– Rozmawiałem niedawno z ludźmi ze szwajcarskiego futbolu, których przyciągają do mnie pieniądze Comarchu. Rozmawiali ze mną na temat sponsoringu jednej z tamtejszych drużyn. Uznaliśmy, że tak jak Basel u nich, tak Legia u nas jest w uprzywilejowanej pozycji. Każdy związek piłkarski chce mieć drużynę w Lidze Mistrzów, wtedy pozostałe kluby muszą podporządkować się temu celowi. W ten sposób Legia dostaje przywileje, terminy, prawa. Dziwię się, że nie załatwiła sobie jeszcze, by wszystkie mecze ligowe grała u siebie – mówi w Fakcie i Przeglądzie Sportowym Janusz Filipiak, właściciel Cracovii.
FAKT
Wielki Ajax na drodze Legii! – informuje Fakt. Jako że zwykłych tekstów, które opisują losowanie i analizują najbliższego rywala, zacytujemy jeszcze kilka z innych tytułów prasowych, tutaj – spoglądamy na komentarz Vukovicia: Można było trafić dużo gorzej.
Ajax to bardzo fajny, atrakcyjny rywal, który przy tym nie jest na tyle mocny, by Legia nie miała szans na awans do kolejnej fazy. Podoba mi się rezultat losowanie, bo naprawdę można było trafić zdecydowanie gorzej. Wystarczy wymienić takie drużyny, jak Tottenham, Sevilla czy Inter. Z Ajaksem jest szansa na dwa dobre spotkania i awans. Mistrzowie Holandii to uznana marka w europejskim futbolu, więc rywalizacja z nimi będzie dla zawodników trenera Henninga Berga korzystnym przetarciem. Moim zdaniem, w tym momencie nie sposób wskazać faworyta tego dwumeczu. Dlaczego? Bo nie wiadomo, w jakich składach i w jakiej formie będą zespoły w lutym. A może działacze Legii sprowadzą do Warszawy Arka Milika? Oczywiście żartuję, jednak dobrze wykorzystane okienko transferowe będzie jednym z kluczy do sukcesu.
Są kolejne komentarze, ramki czy liczbowe porównania i ciężko coś więcej zacytować. Idziemy dalej.
Na klub wydałem już 90 milionów – mówi Janusz Filipiak, właściciel Cracovii.
Od 6 lat Cracovia walczy w ekstraklasie tylko o utrzymanie.
– Brakowało mi doświadczenia. Pod wpływem dużej presji podejmowaliśmy pospieszne decyzje. Zbyt szybko chcieliśmy przebudować tę pierwszą drużynę stworzoną przez Wojciecha Stawowego. Zespół sprzedał mecz (z Zagłębiem Lubin w 2006 – przyp. red.), chcieliśmy szybko wymienić zawodników, kadra była zbyt wąska. Zrobiliśmy to zbyt szybko i wydaliśmy na to zbyt dużo pieniędzy.
Ile wydał pan na Cracovię?
– Żona mówi, że jakieś 80-90 mln zł i ma rację. To strumień pieniędzy na poziomie 8-9 mln rocznie. W ostatnich latach nie wydawaliśmy tych pieniędzy efektywnie, ale z drugiej strony – u nas są to prawdziwe pieniądze. Piłkarze co miesiąc otrzymują tyle, ile mają obiecane. Ciężko nam konkurować w lidze z klubami, które mają wielomilionowe długi, a w budowanie zespołu angażują środki, których nie posiadają. To nieuczciwa konkurencja i PZPN powinien być bardziej rygorystyczny. Kluby z długami powinny być relegowane z ligi. Niestety w lidze wciąż panują układy, układziki. Ale kiedyś się to skończy i pewne osoby poniosą konsekwencje.
Co by się stało, gdyby Cracovia spadła z ligi?
– Już raz spadliśmy i świat się nie zawalił. Ale nie mam zamiaru rozważać takiego scenariusza, bo spadek nam nie grozi.
RZECZPOSPOLITA
Co nas czeka w Lidze Mistrzów? Powtórka z rozrywki.
Barcelona znów zagra w 1/8 finału z Manchesterem City, Real ponownie zmierzy się z Schalke, a PSG – tak jak rok temu w ćwierćfinale – z Chelsea. Spotkań starych znajomych będzie zresztą więcej. Borussia walczyła z Juventusem w 1997 roku o triumf w LM (zwycięstwo 3:1), a cztery lata wcześniej o Puchar UEFA (porażka 1:6 w dwumeczu). Atletico i Bayer Leverkusen mierzyły się w fazie grupowej Ligi Europejskiej 2010/2011 (dwa razy 1:1). Tylko Szachtar i Bayern oraz FC Porto i FC Basel nie grały ze sobą wcześniej i nie ma w ich rywalizacji dodatkowych podtekstów, takich jak w ostatniej parze: Arsenal – AS Monaco.
Z kolei na drodze Legii staje legenda.
Legia – Ajax, może być pięknie, ale jeśli UEFA utrzyma karę – smutno. Legia wiosną w 1/16 finału Ligi Europejskiej zagra z legendarnym Ajaksem – pierwszy mecz 19 lutego w Amsterdamie. To wciąż groźny rywal, choć czasy, gdy Holendrzy rywalizowali o największe europejskie trofea, minęły wraz z wprowadzeniem do futbolu prawa Bosmana. Dziś najlepsi holenderscy piłkarze nie grają już w Ajaksie, ale w Hiszpanii, Niemczech, Anglii oraz we Włoszech. To wciąż jednak mistrz Holandii jest faworytem w meczu z Legią. – To dobra firma, ciężki przeciwnik, ale z drugiej strony na tym etapie innych zespołów już nie ma. Zostały albo kluby, które zajęły trzecie miejsca w Lidze Mistrzów, albo drużyny, które tak jak my na tyle dobrze prezentowały się w tym sezonie w Europie, że awansowały do fazy pucharowej. Oczywiście można roztrząsać to losowanie, analizować, co by było gdyby, ale nie ma to żadnego sensu – mówi „Rzeczpospolitej” napastnik Legii Marek Saganowski.
GAZETA WYBORCZA
Legia wpatrzona w Amsterdam – pisze Przemysław Zych. Dobry tekst.
W 1/16 finału Ligi Europy mistrzowie Polski zmierzą się z Ajaxem. We wtorek poproszą UEFA, by przełożyła im karę i zamknęła stadion na początku następnego sezonu Gdyby 19 i 26 lutego z Legią zagrali piłkarze sprzedani przez Ajax w ostatnich pięciu latach, warszawski klub nie miałby szans. To byłby skład na półfinał Ligi Mistrzów. W bramce stanąłby Martin Stekelenburg (dziś Monaco), obroną dowodziłby Thomas Vermaelen (Barcelona), w środku pola piłki rozdzielał Christian Eriksen (Tottenham), a gole zdobywał Luis Suárez (Barcelona). W tym czasie na jedenastu wyeksportowanych zawodnikach Ajax zarobił 122 mln euro. Nie wydał jednak na transfery, a odłożył na bankowe konta. Bo Ajax znów jest awangardą Europy. W Amsterdamie uznali, że nie ma sensu szarpać się z klubami szejków i oligarchów. Lepiej cierpliwie czekać, aż akademia znów zaleje wychowankami podstawową jedenastkę. Zdolną do walki z największymi. Powiedzieć, że Ajax kupuje tanio, a drogo sprzedaje, to nic nie powiedzieć. Od 2010 r., gdy trenerem został Frank de Boer, nie wydała na piłkarza więcej niż 4 mln euro (wypożyczonego Arkadiusza Milika może wykupić za 2,5 mln), choć w bankach przechowuje około 115 mln. Niedawno “Financial Times” uznał nawet Ajax za najbogatszy klub piłkarski świata. Ajax robi wszystko, aby jego akademia znów stała się najlepsza w Europie. Ma znów wychowywać na miarę tych, którzy w 1995 r. wygrali Ligę Mistrzów. De Boer, to zresztą uczestnik finału z Milanem, jeden z wielu byłych zawodników, którzy po zejściu z boiska przenieśli się na ławkę albo do dyrektorskich gabinetów. Dennis Bergkamp odpowiada za szkolenie napastników (ćwiczy indywidualnie z Milikiem), Ronald de Boer pracuje w akademii, Jaap Stam prowadzi rezerwy, Marc Overmars jest dyrektorem sportowym, a Edwin van der Sar – dyrektorem od marketingu. Dla właścicieli Legii rywalizowanie z Ajaxem to spełnienie marzeń. Dariusz Mioduski, Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel wielokrotnie podkreślali, że chcieliby pójść jego drogą.
SUPER EXPRESS
Tymi rękami zatrzymam Legię – zapowiadał na łamach Super Expressu Sergiusz Prusak. Słowa dotrzymał i sam tę Legię zatrzymał.
Sobotnią deklaracją na łamach “Super Expressu” mógł wzbudzić uśmiech politowania u kibiców Legii. Jednak teraz Sergiusz Prusak (35 l.) może powiedzieć: “A nie mówiłem?”. Bramkarz Górnika Łęczna świetnie bronił w meczu z Legią, a jego zespół w kapitalnym stylu wygrał 3:1. – Tymi rękami zatrzymam Legię – powiedział nam kilka dni przed meczem Prusak, z dumą prezentując swoje dłonie. Twierdził, że pokonanie Legii to jedno z jego największych marzeń. – Obiecywałem wam, że zatrzymam mistrza Polski, i słowa dotrzymałem – tak Prusak zareagował wczoraj na telefon od nas. – Końcówka meczu strasznie mi się dłużyła, bo było gorąco, Legia przecież przycisnęła. Ale wygraliśmy. Całe życie czekałem na taki mecz! Szczęście nieprawdopodobne. Marzyłem o wygraniu z Legią na Łazienkowskiej, ale z tego też się bardzo cieszę. Sprawiliśmy sobie fajny prezent na święta. Wszyscy się obawiali, że będzie blamaż, że Legia nas zgniecie. A my daliśmy radę, nie tylko postawiliśmy się mistrzowi, ale zabraliśmy mu trzy punkty. Super! Po każdym z goli Prusak szalał ze szczęścia. Podbiegał do krat oddzielających boisko od kibiców i cieszył się razem z nimi. Przeskakując barierki, omal nie zrobił sobie krzywdy. – Po trafieniu na 1:0 jeszcze jakoś się tonowałem. Ale gole na 2:0 i 3:0 mnie rozwaliły. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Szalałem, odpłynąłem kompletnie do innego świata. Natomiast w przerwie się uspokoiłem. Powiedzieliśmy sobie, że jest 0:0 i musimy walczyć od początku. To przyniosło skutek. Wygraliśmy! – emocjonuje się.
Legię ma sprawdzić Milik – tekst, jakich dziś w prasie wiele.
Trudny, ale bardzo atrakcyjny rywal trafił się Legii w pierwszej wiosennej rundzie Ligi Europy. W meczach z Ajaksem Amsterdam oczy polskich kibiców będą skierowane przede wszystkim na Arkadiusza Milika (20 l.), gwiazdą Ajaksu i reprezentacji Polski. Młody napastnik jest zadowolony z wylosowania mistrza Polski. – Na pewno fajnie, że zagramy w Polsce, bo w naszej ojczyźnie zawsze występuje się wyjątkowo. Szkoda tylko, że spotkanie odbędzie się bez udziału publiczności, będzie bardziej piknikowe, bowiem piłkarza nie jest zbyt miłym piłkarzem wstępować przy pustych trybunach – powiedział Milik serwisowi „Łączy nas piłka”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Ajax w stolicy, czyli Milik kontra Radović.
Oby to była pierwsza z dwóch wizyt w Warszawie – napisał na Twitterze napastnik Ajaksu i reprezentacji Polski Arkadiusz Milik, nawiązując do tego, że finał Ligi Europy zostanie rozegrany w maju na stołecznym Stadionie Narodowym. Riposta Bogusława Leśnodorskiego, prezesa mistrzów Polski, była natychmiastowa: „to może dwie wizyty za jednym razem… pierwsza i ostatnia”. „Za twisty nikt punktów, bramek i awansu nie daje, niech wszystko zweryfikuje boisko” – odpisał Milik. (…) – To bardzo trudny rywal, który niedawno rywalizował z Barceloną czy PSG w Champions League. Nie musieliśmy kwalifikować się do tych rozgrywek, by zmierzyć się z rywalem z tego poziomu – mówił Berg o Ajaksie. – Mają bogatą historię w pucharach, SA jednym z najlepiej rozpoznawalnych klubów w Europie, grają na wysokim poziomie. Posiadają znaną i jedną z najlepszych na świecie akademii piłkarskich. Z ich filozofii futbolu korzysta Barcelona. W czterech ostatnich sezonach zdobywali mistrzostwo – chwalił Berg.
Obok rozmówka z Miroslavem Radoviciem: Ajax znany jak Cetlic, ale trochę lepszy.
W czym upatruje pan szansy z Ajaksem?
– Mają indywidualności, ale może brakuje im doświadczenia, które było naszym atutem w fazie grupowej?
Liczy pan, że Legie nie osłabi się zimą?
– Nawet jeśli Legia kogoś sprzeda, to w jego miejsce przyjdzie nowy zawodnik. Dla mnie istotne będzie co innego: żeby styczniowo-lutowy okres przygotowawczy, krótki, ale intensywny, każdy przepracował od pierwszego do ostatniego dnia. Jeśli unikniemy kontuzji, będziemy dobrze przygotowani.
Drągowski to numer 1 jesieni – Tomasz Frankowski ocenia Jagiellonię.
Ostatnio ktoś mnie pytał, czy… znam wielu Frankowskich. Poza Przemysławem, piłkarzem Jagiellonii, raczej nikogo, chociaż, zaraz, zaraz! Znam mojego imiennika z Białegostoku – Tomasza Frankowskiego, nie jest związany z piłka. Pewnego razu w warszawskim hotelu został powitany z honorami, obsługa sądziła chyba, że chodzi o mnie, ponieważ pomieszkiwałem tym hotelu z reprezentacją. Gdy jeszcze grałem, dostawałem listy od ludzi o takim samym nazwisku jak moje z zapytaniem, czy przypadkiem nie jesteśmy rodziną i czy nie mam krewnych w ich stronach. Teraz najczęściej pyta mnie o Przemysława Frankowskiego, piłkarza Jagiellonii i czy numer, który wybrał – 21 należący kiedyś do mnie – nie przygniótł go. Co odpowiadam? Że to było pewne. Ale Przemysław jest młody, ma przecież niespełna 20 lat i przyszłość przed nim. Nie mam dla niego żadnej odkrywczej rady. Na boisku jest trochę jeźdźcem bez głowy. (…) Za pierwszą część sezonu wyróżniłbym dwóch zawodników. Pierwszy to bramkarz Bartłomiej Drągowski. Wskoczył do składu, nie oddał miejsca w bramce i nie przypominam sobie jakiegoś większego błędu, który popełnił. Fakt, trafił mu się jeden niefartowny mecz z Ruchem w Chorzowie. Co strzał to bramka, ale za inne spotkania – wielkie brawa. Bartek bronił z dużym wyczuciem i skutecznie. W sobotę w meczu z Górnikiem zaliczył kilka nieprzyjemnych strzałów i nikt nie miałby pretensji, gdyby puścił gola. Jesienią, mimo że jest nastolatkiem, był pewnym punktem drużyny.
Wracamy do wywiadu z Filipiakiem, bo warto zacytować jeszcze jeden kawałek.
Legia odskakuje reszcie ligi?
– Rozmawiałem niedawno z ludźmi ze szwajcarskiego futbolu, których przyciągają do mnie pieniądze Comarchu. Rozmawiali ze mną na temat sponsoringu jednej z tamtejszych drużyn. Uznaliśmy, że tak jak Basel u nich, tak Legia u nas jest w uprzywilejowanej pozycji. Każdy związek piłkarski chce mieć drużynę w Lidze Mistrzów, wtedy pozostałe kluby muszą podporządkować się temu celowi. W ten sposób Legia dostaje przywileje, terminy, prawa. Dziwię się, że nie załatwiła sobie jeszcze, by wszystkie mecze ligowe grała u siebie.
– W Szwajcarii rozmawiałem także na temat możliwej współpracy sportowej z tamtejszymi klubami. To powinno nam pomóc. Polska ciągle jest postrzegana źle. Spytałem jednego z prezesów szwajcarskiego klubu, dlaczego nie bierze piłkarzy z Polski. On w odpowiedzi zaczął opowiadać o zawodnikach z Kuby. Tak na postrzegają. Spytałem go, czy w ogóle wie, gdzie leży Polska.
Kownacki chce iść śladami Lewandowskiego. Najpierw silna pozycja w Lechu, dopiero potem transfer do Bundesligi.
Lech zaliczył udaną końcówkę roku i przezimuje na 3. miejscu w tabeli ekstraklasy. Dla Dawida Kownackiego (17 l.) ostatnie miesiące to była jednak huśtawka nastrojów. Wielki talent polskiej piłki strzelił tylko dwa gole i borykał się z kontuzjami. – Już mogłem grać w Niemczech, ale najpierw wolę coś osiągnąć w Poznaniu. Potem wyjazd do Bundesligi – zapewnia. Kownacki (17 l.) zadebiutował w lidze nieco ponad rok temu, 6 grudnia 2013 r., przeciwko Wiśle. Wokół niego zrobił się duży szum, był nawet blisko pierwszej reprezentacji, a Adam Nawałka (57 l.) mówił, że „to talent, który zdarza się raz na dekadę”. „Kownaś” jednak nieco wyhamował – głównie przez kontuzje. – Wiem, że mogę grać znacznie lepiej. Mój organizm był za bardzo wyeksploatowany. Doznałem kontuzji pachwiny. Ból był taki, że nie mogłem chodzić. Potem zerwałem więzadła w stawie skokowym – wylicza Kownacki, który w 2014 roku odniósł aż 7 kontuzji. Kownacki miał już kilka ofert z zagranicy. Najpoważniejszą z klubu 2. Bundesligi – Red Bull Lipsk. Zdecydował się jednak na pozostanie w Lechu, z którym podpisał nowy trzyletni kontrakt.