Reklama

Problem bogactwa, czyli w życiu nie sądziliśmy, że tyle osiągniemy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 listopada 2014, 00:09 • 5 min czytania 0 komentarzy

Przyznajemy szczerze – jesteśmy absolutnie zaszokowani tym, co aktualnie dzieje się z reprezentacją Polski. Mniej więcej od 2008 roku kadra to było prawdziwe pasmo nieszczęść, puszka Pandory, z której co krok wyskakiwały jakieś niemiłe problemy. Jak wygrzebać się z kryzysu? Budować na lata, czy na teraz? Z lisami, czy bez? Z zagranicznym, czy polskim szkoleniowcem? Odpuścić eliminacje i budować na kolejny turniej? Ogrywać młodych, czy dawać grać najlepszym, nawet tym, którzy zbliżają się do wieku emerytalnego?

Problem bogactwa, czyli w życiu nie sądziliśmy, że tyle osiągniemy

Te wszystkie pytania mocno wryły się wszystkim w głowę, dlatego tak bardzo absurdalna wydaje się dzisiejsza dyskusja na temat… Jakuba Błaszczykowskiego.

Naprawdę nie sądziliśmy, że kiedykolwiek będziemy się zastanawiać nad tak oczywistymi kwestiami. Nigdy nie sądziliśmy, że będziemy stawiać tak pełne buty i przekonania o własnej wartości pytania. Nigdy nie sądziliśmy, że tematem debaty publicznej stanie się powrót do kadry zawodnika Borussii Dortmund, jednego z najbardziej walecznych skrzydłowych Bundesligi, od lat gwarantującego wysoki poziom, tak w klubie, jak i w kadrze.

Nigdy nie sądziliśmy, że ktoś zapyta, czy powrót Błaszczykowskiego nie zepsuje tej wielkiej drużyny, która ograła Niemców, wyrwała trzy punkty w Gruzji i grała naprawdę sympatyczną piłkę ze Szwajcarami.

Zastanówmy się przez moment, w jakim miejscu jest obecnie kadra Nawałki. Następne mecze dopiero w marcu, czasu jest więc sporo. Jesień była fantastyczna, stanowiła znakomite antidotum na kaca po brazylijskiej imprezie, odbywającej się bez naszego udziału. Tyle że ta “fantastyczna jesień” to tak naprawdę ledwie obiecujący początek kampanii. Wykonaliśmy plan minimum, zdobywając sześć punktów z Gibraltarem i Gruzją oraz plan maksimum, zdobywając cztery “oczka” ze Szkocją i Niemcami. Sytuacja w grupie przypomina dworzec PKP przy obecnej awarii biletów. Fakt, stoimy na schodach do pociągu, ale za nami kłębią się chmary ludzi gotowych zająć nasze miejsce.

Reklama

To nie jest sytuacja, w której sztywna ekipa czternastu gości zagrała ze sobą osiemnaście spotkań, wywalczyła “tymi rękami” wielki awans na mistrzowski turniej. Nie, to grupa ludzi tworzących już drużynę, tworzących zgraną ekipę, ale wciąż na początku drogi. Wciąż wystarczy potknięcie w marcu, by wszystko zaczęło się od początku, od stanu zerowego, bez większej przewagi nad rywalami w grupie. To ważne, bo argument w dyskusji, że Błaszczykowski przychodzi na gotowe od razu upada – tutaj nic nie jest gotowe. To wciąż pierwsze kroki, pierwsza wspólna kolacja, może ewentualnie pierwsze wspólne wakacje, a nie ślub i wesele.

Teraz do tej kadry, która ma już za sobą pierwszy wielki sukces i pierwsze wielkie potwierdzenie klasy (kolejno zwycięstwo z Niemcami i przełamanie oporu w drugiej połowie z Gruzją), może wrócić gość, który w ostatnich latach prawie samodzielnie ciągnął ją za uszy. Biorąc pod uwagę całą plejadę gwiazd, które w koszulce z Orłem zwyczajnie zawodziły – “Błaszczu” wyróżnia się na plus. Brał na swoje barki odpowiedzialność, próbował samodzielnie, ze swoich zadań wywiązywał się w zasadzie bez zarzutu, a często próbował jeszcze grać tam, gdzie nie szło kolegom. W przeciwieństwie do Lewandowskiego, różnej maści Obraniaków i Boenischów, forma Błaszczykowskiego w kadrze nigdy drastycznie nie odstawała od jego formy w klubie.

Okej – jesteśmy skłonni zgodzić się z opinią, że był średnim kapitanem. Choć to niby tylko kawałek materiału na ramieniu, podejrzewamy, że bez kolosalnego wpływu na szatnię – można to zaliczyć jako jego minus. W końcu za jego “rządów” mieliśmy sporo podgryzania się w wywiadach, grupy i grupki, wzajemne pretensje. Dziś tego nie ma, ale czy to zasługa charyzmatycznego Lewandowskiego, czy raczej decyzji personalnych Nawałki? “Lewy” to normalny, sympatyczny chłopak, ale w niczym nie przypomina Olivera Kahna. To nie gość, który trzyma szatnię za jaja i gasi wszystkie spory (w czym przewyższa Błaszczykowskiego, jak chcieliby zwolennicy tej teorii). Po prostu – nie uwierzymy, że wystarczyło przekazać opaskę “Lewemu” i nagle mimozy stały się zapierdalaczami, a nawet jeśli – to tylko detal, drobnica, bez żadnego wpływu na ogólny odbiór Kuby w kadrze.

Jak dla nas, argument, że wróci Kuba i siądzie atmosfera, również odpada. Umówmy się – przykładowy Artur Boruc to też silna osobowość, a potrafi zaakceptować swoją – mniejszą niż w przeszłości – rolę w zespole. Nie podstawia nikomu nóg, nie pluje do zupy, tylko zapierdala na treningach i podnosi rywalizację. W przeszłości Błaszczykowski obrywał od nas wiele razy (były powody!), ale nie przesadzalibyśmy z robieniem z niego intruza, który tylko czeka, by namącić. Wszelkie gadki o tym, jaki “Błaszczu” jest poza murawą i jakie ma to przełożenie na grę jego zespołu, można więc traktować z przymrużeniem oka – to nie fochliwy Obraniak, który samym poruszaniem się po boisku przyprawiał co bardziej wrażliwych widzów o odruch wymiotny. Bilety? Okej, pośmialiśmy się, ale sam zainteresowany po pierwsze podszedł do sprawy z dystansem, po drugie zaś – wyciągnął z niej wnioski i potem przy każdym wywiadzie podkreślał, gdzie leży wina za niepowodzenia.

Zostaje więc ocena murawy, a tej już dokonaliśmy – Błaszczykowski od zawsze udowadnia, że nie brakuje mu ani serducha, ani odwagi, ani odpowiedzialności, ani wreszcie umiejętności, których zazwyczaj nie zapomina po założeniu koszulki reprezentacyjnej.

Lament pokroju – co zrobimy, gdy wróci – jest nie tyle nieuzasadniony, co zwyczajnie głupi. Nienawidzimy kreowania sztucznych problemów. Kolejny dobry piłkarz do grania i tyle. Tym bardziej w sytuacji, gdy niejasna jest przyszłość Grosickiego – po wyleczeniu kontuzji i rehabilitacji będzie pewnie potrzebował trochę czasu, by wrócić do formy. Pomijając, że akurat w ostatnich fantastycznych meczach reprezentacji skrzydła nie były najważniejszym, a już na pewno nie były najlepszym elementem układanki Nawałki.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...