Sytuacja jest co najmniej groteskowa. Pierwsza liga od lat łączy się z pewnymi wymaganiami. Jednym z nich, podstawowym jest to, że… trzeba mieć stadion. Widzew Łódź stadionu nie ma i teraz nie wiadomo, co z nim począć. Działacze klubu wymyślili sobie, że zagrają gdzieś na wsi, gdzie ktoś postawił dwie bramki i trybunę. Lecz to niestety za mało, aby spełnić pierwszoligowe wymogi.
Komisja Licencyjna grzmiała: tu zagrać nie możecie! A Widzew na to: możemy, możemy!
Po jakimś czasie…
Komisja Licencyjna grzmiała: tu zagrać nie możecie! A Widzew na to: możemy, możemy!
I tak sobie dyskutowali w najlepsze. 7 marca Widzew ma rozegrać pierwszy mecz w 2015 roku. Oczywiście – tam na wsi, w Byczynie. Komisja na to: no raczej nie! A Widzew: no raczej tak! Trwa czeski film. Łódzki klub, wiedząc, że wymagań na czas nie spełni, załatwił u wojewody, by ten obiekt po prostu zamknął.
No i teraz wyobrażamy sobie, że Komisja Ligi jest w kropce. Ewidentnie ktoś sobie z niej kpi – to jedno. Ale jest też druga strona medalu – skoro stadion został przez wojewodę zamknięty (i to z automatu każdy stadion, na którym chciałby zagrać Widzew, więc przeniesienie spotkania nic nie da), to po co komu wymogi dotyczące pojemności czy sektora gości? Cacek zrobił szach-mat, o ile ktoś w Komisji Licencyjnej się nie wkurzy i nie rzuci mu figurami w twarz.
Decyzja ma zapaść w piątek, co dodatkowo jest idiotyczne, bo przecież Sandecja nie jest niczemu winna i powinna wiedzieć wcześniej, czy sobotni mecz wyjazdowy z Widzewem dojdzie do skutku i czy ma gdzieś jechać, czy może jednak nie… PZPN grozi w tym momencie karą – albo zawieszeniem licencji/walkowerem, jeśli obiekt okaże się doszczętnym kartofliskiem, albo jakąś mniejszą sankcją w postaci grzywny, jeśli obiekt okaże się kartofliskiem tylko częściowo.
Naszym zdaniem jednak doprowadzenie do sytuacji, w której na dzień przed pierwszym meczem wiosny rywale Widzewa będą siedzieć na walizkach z odpalonym GPS-em w poszukiwaniu miejsca na mapie Polski, gdzie łaskawie zdecyduje się podjąć ich łódzki klub jest kompromitacją tamtejszych władz. A co za tym idzie – kompromitacją całych rozgrywek pierwszej ligi. Na to zaś PZPN oka przymykać po prostu nie powinien.
Fot.Kartofliska.pl