Od niepamiętnych czasów trwają dyskusje na temat tego, który model trenera jest najlepszy. Czy idealny jest szkoleniowiec, który był zawodowym piłkarzem i doskonale zna specyfikę szatni i zawodu, a dzięki temu lepiej rozumie swoich piłkarzy? A może najlepsze są książkowe mole w stylu technokratów Mourinho i Villasa Boasa, którzy jako poważni piłkarze nie zaistnieli nigdy, ale obudzeni w nocy potrafią wyrecytować wszystkich strzelców z ostatniej kolejki drugiej ligi islandzkiej? Niektórzy mówią znów, że istnieje pewna zależność – świetni piłkarze rzadko zostają wybitnymi trenerami. Z tą ostatnią tezą z pewnością nie zgadza się Gordon Strachan, który był i kapitalnym zawodnikiem, a teraz jest dobrym trenerem.
Losy Strachana – piłkarza nierozerwalnie związane są z innym Szkotem, sir Aleksem Fergusonem. Aberdeen objął w roku 1978, czyli rok po tym, jak do klubu trafił właśnie młody Strachan. Piłkarz przyszedł z Dundee, gdzie stał się sensacją na skalę całego kraju po tym, jak błysnął przeciwko Arsenalowi. W Aberdeen szybko jednak sprowadzono go na ziemię. Grał słabo, kibice go wręcz nienawidzili, szydząc z jego gry, niskiego wzrostu i… rudego koloru włosów. Wtedy niespodziewanie nadeszło panaceum na kłopoty. Tym cudownym lekiem okazał się oczywiście sir Alex.
POSTAW NA POLSKĘ (2.10), REMIS (3.15) LUB SZKOCJĘ (3.25) W BET-AT-HOME >>
Mimo oczywistej różnicy w hierarchii i wieku, 20-letni Gordon zaprzyjaźnił się z 36-letnim “Fergie’em”. Sir Alex (wtedy jeszcze oczywiście nie “sir”) ustawił go na prawej pomocy, a niewysoki pomocnik zaczął odzyskiwać formę. Panowie dodatkowo całymi godzinami rozmawiali o piłce, a nawet jeździli razem na wieczorne mecze innych drużyn. To wtedy tak naprawdę młodziutki Gordon odkrył, co będzie robił po zakończeniu kariery. Podziwiał zdolność Fergusona do analizowania meczów, jego taktyczny umysł. Strachan był nim oczarowany: “Byłem zafascynowany, gdy po 15 minutach zaczynał analizować mecz i różnice w grze obu drużyn (…) Wtedy złapałem trenerskiego bakcyla. Na długo zanim zostałem przyzwoitym piłkarzem”. A musimy dodać, że piłkarzem nie był “przyzwoitym”, a świetnym.
W Aberdeen grał siedem lat, zdobywając m. in. Puchar Zdobywców Pucharów w 1983 roku, pokonując wraz z kolegami wielki Real Madryt. To wtedy po raz pierwszy świat usłyszał o Aleksie Fergusonie, który powoli zaczynał budować swoją markę już nie tylko w Szkocji, ale w całej Europie. Tamtemu meczowi towarzyszyła zresztą śmieszna scenka. Przed spotkaniem strasznie lało, Strachan wybiegł na rozgrzewkę, po czym wrócił do szatni cały mokry i spotkał “Fergie’ego”. Ten, widząc długie włosy opadające na oczy swojego gracza zaczął się drzeć, by przynieść mu nożyczki. Tak, to nie żart – SAF chciał ostrzyc swojego gracza, ale Gordonowi udało się wykręcić i sam przyciął swoją bujną grzywkę.
Drogi obu panów rozeszły się w 1984 roku, kiedy rudowłosy pomocnik odszedł do Manchesteru United. Nie wiedział jeszcze wtedy, że niedługo znów przyjdzie mu pracować z szalonym Aleksem i ponownie narażać się na latające filiżanki, które kiedyś już poleciały w stronę głowy piłkarza. Powód? Słaba gra w pierwszej połowie. Na Old Trafford Gordon pograł pięć lat, po czym odszedł do drugoligowego wówczas Leeds. Dlaczego “Fergie” go sprzedał? Ponoć zobaczył kiedyś, że Strachan grając przeciwko Stuartowi Pearce’owi zwyczajnie się go przestraszył. Na obronę pomocnika należy jedynie dodać, że mało kto nie bał się wtedy “Psycho” Pearce’a…
Stosunki pomiędzy Fergusonem i Strachanem z roku na rok psuły się, zwłaszcza po tym, jak Strachan został trenerem. Sir Alex łatwo robił sobie wrogów, a czasem zachowywał się zwyczajnie chamsko. Kiedy Strachan wraz z Leeds awansował do pierwszej ligi, Ferguson wysłał mu list z gratulacjami. Kiedy Leeds zostało natomiast mistrzem Anglii, “Fergie” nie wysłał nic… Mało tego, w roku 1999 sir Alex napisał w swojej autobiografii, że “Gordon nie jest wart nawet cala zaufania”. Strachan nie krył oburzenia, ale wypowiadał się raczej spokojnie. Mówił, że SAF go zawiódł. Po latach panowie jednak zakopali topór wojenny, ale niesmak pozostał. Na mecze już razem raczej nie jeżdżą.
Wracając do Strachana, to grał on w Leeds do roku 1995, by następnie przejść do Coventry. Wcześniej jednak, tak jak wspomnieliśmy wyżej Gordon wraz z Leeds wygrał ligę (1992), a dodatkowo w 1991 roku uznano go najlepszym piłkarzem sezonu. Wiadomo – zemsta smakuje najlepiej na zimno. Rudy skrzydłowy był wtedy na ustach wszystkich, a “Czerwone Diabły” nie wygrały wtedy nic. Lata jednak biegły, a piłkarz starzeje się szybko. Ostatnim przystankiem w karierze zawodniczej okazało się Coventry.
To wtedy powrócił bakcyl, który kiedyś połączył Gordona i jego młodego trenera, Aleksa Fergusona. Po roku gry w Coventry rudowłosy skrzydłowy został grającym menedżerem i mógł bardziej poświęcić się analizowaniu gry i ustawianiu swojego zespołu. Poszło mu na tyle dobrze, że po sezonie 1996/97 zawiesił buty na kołki i został pełnoprawnym menedżerem Coventry. Przy okazji na koniec kariery pobił jeden rekord. Miał 40 lat i był najstarszym aktywnym piłkarzem z pola w Premier League.
Gordon trenował “The Sky Blues” przez cztery lata, aż do roku 2001. Pozostawał czynnym trenerem niemal przez całą następną dekadę, prowadząc kolejno Southampton, Celtic i Middlesbrough, ale tylko w Szkocji odnosił sukcesy jako szkoleniowiec. Z Celtikiem zdobył trzy tytuły mistrzowskie, a są to czasy bliskie sercom zwłaszcza Polaków, ponieważ to wtedy na Celtic Park szaleli Artur “Holy Goalie” Boruc i Maciej “Magic” Żurawski.
Jak Strachana zapamiętał Boruc, co mówi o nim w kontekście meczu Polska Szkocja? Przypomnijmy słowa bramkarza Bournemouth, który wielokrotnie chwalił swojego byłego trenera: “Gordon to niesamowity charakter, ma fantastyczne podejście do zawodników, potrafi do każdego dotrzeć z osobna”. Sam Strachan także lubił chwalić Boruca, nazywając go nie raz w wywiadach “maszyną do bronienia”.
Jako piłkarz “mały rudy Gordon” rozegrał 50 spotkań w reprezentacji Szkocji, w tym zagrał na dwóch mundialach (1982 i 1986). Jako szkoleniowiec kadrę objął w zeszłym roku, przejmując ją od Craiga Leveina. Rozbitą psychicznie drużynę nowy trener ponownie wprowadził na właściwe tory, zasiał w sercach Szkotów nieco optymizmu lepszą grą i pozytywną atmosferą. Była to zresztą transakcja wiązana – bezrobotny od trzech lat Strachan znów wrócił do piłki, a kadra dostała dobrego trenera, który wniósł powiew świeżości do szkockiego futbolu.
Gordona Strachana opisuje się jako charakternego trenera, który nie daje sobie dmuchać w kaszę, ale łapie dobry kontakt z piłkarzami. Uwielbiają go także dziennikarze, których to zawsze czaruje złotymi myślami i efektownymi bon motami. Żeby nie był jednak tak, że Szkot ma same zalety, prześledźmy jego trenerską karierę. Dobre lata przeplatane były słabymi, i tak w kółko. W Coventry Strachan zaliczył dwa udane sezony, dwa słabe (spadek z ligi), a później go zwolniono. W Southampton było już nieco lepiej – dojście do finału FA Cup i 11. pozycja w tabeli.
Czasy Celtiku to krajowa hegemonia i dwukrotne dojście do najlepszej szesnastki w Lidze Mistrzów, chociaż początkowo kibice byli zawiedzeni jego wyborem na szkoleniowca. Po złotej erze Celtiku był za to już tylko zjazd. Przygoda z Middlesbrough zakończyła się kompletną klapą, czyli 20. miejscem w tabeli i spadkiem. Lokalna społeczność wręcz wyszła na ulicę, byle tylko doprowadzić do odejścia Strachana. Ten rzeczywiście popadł w niełaskę i zapłącił za to drogą cenę. Klapa w “Boro” znacznie obniżyła jego notowania, a zdołowany Gordon zniknął na chwilę z piłkarskiej mapy świata.
Szansa pojawiła się w zeszłym roku, i to taka od razu z samego topu. Strachan otrzymał misję ratowania szkockiego futbolu i póki co wygląda to nieźle. Odbudował zwichnięte morale zespołu, a w eliminacjach do Euro 2016 Szkoci mają trzy punkty po dwóch meczach. W pierwszej kolejce postraszyli Niemców, ale ostatecznie przegrali 1:2, następnie ograli Gruzję 1:0. Obecna sytuacja szkockiej kadry to idealna sytuacja dla Gordona Strachana. Jego rodacy ostatni raz zagrali na wielkim turnieju 16 lat temu, zatem nikt od trenera nie będzie raczej wymagać cudów. A sam Gordon? Walczy o to, by nazwisko Strachan znów znaczyło wiele na trenerskiej giełdzie. Gordonowi Strachanowi życzymy dalszych sukcesów, no może oprócz dzisiejszego spotkania z Polską. Nie mamy za to nic przeciwko, aby Szkoci awansowali na Euro 2016 z drugiego miejsca. Za Polakami, oczywiście.
Kuba Machowina