Reklama

Kapitan jest – godny. Teraz potrzeba jeszcze trochę dojrzałości…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

09 grudnia 2014, 17:25 • 4 min czytania 0 komentarzy

Komu, przy jednoczesnej obecności na boisku Lewandowskiego i Błaszczykowskiego, powinna przypaść w udziale opaska kapitana kadry? Sprawa na pierwszy rzut oka wyglądająca na dość błahą, a jeśli nie błahą to przynajmniej symboliczną, kiedykolwiek ją dyskutowano, wywoływała emocje. Potrafiła zawładnąć okładkami gazet, spowodować sporo niedomówień albo i potencjalny konflikt dwóch głównych zainteresowanych. Nawet selekcjonera lekko sparaliżowała, sądząc po tym z jaką delikatnością ją rozgrywał, zanim zakomunikował: kapitanem „Lewy”.

Kapitan jest – godny. Teraz potrzeba jeszcze trochę dojrzałości…

Piszę o znaczeniu symbolicznym, bo wydaje się dość oczywistym, że tak jak przykładowi Kucharczyk albo Żyro, nawet mimo faktu posiadania tego atrybutu, nagle w jakiś magiczny sposób nie uzyskaliby w kadrze wielkiego posłuchu, tak Lewandowski i Błaszczykowski będą go mieli bez względu na okoliczności. Obaj będą mieli ten sam respekt, te same osiągnięcia, ten sam szacunek i status – nieważne, co będą akurat nosić na ramieniu albo czego im zabraknie. I jeden, i drugi może być liderem tej drużyny – w szatni oraz na boisku – nie będąc jednocześnie kapitanem. W gruncie rzeczy chodzi więc o formalne potwierdzenie pewnego stanu rzeczy, o wyraźne wskazanie palcem „ten” lub „tamten”.

A jednak ten kawałek materiału ma w sobie coś absolutnie magicznego, co wielu piłkarzom daje nieopisane poczucie spełnienia, co staje się obiektem pożądania. Świetnie w niedawnym wywiadzie dla Weszło opowiadał o tym Sebastian Mila. Dla przypomnienia fragment:

Co jest takiego wyjątkowego w tym skrawku materiału? Co w nim podnieca?
– „Podnieca” – mało powiedziane. To jest orgia. Przeżywasz jakieś apogeum. Czujesz, jakbyś miał zaliczyć dobry odlot. Nie potrafię opisać tego uczucia. Maksymalne spełnienie marzenia młodego chłopczyka grającego na boisku w Koszalinie…

Bywa, że kandydat jest jeden – naturalny, zupełnie oczywisty. Wybór, z którym nie sposób dyskutować. Gorzej, kiedy tak jak u nas, kilku ludzi do roli kapitana pretenduje i żaden może się łatwo nie pogodzić z faktem, że opaskę stracił kosztem tego drugiego.

Reklama

Niektórym problem wydaje się mocno dęty, przekonują, że to media rozdmuchują temat, bo muszą o czymś pisać. Ale nie – u nas dęty nie był, bo i Lewandowski, i Błaszczykowski po tę opaskę zachłannie wyciągali ręce, mając o 180 stopni różne zdania na ten temat, do kogo powinna ostatecznie trafić.

Obaj mieli pewne racje…

Błaszczykowski tym kapitanem był i czuł się przez dość długi okres. Rozstał się z opaską wyłącznie z powodu kontuzji. Jego pozycją nie zatrzęsła nawet niefortunna – żeby nie ująć tego mocniej – afera biletowa. Zapewne liczył też, że kiedy wróci, opaska będzie na niego czekać.

Przypadek Lewandowskiego jest inny, bo jego formalne przywództwo zbiegło się idealnie w czasie z serią tyle spektakularnych, co niespodziewanych zwycięstw. W jego postawie też było widać zmianę – był chwalony, grał odpowiedzialnie, dobrze, dla drużyny, nawet gdy nie strzelał goli. W zasadzie ma pełne prawo sądzić, że wiele pod nieobecność Kuby w kadrze się zmieniło i teraz to jego „rządy” powinny być kontynuowane.

Nawałka – wiadomo. Zaczął od kontrowersyjnej, ale bezpiecznej i nie pozostawiającej pola do dyskusji arytmetyki – kto najbogatszy stażem, u tego opaska na ramieniu. Później parę razy wił się, żeby uniknąć klarownej odpowiedzi, co zamierza. Aż w końcu potwierdził ostatecznie i rozsądnie, że o opasce zadecyduje fakt odnalezienia odpowiedniego kandydata, a nie matematyka.

W rozmowie ze związkowym portalem „Łączy nas Piłka” postawił sprawę jasno: – Po rozegraniu tegorocznych meczów eliminacyjnych i po głębszej analizie pracy z reprezentacją, moim wyborem na kapitana drużyny jest Robert Lewandowski. Zbudowana struktura drużyny narodowej funkcjonuje zadowalająco. Robert w trudnych meczach pokazał, że szybko stał się prawdziwym liderem.

Reklama

Nie sposób tę decyzję dzisiaj krytykować, Lewandowski jako kapitan świetnie się obronił. Trudno też upierać się, że Nawałka tym samym przyznał się do błędu. Znacznie większy błąd mógłby popełnić trwając w nieskończoność w wyliczankach, kto ile meczów zagrał. Być może musiał tę decyzję kilkumiesięczną pracą z kadrą wypracować, jego prawo. Jednak sposób w jaki została podjęta i zakomunikowana, pokazuje, że selekcjoner potraktował ją jak rzecz najwyższej rangi – po konsultacjach, po osobistej wizycie u jednego i drugiego zawodnika, po wyjaśnianiach złożonych innym graczom. Delikatnie jakby operował wiertłem dentystycznym, a nie podejmował decyzje w grupie, którą rządzi.

Najwyraźniej widział, co się może święcić.

Na dziś: kapitan jest – godny swojej funkcji, decyzja podjęta i oficjalnie zakomunikowana. Pozostaje kwestia tego, czego selekcjoner ewidentnie mocno się obawiał – widać to po jego ruchach – żeby wszystkie strony umiały przyjąć ją z odpowiednią klasą. A jeśli idzie o Błaszczykowskiego to zwłaszcza z niezbędnym zrozumieniem, bez cichego żalu i jakiegoś dziecięcego poczucia niesprawiedliwości.

Czy to zbyt wiele – wymagać od dwóch klasowych piłkarzy dojrzałości, nie tylko dryblingów, asyst i zdobywanych bramek? Pora pokazać, ile warte są nieustanne zapewnienia, jak to dobro drużyny jest ważniejsze niż osobisty splendor.

Paweł Muzyka

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...