Wbrew pozorom, kiedy w naszej lidze dzieje się coś, na co warto spojrzeć przychylnym okiem i pochwalić, robimy to z jeszcze większą przyjemnością i łatwością niż przychodzi nam krytyka. No i właśnie dziś chwalimy. Póki co umiarkowanie, bo za dużo znaków zapytania, ale podoba nam się, co dotąd dzieje się w na rynku transferowym. Jasne, nie ma rewolucji. Nie padają niewyobrażalne sumy. Poza testowanym Taiwo brak zawodników szeroko rozpoznawalnych, ale znajmy swoje miejsce. Pojawiają się powiewy optymizmu. Młodzi Węgrzy, Litwini czy Słowacy, już regularnie grający w swoich ligach, uznawani za talenty w swoich krajach. Dzisiaj udaje nam się takich graczy ściągać. Perspektywicznych, rokujących. Czy jest jakaś lepsza droga? Poza tym, powiedzmy wprost – to zimowe okno jest w tym roku naprawdę owocne w różne ciekawostki.
Do startu ligi równo dwa tygodnie, kończy się styczeń. To dobry moment, żeby przyjrzeć się najciekawszym transferom, jakie stały się udziałem klubów Ekstraklasy. Najciekawszym – z różnych względów. Staraliśmy się wybrać zawodników, których naprawdę warto mieć na oku.
NOWI NA NASZYM RYNKU
Erik Jendrisek w Cracovii – jak na klub, który zwykł ściągać graczy pokroju Mikulicia i Warzynkiewicza – duże zaskoczenie. Napastnik w niezłym wieku (28 lat). Reprezentant Słowacji z nieodległą przeszłością we Freiburgu, Cottbus, Kaiserslautern (licząc te kluby, w których pograł). Na pierwszy rzut oka – całkiem poważny transfer do średnio poważnego klubu. Na pozycję wymagającą pilnie wzmocnień.
Tamas Kadar w Lechu – wszystko, co mogliśmy o nim napisać, napisaliśmy we wczorajszym tekście. Kosztował sporo pieniędzy (375 tysięcy euro plus procent od kolejnego transferu) i mamy nadzieję, że w Poznaniu wiedzą, na kogo wydali te miliony złotych. Kapitan klubu węgierskiej ekstraklasy, 24 lata. Trudno nazwać taki transfer hitem, ale to z całą pewnością materiał na solidnego ligowca.
Dobrivoj Rusov w Piaście – oby to był ruch, któremu jakościowo bliżej do transferu Vassilijeva niż Amine czy Nievesa. Na Słowacji mówią, że Rusov to jeden z największych bramkarskich talentów, jakich się tam doczekali. Wręcz się dziwią, że wybrał klub pokroju Piasta. Bo choć transferu można było się spodziewać, to raczej do lepszej ligi aniżeli polska. 22 lata, podstawowy golkiper Spartaka Trnawa.
Robert Mazan w Podbeskidziu – kolejny Słowak i jeszcze młodszy niż ten wyżej. Lewy obrońca, więc charakterystykę ma deficytową, chętnie poszukiwaną przez silniejszych pracodawców. 21 lat skończy w lutym, a na jego koncie już dobre kilkadziesiąt meczów w słowackiej ekstraklasie. Jeśli Podbeskidzie (z pieniędzy Murapolu) kupuje zawodnika za ponad 100 tysięcy euro, realizuje najwyższy gotówkowy transfer w swej historii, nie ma wyjścia – trzeba chłopaka brać na radar.
Filipp Rudik w Łęcznej – piłkarz o dwóch twarzach i chcielibyśmy szybko się dowiedzieć która z nich to ta prawdziwa. Ma 27 lat. W sezonach 2011-2013 zdobył z BATE Borysów trzy tytuły mistrza Białorusi. I co ważne, GRAŁ w tym BATE, ponad 70 razy, również w Lidze Mistrzów. Gdybyśmy nie wiedzieli, że przedostatni rok tułał się po Kazachstanie, stwierdzilibyśmy, że to świetny transfer jak na możliwości Łęcznej. Z racji Kazachstanu stwierdzamy tylko, że jesteśmy go ciekawi.
Donatas Kazlauskas w Lechii – zwracamy uwagę na ten transfer, bo jest podobny do kilku już wymienionych. Młody talent ze słabszej ligi. W przypadku Kazlauskasa (lat 20) chodzi o litewską, gdzie ten chłopak grał naprawdę regularnie, strzelał dużo goli i zaliczał asysty. Na Litwie – na pewno jeden z najzdolniejszych, jeśli nie najzdolniejszy w swoim pokoleniu. Kosztował konkretne pieniądze.
Gerson w Lechii – pierwsza myśl: chłopak ma 23 lata, a Lechia będzie jego ósmym klubem! Przywieźli go do Europy i teraz wożą, jak cyrkowca, co chwilę w inne miejsce. Rzecz w tym, że Lechia w tym okienku – o dziwo – robi transfery tylko przemyślane, a sam Gerson gdziekolwiek był, tam grał dosyć regularnie. I w Rumunii, i Ferencvarosu Budapeszt, i w ekstraklasie austriackiej. Nie powinien okazać się kompletnym słabiakiem, choć za wcześnie wyrokować czy będzie to realne wzmocnienie.
David Holman w Lechu – nie jesteście ciekawi, kogo to znów Lech wynalazł w tej węgierskiej lidze? Nie zaskakuje ta tendencja? Oto do Ekstraklasy trafia kolejny młodzieżowiec i reprezentant swojego kraju. Holman ostatnio akurat cierpiał z powodu poważnej kontuzji, ale poznaniacy interesowali się nim od miesięcy. Obserwowali jeszcze wiosną, kiedy regularnie grał w Ferencvarosu i kadrze U-21.
Peter Grajciar w Śląsku – mieliśmy chwilowy dylemat: kto ze Śląska? Grajciar czy Ciolacu. Trafiło na Grajciara, bo póki w drużynie jest Marco Paixao, a nie ma już w niej Sebastiana Mili, ten pierwszy zdaje się mieć bardziej odpowiedzialne zadanie do spełnienia. Kiedyś jego CV wyglądało całkiem dobrze. Grał w Slavii i Sparcie Praga, za konkretne pieniądze trafił do tureckiego Konyasporu. Później to wszystko trochę się rozmyło w marnych klubach, ale przecież Pawłowski miał do tej pory nosa. Jeśli mówi, że Grajciar ma zastąpić Milę to my siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i czekamy.
POWROTY DO POLSKI:
Piotr Polczak w Cracovii – Przed wyjazdem do Rosji ceniliśmy go… dość umiarkowanie. Nabijaliśmy się z Filipiaka, który w nim i Wasiluku widział najlepszy duet defensywny w lidze. Po powrocie z Rosji… ciągle średnio. Ale jest takie powiedzenie: na tle Żytki nawet Polczak może być orłem. Prawda?
Jakub Wawrzyniak i Grzegorz Wojtkowiak w Lechii – Potraktujemy ich zbiorczo, bo to dwie niemal identyczne sytuacje, tylko strona boiska się nie zgadza. Dwaj skrajni defensorzy, których do niedawna oglądaliśmy na zgrupowaniach kadry. Obaj wracają ze średnio udanych wojaży zagranicznych i nawet jeśli ich notowania ostatnio osłabły, to w Polsce takie nazwiska zawsze elektryzują.
Dominik Furman w Legii – Pojechał do Francji, udzielił kilku wywiadów o tym, jak miło tam się żyje… Niestety zapomniał sprawdzić jak oprócz tego gra się w piłkę. Zakładamy, że w Legii będzie rezerwowym, że trochę wyciągnięto do niego rękę, ale jak tu nie mieć go na celowniku?
Jakub Świerczok w Zawiszy – o nim napisaliśmy już wszystko tutaj oraz tutaj. Napastnik – zagadka. Piekielnie pewny siebie, a zupełnie niezweryfikowany, chyba że liczyć pół roku w pierwszej lidze. Ekstraklasa często tego typu zagadki rozwiązuje w jeden sposób – mało szczęśliwy dla piłkarza. Ale mimo wszystko, nie życzymy. Licząc, że znajdzie się jednak taki, który strzeli dla Zawiszy parę goli.
TRANSFERY MIĘDZY KLUBAMI EKSTRAKLASY:
Sebastian Mila w Lechii – najgłośniejsza transakcja stycznia w lidze, więc wybaczcie, nie będziemy tego nawet szerzej motywować. O Mili w Lechii od tygodni mówi cała piłkarska Polska.
Michał Masłowski w Legii – gracz, na którego mistrz Polski „chorował” od kilku miesięcy. Najpierw delikatnie się przymilał, robił pierwsze podchody, aż w końcu wyłożył na stół walizkę pełną euro i zaraz powie „sprawdzam”. W Przeglądzie Sportowym czytamy dzisiaj, że „główną zaletą Masłowskiego jest brak oczywistych wad”, ale piłka to nie tylko umiejętności. To jeszcze doświadczenie, głowa, dziesiątki innych czynników, które niekoniecznie w Warszawie muszą być po jego stronie.
Arkadiusz Piech w Bełchatowie – W Ruchu – dawał radę, w Sivassporze – nie dał. Wrócił do Zagłębia – znowu dawał, ale w Legii – sami wiecie. Taka przeplatanka. Skoro teraz trafia do Bełchatowa, zdaje się, że jego gwiazdka znów powinna rozbłysnąć nieco jaśniej. Na pierwszy rzut oka – to dla niego zespół idealny. No, gdyby tylko nie było w kadrze Maka i Ślusarskiego…
Michał Janota w Pogoni – czas najwyższy, żeby ten „kielecki Messi” wreszcie zweryfikował swoje umiejętności. A zwłaszcza przekuł je w konkretne liczby, bo tych w Koronie mu wybitnie brakowało. Jest taka legenda, którą niedługo ojcowie będą opowiadać swoim dzieciom – że Janota to naprawdę dobry piłkarz, tylko może niekoniecznie w Kielcach. Chętnie sprawdzimy, jak będzie to wyglądać w Szczecinie.