Reklama

Berg poprosił o lanie. Jaga przystała i była dzisiaj znakomita!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 lutego 2015, 20:40 • 3 min czytania 0 komentarzy

Henning Berg po raz kolejny pokazał całym sobą: „nie będę spinał się na Jagiellonię, kiedy mam na głowie Ajax” i na inaugurację ligi wystawił taki skład, że część kibiców Legii tylko pokręciło głową. Dość powiedzieć, że za parę skrzydłowych robili Ryczkowski i Kosecki, a rola ofensywnego pomocnika przypadła Szwochowi. Krótko mówiąc: Norweg sam poprosił o lanie, a Jagiellonia była akurat w takim gazie, że nie trzeba było jej dwa razy namawiać. Chwilami za to można było się pomylić, kto tu jest naprawdę mistrzem Polski i na co dzień rządzi w lidze.

Berg poprosił o lanie. Jaga przystała i była dzisiaj znakomita!

Jak obserwujemy reakcje kibiców ze stolicy – czy im się ta taktyka podoba, czy są jej przeciwni – tak opinie ciągle są dość skrajne. Jagiellonia zrobiła jednak bardzo dużo, by uaktywnić zadeklarowany przeciwników. Pierwszy sygnał pt. „nie powinniście nas lekceważyć” wysłał Gajos. Huknął pięknie, nie do obrony, jakby chciał przypomnieć, że powołania do reprezentacji na Gruzję i Szwajcarię to ciągle nie wszystko, czego można po nim się spodziewać. Zwłaszcza, że wtedy Nawałka nie pozwolił zagrać.

Mniejsza o to, w 12. minucie było 0:1.

Liczyliśmy to kiedyś z czystej ciekawości i Jagiellonia jest najlepszą drużyną w całej Ekstraklasie, jeśli chodzi o czas w którym przebywa na prowadzeniu. Co to dokładnie oznacza? Ano tyle, że bardzo często jako pierwsza, we wczesnej fazie meczu, wychodzi na prowadzenie (nie udało jej się to zaledwie pięć razy) i zwykle tę przewagę utrzymuje. Dziś już w drugim kwadransie miała szansę idealnie sobie wszystko poukładać. Tuszyński uciekł fatalnie dysponowanemu Astizowi, który w akcie desperacji prawie zdjął mu spodenki. Sędzia podyktował jedenastkę, ale że Gajos strzelił kiepsko, to i Malarz mógł się cieszyć ze zrobienia w debiucie czegoś ekstra. Po raz pierwszy i ostatni zresztą.

Legia przed przerwą miała dwie okazje. Jedną dobrą, drugą bardzo dobrą. Za pierwszym razem Orlando Sa sam wypracował sobie pozycję, ale uderzył beznadziejnie. Za drugim wreszcie zobaczyliśmy coś pozytywnego w wykonaniu Koseckiego. Wykorzystał szybkość, dograł do Portugalczyka, ale Drągowski – jak jesienią – znów miał furę szczęścia, bo uratowała go poprzeczka.

Reklama

Pierwszą piłkę do wybronienia miał w 62. minucie, co też idealnie pokazuje, jak ten mecz przebiegał…

Co gorsza dla piłkarzy Legii – Jagiellonia prowadziła w tym momencie już 2:0. A mogła nawet wyżej, bo Dzalamidze tylko w jednej z trzech sytuacji zachował się jak należy. Wszystko zaczęło się zresztą od znakomitego podania z głębi pola – bez niego nie byłoby tej sytuacji, którą strzałem wykończył Tuszyński.

W drugiej połowie po stronie Legii mieliśmy już na boisku Masłowskiego, Kucharczyka i Saganowskiego, ale pochwały w dalszym ciągu należały się gościom. Pazdanowi, Gajosowi i Grzybowi, którzy opanowali środek pola, bardzo dobremu dziś Wasilukowi, czy nowemu w naszej lidze stoperowi Tarasovsowi.

Końcówka to już było absolutne szaleństwo z obu stron i dobre podsumowanie tego atrakcyjnego meczu. Najpierw – zupełnie niecodzienna sytuacja, w której Legia zdobyła kontaktową bramkę, ale w tej samej minucie straciła również zawodnika (Lewczuk, druga żółta kartka). Za moment łaskawa decyzja arbitra, który oszczędził Astiza, choć ten powinien dołączyć do Lewczuka i odpowiedź Jagiellonii. Trzeci gol, kiedy jeszcze niektórzy jej piłkarze dogadywali sędziemu. Znowu Gajos!

Jaga wygrała w pełni przekonująco, zasługując na duże brawa. Kibice Legii, którzy przyszli dziś na stadion w sile 20 tysięcy osób znów zostali z kilkoma pytaniami. Czy to jest ta Legia, którą chcieli dziś oglądać? Czy to ta, która ma zapełniać obiekt przy Łazienkowskiej?

PS Fotka tytułowa z szatni, jak po wygranym finale Ligi Mistrzów. Ale niech mają, dzisiaj zasłużyli!

Reklama

yO37B08 (1)

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...