Zjawiał się wszędzie tam, gdzie można było ustawić jakiś mecz. Człowiek duch, który wydawał półtora miliona dolarów rocznie na bilety lotnicze, szara eminencja, decydująca o tym kto pojedzie na mundial, kto zleci z ligi, kto wyleci z rozgrywek. Jego łupem padły Singapur, Malezja, Argentyna, Włochy, Zimbabwe, Nigeria, Honduras, Finlandia, Turcja, Nikaragua, Boliwia… Łącznie trzydzieści sześć krajów.
Ustawiłem w karierze tyle meczów, że powinienem być dziś multimilionerem. Ale hazardzista nigdy nie odkłada, nigdy nie oszczędza. Zawsze na pierwszym miejscu stawia grę, a jeśli właśnie się obłowił, to po prostu zagra za większą stawkę. Taka jest natura tego nałogu.
Poznajcie Wilsona Raja Perumala, malajskiego „króla stawek”.
***
2008 rok, Sao Paulo. Wilson zmierza na mistrzostwa świata U-20 kobiet, po drodze zatrzymując się w Brazylii. Okolica mało przyjacielska, boi się o własną skórę, zostaje więc w hotelu. Cała noc w pokoju przed telewizorem, czyli nuda? Nie. Przydarza mu się wyjątkowy wieczór, najlepsza passa w karierze.
W telewizji leci mecz Fluminense, obie drużyny grają dość otwarcie, stawia więc porządną sumę na OVER i gładziutko wygrywa. Potem obstawia kolejne spotkanie i kolejne, nie zatrzymuje się ani na chwilę.
Rano jeden z jego współpracowników otrzymuje telefon z firmy bukmacherskiej: – Co za skurwysyn właśnie ograł mnie na 2.5 miliona dolarów?
Wilson czysto nigdy nie wygrał więcej jednego dnia. Uczucie? Niczym nieskalana euforia, ekstaza.
– Każdy inny na moim miejscu wróciłby wtedy do Singapuru. Wypłacił pieniądze, zrezygnował z kombinowania, wiódł spokojne życie. Ale ja jestem hazardzistą, to mój sposób na życie. Myślałem więc tylko o tym, by stawiać dalej. Grałem Ligę Mistrzów, najlepsze ligi europejskie, na jeden zakład potrafiłem przeznaczyć 500.000 dolarów. W przeciągu tygodnia mój budżet skurczył się o półtora miliona.
Łatwo przyszło, łatwo poszło. Milionerem zostawał w życiu kilka razy: w 1996, w 1997, dwa razy w 2009 i raz w 2010. Za każdym razem wszystko przepuszczał na zakłady.
***
Każdy hazardzista ma swoją sekretną, cudowną formułę. Która może go ciągle zawodzić, a on i tak będzie jej ufał. Bo prawdziwy hazardzista nigdy się nię nie podda. Jeśli przebił już dno, to fakt ten tylko zwiększy jego determinację. Będzie gotowy zrobić wszystko byle tylko wygrać, a więc próba oszustwa jest niemal naturalną konsekwencją.
***
Pierwszy zakład? W wieku trzynastu lat z sąsiadem o finał FA Cup. Wilson typował Man Utd i miał rację, ale pieniędzy tego dnia nie zarobił. Był za mały, silniejszy nie zamierzał płacić. Kształcąca lekcja.
Na poważnie zaczął się na Jalan Besar, stadionem będącym świątynią singapurskiej piłki. Dawniej znajdowała się tam siedziba federacji, od dekad grała liga, kadra. Na trybunach mogłeś spotkać byłych piłkarzy, sędziów, działaczy. No i chińskich bukmacherów.
Jalan Besar dziś
Choć hazard był w Singapurze zakazany, tak chińscy bukmacherzy z Jalan Basar mieli parasol ochronny. Właściwie nie wiadomo do końca dlaczego, wiadomo natomiast, że parali się bukmacherką odkąd wszyscy pamiętają. Może dlatego nie tykała ich policja ani urzędy? Wrośli w krajobraz.
Młody Wilson zbierał od nich baty. Byli za sprytni, zbyt doświadczeni. Tak potrafili grać kursami, by robić go w konia raz po raz. Wreszcie po jednej z grubych porażek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i trzeba mu przyznać, miał rozmach jak na nastolatka.
Za 180 singapurskich wypożyczył jedno z miejskich boisk. Potem zaprosił 32 przyjaciół, podzielił ich na dwie drużyny, każdemu dał odpowiednie stroje, a także wypłacił po 50 dolarów na głowę.
Dał ogłoszenie w gazecie o lipnym meczu. Przedstawiał go jako finał pucharu firm, w którym to spotkały się reprezentacje dwóch sieci fast-foodowych. Chińczycy chętnie obstawiali lokalne starcia, włączyli więc mecz do swojego kalendarza gier.
Połknęli haczyk, potem poszło z górki. Czerwoni, przedstawiani jako faworyt, prowadzili po trzech kwadransach 3:0. W przerwie ludzie Wilsona jako jedyni na widowni chcieli stawiać białych, bukmacherzy chętnie się zgadzali. Licytowano ostro, pula w końcu wyniosła 15.000 singapurskich dolarów. Ogromna kasa jak na amatorski mecz.
Wynik końcowy? Oczywiście 4:3 dla białych. Wilson triumfował, odbił sobie porażki z nawiązką.
Chińczycy nie byli głupi, zorientowali się we wszystkim. „Skurwysyn ustawił mecz” mówili, ale płacili bez kręcenia nosem. W kraju najbardziej skorumpowanej ligi świata musi działać zasada „przechytrzyłeś mnie i wyłącznie moja winą jest, że dałem się tak zrobić”, inaczej to nie miałoby sensu. Poza tym Chińczycy straciliby reputację. Przegrali dużo szmalu i nagle nie chcą płacić? Nie chciano by z nimi grać.
Wilson tym meczem wszedł do branży. Zaczął ustawiać amatorskie rozgrywki, a wkrótce i ligę Singapuru. Tego wieczora jednak poszedł świętować triumf, przepuszczając całą kasę na zakłady.
***
Lizanie cipki było w Singapurze nielegalne do 2007 roku. Jeśli kobieta poszła na posterunek i powiedziała, że wylizałeś jej cipkę, zostałbyś aresztowany. Jeśli nie narzekała i było okej, mogłeś spróbować jeszcze raz, ale zawsze z tą myślą, że jeśli zrobisz to źle, może cię zgłosić. Byliśmy rozwiniętym, nowoczesnym społeczeństwem, ale niektóre z naszym praw były nieprawdopodobnie przestarzałe. Myślałem wtedy: ci wszyscy kolesie z sądu najwyższego, strzeżący powyższych zasad, mają po sześćdziesiąt lat na karku i przez całe życie nie lizali cipki. Co oni wiedzą o życiu?
***
Legendą w singapurskim półświatku był Wujo, najpotężniejszy ustawiacz początku lat 90tych. Trzymał w garści prestiżowy puchar Malaysia Cup, sam decydował kto jak daleko ma zajść, a kto ma wygrać.
Wybrani przez Wuja w 1994 roku zwycięzcy Malaysia Cup
Wujo był wyznawcą starej szkoły, nigdy nikogo nie zmuszał do kantów, a i tak miał największą stajnię piłkarską. Powód był prosty: dbał o swoich. Gdy grającemu w Singapurze piłkarzowi zdarzała się kontuzja, mógł liczyć tylko na siebie, zwykle kończył karierę. No, chyba że należał do ludzi Wuja, bo ten pokrywał leczenie, a za przysługi umiał hojnie się odwdzięczyć. Takie podejście sprawiało, że uzyskiwał bezwarunkową lojalność zbudowaną na obustronnym szacunku.
Dobrym dowodem był mecz pomiędzy Singapore Lions a Johor FC, właśnie podczas Malaysia Cup. Wujo obstawił bezbramkowy remis, a tymczasem w pewnym momencie „Lwy” otrzymały karnego. Ktoś palił się do strzelania, ale jeden z ludzi Wuja zabrał piłkę, ustawił na jedenastym metrze i kopnął wysoko trybuny na oczach 60.000 ludzi.
– Ten facet miał jaja ze stali – wspominał później Wilson, wówczas widz.
***
Pierwszy raz zgarnęli Wilsona w 1994 roku. Kręcił wtędy z powodzeniem lokalną ligą, mając po swojej stronie lokalne gwiazdy, choćby bramkarza globtrottera Lutza Pfanennstiela. Najważniejszy był jednak Michal Vana.
Vana był Czechem, w CV miał choćby Slavię Praga i przerastał S-League o trzy klasy. Przyjechał do Singapuru tylko i wyłącznie po pieniądze, więc oferta Perumala od razu go zainteresowała. Szczególnie, że Wilson urabiał go sprytnie: najpierw obiecał płacić pieniądze za to, że Vana, ofensywny pomocnik Geylang, zmotywuje kolegów do wyższych zwycięstw. Czech nie widział w tym problemu, przecież się nie podkładają tylko mają rozstrzeliwywać przeciwników z jeszcze większym animuszem.
Vana zaangażował się do tego stopnia, że potem sam obstawiał pieniądze. Wilsonowi to pasowało, bo piłkarz, który położy na szali własną kasę, na pewno nie będzie próbował się wykręcić.
Koniec końców, gdy policja zwarła szeregi i wpadła na ich trop, Czech musiał uciekać z kraju. przewiózł go na kutrze do Indonezji, a potemVana nie popisał się inteligencją: w Kuala Lumpur złapał samolot do Sofii, który leciał z przystankiem… w Singapurze. A pamiętajmy, że Czech był gwiazdą i twarzą najlepszej drużyny w kraju, więc ryzyko rozpoznania go było duże.
Po latach w wywiadzie przyznał, że jeden ze stewardów go poznał, ale nie wszczął alarmu i tylko dzięki temu Vana wrócił do Europy.
***
1995, Perumal pierwszy raz zderza się z Europą. Próbuje podbić Premier League, zarzucając sieci na Dmitrija Charina, bramkarza Chelsea i reprezentacji Rosji. Czeka na niego po treningu, przedstawia się jako dziennikarz, ale w odpowiedniej chwili oferuje 60.000 dolarów za przegranie meczu.
– Miałem długą i owocną karierę w Chelsea – miał odpowiedzieć ze spokojem Charin – ta oferta mi nie pasuje. W USA podczas mundialu też wiele osób proponowało mi bym przegrywał mecze, ale nie chcę tego. Chcę jak najwięcej wycisnąć ze swojej kariery.
I trzeba Rosjaninowi oddać, że słowa dotrzymał. U „The Blues” spędził jeszcze cztery lata, potem zahaczył o Celtic.
***
24 lutego 1997, pierwszy międzynarodowy mecz jaki ustawił Perumal. Bośnia – Zimbabwe w Malezji, czyli szału nie ma, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? Poza tym hajs się zgadza.
A raczej miał się zgadzać, bo Wilson zaczął od klapy.
Gracze Zimbabwe byli wniebowzięci, gdy usłyszeli, że ktoś chce im dać 100.000 dolarów do podziału wyłącznie za to, że parę razy ich bramkarz wyjmie piłkę z siatki. Wilson 30.000 dał od razu, resztę obiecał przekazać po robocie. Perumalowi udało się zgarnąć połowę drużyny pod swoje skrzydła… ale do przerwy Afrykanie prowadzili 1:0.
Ogarnęli się, wpuścili dwa gole, ale w drugiej połowie niewtajemniczony gość pięknym strzałem z dystansu zapewnił Zimbabwe remis. Koledzy zaprezentowali cieszynkę pod tytułem „co ty, kurwa, zrobiłeś?!”, a wynik się utrzymał. Perumal? Odebrał kasę od graczy i w ramach odreagowania przepuścił ją tej samej nocy w kasynie.
Turniej trwał jednak, szkoda było tracić okazję, Wilson i Zimbabwe dali sobie jeszcze jedną szansę. Problem w tym, że Chiny też nie miały zamiaru atakować. Wilson nie miał wątpliwości: o chińczykach też chodziły plotki, że siedzą głęboko w czyjejś kieszeni, a teraz wszystko okazuje się prawdą, bo wyraźnie chcą przegrać.
Gracze Zimbabwe chcieli jednak przegrać bardziej i dowieźli zwycięskie dla ich kont bankowych 1:3 w plecy. Ta delegacja położyła grunt pod wiele lat owocnej współpracy pomiędzy reprezentacjami „The Warriors” a Wilsonem. Merdeka Cup w Malezji, Intercontinental Cup w Kuala Lumpur, sparing z Tajlandią w Hanoi: wszędzie Zimbabwe, Zimbabwe, Zimbabwe. Karne, spłukane chłopaki.
***
Pewnego razu Wilson chciał obstawić wygraną Geyland nad Woodlands, ale był jeden zasadniczy problem. Problem nazywał się Ivica Raguz i był gwiazdą Woodlands, ich dziesiątką, rozgrywającym, silnikiem napędowym. Perumal do spółki z wspólnikiem wpadł wtedy na genialny w prostocie pomysł: – Jeśli połamiemy mu nogi, Woodlands nie mają szans.
Wynajęli pięciu ludzi, ale ci się wycofali, Wilson musiał sam więc zająć się czarną robotą. Śledził Raguza po treningu, ale ten jak na złość wracał do domu w towarzystwie. Perumal postanowił zaatakować tak czy siak, za broń miał kij do hokeja na trawie.
Zbity Raguz
Nóg połamać się nie udało, ale Ivica odniósł obrażenia i z Geylang nie zagrał, a Woodlands przegrało. Sukces? Ani trochę. Wilson wdał się w szarpaninę z przyjaciółmi Raguza, został rozpoznany i trafił do paki.
Podłe? Norma w branży. Jego wspólnik kilka lat później otruje piłkarzy Cremonese lormetazepamem, przez co słaniać się będą na nogach podczas starcia z Paganese.
***
Do więzienia w Singapurze trafiał trzykrotnie: za przekręty, za napaść na policjanta i za pobicie. Singapurskie pudło zapracowało sobie na miano jednego z najgorszych na świecie: nocne wrzaski więźniów były normą, jeden z nich zmarł na oczach Wilsona, inny został uduszony. Na cały dzień w celi dostawali mały kubełek wody, który służył do wszystkiego, począwszy od picia, przez mycie a kończąc na spuszczaniu wody. O jedzeniu lepiej nie opowiadać.
Dlatego w 2011 nie mógł się nadziwić fińskiej pace: – Miałem satelitę. Oglądałem ligę angielską, Champions League, filmy. Mogłem nawet oglądać pornosy! Szaleństwo. W porównaniu do Finlandii, singapurskie więzienie to średniowiecze.
***
Patrick Jay, szef Hong Kong Jockey Club, bukmachera operującego na rynku azjatyckim: – FIFA przechwala się jak wiele zarabia co cztery lata na mundialach. Wiecie jak nazywają nielegalni azjatyccy bukmacherzy dzień, w którym ich obroty przekroczyły miliard dolarów? Czwartkiem.
Po wyjściu z pudła Wilson przestał bawić się resorakami. Postanowił działać globalnie. Singapurska szkółka się skończyła.
Umiejętność żonglowania paszportami, czy też raczej: narodowościami, to podstawa
***
Tako rzecze Wilson: aby przegrać mecz, potrzebujesz przede wszystkim środkowych obrońców. Wielu myśli, że kluczem jest bramkarz, ale on może nie mieć okazji by cokolwiek wpuścić. Może tak się zdarzyć, że nawet jeśli coś poleci w jego stronę, to będzie na tyle niegroźne, że puszczenie owego szczura wywołałoby za wielki smród.
Środkowy obrońca ma łatwiej. Wystarczy, że upozoruje chwilę zawahania, wykona ruch ciała w złą stronę, a już napastnik znajdzie się w doskonałej sytuacji. Perumal niektórym defensorom służył też pomocą jeśli chodzi o wiarygodne prokurowanie jedenastek, czyli tak zwanych „goli biznesowych”.
***
Unikał Europy, bo panowała tu zbyt wielka konkurencja. Mistrzami w swoim fachu byli bracia Ante i Milan Sapina, Niemcy chorwackiego pochodzenia, którzy wciągali ludzi ze środowiska w nałóg. W ich Cafe King piłkarze czy też sędziowie mogli dyskretnie obstawiać mecze. To w tej niepozornej knajpie Robert Hoyzer dorobił się milionowego długu.
Bracia Sapina
Gdy wisisz komuś milion euro, twoja pozycja negocjacyjna najlepsza nie jest. Gdy bracia żądali ustawienia meczu, oponować specjalnie nie mógł.
Dzięki temu systemowi Ante i Milan byli bardzo potężni, silniejsi od Wilsona. Gdy on latał po świecie, oni wpływali na mecze Ligi Mistrzów czy też silnych lig europejskich, wliczając w to Bundesligę.
Inny kolega po fachu, Grek o imieniu Kosta, nie bawił się w rozmawianie z płotkami, od razu uderzał do szefów klubowych. W Bułgarii udało mu się powtórzyć szwajcarski schemat FC Chiasso, czyli przejąć pełną kontrolę nad klubem. Potrzebujący pieniędzy po wyjściu z paki Kosta był pijawą, która na spadku swojej ekipy z ligi odkuła się finansowo.
Wilson wolał paktować z piłkarzami, trenerami, sędziami. Specjalizował się w pojedynkach międzypaństwowych, udawało mu się zaistnieć choćby na imprezach takich jak Gold Cup czy Puchar Narodów Afryki. Tutaj składał oferty drużynom, który już odpadły z turnieju, ale miały do rozegrania jeszcze jeden mecz. Na PNA w 2008 ten schemat wykorzystał z Beninem, dwa lata później z Malawi i Mozambikiem. W Pucharze Concacaf jego łupem padły Nikaragua i Grenada. Ci gracze nie mieli już nic do zyskania, a podkładając się odpowiednim stosunkiem bramek (bądź w odpowiednich minutach) mogli przynajmniej zarobić.
***
W szczytowym okresie, gdy już sam był sobie szefem, wydawał 1.5 miliona dolarów rocznie na bilety lotnicze – swoje i podwładnych. Założył fasadową firmę Football4U i przedstawiał się a to jako organizator sparingów (nie kłamiąc, tylko przemilczając fakt, że ustawionych), a to jako agent piłkarski, co ułatwiało dotarcie do zawodników. – 2009 był najlepszym rokiem, kasa płynęła ze wszystkich stron. Ustawiałem czasem po cztery mecze na dzień.
Dowód w sprawie przeciwko Perumalowi. Do tych meczów jego firma chciała wyznaczyć sędziów
Koszt organizacji sparingu to około 200 tysięcy dolarów, analizując najczęściej wykorzystywany przez Perumala szablon, czyli przywóz afrykańskiej drużyny ma meczyk do Azji. Najlepiej żeby było to starcie poza terminem FIFA, bo na nie centrala nie wysyła swojego komisarza.
Zysk? Na czysto drugie tyle, ile wkładał. Zyski mógł jeszcze zwiększyć dzięki specjalnym domom bukmacherskim, które posiadały tysiące „mrówek” na zlecenie. Omijali w ten sposób ograniczenia kont, a ruch wokół meczu rozkładał się i wyglądał bardziej naturalnie. Była to usługa tylko dla sprawdzonych ludzi z branży, Perumal się łapał.
***
Olimpiada 2008. Wilson i jego przyjaciele są zafascynowani nowymi opcjami jakie dają internetowi bukmacherzy. Można obstawić nawet to, kto zacznie mecz! To ci dopiero okazja.
Mieli kontakty w nigeryjskiej drużynie, która doszła aż do finału. Dali Nigeryjczykom 20.000 dolarów, by ci w decydującym starciu z Argentyną rozpoczęli grę. Perumal miał 50% szans, że w wyniku losowania to Nigeria będzie wybierać „połówkę albo piłkę”, ale na zły scenariusz też miał plan.
– Powiedzcie Argentyńczykom, że chcecie zaczynać. Wmówcie im, że to dla Afrykanów dobry omen albo coś w tym stylu. Nie powinni robić problemu.
Podczas finału Wilson i spółka największe napięcie przeżywają przed pierwszym gwizdkiem. Losowanie wygrała Argentyna, ale Juan Roman Riquelme oddał piłkę Nigerii. Syndykat miał zgarnąć dzięki temu na czysto pięciocyfrową sumę.
***
Muszę podziękować firmom bukmacherskim za ich ciężką pracę i profesjonalizm. Umożliwiły mi na zyskowne ustawianie meczów wszędzie, od Azerbejdżanu do Jemenu, a także, na szczęście, w Syrian Premier League. Ja i mój współpracownik, Samir, planowaliśmy detale konkretnych meczów każdej kolejki. Wszystko chodziło jak w zegarku, jeden, drugi, trzeci mecz. W Singapurze zyskałem przydomek „Król Syrii”, do tego stopnia miałem tę ligę w kieszeni. Zarabiałem dzięki niej od stu do dwustu tysięcy dolarów na tydzień.
***
Ostatnia kolejka eliminacji MŚ, Honduras musi wygrać z Salwadorem by pojechać na mundial. Wpadka oznacza kłopotliwe baraże, na błąd czeka Kostaryka.
Perumal dociera jednak do graczy Salwadoru przez kontakt zdobyty podczas Gold Cup, a potem jest uczciwie: Salwador obiecał 0:2, więc było 0:2.
Dużo większe wyzwanie czekało go w przypadku Nigerii. Przed ostatnią kolejką sytuacja „Superorłów” wyglądała katastrofalnie. Musieli wygrać w Kenii i liczyć, że grająca o wszystko Tunezja pogubi na ostatniej prostej punkty z grającym o pietruszkę Mozambikiem.
Perumal załatwił po swojemu mecz w Kenii, gdzie miał po swojej stronie sędziego i kilku piłkarzy, a co wystarczyło na 3:2. Nad meczem w Maputo nie miał jednak żadnej kontroli, ale porządnie zmotywował gospodarzy, oferując im sponsoring w postaci stu tysięcy dolarów. Mozambik miał o co grać i nie dał się Tunezji.
W zamian za awans Perumal zażądał praw do organizacji sparingów przygotowujących Nigerię do mundialu. To były bardzo wartościowe z jego punktu widzenia mecze, rozgrywane w okresie pozaligowym, posiadające solidną rangę mimo towarzyskiego statusu, a więc można było zarobić na nich krocie.
W Azji wielu bukmacherów oferuje i obstawianie trzeciej ligi hinduskiej, które ustawić łatwo, ale na które postawienie milionów to samobójstwo. W dużym meczu łatwiej ukryć finansowy wałek.
Ostatni mecz przed turniejem Nigeryjczycy grali z Koreą Północną, a sędziował jego ulubieniec, prawdziwa gwiazda wśród drukarzy, Ibrahim Chaibou.
***
Według zeznań Wilsona, żaden piłkarz nie ustawi meczu MŚ. To święte miejsce. Nie jest tak, że na mundial trafiają tylko ci, którzy zarabiają dość by pogardzić pieniędzmi Perumala. Ale nawet ci z najgorszych drużyn, nawet tacy, którzy w ostatniej kolejce grają o pietruchę, finałów nie położą. Choćby nie wiem jak któryś piłkarz kochał pieniądze, gdy wyjdzie na boisko podczas mistrzostw świata, nie będzie myślał o niczym innym niż o piłce.
Podczas turnieju w RPA Perumal ustanowił swój prywatny rekord i postawił milion dolarów na nieustawiony mecz. Liczył, że Hiszpania ogra Honduras minimum trzema bramkami. David Villa szybko zrobił dwa gole, ale potem spartaczył karnego i doskonałą okazję w końcówce. Kasę Wilsona przejął kto inny.
– Nigdy nie obwiniasz siebie za porażkę, zawsze w pierwszej kolejności winisz piłkarzy. Pamiętam, byłem wtedy wściekły, myślałem: Villa, skurwysynie, jak mogłeś nie trafić tej jedenastki.
I tak jednak trzy razy więcej zdarzyło mu się przepuścić jednej nocy w Amsterdamie. Passa odwrotna od tej, która trafiła mu się w hotelu w Sao Paulo.
***
Straciłem umiejętność oglądania piłki dla przyjemności. Kiedyś kobiety pytały mnie: Wilson, jak możesz skupiać przez dziewięćdziesiąt minut uwagę na czymś tak nieciekawym? Myślałem, że są ignorantkami i nie doceniają sztuki futbolu. Teraz jednak myślę, że miały rację. To tylko dwudziestudwóch idiotów biegających za piłką przez półtorej godziny.
Ale wszystko zmienia się, gdy postawię na mecz jakieś pieniądze. Wtedy przyklejam się do ekranu, żyję każdą akcją. Gdy „moi” partaczą, wyzywam ich matki, ojców, ciągle wynajdując na to nowe sposoby.
***
Luty 2011. Wilson otrzymuje telefon od wspólnika, który chce przekazać mu udziały w ustawionych meczach… Serie A. Perumal jest pod wrażeniem, to wysoka półka. Padają konkretne wyniki: Napoli – Sampdoria 4:0, Brescia – Bari 2:0.
– Nawet nie muszę płacić kosztów ustawiania – chwali się wspólnik – nie muszę płacić piłkarzom, sędziom, nikomu. Oni sami do mnie przyszli i poprosili, żebym postawił za nich pieniądze, łącznie 600.000 dolarów. Robota pośrednika kosztować mnie będzie trzy minuty.
Tak jest, niektórzy piłkarze sami się zgłaszali. Bardzo chętny do współpracy był też Willis Ochieng z fińskiego IFK Marienhamm. Klub nie chciał przedłużyć z nim kontraktu, a zostały trzy mecze do końca ligi. Zrobił perfekcyjną robotę: – Willis to zawodnik, o którym marzy każdy ustawiacz, pewny i zaangażowany. Całą robotę wykonał sam, zniszczył oba mecze, kaput! Kiedy miałem takiego piłkarza, stawiałem na niego wszystkie pieniądze.
***
Nigdzie Perumala tak nie lubili jak w Bahrajnie. Organizował tamtejszej federacji sparing za sparingiem, firma Football4U była witana z fanfarami. Dzięki niej Bahrajn nie płacił ani grosza, a jeszcze tak się szczęśliwie składało, że zawsze z przywiezionymi przez Perumala drużynami przegrywał.
Sielanka skończyła się siódmego września 2007, gdy Bahrajn zagrał z reprezentacją Togo, choć ta właśnie była w Botswanie.
Fałszywa jedenastka Togo
Nawet Perumal nie wiedział, że tak źle się sprawy mają. Chociaż raz ten, który kołował wszystkich, sam dał się wykołować. Połapał się na krótko przed pierwszym gwizdkiem i wszyscy, piłkarze z Afryki oraz kupiony sędzia, mieli pilnować jak najniższego wyniku. Tak nakazał chcąc ratować sytuację.
Udało się, mecz zakończył się rezultatem 0:3, a Wilson stawiał na UNDER 3.5. Dwudziestu widzów rozeszło się do domów, meczu nikt nie transmitował, sprawia miała umrzeć śmiercią naturalną, a Singapurczyk zgarnął taką kwotę, jaką zamierzał.
Ale dziennikarze z Togo zaczęli zadawać pytania. Może taki szwindel przeszedłby w latach 60tych, 70tych, ale nie w epoce internetu. Perumal stracił intratny przyczółek, a także zrobiło się o nim głośno. Tymczasem gdzie jak gdzie, ale w tej branży własne nazwisko na nagłówkach jest ostatnim co może pomóc w sukcesie.
***
Luty 2011, dobrze znana również Polakom turecka Antalya. Syndykat postanowił zorganizować najbardziej kukułkowy turniej w historii. Brały w nim udział Estonia, Bułgaria, Boliwia i Łotwa. Dwa mecze tego samego dnia, godzinę po zakończeniu pierwszego wychodzili na murawę następni. Puste stadiony, zero transmisji, zainteresowanie obstawiających? Waskakująco wysokie, wynoszące aż 7 milionów euro obrotu.
A potem siedem goli, wszystkie z karnych. Cyrk, po piłkarzach powinien wyjść treser słoni.
– Boliwia – Łotwa, Estonia – Bułgaria, a wszystko gdzieś w Turcji. Co to kurwa za mecze? Wiedziałem przecież, że Boliwia ma problemy ze sfinansowaniem podróży po Ameryce Południowej, więc wyprawa na nic nie znaczący sparing do Europy kompletnie nie trzymała się kupy. Było jasne, że ktoś ją tu przywiózł i to nie na wycieczkę.
Za sprawą stał jego były wspólnik, późniejszy wróg. Turnieik zakończył karierę sędziów, a dochodzenie w jego sprawie prowadziła FIFA.
***
Druga największa wtopa po oszustach z Togo miała miejsce 17 grudnia 2010, podczas meczu młodzieżówek Argentyny i Boliwii. Kosta w Europie zaczął włamywać się kupionym sędziom na częstotliwość słuchawek, bo nie zawadzi w razie czego móc zamienić z arbitrem parę zdań w trakcie spotkania. Ekipa Wilsona postanowiła tę metodę przetestować w Ameryce Południowej.
Niestety dla ustawiaczy, przyniosło to opłakane skutki. Ten sam wspólnik, który zorganizował kukułkowy turniej w Antalayi, tym razem uparł się na 0:1, ale z golem w doliczonym czasie gry. Argentyna tymczasem strzeliła absolutnie prawidłową bramkę w drugiej połowie, nic się nie dało zrobić, nie było kontaktu by gwizdnąć choćby najbardziej dyskusyjny faul, a między bramkarzem a strzelającym stało dwóch obrońców, nie ma więc mowy o spalonym.
Ale współpracownik Wilsona wydarł się po golu do krótkofalówki „nie ma bramki!” i arbiter pokazał ofsajd. Pretensjom nie było końca, smród jak cholera. A nabrał niesłychanej intensywności, gdy Węgier Kolo Lengyel gwizdnął karnego z dupy w 13 (!) minucie doliczonego czasu gry.
Sędziego musiała eskortować policja, o meczu zrobiło się głośno. W telewizji powtarzano na okrągło zajawki z meczu. Ameryka Południowa, do tej pory przekonana o czystości ich rodzimego futbolu, obudziła się i zaczęła polowanie.
Według Perumala jego wspólnik zachował się jak idiota. Mecz leciał na żywo w telewizji, na trybunach był prezes argentyńskiej federacji. Trzeba było pogodzić się z porażką i tyle. A tymczasem przez niewiele warte finansowo spotkanie utrudniono biznes na całym kontynencie.
Nieważne ile czasu włożysz pracy w ustawkę, czasem przegrasz. To wliczone w ryzyko. Pamiętam mecz Singapur – Tajlandia, który ustawiłem pod gości. Sędzia gwizdnął jednego karnego, potem drugiego, ale strzelec nie trafił ani razu. Nie miałem pretensji do arbitra, powiedziałem mu potem: dałbyś mu pięć karnych, żadnego by nie strzelił.
***
Kto by przypuszczał, że jego kariera skończy się w ojczyźnie Świętego Mikołaja?
Fiński drugoligowiec, RoPs Rovaniemi, zatrudniał ośmiu graczy z Zambi.? Dla Perumala to brzmiało jak doskonała okazja do kręcenia lodów. Afrykanie najczęściej byli chętnie do współpracy, a tutaj wszyscy pochodzili z jednego kraju, dzięki czemu łatwiej w razie czego byłoby się dogadać. Czemu ich tam aż tyle? Legendą RoPs jest Zeddy, zambijski napastnik, który założył w rodzimym kraju akademię piłkarską i regularnie podsyła jej najlepszych adeptów do Laponii.
Piłkarze zarabiali tam tysiąc euro na miesiąc, Perumal zaoferował 10.000 za mecz. Zgodzili się, ale słabo się to kręciło: nawalali bardzo często. Zmienił więc taktykę, postanowił kupić klub, tak jak kiedyś jego kumpel kupił FC Chiasso w Szwajcarii.
Zambijczycy z Laponii
Zaproponował Tampere 1.5 miliona euro inwestycji. Ci desperacko chcieli kasy, więc zaczęli romans. Warunek Wilsona? Finowie mają przyjąć piłkarzy, których sprowadzi dobrodziej z Singapuru.
Problemy zaczęły się szybko, bo Tampere nie chciało dać się złamać. Owszem, graczy testowali, ale ostatecznie o tym kto grał i kto dostawał kontrakt decydował trener, prezes, a nie syndykat. Wspólnicy niecierpliwili się, nie pasowała im ta sytuacja, a tymczasem szefostwo Tampere wyczuło prawdziwe intencje Perumala i zaczęło rakiem wycofywać się ze współpracy.
Wilson tracił kasę na zawodzących Zambijczykach, stracił też pieniądze włożone w Tampere. Gdy wydawało się, że fiński epizod gorzej się nie może potoczyć, zabrano mu też wolność.
Sam nie wierzy w pecha czy też nagłą skuteczność policji. Obwinia byłych wspólników, konkurentów, którzy chcieli go wygryźć z interesu. Cóż, jakby na to nie patrzeć, udało im się. Perumal nie ma już szans na powrót do branży.
***
Wilson w więzieniu oglądał ostatni mecz swojej sędziowskiej gwiazdy, Ibrahima Chaibou. Jego ulubieniec zszedł ze sceny z właściwym sobie przytupem, dyktując dwa karne w meczu Nigeria – Argentyna (4:1), z czego jeden w ósmej minucie doliczonego czasu gry.
Ibrahim, człowiek, który sędziował przebierańcom z Togo, który przyłożył rękę do wielu kantów Perumala, skończył karierę nie wskutek skandali, a wieku. Miał 45 lat, czyli dobił do ustalonej przez górę granicy. Arbitrem z licencją FIFA był od 1996 roku.
Ile zarobił? Jego singapurski pracodawca przypuszcza, że około pół miliona dolarów.
-Słyszałem, że ma cztery żony i trzy domy. Niger to jeden z najbiedniejszych krajów świata, nawet jeśli szastałby kasą, to jego miesięczne wydatki zamknęłyby się w 200 dolarach. Te pół miliona wystarczy jeszcze jego wnukom.
***
W ostatnich miesiącach Perumal przeszedł na jasną stronę mocy. Wyjścia specjalnie nie ma: w półświatku jest spalony. Ustawiacze muszą być ludźmi cienia, a Wilsona w świecie piłki kojarzy teraz każdy.
Jego aktualna postawa kunktatorstwo, ale bezsprzecznie świat piłki może wykorzystać jego wiedzę. Tak, to patologiczny hazardzista. Tak, facet, który bez skrupułów próbował komuś połamać nogi, byleby tylko osiągnąć pożądany wynik. Ale gdy on mówi, że FIFA nie robi dość by przeciwdziałać ustawianiom meczów, trzeba w to wierzyć. Gdy rzuca pomysły mogące ograniczyć proceder, należy wytężać słuch. Kto lepiej się zna temat? Na takiej samej zasadzie Kevin Mitnick, dawniej król hakerów, został później specjalistą od zabezpieczeń komputerowych.
Wywiad w CNN
Co proponuje więc były szef syndykatu cyckającego bukmacherów na lewo i prawo? Przekonuje, że powinni oni ograniczyć ofertę wyłącznie do najlepszych lig. Czyli, w luźnym tłumaczeniu, opowiada się za rozwiązaniem nierealnym. I naiwnym, biorąc pod uwagę, że sam doskonale wiedział jak bracia z Berlina kręcili Bundesligą.
Ale naiwność jest ostatnim, o co posądziłbym Wilsona Raja Perumala, „Kelonga Kinga”, czyli na pół z angielskiego a na pół z malajskiego: króla stawki. Prawdopodobnie to było najlepsze i najwygodniejsze, co mógł w tamtej sytuacji powiedzieć.
***
Weź na przykład Tigera Woodsa. Facet miał wszystko. Szczęśliwą rodzinę i wszystkie pieniądze świata. Ale i tak spędzał noce w kasynie przy stole do blackjacka. U mężczyzny zdrowy rozsądek nie ma szans wygrać z libido. A zakłady to zastrzyk adrenaliny dostępny na wyciągnięcie ręki.
Leszek Milewski
Wypowiedzi Perumala pochodzą z jego autobiografii, „Kelong Kings”. Fot: NYT