Reklama

Graficzny Everest, wyżyny kreatywności. W skrócie: okładki Sportu

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 listopada 2014, 18:07 • 2 min czytania 0 komentarzy

Podobno książek nie należy oceniać po okładce, ale zasada ta nie odnosi się do gazet sportowych. Niestety dla ludzi projektujących pierwszą stronę katowickiego Sportu. Codziennie rano serwujemy wam przegląd prasy i gdy dojeżdżamy do tego dziennika, po prostu – tak po ludzku – nie możemy się nadziwić. Co to do cholery jest? Jeśli okładka ma przede wszystkim zachęcić do kupna gazety, to – delikatnie rzecz ujmując – te Sportu raczej swojej podstawowej funkcji nie spełniają.

Graficzny Everest, wyżyny kreatywności. W skrócie: okładki Sportu

Pierwsze skojarzenie? Lata 90., czas zatrzymał się w tej redakcji w miejscu. Wiemy, że wtedy gazety sprzedawały się o niebo lepiej, ale bynajmniej nie dlatego, że tworzono lepsze okładki. Czasami mamy nawet nieodparte wrażenie, że za tytuł odpowiada redaktor gazetki szkolnej z Bytomia, a za stronę graficzną odpowiedzialny jest sam „mistrz painta” Angel Perez Garcia.

Przykłady? „Pocieszcie” oko. Dzisiaj nie było jeszcze najgorzej (choć ze zdjęciem mógłby korespondować tytuł, a nie ledwo widoczny nadtytuł), ale obok macie okładkę z piątku. Zwróćcie uwagę chociażby na kolorowe zajawki na zdjęciu. Dobrze, że nie zasłonili nimi oczu Lewego i Milika.

Jedziemy dalej z naszymi “zarzutami”. Zawsze zastanawia nas brak jednoznacznej decyzji co do tego, co powinno być czołówką danego dnia. Następuje wtedy próba chwycenia przysłowiowych dwóch srok za ogon, a w efekcie powstaje na okładce niezły pierdolnik. Dodatkowo pojawiają się zajawki, które są tak długie, że w zasadzie nie musimy już otwierać gazety, bo wszystkiego dowiadujemy się jeszcze przed zasadniczą częścią lektury. Całość zwieńcza najbardziej sztampowy tytuł na świecie („Awans Legii”, graty za kreatywność) i (lub) zdjęcie, którego rozmiar wyłoniła chyba maszyna losująca – jebitne białe luki raczej nie poprawiają odbioru okładki.

Reklama

Ta sama para kaloszy. Żeby pokazać, że w Sporcie czas stoi w miejscu wkleiliśmy wam jedną okładkę sprzed kilku lat.

To teraz jeszcze kilka przykładów, że wystarczy trochę pomysłu i można stworzyć coś ciekawego. Pierwsze strony pochodzą z tym samych dni.

Reklama

Żeby nie było – nie wymagamy cudów. Na początku lektury Sportu nie musi nam się wyrywać wielkie: WOW!, jak zdarza się to czasami w przypadku gazet zagranicznych. Dlatego wkleiliśmy wam dla porównania okładki Przeglądu Sportowego, a nie Marki, katalońskiego Sportu, La Gazzetta dello Sport itd. Chodzi nam o tzw. minimum przyzwoitości – dobrze dobrane zdjęcie, niesztampowy tytuł, krótkie zajawki, które zachęcą do otworzenia gazety i porządny projekt.

Nie jest to wielka filozofia. Tu nawet nie chodzi o to, żeby szydzić z tego, że komuś brakuje wyczucia (umiejętności?). Po prostu tak okładka to marnowanie wysiłku ludzi, którzy pracują nad „wnętrzem” gazety.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...