– Nie mieliśmy strategii wolnego rozwoju, nie chcieliśmy korzystać z zewnętrznego inwestora, z którym moglibyśmy wejść na rynek transferowy z wielkimi sumami. Chcemy jednak korzystać z narzędzi, które pozwolą nam polepszać klub, ale bez przesadnie ryzykownych działań i zewnętrznych inwestorów. Fundusz da nam możliwość szybkiego reagowania, bo rynek nam odjeżdża. W Polsce kluby polegają na darmowych zawodnikach, przez co rzadko wpada nam perełka. Przekonaliśmy się, że czasami o powodzeniu na rynku decydują godziny i trzeba mieć gotowe środki, aby skutecznie reagować. Fundusz jak na polski rynek jest innowacyjnym narzędziem – opowiada Gazecie Wyborczej Dariusz Mioduski, przekonując, że Legię stać na transfery rzędu miliona euro i to jeszcze tej zimy. Innym istotnym punktem dzisiejszego przeglądu prasy jest niewątpliwie wizyta dziennikarzy Faktu i PS w Amsterdamie u Arka Milika. Dla tych dwóch materiałów warto dziś zajrzeć do gazet. Zapraszamy.
FAKT
Fakt dwie piłkarskie strony zarezerwował dziś na ekskluzywny materiał z Amsterdamu – oczywiście z Arkadiuszem Milikiem w roli głównej. Wszystkie ramki też będą dotyczyć właśnie jego.
Mógł grać w Premier League, ale uznał, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. W lutym skończy 21 lat, a jednak kiedy z nim rozmawiasz, czujesz, jakby przed tobą stał 30-latek. Dojrzały, zdeterminowany i niezwykle utalentowany. To Arkadiusz Milik. – Przypomina mi młodego Zlatana Ibrahimovicia – mówi Przeglądowi Sportowemu jego trener z Ajaksu Amsterdam Frank de Boer, a były legendarny napastnik tego zespołu Dennis Bergkamp dodaje w rozmowie z nami: – Jeśli będzie słuchał moich rad, zajdzie naprawdę daleko. Nie da się zaprzeczyć – żaden z naszych piłkarzy nie zrobił w ciągu ostatniego roku tak gigantycznych postępów jak on. A będzie jeszcze lepszy, ponieważ trafił w idealne miejsce do rozwoju, pod skrzydła wybitnych w przeszłości graczy, ze wspomnianymi de Boerem i Bergkampem na czele. Ten pierwszy, porównując Milika do Zlatana, prawi mu wielki komplement, ponieważ to właśnie…
O Miliku wypowiada się Dennis Bergkamp: – Ajax to dla Arka przystanek.
– Zauważyłem u niego jedną niezwykle ważną cechę. Przyszedł tu z bardzo pozytywnym nastawieniem, żeby się uczyć. Na każdym treningu dawał z siebie sto procent i to mi zaimponowało. Na początku grał mało. Wiedział, że ma konkurencję w osobie Kolbeinna Sigthorssona. Systematyczie dostawał swoje szanse i błysnął zwłaszcza w Pucharze Holandii, co było dla niego furtką do częstszej gry w lidze. Ciężkie treningi i odpowiednia dyspozycja poskutkowały tym, że przebił się do podstawowego składu. Strzelał gole, był ważnym ogniwem drużyny. W sześć miesięcy urósł jako zawodnik, stał się lepszym piłkarzem.
Mateusz Borek prognozuje z kolei: Milik pójdzie za 20 milionów.
Wykupią go teraz za 2,5 miliona euro, potrzymają z dwa, trzy sezony, w czasie których Arek, jeśli nie dozna żadnej kontuzji, strzeli z 70 goli i na koniec pójdzie do topowego klubu za jakieś 20 milionów. Jak na swój wiek, MIlik jest na bardzo wysokim poziomie. Ma świetnie ułożoną lewą nogę, poza tym widać, że w Ajaksie bardzo pracują nad jego boiskową inteligencją. Dawny Milik zamknąłby oczy i strzelał na bramkę. Aktualny Milik widział, że ma piłkę na gorszej nodze i podał do Mili. A Mila strzelił na 3:0.
Teksty z Faktu znajdziecie również na efakt.pl
GAZETA WYBORCZA
W ogólnopolskim wydaniu GW nie ma dziś niczego o piłce, dlatego z braku laku zaglądamy do stołecznego dodatku. A tam: Legia zacznie robić milionowe transfery?
Fundusz transferowy z zewnętrznymi inwestorami to odejście od strategii powolnego rozwoju? Wrzucacie piąty bieg?
– Powiedziałbym, że trzeci albo czwarty. Nie mieliśmy strategii wolnego rozwoju, nie chcieliśmy korzystać z zewnętrznego inwestora, z którym moglibyśmy wejść na rynek transferowy z wielkimi sumami. Chcemy jednak korzystać z narzędzi, które pozwolą nam polepszać klub, ale bez przesadnie ryzykownych działań i zewnętrznych inwestorów. Fundusz da nam możliwość szybkiego reagowania, bo rynek nam odjeżdża. W Polsce kluby polegają na darmowych zawodnikach, przez co rzadko wpada nam perełka. Przekonaliśmy się, że czasami o powodzeniu na rynku decydują godziny i trzeba mieć gotowe środki, aby skutecznie reagować. Fundusz jak na polski rynek jest innowacyjnym narzędziem. Próbujemy we wszystkim być pionierami, może inne polskie kluby też na tym skorzystają.
Pieniędzy od funduszu nie musicie wydać, ale jeśli pożyczacie je na określony procent i później macie oddać, to nie po to, żeby tylko leżały na kontach. To wyraźny znak, że Legia będzie wydawać więcej pieniędzy, atakujecie.
– Tak, będziemy wydawać, ale niekoniecznie musimy. Fundusz daje nam elastyczność. Dzięki niemu ograniczymy ryzyko transferów. Kupując zawodnika wycenianego na wyższą kwotę, w pewnym sensie redukujemy ryzyko niepowodzenia. Zwykle to zawodnik, który ma jakość. Wciąż może się nie sprawdzić, ale ogólnie rzecz biorąc, obniżamy ryzyko.
Teksty z Gazety Wyborczej znajdziecie również na sport.pl
SPORT
Okładka Sportu.
Na pierwszy rzut dostajemy rozmowę z Robertem Warzychą.
Do Turcji lecą dwaj piłkarze, których od kilku dni sprawdzacie. Myślę o Słowaku i Gruzinie. Jest już przesądzone, że będą wiosną zawodnikami Górnika?
– Na Słowaka jesteśmy zdecydowani. Od dłuższego czasu mówiłem, że potrzebą chwili jest sprowadzenie zawodnika na pozycję „6”, skoro wciąż nie będziemy mogli korzystać z Mariusza Przybylskiego. Grendel powinien dać nam na tej pozycji jakość i większy komfort. Przecież Adam Danch grał jako defensywny pomocnik z konieczności, bo najchętniej widziałbym go w obronie. Gruzin? Za nim kilka ciężkich treningów, więc zdaję sobie sprawę, że nie mógł pokazać wszystkiego, co potrafi. Ale potencjał ma. W tym wypadku decyzja jeszcze nie zapadła.
Na których pozycjach rywalizacja zapowiada się najciekawiej?
– Skoro pożegnaliśmy Mateusza, to na pewno zrobiło się miejsce na „9”. Jest Bartek Iwan, który na tej pozycji grał często i potrafi strzelać gole, ale to uniwersalny zawodnik. Można go wykorzystać także do innych zadań. Niech więc każdy udowodni, że zasługuje na szansę. Cieszy mnie, że będzie rywalizacja.
Rozmowa generalnie jest bardzo drobiazgowa i niezbyt ciekawa.
Piast leci do Turcji. Cifuentes zostaje.
Alberto Cifunetes nie znalazł się w kadrze gliwiczan na obóz w Turcji. 35-letni golkiper rozmawia z działaczami o odejściu. W kadrze znalazło się miejsce dla powracającego do zdrowia bramkarza Jakuba Szumskiego. Do drużyny może dołączyć przebywający na testach w Boltonie Kamil Wilczek. Poza kadrą na zgrupowanie znaleźli się Alberto Cifuentes, Sebastian Kubik, Piotr Kwaśniewski…
W temacie zimowego obozu wałkowany jest też Damian Chmiel z Podbeskidzia, który opowiada oczywiste historie o tym, że piłkarze nie będą się opalać itd.
Jak pan ocenia pomysł wspólnego wylotu z trzema klubami ekstraklasy?
– Szczerze mówiąc nie przywiązuję do tego większej wagi. Wiem, że decydowały przede wszystkim względy ekonomiczne. Kluby chciały zmniejszyć koszty, co w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne. Generalnie uważam to za ciekawy pomysł. Szkoda, że odwołano wspólny turniej. Byłaby okazja na sprawdzenie się. Myślę, że trenerzy mieliby sporo materiału do analiz. Wcześniej nie było takich okazji, bo graliśmy sparingi z zespołami z… innej bajki, bo w pobliżu nie było żadnego polskiego klubu.
Wspólny lot to także okazja do pewnego rodzaju integracji
– Tak bym tego nie nazwał. Znamy się przecież z boisk, mamy znajomych w innych klubach. Podczas lotu na pewno będzie okazja do tego, aby porozmawiać. Ale później rozjeżdżamy się do swoich baz…
Nuda niebywała. Dajemy spokój.
Teksty ze Sportu znajdziecie również na katowickisport.pl
SUPER EXPRESS
Z Superaka cytujemy dwa materiały. Po pierwsze rozmówkę z Henrykiem Kasperczakiem przed dzisiejszym meczem Mali z Wybrzeżem Kości Słoniowej.
Chwalono Mali po meczu z Kamerunem, ale remis pozostawia niedosyt.
– Zdecydowanie. To bardziej strata dwóch punktów niż zysk jednego. Rywale wyrównali w 84. minucie i po ich szalonej radości widać było, że ten remis traktują jak sukces. Bardziej niż z wyniku jestem zadowolony z naszej gry. Dobrze to wyglądało, choć przy bramce popełniliśmy błąd. Pewnie by go nie było, gdyby mój obrońca nie był zbyt ambitny. Grał z kontuzją, nie chciał zmiany i niestety w decydującym momencie nie zdążył.
Dziś zagracie z naszpikowanym gwiazdami Wybrzeżem Kości Słoniowej.
– Wprawdzie za czerwoną kartkę nie zagra u nich Gervinho, ale i tak mają niesamowitą pakę. Oni stawiają na indywidualności, ja na zespół. W tym nasza szansa. WKS zremisowało na otwarcie z Gwineą, której w naszej grupie, podobnie jak nam, dawano mniejsze szanse na awans. Będzie ciekawie, bo z Wybrzeża mam świetne wspomnienia. Doprowadziłem ich w 1994 roku do trzeciego miejsca w Afryce…
Radosław Osuch z kolei pozbył się z klubu Herolda Goulona, ma o nim jak najgorsze zdanie i deklaruje, że Francuz już żadnej polskiej kobiety nie uderzy. No, ciekawie.
Czytał pan na naszych łamach opowieść Darii z Poznania? Oskarżyła Goulona o psychiczne maltretowanie…
– Czytałem i wierzę tej dziewczynie, bo do mnie też docierały sygnały, że z Goulonem jest coś nie tak. Wcześniej we Francji był już skazany za przemoc wobec partnerki, a i z Anglii docierały niepokojące sygnały. Jak na niespełna 27-letniego piłkarza to bogata kartoteka. Dzwoniły do mnie dwie kobiety, które skarżyły się na niego. Nie mogę mówić o szczegółach, ale opowiadały straszne rzeczy. Zachęcałem, aby zgłosiły się na policję, bo to nie jest sprawa dla klubu. Goulon urządzał sobie schadzki w Poznaniu, Bydgoszczy, Warszawie, a Zawiszę miał w tyłku. Płaciłem mu przez 18 miesięcy, a zdrowy był tylko przez trzy. Tak bezczelnego typa w świecie futbolu jeszcze nie spotkałem, a działam w piłce prawie 15 lat. Oczywiście, zatrudniając czarnoskórego piłkarza, trzeba być przygotowanym na kłopoty wychowawcze, bo różnie z nimi bywa, ale Goulon przerastał wszystkich butą i arogancją.
Jak wyglądało wasze rozstanie?
– Spokojnie do momentu, gdy powiedziałem mu, że cieszę się z jego odejścia i wyjazdu, bo dzięki temu już nigdy nie uderzy białej polskiej dziewczyny. Wtedy jakby w niego diabeł wstąpił. Od razu rozszerzyły mu się nozdrza, patrzył na mnie, jakby mnie chciał zabić. W tym momencie wyglądał jak psychopata. On zresztą ma taką trochę psychopatyczną naturę.
Teksty z Super Expressu znajdziecie też na gwizdek24.pl
PRZEGLĄD SPORTOWY
Milik musiał znaleźć się też na okładce PS.
Nie możemy cytować tego przesadnie szeroko, bo robiliśmy to już dość skrupulatnie z Faktu – a to ten sam materiał. Ale ok, jeszcze kawałek. Milik zaprasza do Amsterdamu:
– Suarez, Ibrahimović… Te nazwiska wciąż słychać po korytarzach Ajaksu, ale przyznam szczerze: gdzie mnie do Ibrahimovicia? Spokojnie, spokojnie. Trafiłem tutaj w podobnym wieku jak on, ale kariery toczą się różnymi ścieżkami. Ja staram się być skromnym człowiekiem, on ma wielkie ego, ale to w jakiejś mierze również ono pozwoliło mu aż tyle osiągnąć – twierdzi Polak. – Graliśmy w Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie i PSG i powiem wam, że Messi to jest najlepszy piłkarz na świecie, ale tylko Ibra ma to coś, że kiedy stoisz obok niego, to uderza w ciebie taka wyjątkowa aura, czujesz to jego ego i tak sobie myślałem, że miałbym kłopot na przykład z tym, by podać mu rękę. On ma w sobie coś takiego, co budzi respekt – kontynuuje Milik. Jednak to inne gwiazdy Ajaksu z przeszłości będą miały wpływ na przyszłość polskiego napastnika. Bergkamp i de Boer szlifują diament, który wkrótce może być wart grube miliony euro. – Praca z takimi ludźmi jest bardzo przyjemna, na początku to było coś niezwykłego, wielki szok i niedowierzanie, że dostałem ofertę z takiego klubu. Moja przyszłość mogła potoczyć się różnie, dlatego cieszę się, że dziś mogę pracować z legendami – opowiada nam Milik. Chyba nie mógł trafić do klubu, w którym miałby szansę na lepszy rozwój. W Amsterdamie spotkaliśmy się z reprezentantem Polski.
W ramce komplementujący Polaka Dennis Bergkamp, który mówi np. że Arek musi skupić się na poprawie gry prawą nogą, opowiada o tym, że dla dobrych piłkarzy Ajax jest zwykle przystankiem w karierze, więc prognozuje, że i on pogra w Holandii kilka lat, będzie jednym z najlepszych strzelców ligi…
Dziś sobota, więc w PS magazyn lig zagranicznych. Sporo tekstów:
– o Claudio Bravo, który miał być rezerwowym, a nie jest
– o Eibar, czyli najlepszym z nowicjuszy w lidze hiszpańskiej
– o Davidzie Ospinie, który wstaje z każdej łąwki
– o tym, że Emile Heskey wznowił karierę w Boltonie
Kariera 37-letniego obecnie zawodnik Boltonu to jedno z najdziwniejszych zjawisk w angielskim futbolu. Z jednej strony mowa o piłkarzu, który rozegrał 62 mecze w reprezentacji, tylko 4 mniej od kapitana kadry Tonyego Adamsa, a pięć więcej od prawdziwej ikony – Paula Gascoignea. W CV ma wpisane występy na mistrzostwach świata i Europy oraz ponad 500 spotkań w Premier League. Z drugiej można się dziwić, skąd te wszystkie imponujące liczby. Jak na napastnika Heskey strzelał bowiem gole raczej incydentalnie. Lista drużyn, których bramkarzy pokonywał w reprezentacji, skończyła się na siedmiu, daje to średnią niewiele ponad pół gola na rok! Lepszy bilans strzelecki w drużynie narodowej ma nawet bramkarz Paragwaju Jose Luis Chilavert (8). Nic dziwnego, że przez 11 lat zakładania przez niego koszulki z trzema lwami na piersi, eksperci zastanawiali się, co widzą w nim kolejni selekcjonerzy, a kibice drwili w najlepsze. Kiedy w 2001 roku Anglia w słynnym meczu pokonała Niemcy 5:1, na trybunach zaintonowano przyśpiewkę 5:1 i nawet Heskey strzelił. Posturą przypominający bramkarza z dyskoteki piłkarz sam za często może nie strzelał, ale przynajmniej sprawiał, że jego partnerzy w ataku trafiali do siatki. Twardo grający Heskey terroryzował bowiem obrońców, robiąc miejsce kolegom.
Jest tego naprawdę sporo, ale nic o polskich rozgrywkach. Zacytujemy fragment o Henryku Kasperczaku, który znów na swojej drodze spotka dziś „Słonie”.
Kasperczak na Czarnym Lądzie dalej traktowany jest, nie jako Polak, a Francuz. Przed tegorocznym turniejem oficjalna strona Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej cafonline.com opublikowała wykaz trenerów, którzy prowadzą poszczególne reprezentacje. Na 16 ekip zaledwie trzy trenują lokalni szkoleniowcy. Z zagranicy najlepiej, podobnie jak ma to miejsce w przypadku piłkarzy, reprezentowana jest oczywiście Francja. Ten kraj ma sześciu swoich przedstawicieli na ławce trenerskiej, to Michel Dussuyer (Gwinea), Alain Giress (Senegal), Christian Gourcuff (Algieria), Claude Le Roy (Kongo), Henri Kasperczak (Mali) i Herve Renard (Wybrzeże) – informuje cafonline.com. Kasperczaka dobrze pamiętają w Abidżanie i innych miejscach Wybrzeża Kości Słoniowej. – Cenimy go za to co osiągnął, i za to co zrobił dla piłki w naszym kraju. Wykonał bardzo dobrą pracę. Kiedy prowadził naszą reprezentację, była to jedna z najlepszych drużyn w historii naszej piłki – mówi Sory Diabate, wieloletni działacz.
Kariera Paula Pogby rozwija się w szybkim tempie. Gwiazdor Juventusu Turyn jest chodzącym wyrzutem sumienia sir Aleksa Fergusona – czytamy dalej.
Powiedziałem do Fergusona: daj mi szansę i pokażę ci, czy jestem gotowy, czy nie. W tamtym meczu z Blackburn wystawił Rafaela i Park Ji-Sunga. Wtedy się poddałem. Byłem naprawdę załamany – wspominał Pogba. Sir Alex przeprowadził w tamtym meczu tylko dwie zmiany, Pogba cały przesiedział na ławce. Chociaż Ferguson sprowadził go do MU po wojnie z poprzednim klubem Francuza, Le Havre, to potem go nie cenił. Na pierwszy występ w Premier League Pogba musiał czekać jeszcze miesiąc. Jego cała kariera w angielskiej ekstraklasie to 68 minut w trzech epizodach z ławki, jak 68 łez z popularnej…
Tego typu teksty – nie newsowe, lecz typowo magazynowe mamy dziś w PS, więc kończymy felietonem Krzysztofa Stanowskiego. „Kup pan piłkarza”.
Najlepszy tekst, jaki w życiu napisałem, nigdy się nie ukazał. Żałuję, że nie zachowałem nigdzie jego wersji elektronicznej. Mniej więcej dziesięć lat temu ówczesny redaktor naczelny Przeglądu Sportowego zasugerował, bym to swoje dzieło wysłał na konkurs literacki, zamiast mu wciskać do gazety, ale wierzcie mi: mówił tak tylko z uwagi na tarcia między nami, coraz ostrzejsze. W rzeczywistości było to naprawdę pasjonujące czytadło – nie ze względu na moje pióro, ale ze względu na osobę, która miała do opowiedzenia niezwykłą historię. Nazywał się „Luluś” i był takim eleganckim lumpem, o ile można być eleganckim lumpem. Piłkarze Lecha Poznań dawali mu a to pięć złotych, a to dwa – na flaszkę albo zagrychę, ale raczej na flaszkę 0 i nawet nie wiedzieli, komu dają. A „Luluś” to był może i w tym momencie bankrut, ale lata wcześniej jeden z najbogatszych ludzi Poznania. Co on mi opowiadał! O futbolu, o trenerach, o korupcji, o transferach, o kobietach! Godzinami można było słuchać tych niezwykłych anegdot, tym bardziej elektryzujących, że przecież tuż przed oczami miałem dosć smutne zakończenie tej bajki. Przypomniał mi się ostatnio ten sympatyczy człowiek, gdy czytałem o „Third Party Ownership” – czyli prawie osób trzecich do kart piłkarzy, z czym intensywnie walczy teraz FIFA – oraz o nowej zagrywce Legii, polegającej na stworzeniu funduszu inwestycyjnego.
Jak się może domyślacie, „Lulus” nie będzie głównym tematem tego felietonu, ale po więcej musicie zajrzeć do Przeglądu Sportowego. Teksty z PS znajdziecie też na przegladsportowy.pl