Mateusz Klich obchodzi swego rodzaju jubileusz. W sobotę po raz 75 obejrzał oficjalny mecz Wolfsburga w pozycji siedzącej. Dobra gra „Wilków” w Lidze Europy i Pucharze Niemiec sprawia, że jeszcze w tym sezonie może pęknąć okrągła setka. Stanie się tak, jeśli Mateusz niczego nie zmieni w swojej sytuacji, czyli – na przykład – nagle nie zacznie grać. Wtedy będą mogły wystrzelić korki od szampanów.
W sumie Klich spędził już w Niemczech okrągłe dwa lata, a jego statystyki wciąż wyglądają tak, jakby nigdy nie przekroczył naszej zachodniej granicy. Innymi słowy, ma tyle samo meczów w Wolfsburgu, co Przemysław Trytko w Realu Madryt. Zero występów, zero minut, czyli po prostu dramat. Jego pobyt w Dolnej Saksonii przypomina jedno wielkie pasmo rozczarowań. Przypomnijmy:
Jesień ’11: Transfer z Cracovii za 1,5 miliona euro i szybkie zesłanie do rezerw Wolfsburga. Największy sukces? Wyjazd z pierwszym zespołem na mecz ligowy do Dortmundu, gdzie i tak usiadł na trybunach.
Wiosna ’12: Kolejna runda w rezerwach, ale i tam Klich ma spore problemy z regularną grą. Mateusz nie traci jednak rezonu i oświadcza, że wielu chciałoby się znaleźć na jego miejscu.
Jesień ’12: Przed sezonem Felix Magath nie znajduje miejsca dla Klicha w 31-osobowej kadrze na obóz przygotowawczy. Kolejna zmarnowana runda, w której największym osiągnięciem okazała się obecność na fotografii pierwszego zespołu.
Zima ’13: Zmiana szkoleniowca w Wolfsburgu nie poprawia sytuacji Klicha. Mateusz oświadcza nawet, że ma nadzieję, iż Köstner okaże się tylko trenerem tymczasowym. Tak się też dzieje, co jednak niczego już nie zmienia. Klich odchodzi na wypożyczenie do Zwolle.
Jesień ’14: Odrodzony Klich na życzenie Wolfsburga wraca do Niemiec. Przez półtora roku regularnie występował w lidze holenderskiej, zdobył krajowy puchar i wywalczył miejsce w podstawowej jedenastce reprezentacji Polski. Ponownie ląduje w rezerwach Wolfsburga.
Każdy ma takie miejsce na Ziemi, które budzi wyłącznie złe skojarzenia. Dla byłego pomocnika Cracovii ewidentnie jest to Wolfsburg. Klich powinien więc zrobić wszystko, by jak najszybciej stamtąd uciec i nigdy więcej nie wracać. Jeżeli uda mu się zmienić klub już zimą, nie będziemy musieli pisać tekstu na setny jubileusz. W przeciwnym wypadku wydaje się to nieuniknione.