Reklama

U-19: Wstydu z Holendrami nie było, ale o wielki sukces będzie ciężko

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2014, 16:33 • 4 min czytania 0 komentarzy

Za nami ostatni mecz pierwszej fazy eliminacji do mistrzostw Europy U-19. Dzięki wygranym z Mołdawią oraz Andorą, awans do kolejnego etapu zapewniliśmy sobie już wcześniej, lecz – z uwagi na klasę rywali – dopiero z ostatniego meczu przeciw młodym Holendrom byliśmy w stanie wyciągnąć jakieś sensowne wnioski, które przedstawiamy poniżej.

U-19: Wstydu z Holendrami nie było, ale o wielki sukces będzie ciężko

1. Nie mamy się czego wstydzić

Wiadomo było, że wyszkolenie techniczne będzie mocniejszą stroną Holendrów. Kiedy jednak przypominamy sobie mecze juniorskich reprezentacji Polski z wychowankami Ajaksu, PSV, Feyenoordu czy Twente sprzed kilku lat, różnica w tym akurat aspekcie systematycznie się zaciera. Poważnie. Już nie jest tak, że trener bramkarza od nich, u nas wystawiłby w środku pomocy, bo ten miałby najlepszy przegląd pola i najwyższe umiejętności. Co istotne, a może lepiej pasowałoby określenie „znamienne”, Polacy nad Holendrami wcale nie dominowali wzrostem czy siłą. Mało tego, jakby się lepiej zastanowić, to Aaron Winter do swojej drużyny chętnie wziąłby kilku naszych.

– dwóch naszych bramkarzy – Drągowski i Kuchta – są lepsi i bardziej rozwojowi od Holendra

– Zawada jak nic złapałby się w ataku rywali

Reklama

– Nieobecnego z powodu kontuzji Kownackiego przygarnęliby jak nic

– Tomasiewicz, Kapustka czy Bochniewicz technicznie dorównywali przeciwnikom

Różnicę zrobiło trzech młodych Oranje z linii pomocy, wyraźnie aktywniejszej z piłką od polskiej. Dwóch z młodzieżówki Ajaksu – rozgrywający Nouri, świetny technicznie defensywny pomocnik Van de Beek, a także skrzydłowy Ould-Chikh. Komplet graczy urodzonych w roku 1997, a więc rok młodszych. Jak widać, oni też ten rocznik mają mocniejszy. 1996 u nas to kilka perełek i kilkunastu rzemieślników.

2. Mieliśmy kilka sytuacji strzeleckich, a ustawienie jak u Nawałki

Choć i tak najlepszą – powiedzą złośliwi – sprezentowali nam sami Holendrzy, kiedy ich obrońca wpadł na bardzo błyskotliwy pomysł, aby w zupełnie niepotrzebnym momencie wycofywać piłkę do bramkarza. Uczynił to jednak na tyle nieprecyzyjnie, że trafił w… słupek. Najgroźniejsi byliśmy po stałych fragmentach gry, aczkolwiek sposób gry biało-czerwonych nie sprawiał wrażenie podporządkowanego właśnie pod ten element. Po prostu tak akurat się złożyło, w pewnym sensie również za sprawą słabo kryjących rywali.

Kapitalny, spadający liść Dankowskiego z 30 metrów. Bramka z serii: „stadiony świata”. Do tego parę porządnych dośrodkowań z wolnych i rożnych. Coś więcej? To najprawdopodobniej przypadek, ale Janas junior dobrał wyjściową jedenastkę do ustawienia 4-4-2, podobnie jak selekcjoner dorosłej reprezentacji. Wyobrażamy sobie, że celem taką decyzją trener chciał wysoko zorganizować pressing, najchętniej już na stoperach Oranje, co – oceniając z perspektywy 90 minut – udało się średnio. Albo inaczej: nie udało się, przy czym głównie ze względu na techniczne zaawansowanie i spryt przeciwnika. O ile obaj napastnicy podchodzili umiejętnie, o tyle reszta spała.

Reklama

3. Zawadzie nieszczególnie służy gra w dwójce w ataku

Wygląda jak młody Cavani, wołają na niego Zlatan, a na co dzień występuje w Wolfsburgu. Typowa dziewiątka, sęp na gole, wręcz padliniarz, oczywiście w tym pozytywnym znaczeniu. Niezły piłkarsko, świetny w powietrzu, biegający. Tyle tylko, że odrobinę leży współpraca. Fajnie, gdy on dostaje podania, a na pewno o wiele fajniej, aniżeli sam ma dogrywać prostopadłe piłki. Rośnie naprawdę fajny napastnik, który już w pierwszym roku w Niemczech został królem strzelców Bundesligi U-17, z kolei latem podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt. Nie zdziwimy się zbytnio, jeżeli jeszcze w tym sezonie zadebiutuje w tej dorosłej, prawdziwej Bundeslidze.

4. Dziwna godzina meczu

Start o 15:30 w Grudziądzu, więc – jak łatwo przewidzieć – koniec około 17:30. Co więc należy zrobić, aby w trzy godziny później zajmować swoje krzesełko na Stadionie Narodowym, ulokowanym 320 km dalej? Nie wiemy, czy terminy były narzucone z góry, lecz z pewnością niefortunne. I tak oto powstały różne „szkoły” – część obserwatorów, z przedstawicielami Legii na czele, zmykała kwadrans przed końcem, inni zaś wytrwale siedzieli do ostatniego gwizdka, by następnie w ulewie pędzić na łeb, na szyję. Raz, że nasi przyszli dorośli – oby – reprezentanci nie mieli jak obejrzeć pojedynku ze Szkocją, a dwa, że spore grono chętnych na wyjazd zrezygnowało w obawie przed kolizją terminów z priorytetowym meczem.

Przy okazji służymy informacją dla przyszłych podróżnych: otóż jadąc z Grudziądza autostradą w kierunku Warszawy, każda kolejna stacja benzynowa jest… przekreślona. Najbliższa dopiero na wysokości Łodzi, po blisko dwustu kilometrach… Tak, zagraniczni skauci mieli prawo się zdziwić.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...