Reklama

Lech zaprosił na koncert, ale rozegrał tylko połówkę

redakcja

Autor:redakcja

22 lutego 2015, 18:37 • 3 min czytania 0 komentarzy

– Mam to gdzieś, czy przegramy 0:2, czy 0:4 – cytat z Marka Zieńczuka w przerwie to najlepsze podsumowanie pierwszej połowy meczu Lecha z Ruchem. Do przerwy – różnica klas. Tak wręcz powinny wyglądać starcia drużyny walczącej o mistrza z potencjalnym spadkowiczem. Nie wystawianie drugiego składu, kombinowanie i liczenie na prześlizgnięcie się, tylko wejście na boisko z buta i rozklepanie rywala. Gdyby Lech potrafił tak grać – powiedzmy – w trzech meczach na cztery, to byłby dziś najefektowniejszą polską drużyną. Ale dziś zagrał tylko połówkę. Potem już tylko odliczał do końca. Momentami – to na końcu tekstu – w sposób wręcz niegodny.

Lech zaprosił na koncert, ale rozegrał tylko połówkę

Jaki jest powód tego braku powtarzalności? Dlaczego „Kolejorz” nie potrafi częściej pokazywać tak atrakcyjnej piłki? Problem pewnie tkwi w nastawieniu. Weźmy dzisiejszy skład – do Poznania przyjeżdża potencjalny outsider. Co – mimo kilku kontuzji – robi Skorża? Wypuszcza nominalnego napastnika (Sadajew), na bok obrony przywraca świetnego w ataku, a kiepskiego w defensywie Douglasa, natomiast na środek – i tutaj warto się zatrzymać – wystawia nie kogoś, kto ma odpowiadać za murarkę czy ubezpieczanie Trałki (super występ!), tylko 18-letniego Serafina. Chłopaka nie tylko kreatywnego, ale przede wszystkim odważnego. Ilu było przeciętniaków, którzy bali się choć raz zaryzykować? Tutaj mamy początek meczu, Serafin dostaje piłkę na środku i daje takiego crossa do Lovrencsicsa, że Grodzicki – który za moment nie upilnuje Sadajewa – nie będzie się w stanie odkręcić przez dobrych kilkadziesiąt minut. Podręcznik.

Podręcznik mieliśmy też przy golu na 2:0. Sadajew, Kędziora, Hamalainen i nie ma czego zbierać. Akcja rozegrana w tak prosty, a zarazem efektowny sposób, że nawet Czeczen – zawodnik momentami dość ograniczony – zaczął w tej ekipie wyglądać na inteligentnego piłkarza. Gdyby jeszcze Kamiński zebrał się do karnego, jak do karnego, a nie jak na spacer z dziewczyną po molo, to Lech zaliczyłby kompletną pierwszą połowę. Potem “Kolejorz” wyhamował, ale i „Kamyka” nie chcemy przesadnie krytykować, bo od dłuższego czasu skutecznie walczy o miano niezłego ligowego stopera. O Kędziorze już nawet nie wspominamy – o tym, że to kozak, wie już każdy kibic Ekstraklasy. W tym konkretnym momencie trzecie miejsce wśród polskich prawych obrońców – za Piszczkiem i Olkowskim.

Reklama

Lecha z pierwszej połowy można tego chwalić. Wynik – zaledwie 2:1 – może tego nie potwierdza, ale – biorąc pod uwagę kontuzje Linetty’ego, Jevticia i Buricia – a przede wszystkim grę, na “Kolejorza” patrzyło się z dużą przyjemnością. Wiele mówi sama pomeczowa grafika – żaden z zawodników jedenastki nie zszedł poniżej szóstki, a taki Sadajew – co do niego niepodobne – zapisał sobie gola, kluczowe podanie, wywalczenie karnego i 698 odbiorów. Na równym poziomie zagrał też Ruch. Poza Putnockym (drugi bardzo dobry występ!) i Zieńczukiem, wszyscy co najwyżej przeciętnie. Ale na co liczyć, gdy Stawarczyk z Grodzickim mają powstrzymywać Hamalainena, Pawłowskiego i Lovrencsicsa? Co najwyżej na gola z karnego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...