Reklama

Piłka to potężny biznes, bez sentymentów. Jestem tego przykładem

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 listopada 2014, 10:17 • 20 min czytania 0 komentarzy

– Piłka to nie tylko sport, ale również potężny biznes. Sentymentów nie ma żadnych i jestem tego przykładem. Czasem… Dobra, zostawmy to, bo jeszcze znowu pier….nę coś głupiego – gryzie się w język Artur Boruc, pytany przez dziennikarza Przeglądu Sportowego o kulisy jego odejścia z Southampton. – Na razie gram w Bournemouth, klubie z ambicjami i celami, ale to nie jest mój szczyt marzeń. Zawsze trenuję i gram na maksa, nie kalkuluję. Chcę wyglądać jak najlepiej i robię wszystko, by o mnie nie zapomnieli. Myślę o powrocie do wielkiego grania. Liczę, że Bournemouth będzie odskocznią. Do przodu pcha mnie również to, że jestem poza pierwszym składem reprezentacji – dodaje. Zapraszamy na piątkowy, reprezentacyjny przegląd najciekawszych artykułów w prasie codziennej.

Piłka to potężny biznes, bez sentymentów. Jestem tego przykładem

FAKT

Polsko, tylko zwycięstwo! – takie zawołanie dostajemy na początek w Fakcie.

Tbilisi wita lekkim chłodem, bezchmurnym niebem i nadzieją. Dla trenera Temura Kecbai mecz z Polską to ostania deska ratunku. Aby utrzymać się na szalupie płynącej w kierunku francuskich mistrzostw Europy, gospodarze nie mogą przegrać. Porażka oznacza, że wypadną za burtę i na pokładzie zostaną Niemcy, Szkocja, Irlandia oraz biało – czerwone zuchy Adama Nawałki (…) Niedawno reprezentacja była jedynie synonimem porażki i rozczarowania, niespełnionych obietnic poprawy czy po prostu klęski. A przecież z orzełkiem na piersi biegają za piłką idole rozpoznawalni na świecie, których co tydzień można podziwiać w najlepszych ligach i kibic wreszcie ma z kim się identyfikować. Na szczęście jesienne mecze wlały nadzieję, że to się zmieni u trenera Nawałki. Wygrana z Niemcami może być inspiracją… 

Chwilami naprawdę jest słodko. Sielanka. W ramkach:

Reklama

– Kamil Grosicki korzysta z usług trenera mentalnego
– Kadra przed wylotem do Gruzji wrzuciła na luz, mając kilka godzin wolnego.

Na kolejnej stronie o Krychowiaku: Tytan pracy, król mody. Laurka.

– W Sevilli niemal tylko trenuję, jem i śpię – przyznaje tytan pracy Grzegorz Krychowiak (24 l.). Defensywny pomocnik reprezentacji Polski w pełni poświęcił się pracy, aby odnieść sukces w jednej z najlepszych lig świata. Nie ma zamiaru przenosić się w najbliższym czasie do Arsenalu Londyn. Krychowiak od początku gry w Primera Division zbiera pochlebne recenzje. Szybko przekonał do siebie trenera, kibiców i dziennikarzy. W Hiszpanii doceniając jego waleczność i zaangażowanie na boisku nazywali go już „polskim wojownikiem” czy „płucami Sevilli”. – Zawsze byłem bardzo pracowity, ale teraz daję z siebie maksimum. Nawet moja dziewczyna Celia jest lekko zawiedziona, bo poświęcam jej mało czasu. Zwłaszcza na początku pobytu było ciężko, bo tylko trenowałem, grałem mecze, jadłem i spałem, żeby się zregenerować. W centrum byłem może z pięć razy – tłumaczy swój pracoholizm Krycha. Defensywny pomocnik jest przykładem jak regularną pracą można sięgnąć bardzo wysoko. W Bordeaux nie dano mu prawdziwej szansy. Rzucano po kilku pozycjach. Grał nawet na prawej obronie. Potem był wypożyczany do klubów z niższych lig – Reims i Nantes. Hubert Fournier zaprosił go do stolicy Szampanii ponownie, kiedy klub był już w Ligue 1, W karierze Krychowiaka nastąpił przełom. Był jednym z liderów Reims, które spisywało się ponad stan. W końcu za 6 milionów euro odszedł na południe Hiszpanii.

Dalej mamy krótką rozmówkę z legendą gruzińskiej piłki Szotą Arweładze. Wymowny tytuł: Jeśli dziś nie wygramy, to koniec. Gruzińska kadra jest dużo słabsza niż ta, w której niegdyś występował.

– Teraz nie mamy wielu chłopaków na tym poziomie, co kiedyś. Nie możemy równać się z krajami, gdzie mieszka po 50 – 60 milionów ludzi. Ale nasze drużyny juniorskie są niezłe. Mamy przyszłość przed sobą. 

Reklama

Trener Temur Kecbaja jest krytykowany za defensywny styl.
– Nie chcę krytykować Kecbai, to mój przyjaciel, ale uważam, że możemy grać bardziej ofensywnie, tak jak graliśmy w przeszłości. 

Grał pan z trenerem Legii Henningiem Bergiem. Dalej utrzymujecie kontakt?
Tak. Dzwonił do mnie przed meczem z Trabzonsporem (Arweładze pracuje jako trener tureckiej Kasimpasy – od red.). Przekazałem mu informacje o tym zespole.

Potem znów ramki:

– Legia nie spieszy się z powrotem Radovicia
– Kędziora podpisał nowy kontrakt z Lechem
– Komisja Ligi ukaże Roberta Podolińskiego.

A tymczasem Lechowi… nie rośnie trawa.

Ten temat wraca regularnie co kilka miesięcy. W środę rozpoczęła się kolejna wymianę murawy na stadionie przy Bułgarskiej. Dwunasta od 2010 roku! – Specyfika obiektu sprawia, że musimy być gotowi na taką zmianę dwa razy w roku – mówi greenkeeper poznańskiego klubu, Grzegorz Szulczyński. Kolejorz w piątek zremisował z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:1. Gola stracił po fatalnym błędzie Huberta Wołąkiewicza, któremu jednak nie pomogła trawa, na której piłka podskoczyła. – Nie ma co się tłumaczyć boiskiem, ale wystarczy wyjść i zobaczyć, jak to wygląda – narzekał obrońca Tomasz Kędziora. Jeszcze tego samego dnia zapadła w klubie decyzja o kolejnej zmianie nawierzchni. Nie było innej opcji, bo już w ubiegłym roku pojawiały się opinie, że stan boisko sprawia, iż poznaniacy gubią w ekstraklasie punkty. W środę operacja rozpoczęła się. Koszt? 300 tysięcy złotych. Licząc taką średnią, wydano już zatem 3,6 mln zł od 2010 roku, czyli oddania obiektu do użytku po przebudowie. Wcześniej pieniądze wykładał POSiR, teraz operator Inea Stadionu, czyli Lech. Klub za takie pieniądze mógłby zrobić wzmocnienia…

GAZETA WYBORCZA

Sforsować gruziński mur – to pierwsze z zadań na dzisiaj.

Dla Polaków może być to trudniejsze spotkanie niż ze Szkocją, bo piłkarze Kecbai okopują się pod własną bramką, nie próbują nawet najeżdżać wrogiego pola karnego. W eliminacjach ostatnich MŚ oddawali średnio 3,12 celnego strzału na mecz. Był to 45. wynik w Europie (na 53 reprezentacje). W bramkę Szkotów nie trafili ani razu, irlandzki bramkarz musiał obronić tylko trzy strzały. – Wszyscy chcieliby, żeby kadra grała ofensywnie, jak za moich czasów. Ale to niemożliwe, nie mamy kreatywnych piłkarzy, musimy stawiać na defensywę – tłumaczy Szota Arweładze. Wszystko wskazuje, że Wojciech Szczęsny przeżyje spokojny wieczór, jego kolegów z ofensywy czeka natomiast harówa, by przecisnąć się przez obronę gospodarzy, zazwyczaj złożoną z sześciu piłkarzy. Celem Kecbai będzie nie zwycięstwo, ale uniknięcie porażki. To problem, bo najsilniejsza broń Polaków, czyli kontry, które dały sensacyjne zwycięstwo z Niemcami, może dziś być bezużyteczna. Atak pozycyjny – jak pokazało spotkanie ze Szkotami – wciąż jest największą wadą drużyny Nawałki. Z wyspiarzami Polacy grali najlepiej w końcówce, gdy na boisko wszedł Sebastian Mila. 32-letni rozgrywający Śląska, powszechnie kwestionowany jeszcze przy powołaniach, podbił serca fanów w czasie 40 minut, które w ostatnich dwóch meczach kadry spędził na boisku. Stał się dobrym duchem drużyny, a także symbolem gracza, któremu reprezentacja może ocalić karierę. Przez 15 lat uchodził za zmarnowany talent, dziś ma szansę się odegrać, niewykluczone, że Nawałkawystawi go nawet w pierwszej jedenastce. Albo wpuści na boisko, gdyby przebieg meczu wymusił udział pomocnika kreatywnego. Grzegorz Krychowiak z Sevilli i Tomasz Jodłowiec z Legii, którzy mają wygrać dla Polski bój o środek boiska, to jednak gracze defensywni.

Krychowiak wspomina z kolei o tworzeniu marki. – Razem musimy walczyć o stworzenie „marki polskiego piłkarza”, tak aby zachodnie kluby nie bały się inwestować w Polaków, tak jak nie boją się zatrudniać Czechów, Chorwatów czy Serbów – mówi, co akurat całkiem rozsądne.

Napastnicy reprezentacji – Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik – strzelają w swoich drużynach, ty zbierasz pochwały w Sevilli. Nawet rezerwowy kadry Paweł Olkowski z Köln wylądował w paru zagranicznych gazetach w jedenastkach weekendu całej Europy. Dobrze się dzieje?
– Coraz więcej polskich piłkarzy gra w dobrych klubach, to bardzo cieszy. Razem musimy walczyć o stworzenie „marki polskiego piłkarza”, tak aby zachodnie kluby nie bały się inwestować w Polaków, tak jak nie boją się zatrudniać Czechów, Chorwatów czy Serbów. Im lepiej grasz w klubie, tym większe masz szanse, aby błyszczeć w kadrze. Wiele było krytyki, że reprezentacja szwankuje, ale już pokazaliśmy, że potrafimy przełożyć formę na kadrę i że tworzy się zespół. W trakcie ostatniego zgrupowania zrobiliśmy duży krok w kierunku naszego celu, czyli awansu do Euro 2016. Głód sukcesu u piłkarzy jest wielki…

Szczególnie zadziwia twoja szybka adaptacja w Sevilli. To kwestia nie tylko umiejętności, lecz także osobowości, jak twierdzą hiszpańscy dziennikarze? A może jest coś w tym, że liga francuska zapewnia świetne przygotowanie do gry w Sevilli? Kilku środkowych pomocników Ligue 1 stawało się gwiazdami w Andaluzji.
– Na pewno liga francuska jest trochę niedoceniana w Europie. Wydaje mi się, że najważniejsza jest jednak wiara we własne umiejętności. Ja trafiłem do Sevilli z wielką wiarą w siebie. Ani przez moment nie zastanawiałem się, że coś może nie wyjść. Do nowego wyzwania podszedłem bardzo optymistycznie i bardzo poważnie, by nikt nie mógł mi nic zarzucić. Odkąd po rozmowie z trenerem Unaiem Emerym i dyrektorem Monchim stwierdziłem, że chcę tam trafić, byłem bardzo zdeterminowany, aby od początku pierwszego treningu i sparingu nie odpuścić, nie zawieść. A gdy już zaczęło się udawać, myślałem o tym, żeby nie popaść w samozachwyt. Tak mogę to wytłumaczyć. Dla mnie kariera piłkarska to piękny, 10-15-letni okres, który nie wszyscy mogą przeżyć. Dlatego podchodzę do wszystkiego profesjonalnie, aby ten czas przedłużyć. Dbam o odpowiednie sen i jedzenie. A gdy skończę karierę, będę wiedział, że wycisnąłem z niej tyle, ile mogłem.

SPORT

Kolejna okładka prosto z Painta.

Nie będziemy cytować samej zapowiedzi spotkania z Gruzją, skupimy się na detalach. Kamil Kosowski uważa, że Sebastiana Mili nie stać na 90 minut gry w podstawowym składzie. Widać to jego zdaniem po końcówkach spotkań, w których nie jest już tak aktywny jak wcześniej. „Kosa” nie widzi sensu, by selekcjoner cokolwiek zmieniał w jego roli w porównaniu z poprzednimi meczami. Sylwester Czereszewski jest przez Sport z kolei pytany o to, kto powinien wystąpić na skrzydłach.

W meczach z Niemcami i Szkocją najlepsze wrażenie zrobił Kamil Grosicki i jego bez zastanowienia zostawiłbym w wyjściowym składzie na Gruzję. Świetnie panuje nad piłką, potrafi zdobyć się na niekonwencjonalne zagranie i umie dojść do klarownej sytuacji strzeleckiej. Mój drugi wybór pada zdecydowanie na Michała Kucharczyka – głównie dlatego, że to napastnik przekwalifikowany do gry na skrzydle, a w Tbilisi będziemy potrzebowali przede wszystkim potencjału ofensywnego. 

Wojownik jest ranny. Kamil Glik poleciał do Gruzji z urazem.

Kamil Glik poleciał do Tbilisi z zerwanym więzadłem stawu skokowego. Zagra tylko dzięki silnej blokadzie. Początek nieszczęsnej historii sięga schyłku października. Kapitan włoskiego Torino skręcił wówczas kostkę w ligowym meczu z Parmą. Uraz nie wydawał się groźny. – To skręcenie pierwszego stopnia, dokuczliwe, ale nie jakieś bardzo poważne – mówił reprezentacyjny obrońca w wywiadzie dla Sportu. – W pierwszej chwili myślałem jednak, że zrobiłem sobie dużą krzywdę. Coś mocno trzasnęło w kostce i trochę się przestraszyłem. Mimo to dałem radę zostać na boisku i pograłem z tym ponad godzinę. Dopiero w końcówce spotkania, kiedy drugi raz krzywo stąpnąłem, musiałem zejść z boiska. Gdyby mógł wtedy liczyć przynajmniej na 10 dni odpoczynku, prawdopodobnie byłby dzisiaj w pełni sił. Do zajęć z zespołem musiał jednak wrócić po niespełna tygodniu. Ekipę Torino czekało starcie z HJK.

– Większość piłkarzy obecnej reprezentacji wybiera „bezpieczną grę”; podania raczej do tyłu, niż do przodu. A przecież jeśli chcesz wygrać, to musisz atakować! – mówi Gija Guruli, który grał w GKS-ie Katowice w latach 1991/1992. Rozmówka nijaka, za to przepytywany wybitnie egzotyczny.

W Gruzji dużo się mówiło w ostatnich dniach o meczu z Polską?
– Sporo. Kibice czekają na to spotkanie, bo ono będzie ważne dla selekcjonera – zresztą mojego przyjaciela. Temur Kecbaja zadeklarował, że w razie porażki zrezygnuje ze stanowiska!

Jakie były w Gruzji oczekiwanie przed startem eliminacji?
– Liczyliśmy na trzecie miejsce w grupie, choć z góry panowała opinia, że to będzie bardzo trudne zadanie. Mamy świadomość, że dziś nie mamy w naszym kraju zawodników grających w dobrych klubach silnych lig europejskich. Nie ma piłkarza na miarę Kaładze, który kiedyś grał w Milanie, nie ma następcy Arweładze z okresu gry w Ajaksie czy choćby Kecbai z czasów AEK Ateny albo klubów angielskich. Dzisiejszemu pokoleniu naszych graczy brak ich klasy.

Dlaczego?
– Mamy kryzys w naszej piłce. Kiedyś wyobraźnię młodych piłkarzy rozbudzało Dynamo Tbilisi, ale też parę innych klubów, którym udawało się zagrać niezłe mecze w europejskich pucharach. Zostaliśmy też daleko w tyle z infrastrukturą piłkarską.

Różni ludzie dzielą się dziś swoimi wspomnieniami z meczów przeciw Gruzji. Albo chociaż związanymi z ich reprezentacją. Edward Lorens na przykład pracował niegdyś z Temurem Kecbają.

Obaj panowie pracowali ze sobą razem w cypryjskim Anorthosis Famagusta w drugiej połowie 2002 roku. Lorens został tam szkoleniowcem, a Kecbaja wrócił do klubu po okresie gry na Wyspach Brytyjskich w Newcastle United, Wolverhampton i Dundee FC. – To full profesjonalista. Facet, który świetnie zna się na piłce, a przy tym jest wielką osobowością. Pracowało mi się z nim świetnie. Wspomagał mnie, szczególnie jeśli chodzi o taktyczne sprawy, bo wszystko tłumaczył na grecki. Już wtedy widać było, że ma predyspozycje do tego, żeby być szkoleniowcem dobrego formatu – opowiada Lorens. Po kilku miesiącach pracy na Wyspie Afrodyty polski szkoleniowiec wrócił do domu, żeby objąć potem GKS Katowice. Z kolei Kecbaja grę w Anorthosis zaczął łączyć z pracą trenera. – To był trudny moment dla klubu, który miał problemy finansowe. Prezesi i właściciele rezygnowali z pracy, a przychodzili tam inni ludzie. Ja też postanowiłem wtedy odejść. W końcu klub wyszedł jednak na prostą…

Z tematów ligowych musimy zacytować dwie rzeczy. Najpierw analizę, jak wygląda dorobek Górnika Zabrze na tle tego, co rok temu grała drużyna prowadzona przez Adama Nawałkę.

1. Nawałka na pewno miał większą jakość pierwszej jedenastki. Pamiętajmy, że jesienią 2012 roku w jego drużynie grali: Łukasz Skorupski, który dziś ma za sobą grę w Lidze Mistrzów, Krzysztof Mączyński – reprezentant Polski, Paweł Olkowski – piłkarz ostatniej kolejki Bundesligi i kadrowicz, a także Arkadiusz Milik – strzelec bramek w meczach z Niemcami i Szkocją w el. ME. Oczywiście wtedy byli na innym etapie rozwoju, ale poza Milikiem i Skorupskim grali też w Górniku jesienią ubiegłego roku, kiedy drużyna jesień zakończyła drugi raz z rzędu na trzecim miejscu. Na tym nie koniec, bo Nawałka miał też w kadrze Prejuce’a Nakoulmę, piłkarza na polskie standardy nietuzinkowego. Wszyscy grali w Zabrzu od dwóch do trzech lat, w dodatku byli prowadzeni przez tego samego trenera, więc w poprzednim sezonie zgranie i doświadczenie było ich ogromnym atutem.

2. Jesienią ubiegłego roku fantastycznie grał Radosław Sobolewski, w tym czasie być może najbardziej wartościowy piłkarz całej ligi. To przy nim rundę życia zagrał Mączyński. Dziś? Sobolewski zakończył rundę więcej niż przeciętną, a Mączyńskiego nie ma. A wymieniając piłkarzy, których miał Nawałka, a z których nie mógł korzystać Warzycha, trzeba wymienić Mariusza Przybylskiego, od roku leczącego kontuzję. Spadła więc znacząco jakość serca drużyny, czyli środka drugiej linii, a wymieniona grupa to już sześciu graczy, na których opierała się jedenastka Nawałki, a których nie ma obecny trener. Jeżeli ktoś chce, może do tego dołożyć Aleksandra Kwieka.

O Podbeskidziu z kolei wypowiada się Robert Kasperczyk. Jego zdaniem Robert Demjan może być wiosną objawieniem ekstraklasy, a Maciej Korzym dał na razie 30 procent swojego potencjału. Jest przekonany, że kiedyś w reprezentacji Polski zadebiutuje Damian Chmiel.

Był największym zwycięzcą mojej ostatniej, w sumie nieudanej rundy w Podbeskidziu. Wywalczył wtedy miejsce w podstawowym składzie i był w niesamowitym gazie. Przyhamowała go kontuzja i nadal nie gra na 100 procent możliwości, ale jest naprawdę dobry. Jestem przekonany, że ten chłopak kiedyś zagra z orzełkiem na koszulce. Obserwując jacy zawodnicy dostawali powołania, Damian zasługuje…

SUPER EXPRESS

Superak ma dziś dla nas całkiem poważną propozycję. Pięć stron o piłce, głównie tematy reprezentacyjne. Nie będziemy cytować tylko ostatniej, na której mamy wizerunek Milika, gruzińskiego bramkarza i tytuł „Teraz kolej na ciebie”. Tabloid wyliczył, że to właśnie Arek jest ostatnio najskuteczniejszym polskim napastnikiem i przywołuje wszystkie jego niedawne ofiary.

Krychowiak chce ogolić Gruzinów.

Jak podchodzisz do meczu z Gruzją?
– Tak, że mamy więcej do stracenia niż do zyskania. Nikt nie wyobraża sobie, żebyśmy nie zdobyli trzech punktów. A to będzie trudny mecz na trudnym terenie.

Zwycięstwem z Niemcami sami podnieśliście sobie poprzeczkę.
– Zgadza się. Skoro w dwumeczu z Niemcami i Szkocją zdobyliśmy cztery punkty, to nikt nie wyobraża sobie innego wyniku, niż komplet „oczek” w Gruzji. Jednak łatwo nie będzie. Ostatnio męczyli się tam Hiszpanie, Francuzi i Irlandczycy. Gruzini to nie są kelnerzy. Będą biegać za dwóch, walczyć, pracować na całej długości boiska. Jeśli pozwolimy im uwierzyć w siebie, będzie bardzo źle. Kluczem będzie narzucenie swojego stylu gry i trzymanie się żelaznej taktyki.

Nika Dzalamidze w rozmowie z „Super Expressem” ostrzegał, że czeka was trudna przeprawa.
– W grupie pokonali tylko Gibraltar, więc słabo. Ale nie ma co patrzeć na statystyki, bo one nie grają. Gruzja to kompletnie inna półka. Ale my się nie boimy. Jedziemy tam po zwycięstwo…

„Jak podchodzisz do meczu z Gruzją” – czytasz taki początek wywiadu i wszystko jasne. Teraz jednak będzie ciekawie, bo o Gruzinach opowiada Janusz Wójcik. „Do Tbilisi lecieliśmy z pijanym pilotem”.

Świętej pamięci Leszek Jezierski był tak nawalony, że wpier… się do innego autobusu, który – jak się później dowiedzieliśmy – wywiózł go do centrum miasta! Dopiero przy kolacji dowiedziałem się, że trwają poszukiwania, bo >Napoleon< miał fantazję ruszyć na podbój Gruzji. Szukała go policja i wszelkie służby. Nam nie było do śmiechu, obawialiśmy się, że całkiem nam Lesiu zaginął. Na szczęście odnaleziono go w jednym z lokali, gdzie spokojnie sączył sobie piwko. Policja przywiozła go do hotelu i jakoś przetrwał zgrupowanie” – pisze Wójcik. Po porażce 0:3 Polacy przybici wracali do kraju. Ale w samolocie czekały na nich kolejne przygody. „Jak wspomniałem, kiedy lecieliśmy do Tbilisi, jeden z trzech pilotów był nawalony. Ale jak wracaliśmy, ledwo się poruszała cała trójka! Stewardesy musiały ich podtrzymywać, bo zaliczyliby kompletny zgon i spadli ze schodów prowadzących na pokład. >To z nami już koniec<, pomyślałem przerażony. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się martwiłem, bo panowie chyba przyzwyczajeni byli do pilotowania w takim stanie. Na miejsce dotarliśmy cali i zdrowi”

Piotr Koźmiński przygotował też ciekawe sylwetki kilku gruzińskich piłkarzy.

Nika Gelaszwili
Najbardziej barwna postać w zespole. Kiedyś utracjusz, przegrał mnóstwo pieniędzy w kasynach. Żona wyciągnęła go z nałogu. Mają trójkę dzieci i… bardzo negatywne doświadczenia z gruzińską służbą zdrowia. W tym samym czasie u syna Luki i córki Lile zdiagnozowano raka. Przerażeni rodzice zabrali dzieci do kliniki w Austrii. Tam okazało się, że diagnoza była zła, a pociechy są zdrowe! Dziś dwaj synowie Gelaszwilego grają w piłkę, w ich ślady chciała iść córka, ale rodzicom udało się ją od tego odwieźć.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka PS prezentuje się następująco:

Czas na polską złotą jesień. Ponoć uwielbiamy grać w listopadzie

Zaskakująco dobra statystyczna informacja dla biało-czerwonych przed meczem z Gruzja: po 1970 roku biało-czerwoni piętnaście razy grali w listopadzie w meczach o punkty i tylko jeden raz przegrali. Mają natomiast na koncie aż 8 zwycięstw i remisy z takimi tuzami jak Francja, RFN, Anglia czy Holandia. Ta jedyna porażka też z Holandią: 1:3 w 1993 roku za kadencji tymczasowego selekcjonera Lesława Ćmikiewicza i to w meczu, który nie miał już większego znaczenia, bo szanse na awans pogrzebaliśmy już znacznie wcześniej. Dlatego na dwa gole Dennisa Bergkampa i jednego Ronalda de Boera nasi piłkarze zdołali odpowiedzieć tylko trafieniem Marka Leśniaka. Ale właśnie w listopadzie Polska rozgrywała niezwykłe mecze szczególnie w walce o finały mistrzostw Europy. W e 1991 roku drużyna Andrzeja Strejlaua mogła czuć się finalistą, kiedy po golu Romana Szewczyka prowadziła z Anglią 1:0, a w rozgrywanym równocześnie spotkaniu Irlandia przegrywała z Turcją. Ostatecznie jednak Irlandczycy wygrali 3:1, a Anglikom w Poznaniu na niespełna kwadrans przed końcem udało się jednak wyrównać.

„Wszyscy chwalą polskiego wojownika” – nie możemy czytać kolejnej laurki poświęconej Krychowiakowi. Idziemy dalej. Zanim o kadrze, dostajemy stronę tematów ligowych. Co z Radoviciem?

Miroslav Radović pauzuje od połowy października. W ligowym spotkaniu z Lechią Gdańsk (1:0) doznał kontuzji mięśnia przywodziciela, doszło do zerwania. Próbował niekonwencjonalnego leczenia u Marijany Kovacević w Belgradzie. W połowie tygodnie wrócił do zajęć. Codziennie trenuje indywidualnie. Nawet w dni, kiedy reszta zespołu dostała wolne. Nadrabia stracony czas. – Jestem optymistą. Liczę, że będę gotowy na najbliższe spotkanie z GKS Bełchatów, ale muszę być ostrożny – stwierdził Serb. Ta asekuracja wynika z ostatniego powrotu Radovicia na boisko. W czasie poprzedniej przerwy na mecze reprezentacji zmagał się z podobnym urazem, wtedy przywodziciel był naderwany.

Trawa pochłania miliony w Poznaniu – to już cytowaliśmy z Faktu. W Lechii Gdańsk tymczasem – chęć podjęcia rozmów o przedłużeniu kontraktu z Rafałem Janickim oraz wykupienia Antonio Čolaka z FC Nürnberg zadeklarował podczas dość burzliwego spotkania z kibicami Adam Mandziara.

Umowa Janickiego, który przebywa obecnie na zgrupowaniu kadry, obowiązuje do czerwca 2016 roku. Jego nazwisko nie znajduje się jednak w czołówce gdańskiej listy płac, a z pewnością dzięki dobrym występom na boisku, zasługuje na wyższe pobory. – Mieliśmy już pierwsze sygnały z Lechii o chęci przedłużenia kontraktu z Rafałem – mówi menedżer zawodnika Przemysław Erdman. Nie jest też tajemnicą, że obrońca chciałby niedługo sprawdzić się zagranicą. Swego czasu mówiło się o zainteresowaniu jego osobą klubów z Belgii i Włoch, a teraz – dzięki powołaniu do reprezentacji – propozycji zmiany otoczenia z pewnością dla niego nie zabraknie. Jednak przynajmniej do końca sezonu Janicki nigdzie ruszać się nie zamierza. Z kolei wypożyczony z FC Nürnberg Čolak na tyle dobrze zaaklimatyzował się w Gdańsku i pokazał z dobrej strony na boisku (w 10 meczach ekstraklasy strzelił 6 goli), że działacze zamierzają skorzystać z opcji wykupienia tego zawodnika, co jest zapisane w umowie jego wypożyczenia. – Na razie skupiam się na grze, ale nie ukrywam, że dobrze się w Polsce czuję. Jednak na pomyślenie o tym, co będzie dalej, przyjdzie jeszcze czas – przekonuje Chorwat.

A teraz pora wracać już do meczu Gruzja – Polska. Jest co poczytać, chociaż siłą rzeczy nie możemy zacytować wszystkiego. Antoni Bugajski i Tomasz Włodarczyk zastanawiają się, kto będzie rządził szatnią, kiedy do zespołu wróci Błaszczykowski. Na razie kapitanem jest Lewandowski. Mamy tu sporo historii z przeszłości, dotyczących tego typu „walki o władzę”. Ale mamy też obszerny wywiad z Arturem Borucem, któremu musimy bliżej się przyjrzeć. Jest interesująco.

W niedawnym wywiadzie dla Playboya powiedział pan, że pogra w piłkę jeszcze sześć lat. 
– Wcisnęli mi te sześć lat. Będę grał, dopóki zdrowie pozwoli. Piłka angielska jest o tyle fajna, że do wieku bramkarza podchodzą inaczej niż w Europie. Im starszy, tym lepszy. I tym się łudzę, ale wiadomo, że do wszystkiego potrzebne jest zdrowie.

Coraz trudniej jest się podnieść i zmobilizować na trening?
– Absolutnie nie. W kościach strzyka bardziej, ale dopóki nie przydarzy się coś poważniejszego, będę grał. Kiedyś mówiłem, że moja kariera nie potrwa długo, bo jakim jestem przykładem, skoro dzień w dzień rzucam się w błoto, a od dziecka wymagam schludności i czystości? Gadałem tak z przekory, ale bycie bramkarzem to naprawdę dziwny zawód. Tym, którzy to lubią, może sprawiać satysfakcję.

Teraz brudzi się pan w Bournemouth. Zaplecze Premier League, ale słońca więcej…
– Byłem zdziwiony tak ładną pogodą. Zresztą w Southampton też jest cieplej i mniej pochmurno. Miejscowości dzieli 30 mil, czyli pół godziny samochodem. Słońce świeci więcej i częściej, dlatego mecze wyjazdowe były dla mnie udręką. Do ładnej pogody człowiek szybko się przyzwyczaja.

Bournemouth – co to za zespół?
– O poziomie świadczy miejsce w tabeli. Dopóki utrzymamy pozycję wicelidera, będziemy uznawani za bardzo dobrą drużynę. Za nami dopiero jedna trzecia sezonu, rozegrać trzeba 46 meczów ligowych.

Marek Koźmiński i Tomasz Iwan mają fatalne wspomnienia z Tbilisi.

Byliśmy bardzo pewni siebie. Nie docierało do nas, że Gruzini to nie są kelnerzy. Łatwo poszło z Mołdawią, więc tak samo miało pójść w Tbilisi. Logiki w tym nie było za grosz, no ale chyba właśnie tak każdy z nas myślał – bije się w pierś Iwan. Wójcik nie był typem analityka, więc pojęcie o rywalu miał mgliste. Rozpoznanie przeciwnika na poziomie fanatycznego kibica kierującego się emocjami, a nie chłodnym umysłem. – Pewnie rzucił nam w szatni jedno z tych kultowych haseł w stylu „Biało-czerwona na maszcie, kiełbasy w górę” i takie paliwo miało wystarczyć. Może i powinno, ale tak się nie stało. Gra była na tyle ostra, że obie drużyny kończyły w osłabieniu. – Iskry leciały, a korzystali na tym tylko gospodarze. Rozbili nas, byliśmy bezsilni. Do takich porażek nigdy nie można się przyzwyczaić – ocenia Koźmiński.

Mamy jeszcze:

– pięć pytań o drużynę Nawałki
– rozmówkę z Szotą Arweładze
– tekst o słabości Gruzinów

Ale na koniec zacytujemy „Siedem mgnień Wschodu, czyli witaj przygodo”. Opowiastki z Gruzji.

Henryk Kempny, znakomity napastnik Polonii Bytom i Legii, mieszka w Norymberdze. W tym roku świętował 80. urodziny. Wyjazd do Moskwy na mecz eliminacji MŚ sprzed ponad pół wieku dobrze zapamiętał. Był 23 czerwca 1957 roku. – Polecieliśmy samolotem, co w tamtych czasach nie było takie oczywiste. W wolnym czasie zwiedziliśmy moskiewskie metro, poszliśmy też na zakupy. Dostaliśmy po 10 dolarów diety. Kupiłem żonie złoty pierścionek, akurat byliśmy po ślubie. Gospodarze z Lwem Jaszynem, Igorem Nietto i Eduardem Strielcowem w składzie rozbili Polaków 3:0. W trakcie meczu, w 52. minucie nieoczekiwanie włączono na Łużnikach światło. Gospodarze musieli wiedzieć, że polska reprezentacja nigdy wcześniej nie grała przy sztucznym oświetleniu. Wyłączono je po ośmiu minutach i sprzeciwie naszej ekipy. Po meczu polscy działacze złożyli protest do FIFA. PZPN nigdy nie dostał odpowiedzi…

Najnowsze

Inne kraje

Świetnie wieści z Turcji: Lis wraca do Super Lig, zespół Nalepy pewny baraży

Piotr Rzepecki
0
Świetnie wieści z Turcji: Lis wraca do Super Lig, zespół Nalepy pewny baraży
Polecane

Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!

Sebastian Warzecha
0
Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...