Reklama

2014 rok we Włoszech od A do Z. Idiota, rasizm i Zdenek Zeman

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

03 stycznia 2015, 20:38 • 13 min czytania 0 komentarzy

Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tym, jak w spektakularny sposób stracił w tamtym roku pracę Riera lub za co oskarżano o rasizm Francesco Tottiego, to nie martwcie się – jeszcze możecie to nadrobić. Zastanawiacie się co działo się w tamtym roku u Di Natale, Tottiego i Pirlo, lub jak poradził sobie po swoim powrocie do trenerki Zdenek Zeman? Nie ma problemu – oto podsumowanie roku 2014 w Serie A.

2014 rok we Włoszech od A do Z. Idiota, rasizm i Zdenek Zeman

A jak autodestrukcja

Ciężko mi sobie przypomnieć tak wielki zjazd klubu w ciągu jednego roku. W pierwszej części 2014 Parma grała naprawdę fajną piłkę, co przełożyło się na szóste miejsce na koniec sezonu. Do tego Crociati mieli ciekawy pomysł na politykę transferową, którą opisał swego czasu Leszek Milewski:

Miała być to maszynka do robienia pieniędzy, a skończyło się na… długach i niezapłaconych podatkach, przez które Parma została wykluczona z udziału w Lidze Europy. Jednak nic nie zapowiadało takiej klęski w drugiej części roku – Parma grała beznadziejnie, choć to określenie w ich przypadku mimo wszystko brzmi jak komplement. Jej piłkarze wygrali zaledwie dwa spotkania i dołożyli do tego jeden remis. Zgraja paralityków.

B jak bramkarze

Reklama

Choć łatka defensywnej Serie A to w tej chwili poziom tak abstrakcyjny, że przywoływać ją mogą już tylko eksperci w studio TVP, to nie sposób nie zwrócić uwagi na to, jak wiele rodzimych talentów bramkarskich zgromadziło się na włoskich boiskach.

Świetną dyspozycję mimo mijających lat utrzymuje Gianluigi Buffon, poziom trzymali także chociażby Federico Marchetti i Andrea Consigli, jednak co najważniejsze – pojawili się ich następcy. I to od razu w ilości hurtowej.
Medialną gwiazdką przez jakiś czas stał się zwłaszcza Simone Scuffet, który mając 17 lat był podstawowym bramkarzem Udinese, jednak największe słowa uznania należą się przede wszystkim jego odrobinę starszym kolegom po fachu. Francesco Bardi, Mattia Perin, Nicola Leali i Alessio Cragno – czterech niezwykle utalentowanych bramkarzy, którzy już niedługo powinni stoczyć wspaniałą walkę o pierwsze rękawice Azzurrich.

C jak czarna robota

Image and video hosting by TinyPic

Jest taki typ piłkarzy, którzy często są niedoceniani. Ich wpływ na grę drużyny jest czasem na pierwszy rzut oka niewidoczny, jednak jest jednocześnie nie do przecenienia. Dotyczy to przede wszystkim Claudio Marchisio i Radji Nainggolana.

Obaj byli w tym roku motorami napędowymi swoich drużyn – w skrócie, zapieprzali na boisku jak dzikie świnie. Wymiatali w defensywie, napędzali akcje w ofensywie, niestrudzenie latali od jednego pola karnego do drugiego – i z powrotem. Pomijając zaangażowanie w grę, obaj są świetni także pod kątem taktycznym i bardzo wszechstronni. Choć nie widać tego w statystykach bramek i asyst, to bez tych piłkarzy Juventus i Roma nie byłyby w stanie prezentować tak wysokiego poziomu.

Reklama

D jak dyskryminacja terytorialna

Czyli przykład wyjątkowej głupoty u osób zarządzających włoską piłką. Na przestrzeni roku wielokrotnie oberwało się za to sporej liczbie klubów, które w ramach kary za okrzyki i oprawy zahaczające o dyskryminację terytorialną miały zamykane stadiony, lub pojedyncze trybuny. W czym problem? W tym, że często chodziło o dość bzdurne powody. Po meczu Roma-Sampdoria zamknięto kilka sektorów na Olimpico za tę przyśpiewkę skierowaną w kierunku Napoli: “Wezuwiuszu, Wezuwiuszu, umyj ich swoim ogniem”.

E jak eksplozja talentu

Image and video hosting by TinyPic

Nie sposób nie wspomnieć o Leo Bonuccim. Obrońca Juventusu na początku swojej kariery w Turynie był jednym, wielkim pośmiewiskiem. Strzelał samobóje, popełniał komiczne błędy, dawał się ogrywać jak dziecko – gdyby zebrać wszystkie jego wpadki, to wyszłaby naprawdę niezła komedia.

W tym roku rozwinął się niesamowicie i zarówno klubie, jaki reprezentacji góruje nad Giorgio Chiellinim. Doskonale się ustawia, wyeliminował głupie błędy i brak koncentracji, żadnych problemów nie stwarza mu także gra z piłką u nogi. Najlepszy obrońca roku w Serie A.

Klucz do sukcesu, dość oryginalny, zdradził jego trener od przygotowania mentalnego: Przez lata zabierałem Bonucciego do mojej piwnicy, pod ziemią, bardzo ciemnej. Tam, używając tonu głosu dalekiego od życzliwego, obrażałem go w każdy możliwy sposób. Oceniałem go i obrażałem. Jeśli w jakikolwiek sposób starał się na mnie spojrzeć, to otrzymywał cios w brzuch. Celem było sprawienie, by Leo zawsze był skupiony i ignorował wszystko wokół siebie. W ten właśnie sposób zacząłem robić z niego żołnierza.

F jak Ferrero

Image and video hosting by TinyPic

Odstawmy na chwilę na bok piłkarzy, trenerów i dla odmiany skupmy się na prezesie. Konkretnie na Massimo Ferrero, nowym właścicielu Sampdorii, który był chyba największym showmanem Serie A w tym roku. Żaden prezes nie był w stanie z nim konkurować – gdy pojawiał się na trybunach wprost emanowała z niego pasja, w telewizji potrafił zalecać się do Ilarii D’Amico, wyjątkowo atrakcyjnej prezenterki Sky Sports. Został także zawieszony na trzy miesiące za niewybredny komentarz względem właściciela Interu, Ericka Thohira – poradził Massimo Morattiemu pogonić z klubu tego filipińczyka.

Ale i tak największy show robił na stadionie. Był na każdym meczu Sampdorii, żywiołowo reagował na każde wydarzenie boiskowe, wiązał na głowie szalik klubu w stylu Rambo, błogosławił strzelców bramek, a po wygranych spotkaniach wbiegał na murawę, by cieszyć się razem z piłkarzami. Zdarzało mu się też podchodzić do trybun, bo strzelić sobie selfie z kibicami. Złoty prezes.

G jak Genua

Image and video hosting by TinyPic

Największym pozytywnym zaskoczeniem tego roku było to, jak rozszalały się Genoa i Sampdoria. Oba kluby zanotowały niesamowity progres – w pierwszej połowie roku grały mniej więcej zgodnie z oczekiwaniami, natomiast druga część, to prawdziwy szok. Obie ekipy grały świetnie i regularnie kosiły rywala po rywalu.

W obu przypadkach pochwalić należy przede wszystkim trenerów. W Genoi, po raz pierwszy od 2009 roku, od 1 stycznia do 31 grudnia zespół trenował jeden szkoleniowiec, Gian Piero Gasperini i być może właśnie dzięki tej stabilizacji Grifone zaliczyli tak imponujący progres. Sampdorię prowadził Sinisa Mihajlović i wszystko wskazuje na to, że po wpadkach w Bologni, Fiorentinie i reprezentacji Serbii w końcu znalazł swoje miejsce w piłkarskim świecie.

H jak Hiszpanie

Przez wiele lat w Italii każdy Hiszpan był persona non grata. Co transfer – to wtopa. Na półwyspie Apenińskim nie radziły sobie tak uznane nazwiska jak Guardiola, czy Mendieta. Hiszpańską klątwę przerwał Borja Valero, a jego śladem poszli kolejni piłkarze.

W tym roku na włoskich boiskach obok Valero błyszczeli między innymi Fernando Llorente, młodziutki Keita Balde i Diego Lopez. Na największe uznanie zasłużył sobie jednak odstrzelony z Madrytu Jose Callejon – 15 bramek, podkreślone aż 9 asystami. Czysta klasa.

I jak idiota

Trochę głupio jest w tekście podsumowującym rok w Serie A pisać o gościu, który nawet przez minutę nie pojawił się na włoskich boiskach, ale trudno – o tym co odwalił Albert Riera trzeba napisać.

Piłkarz Udinese najpierw przez całą jesień leczył uraz, a potem gdy już był zdolny do gry i został powołany na mecz z Chievo… postanowił olać klub i pojechał do Słowenii na turniej pokerowy. Efekt? Zerwany kontrakt i bezrobocie. Na pocieszenie Riera mógł się pochwalić wygraną w turnieju – trzema tysiącami euro. Nic, tylko pogratulować tak wysokiej wygranej. I życiowych priorytetów.

Co ciekawe, Riera obraził się i obwieścił na Twitterze, że Udinese to – najgorszy klub dla jakiego kiedykolwiek grałem. Niesamowity prawdziwek.

J jak Juventus

Drużyna z Turynu miała w tym roku swoje przejścia. Zaskakująco szybko odpadła z Ligi Mistrzów, kompletnie nie przekonywała w Lidze Europejskiej, a latem opuścił ją po trzech zwycięskich sezonach ubóstwiany przez kibiców Antonio Conte, który przywrócił klubowi dawny blask. Został on w ekspresowym tempie zastąpiony przez Maxa Allegrego, a pesymiści zaczęli wieścić, że to już koniec dominacji Starej Damy na ligowych boiskach.

Tymczasem Allegri utrzymał poziom Juventusu, który nadal wygrywa i nie ma zamiaru oddawać prymatu we Włoszech. Co więcej, bianconeri zmienili ustawienie z 352 na 433 i zaczęli w końcu grać przyjemnie dla oka – to już nie ta sama drużyna, która choć wygrywała regularnie, to jednak w sposób nudny i przewidywalny. Rok 2014 na włoskich boiskach w wykonaniu Juventusu to jedno, wielkie punktowanie rywali – 30 wygranych, 5 remisów, 2 przegrane. Łącznie 95 punktów w ciągu tego roku, co jest nowym rekordem Serie A. Pełna dominacja.

K jak kapitan

Image and video hosting by TinyPic

Trzeba także wspomnieć o Kamilu Gliku. Kapitan Torino zaliczył świetny rok we Włoszech – był pewnym punktem defensywy swojego klubu i do końca rozkochał w sobie kibiców Granaty. Między innymi dzięki jego grze Torino awansowało do Ligi Europejskiej, w której godnie reprezentowało Italię. Imponował także strzelając kolejne bramki na włoskich boiskach – w 2014 roku trafiał do siatki aż czterokrotnie. Oby 2015 był w jego wykonaniu jeszcze lepszy.

Co do reszty Polaków w Serie A – lepiej o nich nie pisać, to zdecydowanie nie był ich rok.

L jak legenda

Z włoskim futbolem pożegnała się jedna z jego ikon, choć wcale nie chodzi o Włocha. Buty na kołku zawiesił Javier Zanetti, legenda Interu; Argentyńczyk spędził na włoskich boiskach prawie dwie dekady, w czasie których rozegrał w barwach nerazzurrich aż 856 spotkań.

Wielka szkoda, takich piłkarzy jak Zanetti już ‘nie robią’. Niestety, na każdego zawodnika przychodzi czas i pewnie także w 2015 będziemy musieli pożegnać kolejne wielkie nazwisko włoskiego futbolu.

Póki co cieszmy się każdą okazją, gdy możemy oglądać Tottiego, Di Natale, czy Pirlo. Kto wie, na kogo następnego przyjdzie pora…

M jak Menez

Menez wracał do Włoch z łatką piłkarze problematycznego, zdolnego popsuć nawet najlepszą atmosferę w szatni. A ta w Milanie, nie oszukujmy się, już przed jego transferem nie należała do najlepszych. Tymczasem Francuz swoją grą zamknął usta wszystkim krytykom – gra świetnie, zalicza niesamowite dryblingi i strzela przepiękne bramki. Chyba nawet Galliani nie spodziewał się tego, jak świetny darmowy transfer udało mu się przyklepać.

N jak Neapol

Napoli w tym roku grało ze zmiennym szczęściem. Na pewno ich kibice będą wspominali dwa zdobyte trofea – triumfowali zarówno w Pucharze Włoch, jak i w Superpucharze. Natomiast w lidze – straszna bryndza. Najpierw uplasowali się w tabeli za plecami Juventusu i Romy, a obecny sezon to jeden wielki pokaz nieporadności. Napoli gra nudną piłkę, jest oparte na indywidualnościach, traci sporo punktów i nijak nie przypomina drużyny, która za czasów Mazzarriego aspirowała do miana najlepszej we Włoszech. Spory zjazd zaliczył przede wszystkim Hamsik, choć być może jeszcze większym problemem jest Higuain. Co prawda Argentyńczyk strzelił 15 bramek, jednak biorąc pod uwagę to, ile doskonałych sytuacji spieprzył, naprawdę ciężko jest go chwalić.

O jak oddanie opaski

A konkretnie – nieudane oddanie opaski. Totti wchodząc na boisko odmówił przyjęcia opaski od Keity i natychmiast został odsądzony od czci. Oberwało mu się, że jest rasistą, że nie szanuje Keity bo ten jest czarny i tak dalej. Tymczasem legenda Romy ma po prostu taki zwyczaj, że wchodząc z ławki nie przejmuje opaski kapitana. Niesamowite jak wiele zamieszania wywołała taka pierdoła – więcej na temat tego i innych ‘rasistowskich’ incydentów możecie przeczytać tutaj.

P jak przeciętność w stolicy mody

Image and video hosting by TinyPic

Nie był to robry rok dla Mediolanu. Zarówno Inter, jak i Milan miały w tym sezonie swoje niezłe momenty i potrafiły stworzyć na boisku świetne widowisko, jednak robiły to zdecydowanie zbyt rzadko, a dobre występy przeplatały beznadziejnymi.

W Interze panował chaos i chyba każdy spodziewał się, że po przejęciu klubu przez Thohira nerazzurri będą rozwijali się w lepszy sposób. Niby w klubie pojawiło się kilku klasowych piłkarzy, jak chociażby Icardi, niby ciekawie rozwija się Kovacić. Ale to nadal za mało, by sprostać oczekiwaniom kibiców i całego włoskiego calcio.

Milan? W teorii zarządzany jest nieźle i jak na panujące w klubie warunki nie ma tragedii. Tyle tylko, że brak tragedii to jak na Milan i tak zdecydowanie za mało. Niestety, żaden klub opierający się na przecenach i graczach bez kontraktu pewnego poziomu nie przeskoczy. A nic nie wskazuje na to, by sytuacja finansowa rossonerich miała się w najbliższej przyszłości poprawić. W przypadku Milanu nadzieja zdecydowanie nazywa się Galliani.

R jak Roma, czyli ciągle drudzy

Co do tego, że Rudi Garcia wykonał w Rzymie niesamowitą robotę nie ma najmniejszych wątpliwości. Roma grała ofensywnie i atrakcyjnie, a co najważniejsze – regularnie zdobywała punkty. Tak naprawdę rzymianie mieli tylko jeden problem – a nazywał się on Juventus.

Poziom, który prezentują giallorossi zdecydowanie jest godny mistrza Włoch. Niestety dla Romy bianconeri bardzo wysoko zawiesili w tym roku poprzeczkę. Obie drużyny stoczyły ze sobą piękną walkę o miano najlepszej drużyny sezonu 2013/14, a wszystko wskazuje na to, że obecny będzie jeszcze bardziej wyrównany. 2014 rok Roma zakończyła z zaledwie trzema punktami straty do Starej Damy, a to świetna wiadomość dla każdego sympatyka Serie A. W nowym roku emocji z pewnością nie zabraknie.

Obrazek roku? Reakcja Garcii na rzut karny podyktowany dla bianconerich.

S jak staruszkowie

Image and video hosting by TinyPic

Jedno o Serie A można powiedzieć z całą pewnością – w żadnej innej lidze piłkarze nie starzeją się tak pięknie i z taką godnością. W tym roku 38-letni Luca Toni zdobył swoją trzechsetną bramkę w karierze, a jego równolatek Di Natale zdobył łącznie 21 goli, w tym swoją dwusetną w rozgrywkach Serie A. Aż trudno uwierzyć, że włoski napastnik planował latem zakończyć karierę.

Błyszczał również Totti. Z różnych względów można za kapitanem Romy nie przepadać, jednak nie sposób odmówić mu boiskowej klasy. Strzelał, dryblował, rozgrywał, a wszystko z głową i widocznym na kilometr niesamowitym doświadczeniem i sprytem. Był to także rok Andrei Pirlo. Geniusz środka pola nadal potrafił wzbudzić zachwyt swoimi rzutami wolnymi, czy kilkudziesięciometrowymi podaniami, które lądują idealnie tam, gdzie sobie zaplanuje. Można zarzucać mu, że nie udziela się już w defensywie, że odpuszcza sobie pressing. Jednak gdy ma piłkę przy nodze, to nadal ten sam genialny rozgrywający co zawsze.

T jak Tevez

Image and video hosting by TinyPic

Duże brawa należą się Carlosowi Tevezowi. Wielokrotnie ciągnął całą grę ofensywną Juventusu, strzelił 18 bramek w lidze, a do tego dorzucił osiem asyst. Jednak suche statystyki nie są w stanie oddać jego wpływu na grę bianconerich – Tevez harował także w pomocy, nieustannie cofał się by wesprzeć w pressingu pomocników, latał za piłką jak wygłodniały bulterier za kawałkiem szynki. Pozostali napastnicy Starej Damy grali ze zmiennym szczęściem, raz lepiej, raz gorzej. Natomiast Tevez regularnie, od początku roku aż do samego końca, prezentował równy, bardzo wysoki poziom. Taki napastnik, to po prostu skarb, który dał już Juventusowi jedno mistrzostwo i może doprowadzić do kolejnego. No i ta bramka…

U jak upadek

Mniej pochwał należy się, niestety, dwóm innym piłkarzom. Konkretnie Arturo Vidalowi i Juanowi Iturbe, ponieważ zaliczyli oni w drugiej części sezonu straszny zjazd formy.

Vidal był od dłuższego czasu kluczową postacią w Turynie, błyszczał prawie w każdym spotkaniu, był gwarancją wysokiego poziomu i walki o każdy metr boiska. Tymczasem 2014 rok w jego wykonaniu był kiepski, a końcówka wręcz bardzo słaba. Spory wpływ na to miała nie do końca zaleczona kontuzja przed Mundialem w Brazylii, jednak od tego turnieju minęło już tyle czasu, że Chilijczyk powinien się w końcu ogarnąć.

Tymczasem Iturbe zaliczył bardzo dziwny rok. Na tyle dobrze prezentował się w barwach Hellasu, że zainteresowały się nim Roma i Juventus. Ostatecznie trafił za około 26 milionów do Rzymu, gdzie najwidoczniej oduczył się gry w piłkę. Niby sporo biega, niby się stara, ale trudno uwierzyć, że to ten sam piłkarz co wiosną. Brakuje mu błysku który pokazywał w Weronie, z efektywnością też u niego krucho – zaledwie jedna bramka w lidze i brak asyst to raczej nie jest wynik, który może napawać dumą.

W jak wstyd

Image and video hosting by TinyPic

Finał Coppa Italia to we Włoszech piękne, piłkarskie święto. Niestety tegoroczny mecz między Fiorentiną i Napoli był po prostu żenujący i smutny. Ktoś mógłby nawet napisać, że tego wieczora umarło włoskie calcio, bo przegrało ze stadionowym bandytyzmem.

Przed meczem postrzelono trzech kibiców Napoli, a jeden z nich umarł później ze względu na odniesione rany. Jakby tego mało, by mecz w ogóle się rozpoczął, kapitan Napoli Marek Hamsik musiał dogadywać się z wątpliwej reputacji hersztem klubowych chuliganów, Gennaro De Tommaso. Kim jest De Tommaso? Synem faceta, który jest prawdopodobnie szefem całej Camorry.

Z jak Zeman

Image and video hosting by TinyPic

Sporo szumu wywołał powrót Zdenka Zemana do Serie A. Mogło się wydawać, że po tym co kontrowersyjny trener odwalił w Romie już nikt we Włoszech go nie zatrudni, jednak znaleźli się naiwniacy – a konkretnie Cagliari.

Efekty? Cóż, jak zawsze było trochę śmiechu związanego z zabawnym ustawieniem drużyny Czecha przy wznawianiu gry, lecz na tym kończą się pozytywy. Zaledwie dwie wygrane w szesnastu kolejkach i koniec przygody Zdenka z Cagliari. Luciano Moggi uszczypliwie skomentował, że Zeman powinien przyszyć sobie gwiazdkę za dziesiąte zwolnienie w karierze. Za Czechem zamknęły się kolejne drzwi i nie można wykluczyć, że następne już się nie otworzą.

Michał Borkowski


Najnowsze

Polecane

Sven Hannawald: Mam łzy w oczach, gdy patrzę dziś na skoki Stocha [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Sven Hannawald: Mam łzy w oczach, gdy patrzę dziś na skoki Stocha [WYWIAD]

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...