Jegor Zubowicz znów trenuje z Jagiellonią – gruchnęła dzisiaj informacja, która zatrzęsła całym Białymstokiem i połową Podlasia. Co z niego za jeden? Jaki znów Zubowicz? Próbowaliśmy szukać w zawodzącej nas pamięci, aż wreszcie – przy pomocy Google – przypomnieliśmy sobie o takim jegomościu. Rzeczywiście piłkarzem klubu Ekstraklasy jest od… 15 grudnia 2011. Podpisał wówczas z Jagiellonią czteroletni kontrakt, jednak do dziś nie zagrał dla niej ani razu.
Nie pasował Michniewiczowi, później nie przypadł do gustu również Hajcie, który orzekł, że „obcokrajowiec, żeby grać, musi być dwa razy lepszy od Polaka”. Wysłał go więc Hajto na wypożyczenie na Białoruś i do dziś tyle go widzieli. Chłopak ma 26 lat, nominalnie jest napastnikiem, kiedyś grał nawet w kadrze młodzieżowej, ale w Jagiellonii nie zaliczył nawet symbolicznej minuty – non stop wypożyczany do Naftanu Nowopołock i Niemna Grodno. Zubowicz przychodzili do Białegostoku w jednym czasie z Dzalamidze. Na powitalnej konferencji przedstawiał go Marek Citko. Gruzin zagrał od tamtej chwili w prawie sześćdziesięciu meczach, a nieszczęsny Białorusin w żadnym.
Jego triumfalny powrót (ostatnio na wypożyczeniu: 12 goli w 34 meczach) postanowiliśmy uczcić szybkim zestawieniem. Listą kilkunastu zawodników, którzy w ostatnich latach i miesiącach przyszli z zagranicy do klubów Ekstraklasy. Każdy z jakąś myślą – żeby lepiej zarobić, żeby się promować, zaliczyć przystanek po drodze do wielkiej kariery. Wszystkich łączy jednak fakt, że ani razu nie wybiegli na boisko.
NAJPIERW CI, KTÓRZY Z ZEREM NA KONCIE, NICZYM STRATON, SWOJĄ PRZYGODĘ DEFINITYWNIE ZAKOŃCZYLI:
Julian Ripoli (Lechia): 21 marca 2013 – 7 czerwca 2013
(czas pomiędzy podpisaniem a rozwiązaniem kontraktu)
Jeden z krótszych pobytów w Polsce, jakie udało nam się odnotować. A udało, bo paradoksalnie o Ripolim, kiedy przychodził do Gdańska, było dosyć głośno. Chłopak miał mieć talent – grać tuż za napastnikiem, jako ofensywny, techniczny pomocnik. Trenował z Lechią bity miesiąc. Bobo Kaczmarek miał więc chyba dosyć czasu, żeby wyrobić sobie o nim zdanie. A jednak… Nagle ogłosił światu, że „organizm Ripoliego jest totalnie rozregulowany, ma horrendalne zaległości treningowe”. Mocne słowa, jak na kogoś z kim wcześniej podpisano kontrakt. Próbowano przywrócić go do stanu używalności, ale niewiele z tego wyszło. Wyjechał z Polski, nie poszło mu w Rumunii, dziś zwiedza niższe ligi włoskie.
Senad Karahmet (Ruch) – 11 lipca 2014 / 28 listopada 2014
Numer trzy to przypadek specyficzny, bo patrząc w papiery Karahmeta, nie przeszłoby nam przez myśl, że nie zaliczy w Polsce nawet jednego symbolicznego epizodu. 22 lata, szkolony w Belgii, w której spędził kilka ostatnich sezonów. Jasne – bez sukcesów, bez regularnego grania, ale w Chorzowie nie został nawet spróbowany. Jan Kocian, po rozstaniu z klubem, otwarcie przyznał, że Bośniak został mu przez działaczy podrzucony, bez jego aprobaty. Miał być opcją rezerwową na wypadek odejścia Daniela Dziwniela, ale Dziwniel został. A Kocian nie zamierzał korzystać z „prezentu”.
Targino (Jagiellonia) – 28 lutego / 10 kwietnia 2014
Nuno Henrique (Jagiellonia) – 28 lutego 2014 / 22 maja 2014
Dwa gagatki z białostockiego zaciągu, nieudanego w stu procentach – bo przypomnijmy, że Jagiellonia zeszłej zimy sprowadziła do klubu sześciu zawodników i każdy z nich okazał się totalnym niewypałem. Tylko dwóch zostało jednak docenionych w taki sposób, że nie pojawili się na boisku ani razu. Dziwne? Odrobinę. Jeden w przeszłości sporo pograł w Vitorii Guimaraes i portugalskiej młodzieżówce, drugi był (nie mylić z „grał”) w Blackburn Rovers i w zasadzie ich zagadka do dzisiaj nie została ostatecznie rozwiązana. Spisano ich na straty w ciągu jednego kwartału, mimo że działacze w „Białym” wcześniej byli dumni, że udało się ich ściągnąć. Prezes Kulesza zapewniał wręcz, że nie powodują kominów płacowych, tylko skusili się na podobne pensje, jakie obowiązują pozostałych zawodników Jagiellonii.
Stefan Vuković (Śląsk) – 28 lutego 2013 / 30 sierpnia 2013
To też niezły ananas. Kanadyjczyk, chociaż jak wskazuje nazwisko – posiadający również obywatelstwo serbskie. Element szerszego projektu, a właściwie zaciągu Śląska z reprezentacji… Kanady do lat 21. Vuković przed przyjazdem do Wrocławia nie miał klubu. Wcześniej z powodzeniem grał tylko w akademii FC Toronto. Oczekiwania wobec niego, oczywiście, były zupełnie inne niż wobec Ripoliego albo Karhameta. Miał się dopiero przyuczać, wdrażać, ale ktoś wybitnie nieprecyzyjnie oszacował jego możliwości. Po odejściu ze Śląska potwierdził to zupełnie zawodząc w drugiej lidze słowackiej.
Luka Gusić (Podbeskidzie) – 31 stycznia 2013 / 19 czerwca 2013
Dziwny, oj dziwny transfer Podbeskidzia. Nie do ogarnięcia. Działacze z Bielska mieli Gusicia jak na tacy. Kiedy grał, a raczej parodiował piłkarza w Jagiellonii, mieli obowiązek wyrobić sobie o nim jak najgorsze zdanie. A oni – na odwrót! Kiedy odpalono go już w Białymstoku, uznali, że na Bielsko taki poziom umiejętności wystarczy w zupełności. No cóż, nie wystarczył. Okrągłe zero minut w lidze.
Ronan (Legia) – 17 czerwca 2014 / 18 grudnia 2014
O nim też było stosunkowo głośno, bo wiadomo – jak to w Legii.
Przyleciał do Warszawy latem, ale bardzo szybko naderwał mięsień czworogłowy. Za tym poszła konieczność długiego, kompleksowego leczenia i nigdy się nie dowiedzieliśmy, ile Ronan naprawdę potrafi. Błysnął raz – jeszcze podczas Deyna Cup, zanim Legia wypożyczyła go z Fluminense. Transfer okazał się niewypałem, symbolem – delikatnie mówiąc – niezbyt owocnej współpracy z Brazylijczykami, ale koniecznie trzeba odnotować, że to przypadek specyficzny, naznaczony kontuzją.
Bruno Loureiro (Pogoń) – 25 lipca 2014 / 31 grudnia 2014
25-letni Portugalczyk, jak tylko się pojawił, przyznał, że w Polsce najbardziej podoba mu się fakt, że… jego dziewczyna przebywa tu na wymianie studenckiej. Bruno być może zaliczył kilka imprez z uczestnikami Erasmusa, ale do gry w piłkę w Polsce szczęścia nie miał. Szybko nabawił się kontuzji, która – podobnie jak Ronana – wyeliminowała go na długie tygodnie. Pogoń nie podała tego jeszcze oficjalnie, ale o ile nam wiadomo, wiosną nie będzie już próbowany w Szczecinie w jakiejkolwiek roli.
Diogo Ribeiro (Lechia) – 20 czerwca 2014 / 19 sierpnia 2014
Diogo umieszczamy w naszym zestawieniu jako symbol wszystkiego najgorszego, co zdarzyło się w Lechii. Przyszedł z rezerw Sportingu Braga, chwilę się porozglądał, potrenował, później leczył uraz, by po dwóch miesiącach dratycznie zmienić kurs – na Włochy, a później znowu Portugalię.
***
Dla własnego zdrowia psychicznego, nie grzebaliśmy głębiej, wracając pamięcią do choćby 2012 roku. Mieliśmy w tym czasie w lidze całą mase przebierańców. Lubos Adamec, Oded Gavish, Fabian Burdenski, Danijel Klarić, Johan Bertilsson – listę tych wynalazków, które w kilku meczach ostatecznie przekonały, że się do niczego nie nadają, można by wydłużać po horyzont. Jednak te bez NAWET MINUTY SPĘDZONEJ NA BOISKU są szczególnie wymowne, niczym transfer Bogdana Stratona.
A będzie takich więcej. Już teraz w kolejce na rozwiązanie swoich umów (albo pierwszy występ, chociaż mocno w to wątpimy) czeka bodajże jeszcze szóstka:
1. Armando Nieves (Piast) – od 23 lipca 2014 – do dziś bez meczu
2. Idrissa Cisse (Podbeskidzie) – 25 czerwca 2014 – do dziś
3. Adłan Kacajew (Lechia) – 21 czerwca 2014 – do dziś
4. Rudinilson (Lechia) – 22 sierpnia 2014 – do dziś
5. Diego Hofmann (Lechia) – 31 sierpnia 2014 – do dziś
Kłania się przede wszystkim wesoły autobus z Gdańska, gdzie w jednym oknie wyczerpano limit, jakiego profesjonalny klub nie powinien przekroczyć w dziesięciu. Ale mamy też Armando Nievesa (Amine Hadj Said, 4 mecze w lidze i rozwiązany kontrakt, również się kłania), czyli pomysł asystenta Pereza Garcii. Faceta parającego się menedżerką, z którym zresztą gliwiczanom szybko przestało być po drodze.
Kłania się wreszcie Idrissa Cisse. Senegalczyk z Piotrówki, odrzucony w Bielsku przez Michniewicza, a już nieco później przygarnięty przez Ojrzyńskiego – czego ten ostatni najprawdopodobniej pożałował. Cisse póki co nie idzie w ślady ojca (który niegdyś grał nawet w FC Nantes). Właśnie znalazł się na liście piłkarzy, którzy mogą szukać sobie nowych pracodawców. Tyle że chyba już w nieco niższej lidze.
Fot. lechia.pl