Wprawdzie to tylko mecz kontrolny, ale na tle Dnipro Dniepropietrowsk Kosecki zaprezentował się tragicznie. Fakt, Legia jako drużyna wyglądała źle, ale on wyjątkowo. Nawet gdy zaliczył dobrą interwencję, odebrał piłkę, to za moment wszystko psuł, podejmował złe decyzje. Nic mu nie wychodziło. Kiedy decydował się na drybling, właściwie było wiadomo, że za chwilę straci piłkę. Nie miał żadnego atutu, nie potrafił nawet wykorzystać swojej szybkości. Prawdopodobnie rozegrał najgorszy mecz w karierze. Filigranowy pomocnik nie jest piłkarzem z bajki Henninga Berga – podsumowuje dzisiaj Fakt i Przegląd Sportowy. Zapraszamy na sobotni przegląd najciekawszych artykułów piłkarskich.
FAKT
Trzy piłkarskie strony dziś na łamach Faktu. Najpierw: młokos zawstydza Koseckiego.
Frustracja. Głowa chce, nogi nie niosą. Z każdą minutą jest coraz gorzej, a widoków na lepsze jutro nie ma. To dzisiejszy obraz Jakuba Koseckiego. 24-latek spada w hierarchii skrzydłowych Legii w ekspresowym tempie. Jeszcze półtora temu był jednym z tych zawodników, od których zaczynało się ustawianie składu, poprowadził drużynę do mistrzostwa Polski. Dziś jest daleko, już za 17-letnim Adamem Ryczkowskim, który przyćmił go na zgrupowaniu w Hiszpanii. Jeśli czegoś nie zmieni, o ile nie odejdzie do Lechii Gdańsk, to w tych najważniejszych spotkaniach legionistów może mieć problem…
Znamy jedenastkę Lecha na ligę – krzyczy dalej Fakt. I podaje, że w pierwszym meczu ligowym nie zagrają nowi piłkarze Kolejorza: David Holman i Tamas Kadar. Pierwszy póki co będzie pełnił rolę dżokera, a drugi zbyt późno dołączył do drużyny i musi nadrobić nieco czasu. Zanosi się na to, że między słupkami znów zobaczymy Macieja Gostomskiego, a w ataku Vojo Ubiparipa, a nie Zaura Sadajewa.
W ramkach:
– Piłkarze Ruchu dostaną milion za awans do ósemki
– Adam Marciniak wraca do treningów
– Michał Buchalik straci początek sezonu ligowego
– Przez półtora miesiąca nie pogra też Sergio Ramos.
Finał Pucharu Narodów Afryki w cieniu skandalu.
W czwartek wieczorem na Estadio de Malabo Gwinea Równikowa mierzyła się z Ghaną. Kiedy gola na 3:0 dla Czarnych Gwiazd zdobył Andrew Ayew (26 l.), miejscowi chuligani ruszyli do akcji. Najpierw zaatakowana została kilkusetosobowa grupa kibiców z Ghany, która musiała się salwować ucieczką na stadionową bieżnię. Z powodu wydarzeń na trybunach sędzia w 81. minucie przerwał spotkanie. Piłkarze przez prawie 40 minut na środku boiska czekali na decyzję grać czy nie. W międzyczasie nad stadionem latał helikopter, a policja użyła gazu łzawiącego. Na fanów z Ghany i w piłkarzy obu reprezentacji dalej leciały jednak plastikowe butelki z wodą i inne przedmioty. – Mamy szczęście, że nikt w tym zamieszaniu nie zginął, aczkolwiek duża liczba osób jest ranna z powodu rzucanych przedmiotów. To wszystko wyglądało jak wojenna strefa! Taki mecz powinna zabezpieczać policja i inne odpowiednie służby, a ja nie naliczyłem na stadionie nawet pięćdziesięciu policjantów – mówił BBC Kwesi Nyantakyi.
Fakt skrupulatnie donosi, że piłkarze Arsenalu nie wyciągnęli wniosków z tytoniowej wpadki Wojtka Szczęsnego. Tym razem zapalił Jack Wilshere. Fakt zastanawia się, co w tym czasie robił Wojtek, skoro na jednym zdjęciu uchwycona została jego dziewczyna Marina Łuczenko. Tekst kończy się złośliwym komentarzem, że chłopak robi postępy, bo tym razem przynajmniej sam nie dał się przyłapać.
Zawisza odmładza skład.
Po selekcji, jakiej dokonał Mariusz Rumak, w zespole został tylko jeden piłkarz po trzydziestce: 32-letni Paweł Strąk. Jest z nim za to aż siedmiu piłkarzy przed dwudziestym rokiem życia: bramkarz Damian Węglarz, obrońcy: Jakub Gackowski, Damian Ciechanowski i Adrian Gołdyn, pomocnicy: Jakub Łukowski, Maciej Kona oraz napastnik Arkadiusz Gajewski. Wszyscy są wicemistrzami Polski juniorów młodszych z 2013 roku. Dotychczas nie mieli jednak okazji, by przebić się do pierwszego zespołu. Najwięcej szans, by się pokazać, miał Ciechanowski, na którego jeszcze w pierwszej lidze postawił Ryszard Tarasiewicz. Po awansie do ekstraklasy wrócił jednak na ławkę, z której podnosił się sporadycznie. Po zimowych sparingach widać, że i wiosną jest raczej skazany na rolę rezerwowego, pierwszym wyborem Rumaka na prawą stronę obrony jest bowiem Jakub Wójcicki. Najbliższy pierwszego składu wydaje się za to Łukowski, od dawna reklamowany jako największy talent młodego pokolenia w bydgoskim klubie.
GAZETA WYBORCZA
Sobotnia Wyborcza rzadko obfituje w tematy piłkarskie. Ronaldo na ratunek.
W sobotę na Vicente Calderon wybiegnie Ronaldo. Laureat Złotej Piłki świętował 30. urodziny podczas dwutygodniowej kary za czerwoną kartkę. Powrót “Króla Midasa” wzmocni lidera ligi, któremu rozsypała się defensywa: kontuzjowani są stoperzy Pepe i Ramos, lewy obrońca Marcelo pauzuje za kartki. W sobotnim starciu z Atletico zaporę przed bramką Casillasa stworzą rezerwowi Varane i Nacho. Czy starczy im doświadczenia w walce z rutyniarzami Diego Simeone? Statystyki są budujące. W tym sezonie Nacho zagrał 14 razy, z nim Real zwyciężał, dziewięciokrotnie nie tracąc gola. 21-letni Varane uważany jest za talent unikatowy. Tylko że z nikim innym nie gra się Realowi tak źle jak z Atletico. A przecież do niedawna było odwrotnie – przez 14 lat Atletico nie potrafiło wygrać z “Królewskimi”. Trudno było doszukać się w Europie derbów równie jednostronnych. Zmienił to argentyński trener. – Kiedyś wychodziliśmy na boisko, aby zobaczyć, co się stanie. Dziś, aby wygrać – mówi Fernando Torres, wychowanek Atletico, który wrócił na Vicente Calderon po siedmiu latach gry w Anglii i pół roku we Włoszech. To właśnie on został uznany przez UEFA za najlepszy transfer zimy. A na gracza stycznia w lidze wybrano Antoine’a Griezmanna. Atletico, które dekadę temu było pośmiewiskiem piłkarskiej Europy, dzięki wysiłkom Simeone staje się firmą o wysokim prestiżu. Odbudowało go nie tylko awansem do finału Ligi Mistrzów, ale też rozbiciem duopolu Realu i Barcelony w zmaganiach o tytuł mistrza Hiszpanii. Argentyńczyk zmienił drużynę w sforę uganiającą się za rywalami z pasją, ale też pomysłem.
SPORT
Szukamy piłkarskich tematów na łamach Sportu.
Frank Adu Kwame o niedzielnym finale Pucharu Narodów Afryki.
Kto jest faworytem niedzielnego meczu?
– W ostatnim czasie we wzajemnych starciach górą była reprezentacja Wybrzeża. My jednak długi czas czekamy na zdobycie mistrzostwa. Nie mówię, że wygramy, ale widać, że zespół jest bardzo zmotywowany. To będzie niesamowicie ciekawe spotkanie, bo w obu reprezentacjach nie brakuje świetnych piłkarzy, którzy grają w najlepszych europejskich klubach. W Wybrzeżu nie brakuje przede wszystkim napastników, których wspiera Yaya Toure. Z kolei u nas są bracia Ayew, Gyan.
Mówił pan, że atmosfera w Ghanie nie była najlepsza. Kłótnie o pieniądze z działaczami na mundialu, zmiana szkoleniowca kadry czy kibice źli na szefa waszej federacji.
– Na pewno wszyscy jak mogą dopingują reprezentację. Nie jest jednak tak, że nikt nie pamięta o tym co było. Kibice są wściekli. Prezydent federacji jak może kombinuje z płatnościami dla zawodników. Za mundial w Brazylii wielu z nich straciło dużo pieniędzy. Teraz też mieli otrzymywać mniejsze bonus, niż to było ustalone. Nie tak to powinno wyglądać.
Sporo wywiadów ostatnio z Tadeuszem Pawłowskim, ale zawsze warto je czytać.
Wierzy pan jeszcze, że Marco Paixao zdecyduje się podpisać nowy kontrakt?
– Jestem za tym, żeby Marco został z nami, tylko nie na warunkach, w których będzie zarabiał bardzo dużo, bo znow poszlibyśmy w kominy płacowe. Podwyżka Marco się należy, nie mam co do tego wątpliwości, ale taka na jaką stać klub.
Sporo mówiło się także o możliwym odejściu Lukasa Droppy. Będzie pan na niego stawiał?
-Osobiście mocno liczyłem się z tym że Lukas odejdzie. W sumie to propozycja z hiszpańskiej Malagi była na tyle poważna, że w kilku sparingach go oszczędzałem. Kilka dni temu zacząłem przeczuwać że może z tego nic nie wyjść. Powiedziałem Lukasowi że zaczynam go ogrywać, bo potrzebuje rotacji w środku pomocy, gdzie mam kilku naprawdę dobrych zawodników. Gdy okno transferowe w Hiszpanii się zamknęło, to powiedziałem Lukasowi że z jednej strony bardzo mi przykro, ale z drugiej cieszę się…
Z transferów do klubu tej zimy jest pan zadowolony?
– Jeśli klub chce się wzmocnić jakościowo, to rzadko udaje się znaleźć świetnego zawodnika za którego nie trzeba nic płacić. W Śląsku jesteśmy na takim etapie, że nie możemy sobie pozwolić na wybieranie piłkarza i kupowanie go, tak jak to czyni Lechia, Lech czy Legia. My musimy brać wolnych piłkarzy i liczyć na odrobinę szczęścia. Obcokrajowcy którzy do nas dołączyli to nie są zawodnicy od razu do gry. Jeśli jeden z tej trójki zagra w pierwszym składzie to będzie sukces. Oni są utalentowani, ale na razie zwiększyli nam kadrę. Grajciar to utalentowany chłopak a Ciolacu trzeba oszlifować. Oni mogą nam pomóc, ale na razie nie są to chłopcy którzy zawojują ligę.
Mamy z tym wywiadem jeden, podstawowy problem. Czytaliśmy go w Przeglądzie trzy dni temu.
Ruch Chorzów dostanie milion złotych za awans do ósemki?
Nadal nie została rozstrzygnięta kwestia pozyskania Łukasza Hanzela z Piasta Gliwice i Łukasza Sekulskiego ze Stali Stalowa Wola. Obydwaj mają ważne umowy ze swoimi klubami do czerwca a chorzowianie nie zamierzają płacić za nich wysokich kwot. Szansę na pozyskanie Hanzela są coraz mniejsze, a w przypadku najlepszego snajpera II ligi przy Cichej nikt się nie spieszy. W kadrze jest obecnie czterech napastników i klub może poczekać do czerwca i latem pozyskać Sekulskiego za drobną opłacą, za ekwiwalent. Drużynę mobilizują także działacze. Piłkarze nie otrzymają premii za wygrane mecze. Nie będzie liczyć się wygrana bitwa, ale wojna. Ustalono, że zespół otrzyma 1 mln złotych do podziału, za awans do czołowej ósemki. Niebiescy po pierwszej rundzie tracą 10 punktów…
Ostatnim nieco większym, ekstraklasowym tematem jest rozmowa z Robertem Warzychą.
Patrząc na sparingi, można dojść do wniosku, że w składzie rewolucji nie będzie.
– Tak, skład Górnika jest znany. Pewnie, że do podstawowej jedenastki może zawsze wskoczyć jeden, dwóch piłkarzy. Decyduje dyspozycja dnia, decyzja sztabu trenerskiego. Skład mam już od rundy jesiennej. Jeśli nie jedenastu, to przynajmniej ośmiu pewniaków mamy. Nie jesteśmy Realem, Chelsea czy Liverpoolem. Dojdzie ktoś młody, ktoś z rezerw. Może uda się przeprowadzić jeden ważny transfer. Dla mnie takim ważnym transferem jest Erik Grendel (…) Żyjemy sprawami klubu cały czas. Liczyliśmy, że z Polski będą napływać pozytywne informacje. Nie tylko my, ale nasze rodziny martwią się i czekają na wieści z klubu i miasta. Nie ukrywam, że mamy nadzieję, że wkrótce coś drgnie. Pozytywne informacje są nam potrzebne, jeśli mamy skutecznie walczyć o miejsce w czołowej ósemce.
SUPER EXPRESS
Na łamach Superaka dziś słabiutko. Ajax sypie się przed Legią.
– Jeśli nagle coś się w Ajaksie nie poprawi, to Legia stanie się faworytem – mówi nam Janusz Kowalik (71 l.), kiedyś czołowy snajper ligi holenderskiej. – Mieszkam w Holandii od ponad 40 lat i to najsłabszy Ajax, jakiego widziałem – mówi nam Kowalik, zdobywca 67 ligowych bramek w barwach Sparty Rotterdam. – Przecież oni nie strzelili ani jednego gola w trzech ostatnich meczach. Przypuszczam, że czegoś takiego w historii tego klubu jeszcze nie było. Gdyby to ode mnie zależało, to w tej drużynie zostawiłbym dwóch piłkarzy: bramkarza Cilessena i Milika. No, może jeszcze Schone i Van Rhijna. Ale na tym koniec. Głównym problemem Ajaksu jest brak klasowych graczy. PSV ma talenty, które niedługo wylądują w wielkich klubach. W Amsterdamie takich perełek nie widzę. Gdyby Legia grała właśnie z klubem z Eindhoven, to dałbym jej 5 procent szans. Ale z Ajaksem? 50, a teraz to już chyba nawet 60.
Oczywiście mamy szanse przeczytać też kolejny tekst o tym, jak świetny czas przeżywa Krychowiak.
Polak szybko opanował język hiszpański. W Sevilli kupił dom, który ostatnio remontował i urządzał. Do Hiszpanii pojechała z nim sympatia Celia Jaunat (25 l.), którą poznał podczas studiów w Bordeaux. To właśnie pod wpływem uroczej Francuzki nastąpiła zmiana wizerunku reprezentanta Polski. Stał się elegancki, zainteresował się modą. Ostatnio wziął udział w sesji zdjęciowej dla największego w Polsce centrum mody włoskiej – Piazza Di Moda. – Byłem modelem i dobrze się w tym czułem. Kto wie, może kiedyś… – tłumaczył później piłkarz. Krychowiak kupił dwa ekskluzywne zegarki. W jego kolekcji jest rolex submariner, wart ok. 40 tys. zł. Posiada także breitlinga montbrillant eclipse z 18-karatowego złota, wycenianego na 80 tys. zł. Gwiazdor Sevilli sprawił sobie też oryginalny samochód. Jeszcze grając we Francji, kupił fiskera karmę, sportowego sedana ładowanego na prąd. Takim autem jeżdżą m.in. gwiazdor muzyki pop Justin Bieber czy aktor Matt Damon. Ponadto do dyspozycji lidera naszej kadry jest seat model Leon X-Perience, który otrzymał z klubu. Związany jest kontraktem z Pumą…
PRZEGLĄD SPORTOWY
A na koniec PS. Tu okładka:
A w środku magazyn lig zagranicznych, czyli coś za czym akurat średnio przepadamy. Simeone znalazł sobie nową ofiarę. W tym sezonie Atletico nie przegrało jeszcze żadnego z pięciu meczów z Realem.
Kibice Colchoneros aż czternaście lat czekali na zwycięstwo nad lokalnym rywalem. Od 1999 roku do maja 2013 w spotkaniach z Realem ponieśli 19 porażek, 6 meczów zremisowali. Wygraną pamiętali już tylko starsi fani zespołu z Vicente Calderon. Aż do klubu przyszedł Simeone i wróciły stare, dobre czasy. On znał smak zwycięstw nad Realem, wygrywał z nim nieraz. Był liderem Atletico, który w sezonie 1995/96 zdobył dublet (mistrzostwo i Puchar Hiszpanii). – Cholo przyszedł do nas mając niewiele ponad 20 lat, ale to był typ urodzonego przywódcy. Na boisku walczył za trzech, gdy zaczynało iskrzyć między zawodnikami zawsze był w pierwszym szeregu przepychanki, a najczęściej to on wywoływał awantury. Gdy jechaliśmy na mecz autokarem, przynosił swoje taśmy, puszczał muzykę, śpiewał. W szatni zagrzewał wszystkich do walki. Z miejsca zyskał wielki autorytet – wspomina Roman Kosecki. – Nie myślałem wtedy, że może zostać trenerem. Ale że tak się stało, nie dziwi mnie to wcale. On uwielbiał rządzić i w przeciwieństwie do wielu innych, umiał to robić – dodaje były reprezentant Polski. Kosecki opuścił drużynę Atletico latem 1995 roku. Trochę za wcześnie, bo kilka miesięcy później mógłby z Simeone świętować wielkie sukcesy. Zawsze lubił Argentyńczyka jako piłkarza…
Jednal luty to rzekomo najgorszy miesiąc dla piłkarzy Atletico.
Trener przygotowania fizycznego Oscar Ortega w taki sposób planował sesje treningowe, żeby najwyższa forma zespołu przypadała na ostatnie tygodnie sezonu, kiedy toczy się decydująca walka o wszystkie trofea, licząc się z tym, że w środku kampanii może pojawić się mały kryzys. Jednak w tym roku wszyscy chcą tego uniknąć, dlatego też Ortega przygotował szereg nowych ćwiczeń, które mają zapobiec spadkowi formy piłkarzy. O efektach przekonamy się niebawem. – Czujemy się dobrze, jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. A poza tym w tym sezonie już przyzwyczailiśmy się do grania przeciwko Realowi i Barcelonie, bo mierzyliśmy się z nimi wiele razy, a to na pewno pomaga – przypomina Joao Miranda.
Czas też na londyńskie derby nienawiści. Podejrzenia o kupno głosów, zbyt bliskie sąsiedztwo, zdrady barw klubowych, prowokacje, czyli dlaczego oba kluby z północnego Londynu tak się nie znoszą.
Spotkania Tottenhamu z Arsenalem uchodzą za jedne z najbardziej zaciętych w Premier League – zarówno na boisku, jak i poza nim. Kibice obu drużyn nienawidzą się tak bardzo, jak mało kto w Anglii. Udziela się to też piłkarzom. Przed jednym ze spotkań reporter klubowej telewizji Arsenalu przepytał przypadkowych fanów w okolicach stadionu The Emirates, jak bardzo nie cierpią Tottenhamu i dlaczego. Czy chciałbyś mieć dziewczynę, która jest fanką Spurs? – brzmiało jedno z pytań. Nigdy w życiu, człowieku, nie ma mowy, za nic w świecie – takie były najczęstsze odpowiedzi. Ale bywało też śmiesznie: gdyby była naprawdę, ale to naprawdę piękna, to może bym spróbował się z nią umówić, abo brutalnie: owszem, bardzo chętnie – na pierwszej randce utopiłbym ją w Tamizie. Gorzej bywa, gdy w tego typu ulicznych ankietach pada pytanie skąd się wzięła ta nienawiść?. Podawane argumenty często są wręcz prymitywne: bo to aroganci, bo trenerem jest ten dup…Arsene Wenger, bo noszą czerwone koszulki.
Andre Schürrle, czyli królewski transfer nowej Borussii.
O przejściu niemieckiego skrzydłowego do Wolfsburga mówiło się w Niemczech już od dłuższego czasu, ale nikt nie wierzył, że wicelider rzeczywiście wyłoży ponad 30 mln euro na stół. A cały pakiet, czyli kwota odstępnego plus pensja dla zawodnika i jeszcze prowizja dla jego agenta, czyli ojca, wyniesie ponad 60 mln euro. – Jak słyszę o takich kwotach, to aż robi mi się słabo. To jest przerażające, bo pokazuje, że w tej chwili Bundesliga jest już podzielona na trzy części. Najpierw gigantyczny Bayern, potem szastający znowu pieniędzmi Wolfsburg, a potem cała reszta – analizował prezes Eintrachtu Frankfurt Heribert Bruchhagen. Również pozostali szefowie niemieckich klubów nie byli zachwyceni, że nagle Wolfsburg zaczął się tak zbroić. Bo już teraz tabela niemieckiej ekstraklasy przypomina podział, o którym mówił Bruchhagen. Czyli najpierw jest Bayern, który ma wielką przewagę punktową nad Wolfsburgiem, który z kolei trzyma na dystans pozostałe drużyny.
Jest tych zagranicznych materiałów naprawdę sporo. Możecie przeczytać rozmówkę z Jose Emilio Amaviscą, o smutnych rzymianach z AS Romy albo zapowiedź meczy Lyon PSG. Ale my zmierzamy już w kierunku bardziej swojskich tematów. Rafał Gikiewicz wspomina coś o awansie do Bundesligi.
Zdaniem niemieckich dziennikarzy jest pan jednym z najlepszych bramkarzy 2. Bundesligi.
– Na pewno przed sezonem tego się nie spodziewałem, choć nie uważam się za najlepszego w lidze. Nawet w klubie mi powtarzają, że abym mógł się za takiego uznać, muszę zagrać jeszcze jedną równie dobrą rundę. Z jesieni jestem bardzo zadowolony, ale wiosnę chcę mieć równie dobrą albo nawet lepszą. Jeśli utrzymam formę z poprzedniej rundy, to Eintracht awansuje. Taki jest mój cel!
Złoży pan jakąś deklarację przed rundą wiosenną?
– W samym Brunszwiku są tylko dwa studia tatuażu i na sesję trzeba bardzo długo czekać. Myślę, że jeśli awansujemy to przyjmą mnie bez kolejki, a ja mam na ręce jeszcze trochę miejsca, by upamiętnić taki sukces. Dużym plusem jest to, że wszystkie mocne ekipy przyjeżdżają wiosną do nas.
O czym dziś felieton Krzysztofa Stanowskiego?
Zanim znów zaciągniecie się futbolem, warto uporządkować to, co zdarzyło się zimą. Zwłaszcza transfery. Kilka z nich za nami, ale chyba najgłośniejszy był jednak ten z podstarzałym bramkarzem w roli głównej. I nie mam na myśli Arkadiusza Malarza, chociaż i on nie młodzieniaszek, tylko Jana Tomaszewskiego, który zrobił hyc z Prawa i Sprawiedliwości do Platformy Obywatelskiej i teraz czcić będzie nie Jarosława Kaczyńskiego tylko Ewę Kopacz. Znamienne, że tego pierwszego porównał kiedyś do Kazimierza Górskiego, a panią premier tylko do Adama Nawałki. Zważywszy na tę okoliczność, komplement wyszedł mu taki sobie. Tomaszewski jest więc chodliwym towarem, prawie jak w czasach kariery piłkarskiej, a nie parlamentarnej. Z niecierpliwością czekam aż rynek polityczny zostanie unormowany na wzór piłkarskiego. Chcesz mieć Tomaszewskiego na swojej liście? Możesz go wykupić z dotychczasowej partii za odpowiednio oszacowaną kwotę odstępnego. I tak gołym okiem widać, że chodzi o forsę i nic więcej. Nie liczą się żadne wyższe wartości, poza finansowymi. Dlaczego więc nie wprowadzić opłat, ekwiwalentu za wyszkolenie i klauzul wykupu?
O transferach w typowo piłkarskim wydaniu również przeczytacie w tym tym felietonie całkiem sporo, ale by to zrobić musicie zajrzeć już do samego Przeglądu Sportowego. Znajdziecie tam też rozmowę ze wspomnianym Janek Tomaszewskim. My zacytujemy na koniec dwa tematy typowo ligowe.
Kosecki w coraz trudniejszej sytuacji.
Wprawdzie to tylko mecz kontrolny, ale na tle Dnipro Dniepropietrowsk Kosecki zaprezentował się tragicznie. Fakt, Legia jako drużyna wyglądała źle, ale on wyjątkowo. Nawet gdy zaliczył dobrą interwencję, odebrał piłkę, to za moment wszystko psuł, podejmował złe decyzje. Nic mu nie wychodziło. Kiedy decydował się na drybling, właściwie było wiadomo, że za chwilę straci piłkę. Nie miał żadnego atutu, nie potrafił nawet wykorzystać swojej szybkości. Prawdopodobnie rozegrał najgorszy mecz w karierze. Filigranowy pomocnik nie jest piłkarzem z bajki Henninga Berga. Norweg potrzebuje na bokach pomocy zawodników o innej charakterystyce: jeśli nie wyższych, to na pewno silniejszych. Wymaga żelaznej dyscypliny taktycznej, realizacji jego założeń, a Kosecki zawsze bazował na fantazji. Musiał mieć trochę swobody, wtedy potrafił zaskoczyć rywali. W ostatnich miesiącach sporadycznie wznosił się…
A na koniec jeszcze dość typowy tekst o Wiśle. W Krakowie bez transferów, ale Smuda nie ma zamiaru marudzić Cupiałowi. Trzeba poczekać na lepsze czasy. I na napastnika również.
Z Wisłą trenuje w Turcji Moustapha Bangura. Ten 26-letni pomocnik z Sierra Leone zapowiadał się na dobrej klasy piłkarza, grał w czołowych klubach cypryjskich. Jednak od czasu, gdy uległ wypadkowi samochodowemu, jego kariera mocno wyhamowała, a ostatnią rundę spędził w II-ligowym cypryjskim klubie EN Nikos & Sokratis Erimis. Kamil Kosowski, który grał z tym piłkarzem rok w Apollonie Limassol, twierdzi, że warto podjąć ryzyko odbudowy jego formy, bo umiejętności piłkarskie ma spore i mógłby zostać nawet gwiazdą ekstraklasy. Po tygodniowej obserwacji piłkarza Smuda jest bardziej sceptyczny. W ostatnim sparingu z Kubaniem Krasnodar (0:2) wpuścił go tylko na końcowe siedem minut. – Ostateczną opinię w jego sprawie wydam po poniedziałkowym treningu, którym zakończymy obóz w Turcji. Na razie mogę tylko powiedzieć, że pod względem fizycznym nie jest gotowy do gry w ekstraklasie – stwierdził. Ta opinia brzmi jak wyrok, choć Bangura dostanie jeszcze szansę pokazania się w sparingu…