Od wczoraj z pierwszą drużyną GKS-u Bełchatów trenuje Seweryn Michalski, któremu udało się rozwiązać kontrakt KV Mechelen. Chociaż patrząc na belgijski dorobek środkowego obrońcy, to raczej klubowi udało się rozwiązać kontrakt z nim. Obecnie rosły defensor negocjuje warunki umowy i jest wielce prawdopodobne, że niedługo formalnie powróci na stare śmieci. Tym samym zakończy się pewien cykl. Po półtora roku prób podbijania Jupiler Pro League i Ekstraklasy Michalski znowu przywdzieje barwy Bełchatowa.
Nie od dziś wiadomo, że życie najlepiej uczy pokory. Jeszcze w lutym, kiedy Michalski miał za sobą tylko jedną nieudaną rundę w Mechelen, wszystkim wkoło wciskał bajeczki, że jego decyzje były dobre. Na łamach gazeta.pl wypowiadał się następująco:
Nie, to nie był stracony czas. Gdyby nie wyjazd do Belgii, to dziś nie byłoby mnie w Ekstraklasie, tylko grałbym w I lidze. Ponadto doświadczenie, i to piłkarskie, i to życiowe, które zebrałem w Belgii, na pewno w przyszłości zaprocentuje.
Już wtedy ciężko było uwierzyć, że ktoś może na poważnie sądzić, że 28 minut spędzonych na boisku wyjdzie mu na dobre. Dziś widać jak na dłoni, ile warte były deklaracje Michalskiego i w jaki sposób zaprocentowało doświadczenie zebrane w Belgii. W Jagiellonii – do której został wypożyczony na rundę wiosenną – rozegrał jedynie 90 minut i został pożegnany bez żalu. Po powrocie do Mechelen Seweryn nawet przez sekundę nie powąchał murawy, więc rozwiązano z nim kontrakt, zakładając że nie da się na nim zarobić żadnych pieniędzy. A przypomnijmy, że chłopak ma ledwie 20 lat. Brak perspektyw na jakikolwiek transfer gotówkowy w takim wieku – to jest dopiero dramat.
Podsumujmy więc ostatnie półtora roku Michalskiego, czyli okres pomiędzy osiemnastym i dwudziestym rokiem życia. W zgodnej opinii ekspertów jest to newralgiczny moment w karierze każdego piłkarza, w którym najważniejsza jest regularna gra. Seweryn w tym czasie – konkretnie przez rok, pięć miesięcy i dziesięć dni – rozegrał dokładnie 118 ligowych minut. Miesięcznie spędzał więc na boisku średnio siedem minut. Odkąd odszedł z Bełchatowa, na zawodowe granie w piłkę poświęcił ledwie 0,155 promila swojego czasu.
O tym, że Seweryn popełnił wielki błąd, świadczą też przypadki pozostałych kolegów z defensywy Bełchatowa, która tak dobrze spisywała się wiosną 2013 roku. Kosznik, Wilusz i Basta są dziś zdecydowanie wyżej niż Michalski i jakoś udało im się trafić do Ekstraklasy bez siedzenia na ławie w Mechelen. Seweryn póki co musi mocno powalczyć, by wrócić na poziom, na który wskoczył półtora roku temu.