Reklama

Bezzębne popołudnie. Z wielkim trudem ugryzł tylko Kosznik

redakcja

Autor:redakcja

21 lutego 2015, 19:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie będziemy owijać w bawełnę – w Gdańsku spodziewaliśmy się masakry. W ostatniej kolejce w grze Lechii było widać zalążki stylu i krystalizującego się kolektywu. A kiedy miał nastąpić big bang, jeśli nie w starciu z ostatnią drużyną ligi? Piłkarze Jerzego Brzęczka, choć próbowali dość ambitnie, zostali jednak ostatecznie zneutralizowani. Zawisza wciąż nie potrafi strzelać, ale przynajmniej nauczył się skutecznie bronić. Też coś, ale jeszcze się taki zespół nie pojawił, który wielopunktową stratę odrobiłby bezbramkowymi remisami.

Bezzębne popołudnie. Z wielkim trudem ugryzł tylko Kosznik

Jeśli mając poważne aspiracje nie potrafisz strzelić gola ostatniemu w tabeli, do tego na własnym stadionie, to imperialne plany trzeba chyba chwilowo odłożyć. Prób było całe mnóstwo. Grzelczak, a jakże, z woleja. Nawet dwa razy. Mila chciał urwać ciosem karate, a Wojtkowiak składał do nożyc. Nic z tego, bo na drodze albo zawodników, albo piłki, stawali przede wszystkim Andre Micael i Luka Marić. Ta dwójka zagrała dziś naprawdę niemal bezbłędnie. Na trudnym terenie, przeciwko teoretycznie lepszemu przeciwnikowi. Klasa. To są gracze, wokół których można budować defensywę.

Zawiedliśmy się natomiast na Lechii. Zarówno jako całości, jak i konkretnych zawodnikach. Jakiś nieswój był Mila. Wojtkowiak i Wawrzyniak sporo dawali w obronie, ale nie kwapili się do wypraw pod pole karne Zawiszy, co przecież w poprzedniej kolejce funkcjonowało wybornie. Beznadziejnie zagrał też Colak, który w pojedynkach ze stoperami Zawiszy – czy to fizycznymi, czy powietrznymi – wyglądał jak anorektyk przy kulturystach. Lechia przeważała, Lechia próbowała, ale brakowało jej konkretów. Poza błyskami Grzelczaka, nie była dziś w stanie pokazać wiele więcej w kluczowej strefie.

Na ile to wpływ murawy? Będziemy ostatnimi do szukania tanich usprawiedliwień, ale jasne jest, że łatwiej się bronić na kartoflisku, a właśnie takie mają na PGE Arena. Kilka razy graczom zdarzały się dzisiaj kiksy, po których już ostrzyliśmy język do szyderki, a na zbliżeniu było widać – no tak, dziura w ziemi, co poradzisz?

***

Reklama

Równolegle toczyły się górnicze derby – jak to ujął komentujący je Wojciech Jagoda, czyli jeden z tych meczów, o których napisanie więcej niż czterech akapitów wydaje się absolutną starą czasu (zarówno piszącego, jak i czytelników). Po pierwszej połowie zastanawialiśmy się czy i z tymi czterema to nie przesada, bo NC+ do skrótów zdołało wyciąć dosłownie jedną sytuację, a kondycja obu Górników była mniej więcej na poziomie kondycji polskich kopalni.

Łęczna przez cały mecz sprawiała wrażenie drużyny, która bardziej stara się gola nie stracić niż go strzelić i w efekcie nie tworzyła żadnych klarownych sytuacji. Nowak jak tylko odzyskał piłkę, zagrywał ją daleko za plecy Razulisa, któremu chyba ani razu nie udało się do niej dobiec lub jej opanować.

Górnik Zabrze wyszedł do gry jak przed tygodniem, czyli bez Skrzypczaka, za to z Łuczakiem w ataku. Długo nie przynosiło to żadnego rezultatu. To znaczy – zabrzanie ciągle byli tą przeważającą stroną, ale ze skutecznością zdecydowanie na bakier. Zanim strzelili pierwszego i jedynego gola w tym spotkaniu, powinni ustrzelić jeszcze dwa inne. Najpierw Iwan, który spudłował po świetnym dośrodkowaniu Kosznika. A dokładnie jak na inaugurację rundy, miał dużo miejsca i wystarczyło celniej przyłożyć głowę. Później precyzji wyraźnie zabrakło też Gergelowi, choć sytuację miał jeszcze bardziej klarowną, po kolejnej centrze.

Przez większość czasu ten mecz był demonstracją wszystkiego, co złe, denerwujące i nieciekawe w polskiej piłce. Duet Warzycha – Dankowski miał jednak nosa wpuszczając na boisko Jeża, bo ten zaraz po wejściu odegrał jedną z kluczowych ról. Łęczna straciła gola po własnym rzucie rożnym. Czyli mówiąc obrazowo – miał być wpierdol, a wyszedł wpierdol w drugą stronę. Piłkę stracił Josu. Łuczak świetnie zagrał w kierunku Jeża, ten pociągnął szybką kontrę i wyłożył piłkę na pustą bramkę Kosznikowi. Akcja – wzór. Chociaż jedna dzisiaj…

R5yiNj1lechia

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...