Reklama

Król soccera abdykował. Koniec kariery Landona Donovana

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 grudnia 2014, 16:55 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jego postać jest pełna kontrastów. Z jednej strony legenda i wzór. Piłkarz, który przetarł ścieżkę i wskazał drogę tysiącom potencjalnych następców. Z drugiej, mimo wszystko, niewypał. Jako człowiek wyjątkowo dziwny. Przewrażliwiony i rozhuśtany emocjonalnie. Jedno nie podlega jednak wątpliwości. Przedwcześnie zakończona kariera Landona Donovana może i była nieznacznym krokiem dla futbolu, ale możliwie największym dla soccera.

Król soccera abdykował. Koniec kariery Landona Donovana

Koniec kariery w wieku 32 lat? Wcześnie. Bardzo wcześnie. Niektórzy będąc na tym pułapie podpisywali pierwsze w życiu poważne kontrakty. Donovan z piłką chciał skończyć już cztery lata wcześniej, po bardzo dobrych w jego wykonaniu mistrzostwach świata w Republice Południowej Afryki. Czuł, że jest na topie, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę z trawiących go problemów. Miał okazję odejść u szczytu chwały. Tymczasem teraz on, pierwszy wielki syn amerykańskiej myśli szkoleniowej, skończył z piłką będąc wykluczonym z reprezentacji, której na przestrzeni lat dał przecież tak wiele. Pożegnalne, szóste mistrzostwo MLS tym razem miało wyjątkowo gorzki posmak.

Futbolowi romantycy mogą poczuć rozczarowanie. Donovan nie wziął się znikąd. Nie jest samorodnym talentem, który dostrzeżono, kiedy kopał piłkę pod blokiem. Powstał z futbolowej probówki. To flagowy produkt projektu przygotowanego z myślą o przyszłości amerykańskiej piłki. Na jego realizację wydano rekordowe, jak na soccera, pieniądze – okrągłe półtora miliona dolarów. Cel? Walka o mistrzostwo świata U-17 i stworzenie fundamentów pod wygraną na mundialu w roku… 2010.

Z grupy kilkudziesięciu wyselekcjonowanych chłopaków najbardziej wyróżniało się czterech, wyjętych z kompletnie różnych środowisk. Byli to towarzyski DaMarcus Beasley (niedoszły koszykarz), Oguchi Onyewu (niezdarnie poruszający się obrońca z peryferii Waszyngtonu, syn nigeryjskich imigrantów), błyskotliwy pomocnik Bobby Convey i wreszcie on – Landon Donovan. Nieśmiały, nieźle posługujący się hiszpańskim chłopak z Południowej Kalifornii. Jego językowa wszechstronność to zasługa matki, która zawodowo pracowała z dziećmi specjalnej troski. W późniejszym okresie znajomość hiszpańskiego przełożyła się na wielką popularność Donovana w krajach latynoskich.

Reklama

Dzieciństwo miał dalekie od ideału. Nie mógł poszczycić się typową amerykańską chatą rodem z filmu „Kevin sam w domu”. Jego i rodzeństwo wychowywała jedynie matka. Zarabiała niewiele, ale mieszkali w bogatszej części miasta. Stąd między małym Landonem, a jego rówieśnikami, tworzył się problematyczny dysonans. We wczesnym wieku stwierdzono u niego nadmierną nerwowość. Stąd chociażby lekcje gry na skrzypcach, które miały go uspokoić. On wolał piłkę. Jeszcze na początku liceum dorabiał rozwożąc gazety. Wtedy nie mógł przypuszczać, że zostanie pierwszym amerykańskim piłkarzem-milionerem.

Wspomniane już mistrzostwa świata do lat 17. zakończyły się zaledwie połowicznym sukcesem. Młodzi Amerykanie zajęli czwarte miejsce, walkę o medal przegrywając z Australijczykami. Na pocieszenie Donovan i Beasley zostali wybrani najlepszymi piłkarzami turnieju. W kuluarach mówiło się przede wszystkim o nich. Oczy, patrząc na Landona, przecierali też eksperci w USA. Został okrzyknięty najbardziej obiecującym amerykańskim piłkarzem w historii. Wkrótce wieść o cudownym dziecku dotarła do Europy. Feyenoord, Paris Saint-Germain, Arsenal i Manchester United wysłały zaproszenia na testy. Najbardziej zdeterminowany był jednak Bayer Leverkusen, z którym Donovan – mając zaledwie siedemnaście lat – podpisał czteroletni kontakt. Starego Kontynentu nie podbił jednak ani wtedy, ani nigdy później.

Matka, która ostrzegała go przed tak wczesną przeprowadzką za Ocean, oczywiście miała rację. Niemcy były traumatycznym przeżyciem. Nie znał języka. Koledzy z drużyny na ogół byli znacznie starsi. Jedynym miejscem, gdzie czuł się naprawdę dobrze, było boisko. Do czasu. W miarę upływających dni, na powierzchnię wypływały braki w przygotowaniu taktycznym i boiskowej dyscyplinie. Ciężko pracował, by je zniwelować, ale nigdy nie było mu dane przebić się do pierwszego zespołu. Szybko wrócił do domu, będąc wypożyczonym do San Jose Earthquakes. Po czterech udanych sezonach w MLS nie miał najmniejszej ochoty na powrót. – Chcę zostać w USA. Kocham moją rodzinę. Wolałbym zarabiać mniej pieniędzy i jednocześnie być blisko ludzi, którzy są dla mnie ważni. Leverkusen? Wyjątkowo gorzkie doświadczenie – mówił.

Nieudana przygoda z Europą to największa, najbardziej rażąca luka w jego karierze. Przewidywano przecież, że będzie pierwszą, wielką amerykańską gwiazdą ze światowego topu. Tymczasem skończyło się na zaledwie trzydziestu występach w Bayerze i na wypożyczeniach w Evertonie oraz Bayernie Monachium. Sytuacja jest o tyle dziwna, że Donovan naprawdę był nieprzeciętnym piłkarzem. Problem tkwił nie w nogach, a psychice. Gra w Stanach dawała mu wszystko, czego potrzebował, czyli sławę i wielkie pieniądze. W ojczyźnie był chłopakiem z plakatu. Jedynym w swoim rodzaju. Wyjątkowym. W Europie z automatu stawał się zaledwie jednym z dziesiątek, jeśli nie setek. Nie czuł musu ponownego rzucania się na głęboką wodę, szczególnie po tym, co przeżył w Leverkusen. Był mistrzem soccera i konsekwentnie pozostał nim do końca. W futbolu tak naprawdę błysnął zaledwie kilkakrotnie, a było to na mistrzostwach świata.

Reklama

Na każdym z trzech mundiali pisał swoją odrębną, prywatną historię. W 2002 roku, jako dwudziestolatek, stał się czołową postacią drużyny, która dotarła aż do ćwierćfinału, minimalnie przegrywając z późniejszymi wicemistrzami świata – Niemcami. Wówczas Donovan był na fali. Jego popularność w kraju niesamowicie wzrosła. Kolejne mistrzostwa były kompletną klapą dla całej reprezentacji, ale najboleśniejsze cięgi zebrał on – jej lider. Mundial w Niemczech był początkiem końca Landona Donovana. Amerykanin zaczął nierówną walkę z depresją.

– Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, że wszystko obraca się wokół biznesu i pieniędzy. Do tamtej pory byłem głupi. Wierzyłem, że ludzie, którzy machają do mnie, proszą o autografy i wspólne zdjęcia, naprawdę mnie kochają. Po nieudanych mistrzostwach już nie byłem cool. To doświadczenie było przerażające. Najgorsze w moim życiu, ale przynajmniej wiele mnie nauczyło.

Rozpoczął terapię. Medytował. Z czasem problemy zawodowe przeniosły się na pole osobiste. Jego małżeństwo legło w gruzach. Tylko ogromny wysiłek, oraz pomoc bliskich mu osób sprawiły, że był gotowy na kolejne mistrzostwa w 2010 roku, które okazały się być jego najlepszymi i ostatnimi zarazem. Dającą awans z grupy bramką w spotkaniu z Algierią, zdobytą w doliczonym czasie gry, zdawał się odkupić swoje winy. Mimo odpadnięcia w kolejnej rundzie Donovan ponownie znalazł się na świeczniku. Kibice nie przewidywali jednak, że już wtedy, będąc na szczycie, w wieku zaledwie 28 lat miał ochotę zakończyć karierę. Futbol przestał go bawić. Stał się pracą przy taśmie. Przyjść, zrobić swoje, zarobić i wrócić do domu. Jedyną motywacją pozostały pieniądze.

Drugi atak depresji nastąpił po sezonie w roku 2012. Wówczas, tłumacząc się zmęczeniem fizycznym i psychicznym, wziął bezterminowy urlop. Otwarcie przyznał się do swojej choroby, wzbudzając dyskusję na temat depresji wśród sportowców. Co robił przez cztery miesiące wolnego? Głównie medytował i podróżował. W końcu wylądował nawet w… Kambodży, gdzie jak gdyby nigdy nic kopał piłkę na prowizorycznym, otoczonym buszem boisku. Przerwa kosztowała go utratę opaski kapitana w Los Angeles Galaxy.

USA bez Donovana? Niemożliwe? A jednak. Na ostatnim mundialu, w którym Amerykanie radzili sobie bardzo przyzwoicie, zabrakło ich największej gwiazdy. Była to autonomiczna decyzja selekcjonera Juergena Klinsmanna, który otwarcie kwestionował jego profesjonalizm i podejście do zawodu. Szum w sieci zrobiło zdjęcie Donovana w stroju reprezentacji z wyraźnie odstającym brzuchem. Jasne, był to dla niego ogromny cios, ale nie wyglądał też na gościa, który nie spał przez to po nocach. Podczas mistrzostw odnalazł się jako telewizyjny ekspert. Kwestię braku powołania w kapitalny sposób wykorzystali marketingowcy EA Sports. Zobaczcie sami.

– To świetne uczucie. Tak jak kiedyś emocjonowałem się piłką, tak teraz jestem zadowolony z faktu, że nie będę musiał więcej przychodzić na treningi. Nie miałem już siły robić tego, co zamiast sprawiać radość po prostu mnie dobijało – powiedział po swoim ostatnim meczu, który dał mu szósty w karierze tytuł mistrza MLS.

Być może był zbyt leniwy, zbyt mało ambitny. Być może nie miał charakteru prawdziwego mistrza, a głowa nie potrafiła nadążyć za nogami. Jeśli za jedyny weryfikator umiejętności uznamy grę w Europie, to karierę Donovana można uznać za żadną. Na naszym kontynencie dla większości pozostanie anonimem. Gwiazdą z odległej galaktyki. Dla piłki amerykańskiej, czy – jak wolicie – soccera, zostanie zapamiętany jako prekursor. Pierwszy, który pokazał, że milionów fanów i zer na koncie można dorobić się nie tylko na grze w futbol amerykański, baseball czy koszykówkę. Natchnął miliony dzieciaków, a nawet… ich rodziców. W ciągu swojej kariery znacznie przyczynił się bowiem do wyraźnego rozpowszechnienia imienia Landon. Od zawsze był indywidualistą. Lubił wyłamywać się z ram i zakończenie kariery w tak młodym wieku jest jego kolejną kontrowersyjną decyzją.

Nigdy nie był wirtuozem, ale zawsze zostanie zapamiętany jako ten pierwszy. Ten, który odmienił amerykańską piłkę. Argentyna miała swojego Diego Maradonę, Brazylia Pelego, a Stany Zjednoczone swojego Landona Donovana. Króla soccera.

PB

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...