w pojedynkę, do czego potrzebował aż czterech goli.

A przecież Bayer to wcale nie ogórki… No, maszyna!

No i generalka. Pozmieniało się trochę, prawda? Tylko czterech piłkarzy utrzymało się w rankingu (jeśli nie pamiętacie, kogo oklaskiwaliśmy w styczniu, to w tym miejscu możecie nadrobić zaległości). I dobrze, o to w tej zabawie chodzi, dzięki niej poznamy piłkarza, który utrzymywał najrówniejszą formę przez cały rok. Do zobaczenia na początku kwietnia!

BMfR54F

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...