Finansowy kryzys Rosji trwa w najlepsze i przekłada się to także na piłkę nożną. Rosną koszta organizacji mundialu, a kluby mają problemy z wypłacaniem kontraktów, których stawki były ustalane w euro, gdy rubel był jeszcze wart trochę więcej niż funt kłaków. Nie sądziliśmy jednak, że sytuacja jest aż tak poważna – okazuje się, że rosyjska federacja piłkarska jest zadłużona na kilkaset milionów rubli i od pół roku nie stać jej nawet na wypłacanie pensji Fabio Capello – wiszą mu, bagatela, osiem milionów euro.
Naprawdę, gdziekolwiek spojrzeć, tam rosyjska piłka jest w dupie. Ze względu na spadek wartości rubla koszt organizacji Mistrzostw Świata szacuje się już na trzydzieści miliardów euro – kosmos, a te szacunki ciągle rosną. Minister Sportu w Rosji, Witalij Mutko, bez ogródek mówi, że jeśli ceny betonu i metalu nie przestaną rosnąć, to inwestorzy nie poradzą sobie bez wsparcia ze strony państwa. Jak łatwo się domyślić, powoli zaczyna to frustrować zwykłych obywateli – w ostatnim sondażu Echa Moskwy aż 75% opowiedziało się przeciw organizacji mundialu.
Beznadziejnie wygląda też sytuacja klubów, które nie są w stanie wypłacać kontraktów piłkarzom. Złe planowanie, rozpusta przy ściąganiu nowych graczy? Nic z tych rzeczy – po prostu piłkarze z Zachodu sprytnie zapewnili sobie w umowach wysokość zarobków ustaloną w euro lub dolarach i wypłacaną w rublach po aktualnym kursie, zresztą jest to także bardzo częsta praktyka także w wypadku graczy rosyjskich. Wartość rubla w stosunku do euro spadła w krótkim czasie o połowę, więc jak nie trudno obliczyć koszt utrzymania takich zawodników wzrósł dwukrotnie. A może być jeszcze gorzej – niektórzy ekonomiście twierdzą, że w przyszłym roku 1 euro może być warte nawet 150 rubli. Tymczasem budżety klubów stoją w miejscu.
A nie chodzi przecież o małe kwoty – Hulk zarabia równowartość siedmiu milionów euro, Garay sześciu, a Aleksander Kokorin pięciu. Rosyjscy dziennikarze ostrzegają, że jeżeli nic się nie zmieni, to przynajmniej trzy zespoły – Amkar Perm, Torpedo Moskwa i FK Rostów – prawdopodobnie nie będą w stanie dotrwać do końca tego sezonu. Kluby robią, co mogą, ale w tej chwili nie są w stanie nawet ustalić swoich budżetów na 2015 rok. Ostatnio zaproponowały piłkarzom stały kurs wymiany (55 rubli za 1 euro), ale na ich miejscu nie spodziewalibyśmy się sukcesu – co jak co, ale jednak pieniądze piłkarze liczyć potrafią. Zwłaszcza ci grający w Rosji. W teorii wystarczyłoby sprzedać piłkarzy najbardziej obciążających budżet, ale oni raczej nie dadzą się łatwo wypchnąć z klubów – nikt inny nie zaoferuje im takiej kasy.
Problemy nie ominęły też rosyjskiej federacji, przeciwnie – ona ma najbardziej przerąbane. W jej skarbcu został już tylko wiatr – zadłużenie wynosi ponad 750 milionów rubli i nieustannie rośnie. Jak się okazało, związek od pół roku nie wypłaca pensji między innymi Fabio Capello, który ma kontrakt gwarantujący równowartość 8,8 milionów euro rocznie. Czas spłaty zadłużenia wobec Włocha kończy się w najbliższy poniedziałek – jeśli Mikołaj Tołstych, prezes federacji, nie zdoła do tego czasu uregulować długu, to pożegna się ze swoim stanowiskiem i może dostać trzyletni zakaz pracy w sporcie. Jednak sam zainteresowany twierdzi, że mimo wsparcia finansowego ze strony FIFA i tak nie będą w stanie spłacić wszystkich długów wobec włoskiego selekcjonera.