Reklama

O tym jak Mila, Sebek Mila of course, trafił na international level

redakcja

Autor:redakcja

08 stycznia 2015, 10:18 • 3 min czytania 0 komentarzy

8 stycznia 2005. Jest na topie. Dwa wicemistrzostwa, Puchar Polski. No i te pamiętne mecze z Manchesterem City, czy Herthą Berlin w Pucharze UEFA. Do tego regularne występy w reprezentacji. Niektórzy z przekonaniem w głosie nazywają go jednym z bardziej utalentowanych piłkarzy w Europie. Tego dnia Sebastian Mila zrobił krok, który miał być najważniejszym w jego karierze. Nowy klub miał być trampoliną, a pewne rzeczy brutalnie zweryfikował. Równo dziesięć lat temu Mila podpisał kontrakt z Austrią Wiedeń.

O tym jak Mila, Sebek Mila of course, trafił na international level

– Zewsząd dowiaduję się o ofertach ze strony zagranicznych klubów. Czekam jednak na tę najpoważniejszą. Taką, która pomoże mi się wypromować w silnej, europejskiej lidze. Chciałbym coś zmienić, a przy okazji podnieść swoje umiejętności sportowe. Ekipy, która tak dobrze grała w Pucharze UEFA, już nie ma. Teraz jeszcze z zamiarem odejścia noszą się moi dobrzy koledzy – Radosław Sobolewski i Ivica Kriżanac. Właściwie to przesądzone, że opuszczą Groclin. Nie muszę chyba nikogo przekonywać jak ważne to ogniwa dla tego zespołu. Jeśli zostanę, to oczywiście postaram się, by Groclin grał jak najlepiej. A z drugiej strony istnieje, że wina za wszelkie ewentualne niepowodzenia będzie spadać na moje barki. Doświadczyłem już takich sytuacji i nie chciałbym ich przeżywać jeszcze raz.

Rzeczywiście, ekipa się posypała. Groclinowi przetrącono kręgosłup. Wcześniej z klubu odeszli Andrzej Niedzielan i Grzegorz Rasiak. W tym samym czasie co Milę, sprzedano także – zgodnie z jego słowami – Ivicę Kriżanaca i Radosława Sobolewskiego. Coś się kończyło, ale to nie był to oczywiście główny powód determinujący decyzję o wyjeździe. Był młody, ambitny. Wszyscy klepali go po plecach, mówiąc, że jest dobry. Że przerasta naszą ligę i że spokojnie da sobie radę na Zachodzie. Austriacką Bundesligę można nazwać semi-zachodem. Pewnego rodzaju przedsionkiem, ale Austria Wiedeń – trzeba przyznać – była ładnie oświetlonym, ozdobionym neonami oknem wystawowym. Wystarczyło wybijać się na tle reszty.

Była też konkretna oferta ze Spartaka Moskwa. Poza tym zapytania z Holandii i Niemiec. Teoretycznie, pod pewnymi względami, Wiedeń wydawał się być kierunkiem najrozsądniejszym. Pewnego rodzaju poligonem, na którym można byłoby przejść roczne czy dwuletni chrzest bojowy, podbić ligę austriacką i ruszyć w dalszą drogę. Docelowo do Serie A, czy Premier League, gdzie zawsze chciał zagrać. Niestety, na front już nie doleciał. Odpadł w przedbiegach.

Reklama

– Dokładnie tak myślałem: że to będzie klub, w którym będę grał i jeszcze się tam wypromuje. Biznesplan miałem niezły. Szkoda, że go rzeczywistość trochę zweryfikowała. Bardzo chciałem wyjechać za granicę. To było moje marzenie. Był już taki moment, w którym spotkałem się z prezesem Drzymałą i powiedziałem, że chcę wyjechać. On powiedział, że nie będzie mi robił przeszkód i tak się stało. Dogadał się z Austrią, ja też byłem zadowolony, pojechałem tam i tyle… Wiedziałem, że chcę zacząć tam nowe, piłkarskie życie. Miałem ku temu warunki, ale skończyło się inaczej i tylko do siebie mogę mieć pretensję.Myślałem, że czeka mnie tam pewny plac. Ale jak już zobaczyłem, że 16 zawodników wyjeżdża z klubu na reprezentacje, to już mi zaczęło trochę śmierdzieć. To mi dało do myślenia – mówił Mila w wywiadzie dla Weszło.

W sumie dla Austrii zagrał nieco ponad pięćdziesiąt razy. Zdobył mistrzostwo i dwa puchary, ale żegnano go bez większego żalu. Kończył w głębokiej rezerwie. Mila, zamiast odejść do lepszego klubu, stoczył się jednak w bliżej nieokreślonym kierunku, trafiając do depresyjnego Oslo.


Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...