Na skrzynki mailowe kilkunastu dyrektorów sportowych klubów z Anglii, Niemiec, Francji i Hiszpanii wpłynęły pisma z Legii przedstawiające Michała Żyrę. Mistrzowie Polski postanowili zainteresować swoim zawodnikiem czołowe drużyny z najsilniejszych europejskich lig. Dossier 22-letniego skrzydłowego wysłano m.in. do Borussii Dortmund i Arsenalu Londyn. Pieniądze, jakie chcieliby za niego dostać, to 5 mln euro (…) Cel, jaki przyświecał takiej formie promocji piłkarza, został osiągnięty. Na razie piłkarzem interesują się raczej średnie kluby ze wspomnianych lig – pisze dziś Przegląd Sportowy w jednym z niewielu interesujących tekstów, które nie dotyczą reprezentacji Polski. Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd. Sprawdźcie, co ciekawego o piłce możecie znaleźć w codziennej prasie.
FAKT
Zaczynamy od Faktu, który proponuje nam dziś cztery strony o piłce. Powrót do kadry był mordęgą – twierdzi Sebastian Mila. Kosztował wiele wyrzeczeń i ciężkiej pracy, jakiej już się nie spodziewał.
Prezes PZPN Zbigniew Boniek i trener Śląska Tadeusz Pawłowski zgodnie twierdzą, że jest pan w stanie utrzymać taki sportowy poziom nawet przez trzy lata.
– Ja też w to wierzę, choć nie zamierzam lukrować rzeczywistości. Jest bardzo ciężko, ale mam niesamowitą motywację, by utrzymywać narzucony tryb życia, sposób treningu. Wyzwaniem było wskoczenie do tej kadry, ale jeszcze większym wyzwaniem jest utrzymanie poziomu godnej tej reprezentacji. Czasami sobie myślę: „Najważniejsze, bym tej kadrze na boisku nie przeszkadzał”. I mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Stanąłem mocno na nogach i podjąłem ważną życiową decyzję – warto przez tych kilka lat jeszcze się skrajnie pomęczyć, by choć jeszcze kilka razy odśpiewać na środku boiska Mazurka Dąbrowskiego. Wziąłem się za siebie, bo wiem, ile mogę jeszcze zyskać i ile stracić.
Jak to pan zrobił, że tak szybko stał się jednym z najważniejszych piłkarzy w szatni biało-czerwonych?
– Nie wiem, czy tak jest.
Ludzie, którzy znają tę kadrę od środka, twierdzą, że jest.
– Od mojego pierwszego wejścia w tę drużynę chciałem pokazać chłopakom, że jestem gotów za nimi wskoczyć w ogień w każdej sytuacji. I że nie ma takiej sprawy, w której mógłbym ich zawieść. Ta gotowość do poświęceń jest kluczowa, nie może być pustym sloganem. Tylko ten, kto funkcjonował w takiej piłkarskiej grupie, może zrozumieć, o co chodzi. Szatnia ma swoje zasady. Co się stało w Vegas, zostaje w Vegas. I ja tego też przestrzegam.
Stronę obok dwa materiały o Szwajcarach. Wypowiada się między innymi człowiek, który reprezentację Helwetów zna jak własną kieszeń – Ryszard Komornicki. Twierdzi, że mają swoje problemy…
Były reprezentant Polski i piłkarz wielkiego Górnika Zabrze z lat 80., od ćwierć wieku pracuje pod Alpami. – Przed meczem Szwajcarzy mają swoje problemy. Nie najlepiej zaczęli eliminacje do Euro, gdzie przegrali pierwsze dwa mecze. Na dodatek obecny selekcjoner Vladimir Petković nie należy do ulubieńców tutejszych mediów. Zresztą nie jest łatwo zastąpić kogoś takiego jak Ottmar Hitzfeld – mówi Komornicki. To niejedyne kłopoty Helwetów. W szwajcarskiej reprezentacji jest duża grupa zawodników o albańskim pochodzeniu. To gwiazda zespołu Xherdan Shaqiri (23 l.), Valon Behrami (29 l.), Admir Mehmedi (23 l.) czy Blerim Dżemaili (28 l.). – Po meczu Serbia – Albania, gdzie nad boiskiem latał dron z wielkim albańskim orłem, ci zawodnicy nagle po zdobytych golach pokazują rękami ten symbol. Bardzo się to tutaj nie podoba i jest odbierane jako prowokacja, tym bardziej że w reprezentacji są przecież zawodnicy o nierzadko różnym pochodzeniu. Federacja zabroniła piłkarzom po zdobytych bramkach takiej celebracji. Szwajcarzy są na takie sprawy bardzo wyczuleni. Ci piłkarze grają przecież z krzyżem na piersi, a nagle demonstrują jakieś polityczne zapatrywania. Tak nie wolno. Polityka od piłki musi być oddzielona. To zamieszanie też nie przyczynia się do dobrej atmosfery w stosunku do kadry.
Polaków ma postraszyć kumpel Lewandowskiego – Xherdan Shaqiri. Najsilniejszy punkt szwajcarskiej kadry. Tego nie cytujemy. Może lepiej kawałek o tym, jak właściciel Legii wybaczył Celtikowi.
– Jest jakaś szansa na finansową rekompensatę, ale szczerze mówiąc wielkich nadziei sobie nie robię – mówi Faktowi większościowy akcjonariusz Legii Dariusz Mioduski (50 l.). Szefowie mistrza Polski walczą do końca o swoje, ale ich relacje z kierownictwem mistrza Szkocji ostatnio znacznie się poprawiły. Działacze Legii aktywnie udzielają się w ECA (Europejskie Stowarzyszenie Klubów), gdzie jedną z wiodących ról pełni Peter Lawwell (55 l.), prezes Celticu. Rozmawiał on już z Mioduskim na temat konfliktu. Szkot tłumaczył właścicielowi stołecznego klubu, że działacze The Bhoys musieli się dostosować do strategii narzuconej przez ich prawników, dlatego też nie odpowiadali na żadne apele z Warszawy. – Stwierdziłem, że jesteśmy dużymi chłopcami i powinniśmy pozostawić to za sobą. Ostatecznie podaliśmy sobie ręce. W ECA mamy podobne priorytety, dlatego musimy współpracować.
W ramkach:
– Grosickiego czeka długa przerwa w grze
– Cracovia szuka napastnika
– Olkowski zastąpi Piszczka na prawej obronie.
Nad Henrykiem Kasperczakiem w Mali zbierają się ciemne chmury – sami pisaliśmy o tym w sobotę, nie będziemy powtarzać. Zasygnalizujmy na koniec dzisiejszego wydania, że Maciejowi Skorży bardzo spodobał się Łotysz polecany Lechowi przez Rudnevsa. To młody środkowy obrońca.
– Artjoms był moim sąsiadem. Gdy tylko przyjeżdżał w rodzinne strony, przywoził nam w prezencie sprzęt, np. buty piłkarskie. Do dziś jesteśmy w kontakcie i często rozmawiamy ze sobą w internecie – mówi Antonijs Černomordijs, który trafił do Lecha wraz z ofensywnym pomocnikiem Vladislavsem Fjodorovsem. Obaj zostali wypożyczeni przez Lech z BFC Daugavpils na dwa lata z opcją pierwokupu i mieli występować w trzecioligowych rezerwach klubu. Już wiadomo, że ze względów formalnych będzie to możliwe dopiero na wiosnę. Nie ma natomiast przeszkód, żeby grali w sparingach. W sobotę Černomordijs zadebiutował w pierwszym zespole podczas meczu kontrolnego z Pogonią i zachwycił Macieja Skorżę. Trener nie ma w zwyczaju na gorąco oceniać młodych piłkarzy, ale tym razem zrobił wyjątek. – Antonijs zagrał bardzo dobry, równy mecz. Na pewno dał mi sporo do myślenia – stwierdził szkoleniowiec, który przygląda się najzdolniejszym juniorom pod kątem zimowych przygotowań. Wyróżniających się zawodników chce bowiem zabrać na zgrupowanie do tureckiego Beleku.
GAZETA WYBORCZA
O wilkach Nawałki w dzisiejszej GW pisze Michał Szadkowski.
W marcu Polacy polecą do Dublina nie tylko po trzy punkty, ale także po to, by dobić zranionych porażką ze Szkocją piłkarzy Martina O’Neilla. Zwycięstwo da drużynie Nawałki aż sześć punktów przewagi nad Irlandczykami, których skaże na walkę o trzecie miejsce. Już po październikowych meczach pisaliśmy, że w eliminacjach Euro 2016 nastroje jeżdżą górską kolejką – wczoraj Irlandczycy fetowali wyrwany w końcówce remis z Niemcami, jutro mogą przestać się liczyć w walce o bezpośredni awans. Ale dotyczy to również Polaków, przecież jeśli w marcu wygrają Irlandczycy, Szkoci (z Gibraltarem) i Niemcy (z Gruzją), to na półmetku eliminacji cztery drużyny zgromadzą po 10 punktów. A pamiętajmy, że w drugiej połowie walki o ME naszych zawodników czekają trudne wyjazdy do Szkocji i Niemiec. Załóżmy, w dużym uproszczeniu, że gole padają po atakach pozycyjnych, kontrach i stałych fragmentach gry. U Franciszka Smudy działały tylko kontry, u Waldemara Fornalika nie działało nic. Drużyna Nawałki wygrywała już dzięki szybkim atakom (z Niemcami) oraz rzutom rożnym i wolnym (z Gruzją). Zdolność do błyskawicznych natarć to podobno wrodzony atut Polaków, ale na reprezentację zagrażającą rywalom po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry czekaliśmy latami. Selekcjoner opowiadał w piątek, że piłkarze “długo je ćwiczyli” i rzut rożny, po którym gola strzelił Kamil Glik, faktycznie wyglądał na wypracowany na treningach. Choć w najlepszych ligach po rzutach rożnych i wolnych pada coraz mniej goli, wciąż są zespoły, dla których jest to najgroźniejsza broń. Od przyjścia Diego Simeone 42 proc. goli Atlético Madryt w lidze hiszpańskiej padło w ten sposób. Ataków pozycyjnych reprezentacja wciąż organizować nie potrafi, ale jesienią zapłaciła za to tylko remisem ze Szkocją.
Wilki, jak to wilki, wciąż nienasycone zwycięstwami…
Od feralnego meczu ze Słowacją biało-czerwoni rozegrali dziesięć spotkań. Przegrali tylko jedno – towarzyskie ze Szkocją w Warszawie 0:1. Trzy mecze zremisowali, sześć wygrali. Trzy z nich o punkty w eliminacjach Euro 2016. Tak dobrego startu drogi do wielkiego turnieju Polska nie miała od 12 lat, kiedy zespół Jerzego Engela, walcząc o mundial w Korei i Japonii, po czterech meczach też miał 10 punktów i był liderem. Rywalizował wtedy z Armenią, Białorusią, Norwegią, Ukrainą i Walią. – To fantastyczne uczucie móc spojrzeć na tabelę, w której Polska jest liderem. Będziemy delektować się tym widokiem przez całą zimę, bo to dawno nie przydarzyło się naszej drużynie. Mam nadzieję, że równie dobre nastroje będą po wiosennych meczach eliminacyjnych – podkreślał stoper reprezentacji Kamil Glik. Wyniki reprezentacji Nawałki doceniają już zagraniczni eksperci. 61-krotny reprezentant Niemiec bramkarz Jens Lehmann w studiu telewizji RTL powiedział: – Po czterech meczach eliminacyjnych to Polska stała się faworytem naszej grupy. Po triumfie w Gruzji ekipa przyleciała w sobotę do Wrocławia, gdzie na Stadionie Miejskim towarzysko zagra we wtorek ze Szwajcarami.
Rafał Stec z kolei zastanawia się czy reprezentacja tęskni za Błaszczykowskim? Przekonuje, że w sportach drużynowych dwa plus dwa nie zawsze daje cztery. Siatkarze zdobyli złoto np. bez Kurka.
Wyładowany sukcesami rok 2014 ma również walor edukacyjny, przypomina mianowicie nieśmiertelną prawdę, że w sportach drużynowych dwa plus dwa niekoniecznie daje cztery, o czym świadczą jesienne paradoksy – siatkarze zdobyli mistrzostwo świata bez najlepszego spośród nich w minionych latach Bartosza Kurka, a piłkarze pobili mistrzów świata (i nie tylko) bez najlepszego w minionych latach Jakuba Błaszczykowskiego. Naturalnie analogia jest niepełna, skrzydłowy z Maceraty należy do najwybitniejszych graczy na planecie i otacza go w reprezentacji Polski tłum innych graczy wybitnych, natomiast skrzydłowy z Dortmundu nie należy do najwybitniejszych na planecie i nie otacza go tłum innych wybitnych. Obaj zdawali się jednak absolutnie niezbędni, by myśleć o jakimkolwiek przyzwoitym wyniku. Kurek to bombardier masowego rażenia, który tłukł punkt za punktem zawsze, gdy Polacy wskakiwali na podium. Błaszczykowski był długo jedynym naszym reprezentantem zdolnym do przedryblowania przeciwnika, który uczestniczył niemal w każdej akcji zwieńczonej golami strzelanymi w ważnych meczach.
SPORT
Kadra XXL.
Na początek mamy tekst „Jesień prawie idealna” – mało interesujący i krótką rozmówkę z Kamilem Glikiem. Edward Lorens przekonuje, że u Nawałki drużyna zatrybiła, ale podwaliny położył Fornalik.
Przy imponującym 4:0 można się do czegoś przyczepić w naszej grze?
– Do gry w pierwszej połowie. Były wtedy dwie sytuacje, po których ścierpła mi skóra. Przy pierwszej jeden z naszych zawodników był przy Gruzinie, a dwóch kolegów go asekurowało, a mimo to doszedł on do znakomitej okazji strzeleckiej. Serca stanęło mi też, gdy po przebijance w naszym polu karnym i bierności naszych obrońców, któryś z Gruzinów z siedmiu metrów strzelił wysoko nad poprzeczką, mając przed sobą już tylko Wojtka Szczęsnego. Gdyby wtedy trafił, byłoby źle z nami. W tym momencie zabrakło mi wewnętrznej komunikacji, podpowiedzi, kto za kogo odpowiada i w jakiej strefie.
Jan Tomaszewski wyartykułował teorię, że w tych eliminacjach idzie nam tak dobrze, ponieważ w kadrze nie ma farbowanych lisów. To – pana zdaniem – słuszna teza?
– Nie do końca, poza tym nie ma sensu przypinać takich łatek piłkarzom na co dzień niezwiązanym z naszym krajem. Jeśli ktoś jest profesjonalistą w każdym calu, ma charakter, to nieważne, gdzie mieszka.
Czym zaskoczył pana Adam Nawałka? Odkryciem na nowo dla reprezentacji Sebastiana Mili?
– To wszystko zaczyna się fajnie układać, ale czy Adam mnie czymś zaskoczył? Na pewno trzeba podkreślić, że podwaliny pod tę reprezentację położył Waldemar Fornalik, który miał wizję zespołu, ułożył go. W poprzednich eliminacjach zabrakło nam jednak szczęścia do osiągnięcia dobrych wyników. U trenera Nawałki drużyna już zatrybiła, a nowemu selekcjonerowi oddajmy, że dobrze dobrał ludzi i ułożył ich taktycznie. A wspominając o Mili, to mam kamyczek do ogródka polskich dziennikarzy. To ja, wbrew ich opiniom, zawsze twierdziłem, że mamy w polskiej lidze piłkarzy zdolnych do gry w reprezentacji Polski. Trzeba jedynie odważnie na nich stawiać, dawać im szanse gry.
„Zabrakło nam szczęścia do osiągania dobrych wyników…”. Oj, panie Edwardzie.
W ramkach kolejni eksperci. Bogusław Kaczmarek przekonuje, że wystawienie od pierwszej minuty Sebastiana Mili było bardzo dobrą decyzją Nawałki. Mirosław Bulzacki niestety nie mówi niczego ciekawego, Radosław Gilewicz w zasadzie podobnie – mecz z Niemcami dał nam kopa itp. itd.
Sport przypomina dziś również, że prawdziwych mężczyzn poznaje się po finiszu. Adam Nawałka zaczął eliminacje niczym Kazimierz Górski, ale ten w 1975 roku nie postawił kropki nad „i”. Po trzech zwycięstwach i remisie w drodze do finałów w Jugosławii, biało-czerwoni przegrali z Holandią i z Włochami. Na turniej zaś się nie zakwalifikowali, chociaż przed porażką w Amsterdamie, w epickim meczu na Stadionie Śląskim roznieśli tych samych Holendrów (wówczas wicemistrzów świata) 4:1.
Na Helwetów bez Piszczka. To już wiemy.
Pojawił się przeciążeniowy ból kręgosłupa. W klubie będzie mógł skorzystać z szerszego wachlarza działań mających na celu szybki powrót do treningu – poinformował Jakub Kwiatkowski, rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Nożnej. Piszczek nie zagra zatem we wtorkowym spotkaniu reprezentacji Polski ze Szwajcarią. Mecz odbędzie się we Wrocławiu o godz. 20.45. To ostatnie spotkanie biało-czerwonych w tym roku. Przypomnijmy, że wcześniej ze składu wypadł Kamil Grosicki, który w piątkowym starciu z Gruzją złamał rękę. Kontuzja okazała się bardzo groźna, bo doszło do przemieszczenia kości…
Zostawiamy kadrę, szukamy tematów ligowych. W Gliwicach spekuluje się, że Radosław Mroczkowski jest szykowany na następcę Angela Pereza Garcii. Wiele razy pojawiał się już na meczach Piasta.
Ostatnio niemal regularnie można zobaczyć byłego trenera Widzewa na stadionie przy ul. Okrzei. Niedawno Radosław Mroczkowski pojawił się nawet na meczu trzecioligowych rezerw Piasta, co jak można się domyślać wywołało szereg spekulacji na jego temat. W klubowych kuluarach można usłyszeć, że Mroczkowski jest przymierzany do pracy w Gliwicach. Mógłby on pełnić kilka funkcji związanych zarówno z pierwszą, jak i z drugą drużyną. Po pierwsze sztab szkoleniowy po odsunięciu od pracy Hiszpana Aloisio, czyli asystenta Angela Pereza Garcii, jest mniej liczny. Przypomnijmy, że zawieszenie Aloisio było spowodowane “brakiem porozumienia między trenerem a pozostałymi członkami sztabu szkoleniowego oraz zarządem klubu”, jak oficjalnie informował klub. Po drugie władze Piasta chcą coraz bardziej stawiać na młodych zawodników z Polski. W klubie przydałby się więc koordynator i “łowca” talentów, a za takiego przecież uchodzi Mroczkowski, który nie tylko trenował Widzew…
Sport to taka specyficzna gazeta, że możemy znaleźć w niej obszerne artykuły o sparingach zespołów ekstraklasy z czwartoligowcami – takie rzeczy, dziś np. o Górniku Zabrze, omijamy. Od biedy zacytujmy Roberta Warzychę, który w takim sparingu dokonywał przeglądu kadry.
– Chłopcy mieli okazję, by udowodnić swoje aspiracje i umiejętności, a przede wszystkim pokazać, że jesteśmy drużyną ekstraklasową. W takich meczach ważne jest nastawienie. Jak pomyślisz, że grasz z czwartą ligą i jakoś to będzie, to niewiele z tego wyniknie. Patrz na siebie, to ty masz pokazać jakość, niezależnie od tego, kto jest po drogiej stronie. Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo tym, którzy grają w lidze niewiele. Dziś kilku graczy po przerwie dało sygnał, że możemy na nich liczyć. To ważne. Może dziś nie ma dla nich miejsca w pierwszej jedenastce, ale już wiosną będą nam bardzo potrzebni. Byli też niestety tacy, którzy tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że słusznie w lidze nie grają… Plusik? Z zawodników, którzy walczą o grę w podstawowym składzie dobrze sobie radził w środku pola Rafał Kurzawa. Przed przerwą nasza jakość była oczywiście większa, ale musimy być skuteczniejsi pod bramką. Mówiłem chłopakom – żadnej litości dla bramkarza. Są sytuacje, muszą być gole.
Ruch Chorzów chce przedłużyć kontrakt z Danielem Dziwnielem. Ale może mieć konkurencję.
Nikt nie będzie zaskoczony, jeśli znów znajdzie się na liście zainteresowań klubu ze Szczecina. Jan Kocian, pracując na Górnym Śląsku, zawsze komplementował defensora. Wolał stawiać na niego niż na Sadloka. 22-letnim graczem interesuje się Legia. Mistrz Polski ma problem z obsadą lewej obrony. Tomasz Brzyski w poprzednim tygodniu przeszedł operację. Drugi z lewych defensorów – Ronan też jest kontuzjowany. Gdy we wrześniu reprezentacja młodzieżowa grała z Grecją, w tamtejszej prasie ukazały się informacje, że nazwisko Polaka znalazło się w notesach skautów Panathinaikosu Ateny.
SUPER EXPRESS
Mamy kilka ciekawostek w dzisiejszym Superaku. O reprezentacji wypowiada się Zbigniew Boniek. Mówi na przykład o Grzegorzu Krychowiaku, który jest dla niego niczym lodołamacz.
Po czterech meczach mamy dziesięć punktów. Jak pan ocenia taki dorobek?
– Jestem zadowolony z postawy reprezentacji. Te punkty należały nam się jak psu miska, drużyna uczciwie na nie zapracowała. Zima będzie spokojna, ale tylko w tym sensie, że następny mecz gramy dopiero 29 marca w Dublinie z Irlandią. Trener ma czas pomyśleć, jak dalej to wszystko prowadzić. Sukces, który już osiągnął, nie jest przypadkowy. Zespół zrobił postęp pod względem organizacji gry…
Mecz z Gruzją skończył się najwyższą porażką rywali u siebie w historii gier o punkty. Pierwsza połowa tego jednak nie zapowiadała.
– Ja byłem przekonany, że wygramy, bo byliśmy lepsi pod każdym względem. Gdybyśmy strzelili gola w pierwszej połowie, byłoby łatwiej. Ale jak Kliczko walczy z Adamkiem, to niekoniecznie musi go znokautować od razu w pierwszej rundzie, tylko na przykład w piątej czy szóstej. My też przygotowaliśmy sobie rywala. Cieszyło mnie, że po meczu nasi wyglądali jakby zaraz mogli grać następne spotkanie, a Gruzini byli wykończeni. Podobała mi się pewność naszych piłkarzy i chęć strzelenia kolejnych goli. Widok Roberta Lewandowskiego, który w 90. minucie przeprowadził efektowny rajd, mijał rywali…
W ramkach:
– W Kolonii karnawał, więc Peszko przebrał się za klauna
– Grosicki już po operacji złamanej ręki
– Kopciuszek wykopał z pracy Ranieriego.
Sebastian Mila zapewnia, a raczej ma nadzieję, że pokaże jeszcze kilka serduszek po golach.
Niespodziewanie stałeś się jednym z liderów tej kadry.
Ale przecież ja w ogóle nie przypuszczałem. Kto by w ogóle pomyślał, że mogę wrócić do tej reprezentacji? Kiedy trener Nawałka zadzwonił do mnie i zapytał, jak się czuję, to zaświeciło się małe światełko, ale żebym z tego wywnioskował, że zacznie mnie powoływać, że strzelę gola z Niemcami, że wyjdę w pierwszym składzie na Gruzję? Nie, to przecież jakaś abstrakcja. Ja nic mądrego o tym nie powiem, bo wciąż jestem w szoku, że to się dzieje naprawdę.
Po bramce z Gruzją pokazałeś palcami serduszko. Dla kogo?
– Tu nic się nie zmienia – dla córeczki Michaliny i dla mojej ukochanej Uli. Piękny moment, kiedy możesz zrobić coś takiego. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze kilka okazji, żeby takie serduszka pokazać, choć nie chcę być zachłanny.
W kolejnym wydaniu mamy też fragmenty książki Janusza Wójcika. Tym razem o tym jak dostawał panienki za gole. Szybko złapał kontakt z opiekunami stołecznego klubu ze striptizem.
Jeden z kolegów, z którym się wychowałem na podwórku, a który był właścicielem jednego z takich przybytków, wziął mnie pewnego razu na bok: Janusz, po każdym twoim wygranym meczu w hotelu będzie czekało na ciebie tyle pań, ile twoi chłopcy strzelą bramek. Spojrzałem na niego z powątpiewaniem, ale ciekaw byłem czy tak rzeczywiście będzie. Tym bardziej, że mecze towarzyskie to my raczej wygrywaliśmy (…) Wchodzę do lobby, a moi przyjaciele już na mnie czekają. Walnęliśmy symboliczną bombę, ja jednak już myślałem o tym czy w pokoju będę miał towarzyszki. Docieram na miejsce, po cichu otwieram drzwi. I faktycznie! Spod kołdry wychylają się dwie niunie…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka PS prezentuje się następująco.
O burzliwym roku selekcjonera pisze Antoni Bugajski.
5 listopada 2013 roku Nawałka jeszcze wierzył, że kadra może sobie poradzić bez Kamila Glika, a podstawowym stoperem zostanie Marcin Kamiński. Zakładał, że lekarstwem na od dawna kulejącą lewą obronę może być ktoś z dwójki Rafał Kosznik – Adam Marciniak i że rolę dyspozytora gry w ofensywnie udźwignie Adrian Mierzejewski. Dostrzegał reprezentacyjny potencjał – bo eksperymenty było kontynuowane także cztery dni później w bezbramkowo zremisowanym meczu z Irlandią – Marcina Kowalczyka, Piotra Ćwielonga i Marcina Robaka. To wszystko działo się ledwie rok temu. Jutro żaden z wymienionych piłkarzy nie ma szans na występ w towarzyskim meczu ze Szwajcarią. Nawałka zapowiadał, że pierwsze spotkania chce poświęcić na wielkie testowanie, lecz oponenci zarzucali mu, że w eksperymentach przesadzał i nie umiał z nimi skończyć. Źle to wyglądało, bo drużyna grała bez ładu i składu, a wyniki były kiepskie. Pomijając śmieciowe mecze kadry nad Zatoką Perską, pierwszego gola nowa drużyna strzeliła dopiero w czerwcu, w wymęczonym zwycięstwie nad Litwą (2:1). – Dobry trener, tylko bez wyników – szydzili niektórzy eksperci. Największym atutem selekcjonera było jednak to, że miał poparcie szefa PZPN. Waldemar Fornalik mógł mu tego zazdrościć – owszem, oficjalnie Zbigniew Boniek go wspierał, ale też trudno było nie zauważyć, że nie jest trenerem z jego bajki, że on by na niego nie postawił i że siłą rzeczy traktuje go jak kukułcze jajo podrzucone przez ekipę Grzegorza Laty. Waldek fajny chłop, ale na funkcję selekcjonera się nie nadaje – taką opinię można było usłyszeć na związkowych korytarzach. Nawałka na tle Fornalika jawił się jako światowiec, który liznął trochę wielkiej piłki.
Opowieści Sebastiana Mili o jego ciężkich zmaganiach mających na celu powrót do reprezentacyjnej dyspozycji już cytowaliśmy przeglądając Fakt, dlatego teraz tylko krótki fragmencik.
Jak się zostaje kluczowym piłkarzem reprezentacji?
– W ogóle bardzo trudno w tej kadrze się znaleźć. Ponowne wdrapanie się do reprezentacji to była dla mnie istna mordęga i praca nad rzeczami, do których myślałem, że już nigdy nie będę wracać. Tylko ja wiem, ile wysiłku mnie to kosztowało i wciąż kosztuje. Jeżeli chodzi o utrzymanie tak wysokiej formy sportowej, to każdy następny dzień jest dla mnie trudny i ciężki.
Myślał pan, że jako reprezentant kraju jest już po drugiej stronie rzeki?
– Miałem podstawy, żeby tak sądzić. Myślę sobie, pogram jeszcze kilka lat na przyzwoitym poziomie, ale to, co najlepsze, jest już za mną. A tu taka niespodzianka. To tak, jakbym kilka miesięcy temu zaczął śnić niezwykły sen. Jakaś alternatywna kariera Sebastiana Mili dzieje się na moich oczach. Nie muszę się jednak szczypać, by stwierdzić, że to się dzieje naprawdę. Zbyt ciężko pracuję, aby wiedzieć, że nie śnię.
Gwiazdy i tak zagrają – przekonuje PS wszystkich, którzy obawiają się w jakim składzie zobaczą jutro kadrę we Wrocławiu. Dziennikarze też jednak pewni nie są, wyszczególniają tylko warianty:
Decyzje selekcjonera są podyktowane nie tylko liczną publiką, która zobaczy mecz, ale też świadomością klasy rywala. Szwajcarzy przegrali dwa kluczowe boje w eliminacjach do Euro (z Anglią i Słowenią), ale to wciąż zespół, który dotarł do 1/8 finału mundialu, gdzie potężnie nastraszył Argentynę. Obok rewelacyjnej w ostatnich miesiącach Słowacji to najmocniejszy – oczywiście po Niemcach – rywal z którym do tej pory mierzyła się kadra Nawałki. Według nieoficjalnych informacji, trener chce sprawdzić nawet przez 90 minut Thiago Cionka. Ma wykrystalizowaną podstawową parę stoperów Szukała – Glik, ale musi mieć dla nich alternatywę. Obrońca Torino dostał w Tbilisi drugą żółtą kartkę w eliminacjach. Po trzeciej będzie już pauzował (Szukała ma jedno upomnienie). Do tej pory naturalizowany Brazylijczyk zagrał u obecnego selekcjonera tylko raz – w zremisowanym 0:0 towarzyskim spotkaniu z Niemcami w Hamburgu, a w tej formacji zrozumienie z partnerami jest kluczowe. W porównaniu z meczem z Gruzją miałoby dojść do jeszcze jednej zmiany w defensywie. Na prawej stronie pojawi się Paweł Olkowski. Adam Nawałka ceni jego umiejętności ofensywne, zresztą piłkarz ostatnio błysnął w FC Köln jako zawodnik drugiej linii, ale w obronie zagra bo musi. Wszak ze zgrupowania wyjechał Łukasz Piszczek.
Kamil Grosicki jest już po operacji – czeka go trzymiesięczna pauza. Ryszard Komornicki tymczasem, choć o nim już też wspominaliśmy, podkreśla, że Szwajcarom zaszkodził mundial.
Zastąpić Ottmara Hitzfelda trudno byłoby każdemu szkoleniowcowi. Nie inaczej jest z Petkoviciem. Zresztą, wydaje mi się, że mundial zaszkodził nie tylko Niemcom i Holendrom, ale także Szwajcarom. Po turnieju w Brazylii, którego wynik odebrano tutaj jako sukces, wielu zawodników straciło formę. Dodatkowo Petković chce, aby reprezentacja grała inaczej niż za Hitzfelda. Kładzie większy nacisk na utrzymanie się przy piłce, co na razie nie zdaje egzaminu. Kilku zawodników jest kontuzjowanych.
Pora przejść do tematów ligowych, bo jest ich dzisiaj kilka. W ramkach:
– Ruch chce przedłużyć umowy z Dziwnielem i Kuświkiem
– Wyrok CAS w sprawie Legii dopiero zimą
– Mroczkowski szuka pracy. Może w Piaście?
– Stjepanović powoli wraca do zdrowia.
Adam Danch zdradza nieco jak to jest z wypłatami w Zabrzu.
Krążyła informacja, że klub ogłosi upadłość.
– Bardzo nas to martwiło, ale miasto obiecało pomoc. Mam nadzieję, że będzie się z tej obietnicy wywiązywać. W końcu buduje stadion, więc ktoś na nim musi grać. Półtora miesiąca temu spotkaliśmy się z prezydent Małgorzatą Mańką-Szulik. Dostaliśmy zapewnienie, że władze Zabrza nie zostawią Górnika, a bieżące wynagrodzenia będą wysyłane bez opóźnień. Na razie miasto raczej się z tego wywiązuje.
Co oznacza raczej?
– Pieniądze za październik mamy dostać do końca listopada. Od stycznia do czerwca nie otrzymywaliśmy ani złotówki. Może grudzień będzie pod względem finansów lepszy? Słyszeliśmy, że przyjdzie jakaś transza z telewizji. Władzom miasta też zależy, by nie zwiększać zadłużenia, a przy każdej możliwej okazji nawet je redukować (Górnik ma ok. 40 mln długu – przyp. red.).
Pieniądze to główny temat w waszej szatni?
– Nie da się zaprzeczyć, że dość często o nich rozmawiamy. Choć kiedy jest mecz, odcinamy się całkowicie od problemów. Prasa nam nie pomaga. Ktoś napisał, że Górnik wreszcie płaci piłkarzom i uregulował zobowiązania. Przegraliśmy mecz, a ludzie na ulicy nas obrażali: Dostali kasę, to już nie musi im się chcieć. Szkoda, że nie znali prawdy. W tym roku mieliśmy pięć wypłat.
Cracovia szuka napastnika.
W minionym tygodniu na testy do Krakowa przyjechało czterech piłkarzy: bułgarski bramkarz Mario Kirew, skrzydłowy Stefan Cebara, który reprezentuje Kanadę, oraz dwóch napastników – Łotysz Vladimirs Kamess i Serb Nikola Djordjević. Ten ostatni nie mógł zagrać w piątkowym sparingu z drużyną rezerwową, gdy już w czwartek musiał wrócić do domu, ale to właśnie on ma największe szanse na podpisanie kontraktu. – To typowa dziewiątka, a dobrego piłkarza na tę pozycję nie jest łatwo znaleźć. Rozmawiałem o nim z naszymi obrońcami i bardzo go chwalili. Pokazałby jeszcze więcej, ale podczas pobytu w Krakowie miał problemy żołądkowe – powiedział Podoliński i dodał, że nie ma dla niego znaczenia, że zawodnik ten gra w zaledwie III-ligowym BASK Belgrad. – Jest tam wypożyczony, a na co dzień trenuje z Crveną Zvezdą – dodał. Trenerowi Pasów spodobał się także Kamess. Ten 26-letni napastnik jest zawodnikiem Amkaru Perm, ale nie mieści się tam w składzie. Za to w swoim CV występy reprezentacji Łotwy, gdzie gra także napastnik Cracovii Deniss Rakels. – Chcemy, aby Djordjević i Kaness pojechali z nami na obóz zimowy i tam będzie okazja dokładniej im się przyjrzeć.
Legia natomiast oferuje Michała Żyrę. Mistrzowie Polski wysłali jego dossier do kilkunastu klubów z czołowych lig. Stołeczny klub chciałby za niego dostać około pięć milionów euro.
Na skrzynki mailowe kilkunastu dyrektorów sportowych klubów z Anglii, Niemiec, Francji i Hiszpanii wpłynęły pisma z Legii przedstawiające Michała Żyrę. Mistrzowie Polski postanowili zainteresować swoim zawodnikiem czołowe drużyny z najsilniejszych europejskich lig. Dossier 22-letniego skrzydłowego wysłano m.in. do Borussii Dortmund i Arsenalu Londyn. Pieniądze, jakie chcieliby za niego dostać, to 5 mln euro. Na każde spotkanie rozgrywane przy Łazienkowskiej przyjeżdżają skauci, którzy obserwują Żyrę. Efektów i potencjalnych ofert należy spodziewać się w styczniu. Cel, jaki przyświecał takiej formie promocji piłkarza, został osiągnięty. Na razie piłkarzem interesują się raczej średnie kluby ze wspomnianych lig. Z Anglii dochodzą sygnały o pozytywnych opiniach ze strony Hull City, West Bromwich Albion, Wolverhampton czy Evertonu, Żyrę oglądali także skauci HSV i Bordeaux. Pod względem wysokości ewentualnego odstępnego Żyro jest obecnie drugim zawodnikiem Legii po Ondreju Dudzie. Wspomniane 5 mln euro osiągnąć będzie jednak trudno – musiałby się trafić naprawdę zdecydowany klient albo taki występ legionisty, który oczarowałby potencjalnych kupców.