Niewiele brakowało, a Paweł Olkowski nie byłby dzisiaj wschodzącą gwiazdą Bundesligi, tylko właśnie kończył studia – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym. – Z Gwarkiem Olkowski zajął 4. miejsce mistrzostw Polski juniorów starszych w 2009 roku, a zaraz potem trafił do bogatego Zagłębia Lubin. Tam przeżył jednak koszmar. Grał w Młodej Ekstraklasie, a zdarzało się nawet, że i w tych rozgrywkach często siedział na ławce rezerwowych. – Faktycznie nie za bardzo mu tam szło. Od znajomego trenera usłyszałem nawet, że Paweł jest słabym zawodnikiem. Zdziwiłem się tą opinią, bo przecież dobrze znałem naszego piłkarza i wiedziałem, jakie ma możliwości. Po powrocie do nas z wypożyczenia przechodził taki kryzys, że chciał nawet zrezygnować z piłki – opowiada koordynator Gwarka Zabrze. Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy, mocno zdominowany już tematyką starcia z Gruzją.
FAKT
W Fakcie trzy strony piłki nożnej. Na początek dostajemy rozmowę z Arkadiuszem Milikiem. „Zawiodłem Nawałkę wiele razy” – taki jest tytuł. Ale sam wywiad wcale nie w tak pesymistycznym tonie.
Po meczach z Niemcami i Szkocją wyrażenie polski piłkarz ponownie zaczęło brzmieć dumnie? Kadra odzyskała zaufanie kibiców. Niektórzy opowiadali, że frunęli na zgrupowanie…
– A ja chyba przyjechałem najbardziej ze wszystkich naładowany pozytywną energią, bo strzeliłem dla Ajaksu dwa gole w ligowym meczu, więc mam powody do satysfakcji. Motywacja urosła, jeszcze bardziej chce mi się grać dla reprezentacji, dla kraju. To fantastyczne, kiedy ludzie interesują się zespołem i są nam życzliwi. Na początku, kiedy zaczynałem grać w reprezentacji, zdarzały się przykre momenty. Nie mieliśmy wyników, graliśmy słabiej niż teraz. Dziś to się zmieniło. Czujemy, że ludzie wierzą…
Można powiedzieć, że umilił im pan ostatnio życie.
– Mam nadzieję. Zainteresowanie moją osobą wzrosło, w klubie też wszystko zmienia się na lepsze.
Jeden człowiek nigdy nie stracił wiary w Arkadiusza Milika. To obecny selekcjoner kadry Adam Nawałka, który wychował pana na piłkarza w Górniku Zabrze.
– Zawsze czułem i czuję jego wsparcie. Niektórzy żartują, że jestem jego synkiem, ale to nie wzięło się z przypadku. Nie jestem osobą, która odpuszcza, poddaje się albo nie stara. Gdyby tak było, trener na pewno by mi nie pomagał. Podoba mu się, jak ciężko pracuję.
W ramce – Krzysztof Pawlak. Kiedyś ograł Gruzinów, dziś pracuje w czwartej lidze. Drobna ciekawostka. W skrócie: rzecz działa się w czerwcu 1997. Po porażce z Anglią do dymisji podał się Antoni Piechniczek, Pawlak jako strażak zastąpił go w jednym spotkaniu. Dziś pracuje we Włókniarzu Kalisz.
Dlaczego Paweł Olkowski chciał niegdyś rzucić piłkę?
Olkowski niemal od razu stał się wiodącym graczem w swoim roczniku. – Występując na prawej obronie, potrafił zdobyć nawet dziewięć bramek w sezonie. Był niezwykle silny, dobrze przygotowany motorycznie. Nieraz sam potrafił wygrać nam mecz – wspomina Kowalski. Z Gwarkiem Olkowski zajął 4. miejsce mistrzostw Polski juniorów starszych w 2009 roku, a zaraz potem trafił do bogatego Zagłębia Lubin. Tam przeżył jednak koszmar. Grał w Młodej Ekstraklasie, a zdarzało się nawet, że i w tych rozgrywkach często siedział na ławce rezerwowych. – Faktycznie nie za bardzo mu tam szło. Od znajomego trenera usłyszałem nawet, że Paweł jest słabym zawodnikiem. Zdziwiłem się tą opinią, bo przecież dobrze znałem naszego piłkarza i wiedziałem, jakie ma możliwości. Po powrocie do nas z wypożyczenia przechodził taki kryzys, że chciał nawet zrezygnować z piłki. Na szczęście tak się nie stało. My wiązaliśmy z nim duże nadzieje, bo nie ukrywam, że chcieliśmy na jego transferze zarobić.
Dalej w ramkach:
– Dwaliszwili żałuje, że nie zagra z Polską
– Włoch Tagliavento posędziuje naszym
– Hamalainen i Lovrencsics zagrają przeciw sobie
Adam Dawidziuk z kolei, dla przeciwwagi, zastanawia się która Legia jest prawdziwa.
Na europejskich boiskach widzimy tę piękną, efektywną, też efektowną Legię. W ekstraklasie – beztroską i nieskoncentrowaną. Mistrzowie Polski w rodzimych rozgrywkach rozdają punkty. Nie zmuszają rywali do wielkiego wysiłku, pozwalając im zdobywać bramki. Aż w 9 z 17 przypadków, kiedy piłka wpadała do bramki Dusana Kuciaka, większą zasługę trzeba przypisać roztargnieniu legionistów niż umiejętnościom przeciwników. – Nasze wpadki trudno wyjaśnić. Zaskakujące, że popełniamy takie błędy trzeci raz z rzędu w meczu, po którym następuje przerwa na reprezentację – zastanawia się Kuciak.
GAZETA WYBORCZA
Kto da kadrze błysk? – zastanawia się dziś Wyborcza.
Selekcjoner szuka antidotum. Na Gruzję, a także wtorkowy mecz towarzyski ze Szwajcarią, powołał poza Milą trzech młodych, kreatywnych piłkarzy. To oni jeszcze w tych eliminacjach mogą dodać błysku tej reprezentacji: dwaj ofensywni pomocnicy 20-letni Piotr Zieliński (Empoli, wypożyczony z Udinese) i 19-latek Karol Linetty (Lech Poznań), a niewykluczone, że także Maciej Gajos (rocznik 1991, Jagiellonia Białystok). Z nich tylko Linetty był dotąd powoływany przez Nawałkę i grał w sparingach. O Zielińskim, którego w wieku 17 lat z Lubina wyciągnęło Udinese, odkrywca jego talentu, skaut włoskiego klubu Andrea Carnevale mówił: „Gdy miał 15 lat, nie potrafiliśmy ustalić, co wpisać do ankiety na pytanie: Którą nogą gra lepiej? Już wtedy miał wszystko, aby zostać gwiazdą”. Latem Linettego za ponad 3 mln euro chciał kupić angielski Tottenham, ale piłkarz uznał, że jest za wcześnie na skok do Premier League. Natomiast Gajos to póki co piłkarz formatu ligowego, którego jednak nie mógł się nachwalić Tomasz Frankowski: – Uwielbiałem z nim grać. Jako jeden z niewielu potrafił mi dograć prostopadłą piłkę. Oni – oraz Rafał Wolski, gdy wróci do formy – mają sprawić, że los reprezentacji Polski w kolejnych latach nie będzie musiał zależeć od tego, czy kadrze wyjdzie kontra. – Widzę, że w młodszych rocznikach jest więcej kreatywnych piłkarzy. Już jest nas kilku. To kapitał na przyszłość, trener będzie miał ból głowy, kogo wybierać – przekonuje dziś na zgrupowaniu Zieliński. Piłkarz bardzo niepolski, już jako 19-latek, w sierpniu 2013 roku, w meczu towarzyskim z Danią zrobił ogromne wrażenie na kibicach. Chwalili go też po meczach Udinese włoscy eksperci. A potem rok przesiedział na ławce i na trybunach.
Rosja tymczasem zawiesza za rasizm.
Trener FK Rostów nad Donem, który na konferencji prasowej żartował z czarnoskórych piłkarzy, został zdyskwalifikowany na pięć meczów. To pierwszy taki przypadek w rosyjskiej piłce. Skandal w Rostowie zdarzył się w ubiegłym tygodniu. Po meczu ligowym z Uralem Swierdłowsk dziennikarz zapytał trenera gospodarzy Igora Gamułę, czy ma zamiar wziąć do zespołu kameruńskiego zawodnika, którego widziano na trybunach. Szkoleniowiec odpowiedział, że „ma już sześciu czarnych w klubie i siódmy jest mu niepotrzebny”. Po czym dodał, że pięciu Rosjan dostało kilka dni wcześniej gorączki, więc podejrzewa, że mogli zarazić się ebolą. Wspomniały o tym tylko nieliczne media, lecz po informacji w zachodnich gazetach, rozpętała się burza. Siyanda Xulu, grający w FK Rostów reprezentant RPA, namówił afrykańskich kolegów, by odmówili wyjścia na trening. Zmienili zdanie dopiero po publicznych przeprosinach Gamuły. – Drużyna Gamule przebaczyła – obwieścił wiceprezes klubu Aleksandr Szykunow. Szkoleniowiec tłumaczył, że to był żart, a gdy zrozumiał swój błąd, kilka nocy „nie zmrużył oczu”. I na tym skandal prawdopodobnie by się skończył. Minister sportu Federacji Rosyjskiej ogłosił, że w jego kraju rasizmu w zasadzie nie ma, a jeśli się trafia, to jest go nie więcej niż na Zachodzie. Eksperci zajmujący się piłką, tacy jak Władymir Abramow, agent FIFA, przekonywali, że wśród czarnoskórych też jest rasizm, zwłaszcza w USA i Nigerii. Jako przykład sportowca nienawidzącego białych przedstawiali Yayę Touré z Manchesteru City. Na przeciwnym biegunie znalazła się wypowiedź Magomeda Ozdojewa z Rubina Kazań. – Nie życzę sobie, by na meczach ligowych krzyczano w moim kierunki „naprzód, Rosja”, bo jestem Inguszem. Dla mnie to nacjonalizm – oznajmił 22-letni pomocnik powołany przez Capello.
SPORT
Wygrana jest obowiązkiem – przypomina Sport.
Na pierwszej stronie mamy… przedruk z Polskiej Agencji Prasowej. Kachaber Kaładze, uważany za najlepszego w historii gruzińskiego piłkarza, ostrzega, że Polakom trudno będzie w piątek wygrać.
Gruzińska drużyna nie wydaje się dziś być tak groźną, jak w czasach, gdy grał w niej pan, bracia Arweladze, Kecbaja. Na europejskich boiskach rzadko spotyka się dziś gruzińskich piłkarzy…
– To prawda, znaleźliśmy się w kryzysie. Gruzińskim klubom piłkarskim brakuje pieniędzy, infrastruktura też pozostawia wiele do życzenia.
A była lepsza w czasach, gdy pan zaczynał grać w piłkę w Lokomotiwie Samtredia?
– To prawda, wtedy też to dość słabo wyglądało. Ale od tamtego czasu piłka nożna stała się nie tylko biznesem, ale wręcz przemysłem. Wtedy przepaść, jaka dzieliła gruzińskie piłkarstwo od światowego, dawało się jeszcze przeskoczyć dzięki wyjątkowemu talentowi i szczęściu. Dziś ci, którzy nie nadganiają, zostają w tyle o lata świetlne i na bardzo długo, więc ciężko im będzie zrównać się z peletonem. Dzisiaj sam talent, choć niewątpliwie potrzebny, nie wystarczy, by osiągnąć w sporcie mistrzostwo.
A czy aby i tych talentów gruzińskiej piłce ostatnio nie brakuje?
– Brakuje. W ostatnich pokoleniach rzadziej trafiają się uzdolnieni piłkarze. Moim zdaniem związane jest to także ze stylem życia. Za moich czasów młodzi chłopcy uganiali się za piłką, na boisku realizowali swoje pasje, a dla wielu futbol był jedyną drogą, żeby wyrwać się w świat, zdobyć pieniądze, wyjść na ludzi. Dziś młodzież spędza wolny czas inaczej, ma inne marzenia i sposoby ich urzeczywistnienia.
Można przeczytać krótką rozmówkę z Pawłem Olkowskim i tekścik o Temurze Kecbai na jedną czwartą strony. My poszukamy jednak tematów ligowych. Rozmowa z Grzegorzem Kuświkiem? Czemu nie.
Pana gol na 3:1 był idealnym przykładem na to, że nieważne jak, ale trzeba się przełamać, bo piłka wpadła do bramki po odbiciu się od pana klatki piersiowej…
– Dokładnie tak było. Nie ma się co oszukiwać, to nie był najpiękniejszy gol strzelony podczas mojej przygody z piłką, ale liczy się to, że ta bramka uspokoiła sytuację. Bardzo potrzebowaliśmy przełamania i zwycięstwa.(…) To był ostatni moment, żeby się przełamać. Sytuacja w ligowej tabeli nadal jest zła. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby nie reforma ekstraklasy. Trzy z czterech meczów w tym roku mamy na Cichej i nie wiem jak to zrobimy, ale musimy zgarnąć jak najwięcej punktów.
Trener musiał przede wszystkim zająć się waszymi głowami, czy bardziej stroną sportową?
– Myślę, że jednym i drugim, choć faktycznie dużo z nami rozmawiał, mówił wiele ciekawych rzeczy. Było widać, że od pierwszego dnia wie co chce zrobić, ma plan i początkowe niepowodzenia w ogóle go nie ruszyły. Nie musiał nas jednak przekonywać, że możemy grać lepiej, bo dobrze o tym wiemy. W szatni rozmawialiśmy o tym, że gdy kilku z nas nie jest w najlepszej formie, to mocno się to odbija..
Ma pan już 6 goli na koncie, co już jest przyzwoitym dorobkiem. Rekord 12 trafień z poprzedniego sezonu jest zagrożony?
– Chciałbym aby tak było, bo 12 goli jest dla mnie granicą, którą chciałbym pokonać. Zrobię wszystko, aby tak się stało. Jeśli się nie uda, będę niemile zaskoczony. Muszę jednak ustabilizować formę, bo ostatnio dwa mecze zacząłem na ławce. Nie jestem typem piłkarza, który się obraża. Trener ze mną rozmawiał…
Nuda. Dalej: Wojciech Kędziora znów kontuzjowany. Nadzieja dopiero w nowym roku. W Bielsku do gry powraca za to Dariusz Kołodziej. W Zabrzu ruszyło się coś w sprawie dokończenia budowy stadionu.
Prace powinni być zakończone w połowie kwietnia przyszłego roku. Ich wykonawcą będzie firma Dombud S.A. – To na dobrą sprawę ostatni tak duży przetarg w trakcie budowy stadionu. Jeszcze kilka innych zostanie ogłoszonych, ale już na zdecydowanie niższe kwoty i mniejszy zakres robót – mówi Tadeusz Dębicki, prezes spółki Stadion w Zabrzu. Zakres prac wyszczególnionych w przetargu jest spory. Obejmuje dokończenie prac murowych i żelbetowych z wykonaniem kładek wejściowych, kanałów wentylacyjnych i oddymiania, dokończeniem południowej ściany oporowej i ramp wjazdowych. Wykonane zostaną również pomieszczenia kiosków gastronomicznych i toalet, posadzki ciągów komunikacyjnych i pomieszczeń technicznych oraz centrum dowodzenia imprezą masową, zlokalizowane w skyboxie na poziomie plus 4. W ramach kontraktu wykonawca zdemontuje też cztery słupy oświetleniowe zlokalizowanych w obrębie boiska głównego. – Chcemy, by nie było ich podczas ostatniego w tym roku meczu ligowego granego na Roosevelta. Będzie to 5 grudnia, kiedy Górnik zagra z Legią. Mecz odbędzie się wyłącznie przy nowym oświetleniu – dodaje prezes Dębicki.
Jeśli mieszkacie na Śląsku albo kibicujecie GieKSie Katowice, warto przeczytać, jakie pomysły na odbudowę tego klubu mają kandydaci na prezydenta miasta. My na koniec odnotujmy, że Robert Warzycha – jak przystało na dyrektora – poleciał do Turcji dogadać temat zimowego obozu.
Dyrektor sportowy Robert Warzycha poleciał dzisiaj do Turcji, by ustalić szczegóły zimowego obozu drużyny, która wybiera się tam 24 stycznia jednym samolotem z Ruchem, Podbeskidziem i Piastem. Z Warzychą poleciał Edward Socha, dziś menedżer, a w czasach gry Warzychy w Górniku kierownik drużyny z Roosevelta. Rekonesans potrwa krótko, więc Warzychy nie zabraknie w niedzielę na sparingu zabrzan z Przyszłością Ciochowice, której trenerem jest Andrzej Orzeszek. Sparing zostanie rozegrany o godz. 11 na głównej płycie stadionu przy Roosevelta. Górnik tym razem nieco inaczej zaplanował mikrocykl treningowy przed wznowieniem rozgrywek ligowych. Po niedzielnym sparingu piłkarze poniedziałek i wtorek będą mieli wolne. Jest to również związane z terminem meczu z Cracovią…
SUPER EXPRESS
Na łamach Superaka dwa tematy warte poruszenia. Najpierw kilka cytatów z Niki Dzalamidze, przekonującego – bo jak mógłby inaczej – że Gruzja wcale nie jest taka słaba.
Kiedyś w kadrze Gruzji było wielu cenionych w Europie piłkarzy, jak Kaładze, bracia Arweładze czy Kecbaja. Obecne pokolenie jest w stanie dorównać byłym gwiazdom?
– Moim ulubionym piłkarzem z tego okresu był Georgi Kinkładze, as Manchesteru City, jeden z najwybitniejszych naszych graczy w historii. Przypominał mi Messiego. Teraz trzon kadry stanowią gracze z ligi rosyjskiej i ukraińskiej. Nastąpiła zmiana pokoleniowa.
Przetarciem szlaku były dla Gruzji eliminacje MŚ 2014?
– To w nich zdobywaliśmy doświadczenie. Wtedy selekcjoner Temur Kecbaja przebudował zespół, zaczął wprowadzać nowych zawodników. Teraz w reprezentacji dominują młodzi piłkarze, którzy mają potencjał. Talentów w Gruzji nigdy nie brakowało, bo futbol to sport numer 1 w moim kraju.
Kto zatem decyduje o sile Gruzji?
– W pomocy grają kapitan Dżaba Kankawa z Dnipro, Tornike Okriaszwili z Genku i Dżano Ananidze ze Spartaka Moskwa. Dwaj ostatni mają po 22 lata. To kiedyś musi zaprocentować. Z kolei obrońca Guram Kaszia z Vitesse Arnhem dwa razy z rzędu był najlepszym piłkarzem w moim kraju.
Dziennikarz SE zagadnął o Ukrainę Łukasza Teodorczyka.
Nie bał się pan wyjechać na Ukrainę?
– Bałem się, pewnie, że się bałem. Moi najbliżsi byli zaskoczeni, że przyjąłem ofertę z tamtego regionu, ale nie jechałem do Kijowa w ciemno. Przemyślałem całą sprawę, zobaczyłem bazę treningową i przede wszystkim zorientowałem się, że nie ma żadnego zagrożenia. Uspokoiłem mamę i wyjechałem.
To prawda, że ma pan do dyspozycji nawet samochód z szoferem?
– Rzeczywiście, klub bardzo o mnie dba. Kijów jest większy od Warszawy, ma pięć milionów mieszkańców, więc dopóki nie poznam miasta, mam przydzielone auto z kierowcą. Jeździmy mitsubishi galantem. Mieszkam z dziewczyną w apartamencie niedaleko bazy Dynama. Powiedziano mi, że nawet z najmniejszym problemem mam się zwracać do klubu. We wszystkim pomogą.
Miał pan w drużynie prawdziwe wejście smoka. Od pierwszego meczu imponuje pan w Dynamie skutecznością, strzela gole. W kadrze tak łatwo nie będzie. Pewniakami są Lewandowski i Milik.
– Robert – wiadomo. Klasa sama w sobie. Arek też dobrze sobie radzi w Ajaksie, zdobywa bramki. Jeśli trener da mi szansę gry, to zrobię wszystko, by nie wypaść gorzej od nich.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Milik na okładce PS.
I to właśnie rozmowa z nim, cytowana przez nas już z Faktu, otwiera czwartkowe wydanie. „Niektórzy żartują, że jestem synem selekcjonera” – mówi, a my cytujemy jeszcze krótki kawałek.
Ostatnio zebraliście owoce tego zaufania. Strzelił pan gole Niemcom i Szkocji.
– W tym drugim spotkaniu mogło być jeszcze piękniej, gdybyśmy wygrali. Ale nie narzekajmy. Mamy siedem punktów, jesteśmy liderem i w piątek chcemy wygrać w Gruzji.
Zawiódł pan kiedykolwiek zaufanie trenera?
– Nasze relacje na linii piłkarz trener są dobre. To pozytywna osoba i dobry człowiek. Często dzwoni między zgrupowaniami, pyta o moją sytuację w klubie, czy będę grał. Rozmawiamy też o sprawach prywatnych i życiowych. Czy go zawiodłem? Myślę, że wiele razy czuł się rozczarowany po wszystkich słabych meczach. Bywało, że nie wykorzystałem sytuacji albo miałem gorsze kilka minut. Wtedy następnego dnia rozmawialiśmy o tym przynajmniej kwadrans. Trener kształtował mnie jako zawodnika. Na początku, szczególnie w Górniku, tych rozmów było dużo. Teraz ma na głowie całą reprezentację, w Górniku bardzo często rozmawialiśmy w cztery oczy.
Wyrzut sumienia wobec selekcjonera jest większy?
– Zawsze jest taki sam. Każdy chce grać dobrze i nie popełniać błędów.
Na drugiej stronie Michał Zichlarz niezbyt obszernie o Pawle Olkowskim, wrzucaliśmy fragment z Faktu. A obok rozmowa z Wladimerem Dwaliszwilim. Dużo o zbliżającym się spotkaniu.
Może nie dostał pan powołania, bo wcześniej nie spełnił oczekiwań selekcjonera?
– To nieprawda. Pod koniec zeszłego sezonu strzeliłem gola w kadrze (w wygranym 2:0 meczu z Arabią Saudyjską – przyp. red.). Potem regularnie dostawałem powołania. Zresztą selekcjoner nie może być rozczarowany moimi występami, bo w ostatnich spotkaniach zagrałem niewiele ponad 10 minut. Może pan zapytać kogoś z Gruzji, czy zawiodłem. Zresztą długo grałem w Polsce, więc myślałem, że tym bardziej dostanę teraz powołanie, bo znam tego rywala. Szkoda, że stało się inaczej.
Ostatnio nie jest pan w najwyższej formie. Strzelił tylko jednego gola w siedmiu meczach Odense.
– To prawda, że ostatnio dopiero dochodzę do siebie. Po moim przyjściu doszło do zmiany trenera. Na początku nie miałem okazji grać, więc nie mogłem strzelać goli.
Czego spodziewa się pan po piątkowym spotkaniu?
– To będzie trudny mecz dla obu drużyn. Zobaczymy, czy remis będzie sukcesem, ale jeśli chcemy zająć trzecie miejsce, musimy wygrać. Potrzebujemy więc zwycięstwa. Jeżeli go nie odniesiemy, a awans będzie już bardzo trudno. Naszą siłą jest to, że gramy u siebie. Wiele silniejszych od was reprezentacji miało kłopoty w Tbilisi, bo potrafimy się skutecznie bronić.
W ramkach dwa głosy, dla przeciwwagi:
– Jędrzejczyk: Gruzini nam nie odpuszczą
– Mila: Nie damy się stłamsić Gruzinom.
Na dwóch stronach mamy też parę tematów ligowych. Bernardo Vasconcelos niebawem pożegna się z Bydgoszczą. Mariusz Rumak nie widzi dla napastnika miejsca w składzie Zawiszy.
W moim zespole już nie zagrasz – miał oświadczyć szkoleniowiec Zawiszy Mariusz Rumak Bernardo Vasconcelosowi. – Teraz muszę dowiedzieć się, czy jest to tylko jego stanowisko, czy klubu – mówi portugalski napastnik, który przybył do Polski latem ubiegłego roku. Jesienią 2013 roku król strzelców ligi cypryjskiej pracował na miano króla Bydgoszczy. Sześć bramek zdobytych w pierwszych dziewięciu spotkaniach sprawiło, że jego transfer okrzyknięto hitowym, eksperci doceniali, jak doświadczony napastnik potrafi się zastawić, grać ciałem, odnaleźć się w polu karnym. Minęło 12 miesięcy i wygląda na to, że historia Vasconcelosa w Zawiszy dobiega końca. – Rozmawiam z władzami klubu na temat rozwiązania mojego kontraktu. Musimy znaleźć wyjście z tej sytuacji. Na razie nie ma jednak żadnego rozwiązania – informuje nas piłkarz. Spotkał się w właścicielem Zawiszy Radosławem Osuchem w poniedziałek. Bez efektów. Rozmowy mają być kontynuowane. Odkąd 1 września Rumak objął Zawiszę, Vasconcelos wystąpił w nim zaledwie trzy razy. – Nie wiem, dlaczego zostałem odstawiony.
Pisaliśmy już o tekście „Dwa oblicza mistrza Polski”. Można dziś jeszcze wyczytać, że Dudzic i Perdijić, którym z końcem grudnia wygasają kontrakty, odejdą z Cracovii, że Maciej Jankowski i Michał Czekaj przeszli operacje, a bliski powrotu do GKS-u Bełchatów jest Seweryn Michalski.
Dlaczego Jan Kocian to sprytny motywator? Tym tekstem dziś kończymy.
Co w okresie dwóch tygodni zrobił z zespołem Kocian, że po porażce z Jagiellonią 0:5 zdołała pokonać mistrza Polski? – W tak krótkim czasie, poza wpłynięciem na psychikę graczy, żaden trener wiele nie zdziała. Zwłaszcza jeśli z powodu kontuzji nie ma pola manewru. Z Legią szczecinianie zaprezentowali niesamowitą ambicję – uważa były Portowiec Robert Dymkowski. – Przy nowym szczupaku nawet karpie szybciej pływają. W przeszłości widziałem już dużo lepiej grających Portowców niż w meczu z Legią. Na prawdziwą ocenę Kociana przyjdzie czas za rok o tej samej porze. O ile oczywiście tak długo wytrwa przy Twardowskiego – mówi były trener ligowy Czesław Michniewicz. Pogoń gra w tym samym ustawieniu 4-2-3-1. Personalnie zespół wiele się nie zmienił. Większość zmian dokonana przez Kociana wymuszona została kontuzjami i wykluczeniami za kartki. W meczu z Legią rolę rozgrywającego Kocian powierzył Takuya Murayamie. Strzałem w dziesiątkę okazało się wystawienie w ataku Adama Frączczaka, ale pod nieobecność Marcina Robaka i pauzującego za kartki Łukasza Zwolińskiego, ten wybór był oczywisty.