Podobno książek nie należy oceniać po okładce, ale zasada ta nie odnosi się do gazet sportowych. Niestety dla ludzi projektujących pierwszą stronę katowickiego Sportu. Codziennie rano serwujemy wam przegląd prasy i gdy dojeżdżamy do tego dziennika, po prostu – tak po ludzku – nie możemy się nadziwić. Co to do cholery jest? Jeśli okładka ma przede wszystkim zachęcić do kupna gazety, to – delikatnie rzecz ujmując – te Sportu raczej swojej podstawowej funkcji nie spełniają.
Pierwsze skojarzenie? Lata 90., czas zatrzymał się w tej redakcji w miejscu. Wiemy, że wtedy gazety sprzedawały się o niebo lepiej, ale bynajmniej nie dlatego, że tworzono lepsze okładki. Czasami mamy nawet nieodparte wrażenie, że za tytuł odpowiada redaktor gazetki szkolnej z Bytomia, a za stronę graficzną odpowiedzialny jest sam „mistrz painta” Angel Perez Garcia.
Przykłady? „Pocieszcie” oko. Dzisiaj nie było jeszcze najgorzej (choć ze zdjęciem mógłby korespondować tytuł, a nie ledwo widoczny nadtytuł), ale obok macie okładkę z piątku. Zwróćcie uwagę chociażby na kolorowe zajawki na zdjęciu. Dobrze, że nie zasłonili nimi oczu Lewego i Milika.
Jedziemy dalej z naszymi “zarzutami”. Zawsze zastanawia nas brak jednoznacznej decyzji co do tego, co powinno być czołówką danego dnia. Następuje wtedy próba chwycenia przysłowiowych dwóch srok za ogon, a w efekcie powstaje na okładce niezły pierdolnik. Dodatkowo pojawiają się zajawki, które są tak długie, że w zasadzie nie musimy już otwierać gazety, bo wszystkiego dowiadujemy się jeszcze przed zasadniczą częścią lektury. Całość zwieńcza najbardziej sztampowy tytuł na świecie („Awans Legii”, graty za kreatywność) i (lub) zdjęcie, którego rozmiar wyłoniła chyba maszyna losująca – jebitne białe luki raczej nie poprawiają odbioru okładki.
Ta sama para kaloszy. Żeby pokazać, że w Sporcie czas stoi w miejscu wkleiliśmy wam jedną okładkę sprzed kilku lat.
To teraz jeszcze kilka przykładów, że wystarczy trochę pomysłu i można stworzyć coś ciekawego. Pierwsze strony pochodzą z tym samych dni.
Żeby nie było – nie wymagamy cudów. Na początku lektury Sportu nie musi nam się wyrywać wielkie: WOW!, jak zdarza się to czasami w przypadku gazet zagranicznych. Dlatego wkleiliśmy wam dla porównania okładki Przeglądu Sportowego, a nie Marki, katalońskiego Sportu, La Gazzetta dello Sport itd. Chodzi nam o tzw. minimum przyzwoitości – dobrze dobrane zdjęcie, niesztampowy tytuł, krótkie zajawki, które zachęcą do otworzenia gazety i porządny projekt.
Nie jest to wielka filozofia. Tu nawet nie chodzi o to, żeby szydzić z tego, że komuś brakuje wyczucia (umiejętności?). Po prostu tak okładka to marnowanie wysiłku ludzi, którzy pracują nad „wnętrzem” gazety.