18 stycznia 2005. Dajecie wiarę, że Borussia Dortmund nowego napastnika znalazła na ławce rezerwowych Feyenoordu Rotterdam? Ebi Smolarek trafił tam zanim jeszcze to stało się modne. Sprowadzono go do gaszenia pożaru, bo kontuzję złapał Brazylijczyk Ewerthon, a później więzadła krzyżowe zerwał czeski wieżowiec Jan Koller. Równo dziesięć lat temu Polak został wypożyczony na pół roku i szybko stał się jednym z czołowych zawodników BVB.
Tamta Borussia, choć zdecydowanie słabsza od dzisiejszej (chociaż w tym konkretnym można mieć wątpliwości), miała swój klimat. Już wtedy w bramce stał niezatapialny Roman Weidenfeller, a w pomocy biegał Sebastian Kehl. To jednak koniec podobieństw. Na ławce trenerskiej zamiast wybuchowego Juergena Kloppa siedział Holender Bert van Marvijk, który prowadził Smolarka w Feyenoordzie Rotterdam i wpadł na pomysł, aby sprowadzić go do Dortmundu. Najpierw półroczne wypożyczenie, a potem transfer definitywny. Ostatecznie za późniejszego podstawowego napastnika i najlepszego strzelca zapłacono frytki, bo ledwie 750 tys. euro. Interes (prawie) na miarę Shinjiego Kagawy.
Pierwszą rundę Ebi zakończył z zaledwie trzema trafieniami, ale zdaniem kierownictwa Borussii to wystarczyło, aby zatrzymać go na dłużej. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. W kolejnym sezonie Smolarek zdobył trzynaście bramek, stając się zdecydowanie najproduktywniejszym piłkarzem Borussii. Lepszym niż chociażby Tomas Rosicky, który uzbierał zaledwie pięć trafień. Rozczarowaniem był “występ” w Pucharze Intertoto, bo odpadli z… Sigmą Ołomuniec.
Kolejny sezon przyniósł już tylko dziewięć bramek, ale Borussia sprowadziła sobie nową ofensywną gwiazdę. Był to Alexander Frei, który z miejsca zdobył szesnaście bramek i stał się jednym z najlepszych strzelców Bundesligi. Dla Polaka zaczynało brakować miejsca, a w kolejnym roku – po transferze Mladena Petricia – zabrakło go zupełnie. Jedyną opcją pozostała ewakuacja, a że hiszpański Racing Santander zaoferował Borussii naprawdę duże pieniądze (4,5 miliona euro), to właściwie nie było się nad czym zastanawiać.
Poza Borussią Smolarek nigdy jednak nie był tym samym skutecznym Smolarkiem. I zaczął się zjazd, który trwał właściwie do samego końca jego kariery. Potem mógł co najwyżej puszczać sobie gole z video. Takie jak to niżej.