Poraziła nas dzisiaj informacja podana przez łódzki oddział sport.pl. Dziennikarze z tej strony dotarli bowiem do decyzji, która dla całego województwa łódzkiego oznacza początek wielkiego rozwoju i potężnego prosperity. Otóż okazało się, że wojewoda Jolanta Chełmińska poza swoimi niezaprzeczalnymi kompetencjami z dziedziny zarządzania ludźmi i regionem, posiada także dar… przewidywania przyszłości.
Spójrzmy bowiem na sytuację Widzewa. Co w ich przypadku jest dzisiaj pewne, poza Ligą Mistrzów w sezonie 2016/17? Nie wiadomo, gdzie będą grali. Nie do końca wiadomo, czym będą grali. Nie jest jasne, kto ich obejrzy i gdzie. Najpoważniejszą niewiadomą wydaje się ten stadion – zespół poszukujący nowego domu na czas budowy nowego obiektu przy al. Piłsudskiego był już kojarzony z obiektami SMS-u, MKS-u Kutno, Concordii Piotrków Trybunalski i jeszcze kilkoma innymi. Zawsze coś nie pasowało – a to Sylwestrowi Cackowi, a to miejscowym działaczom i politykom, jeszcze kiedy indziej PZPN-owi.
Na razie najbardziej prawdopodobny jest wariant z Byczyną, czyli kameralnym obiektem pod Poddębicami w województwie łódzkim. Oficjalnych i pewnych decyzji jednak nie ma. Poza jedną. Prosto od wojewody łódzkiej, która… stwierdziła, że zamyka stadion na pierwszy mecz, gdziekolwiek Widzew zdecyduje się grać.
Zamknięcie ma być karą za wrzucenie rac na murawę podczas pożegnania ze starym obiektem na finiszu rundy jesiennej. Nie ma co dyskutować – kara się należy, sęk w tym, że… wojewoda nie do końca ogarnęła swoją rolę w całym zamieszaniu. Do jej praw należy bowiem – co powtarzaliśmy już z tysiąc razy – wyłącznie prewencja. Zamykanie stadionu, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że impreza masowa na jego terenie nie będzie odpowiednio zabezpieczona. Ba, bylibyśmy w stanie przyklasną decyzji o zamknięciu stadionu w Byczynie – w końcu nietrudno sobie wyobrazić, że widzewiacy zaczynają rundę z przytupem, od rzucenia rac na murawę swojego nowego obiektu.
W tym momencie jednak, gdy nie jest jasne, gdzie zagra Widzew, o jakiejkolwiek prewencji nie może być mowy. Jeśli Widzew – czysto teoretycznie – wybrałby grę na boisku więziennym pod czujnym okiem kamer i strażników, wojewoda wciąż trzymałaby się swojej decyzji o prewencyjnym zamknięciu? Jasne, to sprowadzanie sprawy do absurdu, ale w tym momencie tak to wygląda – wojewoda jeszcze nie wie co, jeszcze nie wie gdzie, ale już wie, że będzie niebezpiecznie i bandycko.
Moglibyśmy się cieszyć, że dość ważny polityk ważnego regionu ma zdolność przewidywania przyszłości. Naszym zdaniem jednak, po raz kolejny kompromituje ideę “prewencyjnego” zamykania stadionów, które rodzimi politycy cynicznie wykorzystują jako karę i bicz. Jeśli faktycznie chcą mieć do dyspozycji taki pejcz – niech zmienią sobie prawo przyznając politykom kompetencje Komisji Ligi i PZPN-owskiego Wydziału Dyscypliny. Ale w tym momencie, ośmieszając ustalone przez siebie reguły, ośmieszają również swój urząd, swoją partię i swoich zwierzchników.