Wyobraźmy sobie drużynę, w której na prawej pomocy biega Patryk Małecki, z lewej strony szarpie Jakub Kosecki, a w środku rozgrywa przesunięty ze skrzydła Łukasz Madej. Większość ligowych trenerów wymieniłaby aktualnie prowadzonych zawodników na taki tercet. Powody? Kosecki jeszcze niedawno w pojedynkę pociągnął Legię do mistrzostwa Polski, Małecki był o włos od wprowadzenia Wisły do Ligi Mistrzów, a Madej – jak to Madej – zawsze miał duże możliwości. W skrócie – wszyscy mają spory potencjał.
Potencjał nie jest jednak dany na zawsze i trudno rozpoznać, czy dany zawodnik ma swoje maksimum jeszcze przed sobą, czy już zaczął jechać na nazwisku. Zazwyczaj w Ekstraklasie jest tak, że jednorazowy błysk zapewnia długi i spokojny byt na przyzwoitym poziomie, i to często w klubach z najwyższej półki. U nas nie obowiązuje zasada „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”. U nas raz wypracowana opinia dobrego piłkarza (ale też trenera) wystarcza na bardzo długi czas. Często nawet do końca kariery.
Postanowiliśmy przyjrzeć się liczbom wszystkich skrzydłowych w Ekstraklasie. Akurat tę pozycję stosunkowo łatwo zweryfikować, bo najlepszym wyznacznikiem są statystyki goli i asyst. Większość ligowych drużyn gra w ustawieniu z osamotnionym napastnikiem i zabezpieczonym środkiem pola, gdzie jedną z podstawowych ról bocznych pomocników jest wchodzenie do pierwszej linii i dublowanie pozycji numer „9”. Jeśli chcemy sprawdzić, który skrzydłowy gra efektywnie, wystarczy spojrzeć na liczby.
Do naszej analizy wykorzystaliśmy dane z dwóch sezonów – obecnego i poprzedniego – oraz wzięliśmy pod uwagę graczy, którzy rozegrali minimum 1500 minut. Trzeba przyznać, że wyniki są dość zaskakujące. Wśród najmniej produktywnych skrzydłowych w zdecydowanej większości znaleźli się piłkarze z renomą uznanych ligowców. Co prawda miejsca w ścisłej czołówce przypadły typowym średniakom, czyli Izvoltowi, Malinowskiemu i będącemu u schyłku kariery Sobolewskiemu. Dalej mamy jednak bardziej rozpoznawalne nazwiska i – jak mogło się wydawać – niezłych piłkarzy.
Ostatnio dużo się mówi, że Patryk Małecki odzyskuje formę. Może i odzyskuje, ale nie ma to żadnego przełożenia w jego indywidualnych statystykach. Pomocnik Pogoni bierze udział przy golu swojej drużyny średnio co 530 minut, czyli mniej więcej raz na sześć pełnych spotkań. To jest po prostu niebywałe. Facet biega w okolicach pola karnego, gra u boku króla strzelców Ekstraklasy i kompletnie nic z tego nie wynika. Jego żałosne statystyki są pochodną rachunku prawdopodobieństwa. Każdy z was mógłby stanąć przy linii i przez sześć meczów kopać piłkę w pole karne. Jedno z takich zagrań prędzej czy później zamieniłoby się w asystę.
Dalej mamy Jakuba Kowalskiego, czyli podstawowego gracza świetnego na wiosnę Ruchu oraz Pylypczuka, który słynie z dobrego dośrodkowania, mimo że na przestrzeni półtora roku zaliczył tylko trzy asysty. Kolejnym najmniej efektywnym skrzydłowym jest Łukasz Madej. W tym sezonie pomocnik Górnika grywa też za napastnikiem – co raczej nie przeszkadza w śrubowaniu statystyk – ale w dwóch ostatnich sezonach większość czasu spędził na boku. Madej zbiera ostatnio wysokie oceny i w opinii wielu gra najlepszą piłkę w karierze, ale liczby mówią coś zupełnie innego. Łukasz bierze udział przy golu swojej drużyny średnio co 426 minut.
Znamienne, że nawet prezes Leśnodorski – zapytany o Jakuba Koseckiego – przytoczył sezon 2012/13. Żeby być sprawiedliwym, należałoby postawić nacisk na rundę jesienną tamtych rozgrywek, bo wiosną już tak różowo nie było. Praktycznie od dwóch lat „Kosa” jest cieniem samego siebie, a jego najnowszy dorobek to udział przy golu średnio co 395 minut, czyli raz na 4,5 meczu. W tym kontekście trudno się dziwić, że Kuba przegrywa dziś rywalizację z Żyro (gol/asysta raz na 94 minuty) i Kucharczykiem (125 minut).
Stawkę zamyka wykonujący stałe fragmenty gry Marek Zieńczuk oraz Emmanuel Sarki, który opowiada wszystkim, że chce go Galatasaray. Gdyby Nigeryjczyk obliczył, że przydaje się swojej drużynie raz na cztery spotkania, pewnie na potrzeby swoich historyjek wymyśliłby sobie jakiś słabszy klub. Chociaż z nim akurat nigdy nic nie wiadomo.
Wiadomo, gra na skrzydle to nie tylko gole i asysty, ale też wiele innych aspektów piłkarskiego rzemiosła. Ale czy o którymś z tych zawodników można powiedzieć, że – na przykład – świetnie gra w destrukcji? Na dziś piłkarze z powyższej listy nadają się jedynie do robienia wiatru. Nie mamy jednak wątpliwości, że jeśli któryś z nich trafi w najbliższym czasie na rynek, ustawi się po niego kolejka chętnych. Ot, nasza ligowa rzeczywistość.
Michał Sadomski