Reklama

Gilewicz: Trudno nie być dziś razem z Juniorem Malandą

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

30 stycznia 2015, 09:28 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Wystarczy już tego powtarzania, że Borussia ma na tyle silny zespół, by wyjść z tej opresji. To jest złudne. Jeśli piłkarze sami będą sobie mówić, że są tak mocni, że wyjdą z tej pozycji, to… nie wyjdą z niej na pewno. Ciężko jest odwrócić negatywną serię. Pamiętam, jak w Karlruher po siedmiu kolejkach byliśmy liderem i zaczęliśmy dołować. Wie pan, co nam wtedy mówili? „Macie silną drużynę, nie spadniecie” – powtarzali, klepiąc po plecach. I spadliśmy – mówi w rozmowie z Weszło Radosław Gilewicz, komentator Bundesligi w Eurosport. Dziś wraca liga niemiecka.

Gilewicz: Trudno nie być dziś razem z Juniorem Malandą

Zgadza się pan z Ottmarem Hitzfeldem, że to najlepszy Bayern w historii?
– Może i można tak powiedzieć, ale… co roku słyszy się to samo. W zeszłym sezonie padało to stwierdzenie kilkukrotnie, a pamięta pan, co mówili za Heynckesa? Że to najlepszy Bayern. Bawarczycy są coraz mocniejsi, ale wielkie drużyny mierzy się tytułami, a Monachium zadowoli się tylko hat-trickiem. Mistrzostwo mają już właściwie w rękach, pozostaje jeszcze Puchar Niemiec i rewanż za zeszły sezon w Lidze Mistrzów.

Hitzfeld mówi też, że to może być najszybsze mistrzostwo w Bundeslidze. Pierwszy mecz i znowu zacznie się odliczanie: czy wyrobią się w tym terminie, czy się nie wyrobią.
– Dziś to ważne tylko dla statystyków, bo Bayern przede wszystkim nie chce powtórzyć błędów przeszłości. W zeszłym sezonie, kiedy szybko zdobyli mistrzostwo, od razu pojawiły się problemy – Guardiola rotował składem, wstawiał młodych i niedoświadczonych chłopaków i dał odpocząć tym, którzy najwięcej grali. A im zabrakło potem emocji i koncentracji. To się zemściło w Lidze Mistrzów. Teraz wszyscy zapewniają, że – niezależnie od dnia, w którym sięgną po tytuł – głodni sukcesów będą do ostatniego meczu. Jeśli ograją dziś Wolfsburg, to odjadą na czternaście punktów. Czyli co, mistrzostwo w połowie marca? Wiadomo, że jeśli jesienią stracili tylko cztery gole, to nikt ich już w lidze nie zatrzyma.

To, że Thomas Mueller za bardziej wymagające uważa niekiedy gierki na treningu niż mecze w lidze, daje do myślenia.
– Szybko to sprostował, Guardiola zaprzeczył i stwierdził, że szanują przeciwnika. Prawda jest jednak taka, że możemy sobie wyobrazić mecz dwóch najlepszych jedenastek Bayernu – ze zdrowym Thiago, Martinezem, Lahmem… Konkurencja jest przeogromna. Myślę, że nikt na świecie nie ma tak silnej, wyrównanej kadry: ani nawet Real, ani Chelsea.

Dlatego nikogo nie dziwi fakt, że Bayern nikogo zimą nie ściąga. Co więcej, może sobie pozwolić na oddanie Shaqiriego czy wypożyczenie Hojbjerga.
– W Monachium zmienia się filozofia, bo zaczynają przywiązywać większą uwagę do młodych piłkarzy. Ostatnio chcieli Odeegarda, przegrali z Realem, ale widać inne myślenie. W klubie znów działa Hoeness, on jest odpowiedzialny za budowanie akademii i szerzej patrzy w przyszłość. To dobry kierunek. A dla Bayernu nowymi piłkarzami będą ci, którzy wiosną wrócą, czyli Lahm, Martinez i Thiago.

Reklama

W tym okienku obserwujemy niewielki ruch, ale gwóźdź programu to informacja sprzed kilku godzin: Schuerrle w Wolfsburgu.
– Majstersztyk. Potwierdza się to, co mówiono od jakiegoś czasu – Wolfsburg ma być drugą siłą w Niemczech, powoli się rozpędza. Przychodzi Schuerrle, odchodzi Olić. Zmiana pokolenia i jakości. Wolfsburg, płacąc ok. 30 milionów euro, udowadnia, że ma przeogromne możliwości finansowe.

Tylko, że znów powraca temat „dziewiątki”. Mógłby tam grać Schuerrle, ale chyba się zgodzimy – nie jest to dla niego najlepsze rozwiązanie. Czyli znów zostaje albo Bendtner, albo Dost.
– Aż szkoda patrzeć na to, że piłkarz takiej klasy, jak De Bruyne, nie ma przed sobą nikogo na swoim poziomie. Transferem Bendtnera byłem zdziwiony od początku, bo nie dość, że to napastnik o trudnym charakterze, to jeszcze ze słabymi liczbami. No i ten problem powraca. Schuerrle musi grać na skrzydle, a nawet jak w ataku wyjdzie Dost to nie jest to piłkarz, który zagwarantuje piętnaście goli. Kibice VfL już od dawna wywieszają transparent „Dżeko, wróć. Czekamy na ciebie”. No, ale chyba się nie doczekają. Widać, że Wolfsburg nie chce przeskakiwać pewnego pułapu finansowego.

Nie chce, ale pewnie mógłby, bo możliwości są spore. Widać tutaj trzeźwe myślenie – żeby nie przesadzić, nie przepompować balonika.
– Tak się właśnie w Niemczech mówi. Wolfsburg walczy dziś o drugie miejsce, ma solidną drużynę i nie chce gwałtownie przeskakiwać do innej ligi. Allofs już w Werderze pokazał, że jest znakomitym dyrektorem sportowym i umie kontrolować sytuację. Myślę, że chcą iść z Heckingiem krok po kroku do przodu. Pierwszym krokiem był De Bruyne, którego ja się spodziewałem w Dortmundzie, drugim – teraz jest Schuerrle. Latem pewnie będą już zmuszeni sprowadzić fantastyczną „dziewiątkę”.

O dzisiejszej inauguracji Wolfsburga z Bayernem mówi się jednak niewiele. Nie jest to w tej chwili najważniejsze. Sam Hecking przyznaje, że przez to, co spotkało Juniora Malandę, najchętniej przesunąłby mecz o tydzień.
– Trudno mu się dziwić. Kibice szykują się na mecz, wypełnią stadion sercami w kolorze biało-zielonym, a i piłkarzom – kiedy już usłyszą te śpiewy, kiedy nastąpi uczczenie jego pamięci – ciężko będzie się skupić. Każdego z nich spotka trudność, żeby w tej chwili nie być razem z Malandą. A widać, że im go brakuje. To była dusza drużyny, młody i znakomity chłopak, który – co też ciekawe – na inaugurację z kilkudziesięciu centymetrów nie trafił do pustej bramki.

Fajne jest to otwarcie w Bundeslidze. Wicelider mierzy się z liderem, a dzień później do Leverkusen zagląda Borussia Dortmund.
– A w pierwszej kolejce w Dortmundzie już w dziewiątej sekundzie gola strzelił Bellarabi… Początkowy zamysł był taki, że spotkają się cztery drużyny z czołówki. Tymczasem ci, którzy mieli zajmować drugie miejsce, są drudzy od końca. Dziś pojawia się pytanie: czy Borussia jest w stanie się odbić? Teraz grają w Leverkusen, za tydzień podejmują rewelacyjny Augsbug. Myślę, że dwa pierwsze mecze pokażą, czy do samego końca powalczą o utrzymanie, czy zaczynają marsz w górę. Nie wiem, czy ten zespół już jest gotowy na ten drugi scenariusz.

Niektórzy lubią przypominać o płaskiej tabeli i o tym, że strata do Ligi Mistrzów to wciąż tylko – tak, tylko – dwanaście punktów. Ale Klopp idzie w zaparte, dla niego jedynym celem jest utrzymanie.
– I słusznie. Wystarczy już tego powtarzania, że Borussia ma na tyle silny zespół, by wyjść z tej opresji. To jest złudne. Jeśli piłkarze sami będą sobie mówić, że są tak mocni, że wyjdą z tej pozycji, to… nie wyjdą z niej na pewno. Ciężko jest odwrócić negatywną serię. Pamiętam, jak w Karlruher po siedmiu kolejkach byliśmy liderem i zaczęliśmy dołować. Wie pan, co nam wtedy mówili? „Macie silną drużynę, nie spadniecie” – powtarzali, klepiąc po plecach. I spadliśmy. Zauważyłem też, że jeszcze niedawno inni bali się Borussii. Dziś nie boi się jej nikt – ani Paderborn, ani Hertha, ani Koeln. Jesienią została nazwa, tylko nazwa. Rywale to wykorzystali. Było widać w Dortmundzie brak pewności siebie, brak goli Lewandowskiego, brak stabilizacji z tyłu, szkolne błędy od Hummelsa po Piszczka, no i Weidenfellera, który nie wybronił ani jednego meczu.

Reklama

Z tonącego okrętu nikt teraz nie uciekł, ale już się mówi, że niedługo pod młotek pójdzie Gundogan. On sam mówi, że chętnie by odszedł.
– Przede wszystkim to on nie jest sobą. Jest taka zasada: jak długo pauzujesz, tak długo dochodzisz do siebie. Wyjątek stanowi tylko Reus, który zawsze po kontuzji jest w znakomitej formie. Dlatego myślę, że Gundogan ma problemy z samym sobą. Poza tym, wszyscy wcześniej funkcjonowali jako monolit – i poza boiskiem, i na boisku. Coś się skończyło. Może pora zacząć raz jeszcze? Tym bardziej, że dla Borussii to nie jest sytuacja w stylu „za pięć dwunasta”. Tutaj dwunasta wybije za minutę.

Zamiast rewolucji, zamiast większych nazwisk – Kevin Kampl z Salzburga. Zna go pan?
– Widziałem go trzy razy na żywo. Robi duże wrażenie, znakomicie wyglądał w pucharach, bardzo szybki i dynamiczny, pewny siebie. Do tego skuteczny – i strzela, i asystuje. Pytanie, w jakiej roli widzi go Klopp: jako podwieszonego napastnika czy na prawym skrzydle, na pozycji Kuby? Nie zapominajmy, że Dortmund wciąż mocno liczy na Immobile.

Ale on jesienią zawiódł, i to poważnie. Lider klasyfikacji strzelców to 32-letni „Goal Machine” z Frankfurt – Alexander Meier. To nie pierwszy raz, kiedy mocno dochodzi do głosu.
– A przecież Schaaf początkowo nie widział go w jedenastce Eintrachtu. Meier zaczynał na ławce, a rundę skończył z trzynastoma bramkami. Facet przeżywa drugą młodość i ciężko dziś sobie wyobrazić, że zabraknie go w składzie. Nie jest zbyt efektowny, nie jest ciągle pod grą, ale ma smykałkę do strzelania goli. I wątpię, żeby przestał strzelać. Myślę, że pozostanie w walce o króla strzelców do samego końca.

Prawię połowę mniejszy dorobek ma Lewandowski, o niego jeszcze zahaczmy. Odnoszę wrażenie, że jesień traktujemy jako czas na rozruch i aklimatyzację, że mimo wszystko oczekuje się od niego trochę więcej.
– Przede wszystkim nie możemy dosłownie porównywać obecnego Roberta z tym z Borussii. Choćby dlatego, że w Bayernie za strzelanie goli odpowiada pięciu-sześciu piłkarzy światowej klasy. Dziesięć bramek ma sam Robben, który nie jest napastnikiem. Lewandowski jest ambitny, szuka sobie miejsca na boisku i coraz lepiej rozumie system, w którym jest jednym z elementów. A to zrozumienie nie jest proste – Eto’o i Ibrahimović nie chcieli się podporządkować, oni woleli rządzić w „szesnastce” i tylko strzelać. Robert się dostosowuje, choć – tutaj nie mam wątpliwości – jesienią powinien dobić przynajmniej do dziesięciu trafień. Spójrzmy jeszcze na takiego Suareza: on też szuka sobie miejsca w Barcelonie, też próbuje się dostosować i też nie jest tak skuteczny. Dla niego inna sytuacja również jest inna, bo gra ofensywna opiera się nie tylko na nim, obok są jeszcze Messi czy Neymar.

Z tym dostosowywaniem jest coś na rzeczy. Wystarczy przypomnieć, że Lewandowski u Guardioli grał już na lewym skrzydle…
– Bayern ciągle narzuca atak pozycyjny, jest 80 proc. czasu przy piłce, rozgrywa na połowie rywala. Robert nie może stać więc w „szesnastce”, musi wychodzić na 25-30 metr, czasem schodzi na bok. Wszędzie jest strasznie ciasno, trudno znaleźć sobie miejsce. Dlatego potrzeba czasu, by się do tego dopasować. Wiadomo, łatwo powiedzieć: w Dortmundzie strzelał, w Monachium nie strzela, więc gra gorzej. To zbyt krótkowzroczne myślenie.

Rozmawiał PT

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
2
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Niemcy

Niemcy

Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie

Bartek Wylęgała
0
Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...