Reklama

Stomil bez prezesa. „Zobaczycie, teraz znajdą się pieniądze”

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 lutego 2015, 20:30 • 6 min czytania 0 komentarzy

Stomil Olsztyn był rewelacją jesieni w rozgrywkach I ligi. Wielu ekspertów (w tym również i my) przed sezonem wskazywało tę drużynę jako jednego z głównych kandydatów do spadku, a mimo to podopieczni Mirosława Jabłońskiego wykręcili bardzo przyzwoity wynik (piąte miejsce w tabeli, osiem punktów straty do podium). Wydawało się, że sytuacja w Olsztynie się normalizuje i powoli sprzątany jest bałagan organizacyjny, zostawiony po poprzednich władzach. Wydawało się…

Stomil bez prezesa. „Zobaczycie, teraz znajdą się pieniądze”

W styczniu umowę wypowiedział główny sponsor klubu, jego władze złożyły wniosek o upadłość, a piłkarze przerwali treningi. W pewnym momencie pod znakiem zapytania stanęło to, czy olsztyńska drużyna w ogóle przystąpi do rundy rewanżowej. W skrócie: pomieszanie z poplątaniem. Wczoraj z funkcji prezesa zrezygnował Robert Kiłdanowicz i to właśnie z nim porozmawialiśmy o problemach pierwszoligowej drużyny.

Niecałe dwa miesiące temu pojawił się u nas wywiad z panem. Bardzo entuzjastyczny. Padało w nim nawet hasło: Ekstraklasa.

No cóż. Wiedząc o tym, jakie okoliczności nam towarzyszą, ten awans pozwalałby rozwiązać wszystkie problemy. Po tym, co zobaczyłem na boisku tej jesieni, podchodziłem do tej wizji zdecydowanie bardziej optymistycznie, niż zanim zaczynałem tu pracę, czyli w czerwcu zeszłego roku. Jednak o czym mówimy? Ja od grudnia w ogóle nie miałem możliwości zając się sprawami sportowymi, bo cały czas pisałem sprostowania do sprostowań i wyjaśnienia do wyjaśnień. Drugi raz z rzędu mamy totalnie zdezorganizowany okres przygotowawczy.

Zapytam wprost, bo pewnie wiele osób tak to odbiera. Ucieka pan z tonącego okrętu?

Reklama

Ile jest osób, tyle będzie opinii i ideologii dorabianej do mojej rezygnacji. Powiem tak: moje odejście służy znormalizowaniu sytuacji klubu do czerwca. Jestem przekonany, że gdy mnie nie będzie już w Stomilu, pieniądze na jego funkcjonowanie się znajdą. Jego wielkie zadłużenie – 500 tysięcy złotych, bo tyle wynosiło ono w momencie składania wniosku o upadłość układową – czyli mniej więcej koszt przebudowy dwóch kanalizacji ściekowych w mieście Olsztyn, nie będzie problemem.

Naprawdę pan w to wierzy?

Uważam, że moja dymisja da tym chłopakom możliwość zabezpieczenia siebie i swoich rodzin do czerwca. Naprawdę chylę przed nimi czoła. Podobnie jak przed sztabem szkoleniowym i wszystkimi pracownikami, którzy wykonywali swoją robotę i osiągali rezultaty ponad stan. Był pan kiedyś na stadionie w Olsztynie?

Miałem przyjemność, dość wątpliwą.

No widzi pan. A my zrobiliśmy świetny wynik, jak na możliwości które posiadałem. Jesień zagrałem za 1.1 miliona, nie mając w czerwcu w ogóle drużyny. W ogóle! Trzeba było ja tworzyć od nowa.

Z czego wynika cały ten bałagan, którego byliśmy świadkami w ostatnich tygodniach?

Reklama

Tak naprawdę trwało to od 1. lipca, w ostatnim czasie mieliśmy jedynie kumulację. Miasto Olsztyn jest takim miejscem, a nie innym. Są dwie możliwości: albo moja osoba nie pasowała samorządowi lokalnemu i prezydentowi miasta, albo nie jest on w ogóle zainteresowany wspieraniem pierwszoligowego klubu, co jest ewenementem na skalę krajową. Z takim stadionem na poziomie pierwszej ligi ciężko jest namówić potencjalnego sponsora, już nie mówię nawet o inwestorze, na jakąkolwiek współpracę. Nie byłem wyposażony w odpowiednie instrumenty. Brakowało mi wsparcia, pozytywnego spojrzenia.

No to konkretnie – komu w Olsztynie przeszkadzał Kiłdanowicz?

Dowodów nie mam, ale myślę, że samorządowi lokalnemu w szerokim tego słowa znaczeniu.

Wróćmy do chronologii wydarzeń. Na początku stycznia dowiedzieliście się o wycofaniu się sponsora. Były wcześniej jakieś niepokojące sygnały?

Sygnały… Sponsor skorzystał z prawa do trzymiesięcznego wypowiedzenia, które posiadał na mocy umowy. Nie zawierało ono żadnego uzasadnienia. Jednak jeśli sponsor przedstawia teraz inną wersję przyczyn zerwania współpracy niż na początku, to jaka jest jego wiarygodność?

Jego przedstawiciel zarzucił wam w mediach brak transparentności w działaniu.

Nie tylko. Brak transparentności, brak woli współpracy, nie wywiązywanie się z obowiązków i zadań marketingowo-reklamowych. Zarzutów była cała litania. Wydaliśmy stosowne oświadczenie, w którym ustosunkowałem się do zarzutów sponsora strategicznego. Do każdej wersji, bo jak wspominałem – Galeria Warmińska przedstawiła kilka różnych. Oświadczenie znajduje się na naszej stronie internetowej i to true story, dotyczące tego problemu. Tam jest odpowiedź na wszystkie idiotyczne zarzuty, którą nie są warte funta kłaków. To był tylko pretekst. Bez pieniędzy nic nie da się zrobić, pomimo nadzwyczajnych umiejętności, po prostu nie dam rady. Doszedłem do wniosku, że jeśli ustąpię, środki się znajdą i zrobiłem to naprawdę z dużym przekonaniem.

Złożyliście wniosek o upadłość, próbowaliście przekształcić się w spółkę akcyjną. To była gra na czas?

Wniosek o upadłość to taka miękka poduszka dla dłużnika, bo pozwala zachować funkcjonowanie podmiotu przez jakiś czas. Miała dać tym chłopakom możliwość gry i jednocześnie pozwolić na wszelkie pertraktacje dotyczące redukcji długu. A przekształcenie w spółkę to próba znormalizowania tego bajzlu. Ale wie pan, jak to jest w polityce. Mówi się: jak nie wiadomo, co z tym fantem zrobić, to trzeba powołać zespół roboczy.

Takowy został powołany.

Dokładnie.

Prezydent Grzymowicz na swoim blogu zarzucił klubowi brak dokładnej koncepcji funkcjonowania klubu pod tą postacią.

Ale z kim ja miałem stworzyć tę spółkę? Sam ze sobą? Nie znam tych zarzutów. Może pan powtórzyć?

Chodzi o brak know-how, które leży w waszej gestii.

Ależ oczywiście, że my mamy odpowiednią wiedzę. To kolejne hasło, które pan prezydent powtarza jak mantrę, ale nie ma to nic wspólnego z prawdą. Ja bez problemu mogę założyć spółkę, ale bez kapitału to ja mogę sobie tę koncepcję wystukać w Excelu. Miasto ma odpowiednie instrumenty w ręku. Powinno zadeklarować: „chcemy przeznaczyć na ten cel milion” albo „chcemy przeznaczyć na to sto złotych”. I ja zaproponuję koncepcję. To tylko odwracanie kota ogonem.

Co z tajemniczym inwestorem, z którym pan negocjował?

Jeśli do inwestora od różnych ludzi docierają informacje, żeby nie robić żadnego dealu ze mną, to on zaczyna to sprawdzać. Jeśli w dodatku ten człowiek ma jakąś inwestycję w Olsztynie, to wiedząc o obstrukcji urzędniczej, która może spowolnić jego interesy, to sam bym się zastanawiał, czy na pewno warto zainwestować w klub.

Słyszałem, że była też inna możliwość pozyskania środków na funkcjonowanie klubu. Chodziło o sprzedaż dwóch czołowych piłkarzy.

Tak, była taka możliwość na początku stycznia. Miałem nawet ofertę ze Szwajcarii na Berezowskiego i Kowala, ale było to w momencie, gdy rozmawiałem z inwestorem. Słychać było, że jest zainteresowany rozwojem klubu i awansem. Jakie miałbym w niej argumenty, gdybym sprzedał dwóch najlepszych piłkarzy? Byłem trochę w potrzasku.

Co z piłkarzami z Ukrainy, którzy trafili do Olsztyna dzięki pana kontaktom menedżerskim?

Do czerwca zapewne zostaną. Tak będzie w zgodzie z moim sumieniem i etyką. Myślę, że tym razem nie będzie problemów z utrzymaniem, o które w ostatnich latach Stomil musiał rozpaczliwie walczyć.

Obiektywnie patrząc, pana pomysły sportowe – i zatrudnienie trenera, i transfery – wypaliły. Coś fajnego zaczęło powstawać w Olsztynie. Nie żal panu trochę tego wszystkiego?

Ogromnie mi szkoda, ale cóż ja mogę zrobić? Mam się kopać z koniem? Jestem chwilę przed obroną pracy doktorskiej, mam się czym zająć. Jeszcze jedna rzecz – kiedyś Fidel Castro podczas swojego procesu powiedział, że to historia go uniewinni. Ja mówię, że historia pokaże, kto w tym całym sporze wokół Stomilu miał rację.

Rozmawiał Mateusz Rokuszewski

Fot. Emil Marecki/stomil.olsztyn.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...