Reklama

Valentino Mazzola – jeden z niewielu, którzy w Torino zawsze będą ponad Glikiem

redakcja

Autor:redakcja

26 stycznia 2015, 12:07 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kiedy w maju ubiegłego roku Kamilowi Glikowi, jako kapitanowi Torino, przypadł zaszczyt wyczytywania ofiar katastrofy samolotu na wzgórzu Superga, w której życie stracili piłkarze słynnego „Grande Torino” z lat 40-stych, przy słowach „il nostro capitano, Valentino Mazzola” zgromadzonym zrobiło się wyjątkowo gorzko. To był przywódca, legenda. Jak mawiają włosi – Il Pilastro. Zginął mając zaledwie trzydzieści lat. Dziś przypada 96. rocznica jego urodzin.

Valentino Mazzola – jeden z niewielu, którzy w Torino zawsze będą ponad Glikiem

– Nawet teraz, po tylu latach, kiedy myślę o zawodniku, który dawał drużynie najwięcej, to nie myślę o Pele czy Maradonie, ani Platinim. Albo inaczej. Myślę, ale dopiero później. Na pierwszym miejscu zawsze pozostanie Valentino Mazzola – mówił inny włoski świetny piłkarz, grający w tamtych czasach Giampiero Boniperti.

Rzeczywiście. Bez wątpienia był zawodnikiem unikalnym. W swoich czasach bardzo nowoczesnym i innowacyjnym, a przede wszystkim niezwykle charyzmatycznym. Zawsze, kiedy koledzy nie dawali z siebie wszystkiego, ostentacyjnie podciągał rękawy swojej koszuli. To był sygnał do ataku. Bardziej niż rasowy napastnik sprawdzał się jako dyrektor orkiestry. Tej najlepszej, turyńskiej. We Włoszech nie mieli sobie równych. Zdobywali mistrzostwa w latach 1943, 1946, 1947, 1948, 1949. Kompletna dominacja.

Kapitan na statku mógł być tylko jeden i był nim właśnie Mazzola, którego charakter – jak z resztą wielu piłkarzy, nie tylko tamtych czasów – ukształtowały trudy i znoje życia. Ojca stracił w wieku zaledwie dziesięciu lat. Musiał porzucić szkołę podstawową już w piątej klasie. Poszedł do pracy, by zapewnić jakiekolwiek pieniądze sobie i samotnie wychowującej go matce. W międzyczasie zaczął grać w piłkę. Już po wojnie trafił do Venezii, z którą zdobył Puchar Włoch i zajął trzecie miejsce w lidze. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść. W 1942 roku przeniósł się do Turynu.

Reklama

W najlepszym sezonie, konkretnie 1946/47, zdobył 29 bramek, zostając królem strzelców ligi. To było apogeum ery Grande Torino. W sumie zdobyli wtedy nieprawdopodobną liczbę 125 bramek, co pozostaje rekordem aż do dziś. Rzecz jasna sięgnęli także po kolejne mistrzostwo. Podczas sezonu poprzedzającego katastrofę samolotu, pojawiają się pogłoski łączące go z odejściem do Interu. Tam chciał zakończyć karierę. Na ziemiach, z których pochodził. To jedno z tych marzeń, których spełnić nie zdążył. Sparing z Benficą miał być pożegnalnym meczem jego przyjaciela, Francisco Ferreiry. Kapitana reprezentacji Portugalii. Organizacja tego meczu była w zasadzie pomysłem samego Mazzoli. Termin ustalono na 3 maja 1949 roku w Lizbonie. Benfica wygrała 4:3. To był ostatni mecz Mazzoli i jego siedemnastu kolegów-piłkarzy.

Dzień po meczu, podczas drogi powrotnej, samolot marki Fiat G.212 z powodu fatalnej widoczności roztrzaskał się na wzgórzu Superga, o mury tamtejszej bazyliki, niszcząc marzenia zarówno młodych piłkarzy, jak i ich milionów fanów. Nikt nie przeżył. Uroczystości pogrzebowe zgromadziły pół miliona osób. W ciągu trzydziestu lat życia Mazzola zdążył jednak odcisnąć widoczną pieczęć na włoskim calcio.

Tego samego dnia na wniosek Interu, Milanu i Juventusu włoska federacja, na cztery kolejki przed końcem, przyznała Torino tytuł mistrza Włoch.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...