Reklama

Szukała nie zagra już dla Steauy? Becali przegrał z armią.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 grudnia 2014, 12:11 • 3 min czytania 0 komentarzy

Wczoraj zwróciliśmy uwagę na mecz Steauy pewnej drużyny z Bukaresztu, ponieważ decydującą o jej zwycięstwie bramkę zdobył w doliczonym czasie gry Łukasz Szukała. Jak się jednak okazuje, spotkanie z CSMS Jassy powinno nas zainteresować jeszcze z jednego powodu. To naprawdę ciekawy przypadek, już wyjaśniamy o co chodzi.

Szukała nie zagra już dla Steauy? Becali przegrał z armią.

Zapewne ci bardziej spostrzegawczy z was, oglądając skrót od razu wyłapali pewien szczegół. Jeśli go nie dostrzegliście lub po prostu nie widzieliście bramki Szukały, to nadrabiamy. Oto kilka obrazków z tego spotkania.

Reklama

Nigdzie nie znajdziecie żółtej gwiazdy, a więc oficjalnego herbu klubu z Bukaresztu. Każdy przedmiot, na którym się ona znajdowała – lub widniała sama nazwa „Steaua” – został oklejony prowizorycznymi taśmami. Na tablicy wyniku – tylko ramka i podpis „gospodarze”. Podczas meczu spiker drużynę Szukały nazywał cały czas jedynie „mistrzami Rumunii”. Pomimo tego, że mecz rozgrywany był w Bukareszcie, gospodarze wystąpili w wyjazdowym komplecie trykotów.

Cały ten rozgardiasz jest pokłosiem decyzji wydanej przez rumuński Sąd Najwyższy. Otóż prawo do marki „Steaua” rości sobie tamtejsza armia. Wynika to z historii. W dawnych czasach Steaua była klubem wojskowym. Pod państwową kuratelą drużyna święciła największe sukcesy m.in. zdobyła Puchar Europy. W prywatne ręce trafiła dopiero niedawno. W momencie gdy klub przejął znany, lecz nie do końca lubiany Gigi Becali, rumuńskie Ministerstwo Obrony zaczęło upominać się o swoje. Miało do tego solidne podstawy prawne, bo kilka lat wcześniej zarejestrowało markę w Państwowym Urzędzie do spraw Wynalazków i Znaków Towarowych.

Spór trwa już równo 10 lat. Najpierw Becali chciał zarejestrować swoją markę, wprowadzając do herbu i barw jedynie drobne zmiany, jednak spotkał się z odmową. Postanowił więc załatwić sprawę przez organizację, która opiekowała klubem we wcześniejszych latach, i której szefem był jego przyjaciel Teia Sponte. Podpisana została umowa cesji, udało się tą drogą obejść obowiązujące prawo.

Armia jednak nie odpuściła i dalej walczyła o swoje. Spór miały rozstrzygnąć niezawisłe sądy. W dwóch pierwszych instancjach racja została przyznana prywatnemu właścicielowi. Zmienił ją dopiero Sąd Najwyższy w zeszłym tygodniu. I tak oto – w dużym skrócie – Steaua została drużyną bez nazwy.

Co teraz? Decyzja sądu jest nieodwołalna, więc – przebywający obecnie w więzieniu – Becali ma dwa wyjścia.

1) Przeprowadzić proces rebrandingu. Jak się zapewne domyślacie – ciężka sprawa. Wyobrażacie sobie podobną sytuację np. w Legii? Zmiana nazwy, herbu, barw czyli wszystkich świętości dla kibiców stołecznego klubu. Mission impossible.
2) Dogadać się z ministerstwem. To bardziej prawdopodobna opcja. Negocjacje mają wystartować już dziś, a rumuńskie media wspominają o tym, że w rolę mediatora wcielić się może UEFA.

Reklama

Jednak znając kontrowersyjnego właściciela, w tej sprawie może się jeszcze wiele wydarzyć. Czekamy z niecierpliwością.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...