Dobry bramkarz, bardzo dobry, godny polecenia! Ale na autostradę, żeby otwierać i zamykać szlaban. Tam nasi kandydaci poradziliby sobie z pewnością znakomicie, z tego powodu wcale więc nie apelujemy, by dali sobie spokój ze staniem w bramce. Wszak ta niejedno ma imię i na pewno wiele powiatowych dyskotek znalazłoby etat dla naszych fachowców. W tej rundzie panowie parali się jednak bronieniem wyczynowym, co jednak w dużej części przypadków wyglądało jak próba zatrzymania rozpędzonego pociągu wyciągniętą ręką.
Nagrodę nazywamy imieniem pierwszego triumfatora, niezapomnianego Ladislava Rybansky’ego. Słowak wyglądał, jakby występy w Podbeskidziu wygrał w „Kole Fortuny” albo dostał się do Ekstraklasy poprzez fundację „Mam marzenie”. Właściwie można by wstawić do klatki gracza z pola i nie byłoby żadnej różnicy. Obecnie legenda Bielsko-Białej naciąga na kontrakt średniaka trzeciej ligi słowackiej.
Grzegorz Sandomierski w ostatnich latach zanotował tak błyskawiczny zjazd, że ponoć poważnie interesuje się nim reprezentacja bobslejowa. W listopadzie badaliśmy efektywność interwencji bramkarzy i Sandomierski wypadał katastrofalnie, miał 50% skuteczności, czyli puszczał co drugi lecący w światło bramki strzał. Nawet w dwumeczu z Zulte był pierwszoplanową postacią in minus (tak jest, nie przyśniło wam się, Zawisza jeszcze niedawno grał w pucharach, to zdarzyło się naprawdę). W przekroju rundy był najregularniejszym ekstraklasowym ręcznikiem i choć nie jest przypadkiem beznadziejnym, miał dobry mecz choćby w Białymstoku, to i tak po takiej jesieni śmiało mógłby przybić z sympatycznym Ladislavem piątkę.
Wojtek „zawsze mogę wrócić” Pawłowski pozostaje konsekwentny. Powiedział, że w Polsce grał nie będzie i słowa dotrzymuje. Wyłamał się co prawda na początku sezonu, ale nie ze swojej winy – trener kazał wyjść w pierwszej jedenastce, cóż było zrobić? Szybko jednak wziął sprawy w swojej ręce, zawalił mecz z Pogonią i mógł wrócić w swoje naturalne środowisko, czyli okolice ławki, trybun, rezerw. Idealne miejsce, dzięki któremu nie trzeba się plamić grą w zapyziałej Ekstraklasie.
Wojciech Neuer w akcji
Richard Zajac najwyraźniej skończył karierę, a w jego dres wbił się brat bliźniak, kompletne beztalencie. To jedyne możliwe wytłumaczenie: Przecież Zajac był jedną z najbardziej wyróżniających się postaci zeszłego sezonu. Golkiperem, którego powszechnie stawiano w tej samej lidze co Kuciak. A teraz? Jednoosobowe źródło beki. Specjalista od dostarczania baboli tak wielkich, że docierających również do żądnych wrażeń widzów z Tahiti i Boliwii.
Tu Zajac robi konkurencję dla Pirlo
Oglądanie Neuera szkodzi bramkarzom. Wszyscy golkiperzy nagle zapragnęli grać tak jak Niemiec, problem jednak w tym, że mało kto ma ku temu predyspozycje. Na pewno nie ma ich Wojciech Małecki z Korony. Gdyby został w bramce nie stałoby się nic, ale musiał kombinować, udawać kogoś kim nie jest i sprezentował „Jadze” gola. Małecki wystąpił w dwóch meczach, a średnia not 2.00 kładzie na łopatki.
Zawodnicy z trzech ostatnich miejsc są w jakby trochę innej lidze. Owszem, pewnie miewali lepsze rundy, ale i tej nie zaliczyliby do wyjątkowo tragicznych. Witan prezentował się lepiej od Sandomierskiego, muru jednak nie stanowił, dziurawiony był często. Rodić przegrał dość wyraźnie rywalizację z Prusakiem, a Trela, cóż, po nim spodziewano się o wiele więcej, tymczasem Bąk szybko pokazał mu miejsce w szyku.
To, że akurat ta trójka wskoczyła na listę pokazuje jasno, że to nie był znowu taki zły rok dla bramkarzy w Ekstraklasie. Kilku ananasów, a poza tym w większości przynajmniej solidni wyrobnicy.