Dlaczego w Lechu zapowiada się ciekawa walka o miejsce na środku obrony? Czemu Górnik być może ma jednak napastnika? Z jakiego powodu po inauguracji wiosny szanujemy Wójcickiego? Czy szkoda nam bramkarza Śląska albo czemu Legia nie powinna przesadnie wierzyć w swe rezerwy? Zaczęliśmy nową rundę w Ekstraklasie. Każda z nich niesie za sobą wiele znaków zapytania, no i liczne wnioski, które później sama też weryfikuje. Dlatego na start – od nas 10 takich luźnych wniosków, które pchają się do głowy po ośmiu meczach otwarcia.
1. Lech nie wygrał z Pogonią. Kilkadziesiąt sekund i by nawet przegrał, ale w jednym Maciej Skorża oraz Piotr Rutkowski chyba mieli rację. Konkretnie – gdy mówili, że tym razem budują zespół od obrony. Tamas Kadar nie zagrał jeszcze w barwach Kolejorza ani razu, więc trudno żebyśmy się zachwycali tym, jak jego CV wygląda na papierze. Ale z Poznania płyną głosy, że wygląda – Kadar, nie CV – całkiem dobrze. A skoro tak, to znaczy, że w obronie Lecha czeka nas ciekawa rywalizacja. Kamiński na inaugurację zagrał bez zarzutu i generalnie od dawna występuje regularnie, a Arajuuri, poza tym że wreszcie okrzepł na swojej pozycji, zdobył nawet bramkę po dość niewiarygodnej szarży w ostatniej minucie. Do niedawna kibiców straszył z każdym miesiącem słabszy Wołąkiewicz, a teraz znak zapytania brzmi – kto z wymienionej trójki będzie musiał odpaść?
2. Jeśli było o Lechu – to słówko też o Legii, która naszym zdaniem udowadnia, że na dłuższą metę nie umiałaby walczyć rezerwami o czołowe miejsca w lidze. A niektórzy zdają się tak myśleć. Wiadomo, że były takie mecze, jak ten z Ruchem, kiedy do gry wyszli Kalinkowski, Bartczak, Szwoch, Ryczkowski i Ruch to spotkanie przegrał. Ale na inaugurację wiosny z Jagiellonią dojechali tak naprawdę tylko Sa i Malarz. Szeroka kadra – owszem. Duże pole manewru dla Berga – jak najbardziej. Ale niech nikt za szybko nie pomyśli, że samymi rezerwami Legia może innych rozstawiać po kątach, nie tak prędko.
3. Zastanawiamy się od wczoraj – czy Górnik ma tego napastnika, czy go jednak nie ma? Gdy widzieliśmy jak do gry wychodzi Łuczak, a Warzycha mówi, że w razie czego ofensywnym piłkarzem jest też Iwan, mocno obstawaliśmy przy opcji „nie ma”. No ale co zrobić teraz z tym Skrzypczakiem? Chłopakiem, który wszedł na boisko w 78. minucie, strzelił gola i był bliski asysty. Do tej pory regularnie trafiał w trzeciej lidze. Lat ma sporo, bo 24. Ale też przypominamy sobie, że i Zachara na początku to nie było żadne cudo, tylko… Jeden gol w szesnastu meczach. A my lubimy takie świeżynki, ciekawostki.
Może warto dać chłopakowi szansę?
4. A skoro jesteśmy przy dawaniu SZANSY… Nie widzimy zbyt wielu szans, że najbliższe miesiące będą pozytywnym okresem Cracovii. Pisaliśmy już, że bardzo wiele zależeć będzie od Budzińskiego i Pilarza – jeżeli ta dwójka złapie formę, “Pasy” stać na naprawdę wiele – tymczasem drużyna w pewnym momencie meczu ze Śląskiem przyjęła – przyznajemy – bardzo ciekawą taktykę. Jakby olała dokładnie wszystkie założenia i ultraofensywnie ruszyła do ataku. Być może powinna nawet wygrać, ale ona właśnie tak już ma. Non stop przyciąga niechlujstwo, niedokładność, indywidualne błędy. Cała Cracovia. Świetnie się to ogląda, ale długofalowy optymizm jednak ulatuje.
5. W piątek negatywnie zaskoczyli nas Stilić z Brożkiem. Dwaj czołowi zawodnicy ligi, którzy w inauguracyjnym meczu nie dali Wiśle ani grama jakości, zwłaszcza Bośniak. Co więcej, za moment okazało się, że to jakaś szersza, zorganizowana akcja. Największe gwiazdy ligi po prostu nie odpaliły. Piątkowski nie mógł, bo Probierz nawet nie zabrał go do autokaru. Mila zagrał przyzwoicie, ale jak na debiut i spełnienie marzeń, o których mówił przez całą zimę, to liczyliśmy na więcej. Obaj Paixao – zdecydowanie poniżej granicy poprawności. W sumie moglibyśmy tak wyliczać i na koniec dojść do wniosku, że z tych topowych nazwisk sprawy w swoje ręce wziął wyłącznie… Kuświk. Jakby przejął się tym, ile zimą mówiło się o zaciętej rywalizacji napastników Ruchu i jak rosną notowania Efira. Czy na pewno wzrosły?
6. Kogo nam po tej pierwszej kolejce odrobinę szkoda? Mariusza Pawełka. Tak się ostatnio jakoś składa, że na żadnej innej pozycji procent udanych debiutów w Ekstraklasie nie jest tak duży jak pośród bramkarzy. Do bramki Śląska wskoczył nagle 19-letni Jakub Wrąbel i chłopak na fantazji debiutanta zagrał absolutnie bez zarzutu. Tadeusz Pawłowski, chcąc być fair, stwierdził, że w takiej sytuacji nie wypada z Kuby rezygnować i wystawi go również w następnym meczu. Wrąbel musi dawać radę – inaczej żaden trener na taki „akt lojalności” z pewnością by się nie zdobył. Ale Pawełek w minionych miesiącach też w żadnym wypadku nie zawodził. Najpierw w podobny sposób, korzystając na urazie konkurenta, wygryzł Wojtka Pawłowskiego, teraz sam zostaje wygryziony.
7. W piątek z uwagą przyglądaliśmy się Zawiszy i jeśli ktoś szczególnie wpadł nam w oko, to… Jakub Wójcicki. Powiecie: co za nowość? Ano jednak nowość, bo tym razem zagrał i to bardzo dobrze na pozycji prawego obrońcy. Gdyby mu podliczyć wszystkie pozycje, na jakich zagrał w ostatnich miesiącach, to chyba doszlibyśmy do sześciu różnych miejsc na boisku. Był już skrzydłowym – lewym, prawym. Był obrońcą. Zdarzyło mu się grać w roli napastnika, pomocnika podwieszonego za napastnikiem, a także bardziej cofniętego rozgrywającego – gdy kontuzji doznawali Masłowski i Goulon. Człowiek orkiestra!
8. Generalnie, poza Zawiszą nie widzimy dziś w ligowej stawce ani jednego oczywistego spadkowicza… Zresztą, nie można wykluczyć, że i bydgoszczanie wiosną trochę się wydźwigną, ale poza nimi – ani jednego murowanego kandydata do wylotu z ligi. Korona może wiosną kontynuować proces wychodzenia z tarapatów, zaczęła go zresztą już jesienią. Więc kto? Cracovia, Ruch? Podbeskidzie? To też przecież nie drużyny, które w tej lidze zaczną nagle przegrywać notorycznie. Czujemy w kościach niezwykle wyrównaną walkę o utrzymanie do samego końca…
9. Miejsce w tabeli upoważniałoby do zamieszania w sprawy spadku również Lechii, ale dla nas – jej mecz z Wisłą był w tej kolejce jednym z najbardziej optymistycznych akcentów. Nie mamy żadnej satysfakcji z oglądania kolejnego klubu z problemami, marnującego własne możliwości. Dużo lepiej było zobaczyć trenera, który miał najwyraźniej wizję, jak tę zbieraninę poukładać, wzmocnić odpowiednimi transferami, a na koniec tknąć w ten zespół ducha. Jesienią na Lechię aż żal było patrzeć. Drużyna „każdy sobie”. Za to piątkowe obrazki po wygranej z Wisłą były budujące.
10. No i niech będzie, że to wciąż nie koniec pochwał. Chcemy wierzyć, że równie ciekawa drużyna rodzi się w Białymstoku. Wiadomo – innym kosztem. Z nie takim rozmachem i nie tymi nazwiskami w składzie. Ale jak się ogląda Jagiellonię, to naprawdę można dojść do wniosku, że tam coraz więcej spraw trzyma się kupy. Pomijając już zamieszanie wokół Piątkowskiego… Ale takie akcenty jak debiut Tarasovsa na środku obrony, bardzo dobry, jak Wasiluk radzący sobie na boku defensywy bez porównania lepiej niż na środku. Gajos w dużym gazie. Tuszyński, który niebawem poprawi swój strzelecki rekord z Lechii… Wojtek Kowalczyk kiedyś mocno przeszarżował widząc Jagiellonię nawet zamieszaną w walkę o mistrzostwo. Ale jednak ZESPÓŁ się buduje. Tylko Dzalamidze w swojej bezmyślności nieustannie udowadnia, dlaczego jeszcze nie gra w lepszym klubie.