Reklama

Nie napiszemy: dziś, teraz albo nigdy, ognia! Ale nam też się kiedyś uda

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 października 2014, 11:51 • 5 min czytania 0 komentarzy

Cała ta nasza piłka jest trochę jak wielkie targowisko. Jak bazar. Z emocjami, może nawet z marzeniami. Raz je nam sprzedaje, raz oddaje innym, ale w gruncie rzeczy możesz być zupełnie nikim, przeciętnym Józkiem z Pszczyny, nie musisz nic potrafić, tylko siedzieć w fotelu i pić piwo, a w takie dni jak dzisiaj – triumfować. Czuć się dumnym i wygranym, jakbyś sam zrobił coś wielkiego, dokopał wszystkim, którzy mówili „niemożliwe”, całemu światu utarł nosa. Chociaż sukces wybiegają inni, ty i tak przywłaszczysz go jak własny… To jej wielka siła. 

Nie napiszemy: dziś, teraz albo nigdy, ognia! Ale nam też się kiedyś uda

– Może warto pożyć chwilę złudzeniami? – pyta dzisiaj retorycznie w swoim tekście Robert Błoński, dziennikarz Przeglądu Sportowego.

A żyjmy, proszę bardzo. Jakbyśmy od lat tego nie robili…
Jakbyśmy nie wiedzieli, jaki w tym kraju los kibica…

Jest to jakiś fenomen, że cokolwiek by się działo, zawsze znajdzie się przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy romantyków, którzy znów usiądą przed telewizorem albo na stadionie w nerwach, w autentycznym stresie, z myślą, że tym razem już na pewno, dziś się uda. „Nikt nam nie zabroni wierzyć” – mówią. Nieważna będzie przeszłość, że od lat jesteśmy tą kadrą zniechęceni. Póki nie wyjdzie na boisko, nie straci pierwszej bramki – zawsze mamy ją za zdolną do wszystkiego. Pamięć kibica krótka i zawodna.

Rozum też czasem można schować do kieszeni…

Reklama

POSTAW NA POLSKĘ (6.50), REMIS (4.00) LUB NIEMCY (1.47) W BET-AT-HOME >>

Zwycięstwo nad Niemcami, awans do mistrzostw Europy – to są rzeczy, za które niektórzy, jak obserwuję, co się dzieje dookoła, daliby sobie chyba wyciąć nerkę. Widać to na każdym kroku. Po akceptacji farbowanych lisów. Po pytaniach, które padają nawet w poważnych dyskusjach w telewizyjnych studiach. „A czy gdyby on (jakiś XY) miał nam pomóc w odniesieniu sukcesu, nie przymknęlibyście oka na to kim jest i skąd pochodzi? Jak nam Olisadebe strzelał gole to wszyscy się cieszyli, prawda?”. Jesteśmy nakręceni na ten sukces, jak dziecko na wielką straż pożarną w sklepie z zabawkami. Coraz łatwiej w imię jego handlujemy zasadami, chcemy „dawać dupy za wyjście z grupy”, w imię nadrzędnego celu.

Parę dni temu, przy okazji derbów Śląska, nawywijał Grzegorz Kasprzik… Paweł Czado z Gazety Wyborczej, na swoim blogu słusznie pyta: czy gdyby chodziło na przykład o Lewandowskiego, czy wówczas równie łatwo przyszłoby nam skopanie mu tyłka? Kasprzik jest słaby i obchodzi mało kogo, więc można mu nawrzucać, można go odstawić, nawet wyrzucić z drużyny i nikt za nim nie zatęskni. Łatwo niszczyć takich, którzy są nam niepotrzebni, na których nikomu nie zależy. Ale czy gdyby coś równie haniebnego zrobił właśnie Lewandowski? Przymknęlibyśmy oko? Wytłumaczyli sobie wszystko jakoś na okrętkę? Wielu odpowiada – oczywiście, „Lewy” jest potrzebny. Są takie momenty, w których przyzwoitość i zasady należy schować do kieszeni, żeby wreszcie coś osiągnąć.

Piszę w pierwszej osobie liczby mnogiej, bo widzę i zdaję sobie sprawę, jak to działa… Ale w taki dzień jak dzisiaj, nawet trochę żałuję, że tego nie kupuję. Że jakbym za zwycięstwo w piłce miał sobie coś obcinać to najprędzej paznokcie, a nie całą nerkę. Żałuję, że ciężko przychodzi mi już życie złudzeniami i bycie romantykiem. Jak Zbigniew Boniek mówi, że przed takimi meczami zwykle nie śpi, to trochę mu zazdroszczę… A trochę nie dowierzam. Kibicowskie postrzeganie piłki pod wieloma względami jest dużo lepsze i przyjemniejsze niż to dziennikarskie. Im jest człowiek bliżej, tym bardziej traktuje wszystko zadaniowo i mniej emocjonalnie. „Jaki będzie wynik? Jaki będzie przebieg? „Jak zagramy, w jakim składzie? Wygramy – to świetnie, ale jak przegramy – trudno. W końcu po raz n-ty”.

Dziś… Nie siedzę od rana jak na szpilkach, wieczorem nie będę skakał z kumplami podenerwowany, z gębą wymalowaną farbkami na biało – czerwono. Może to też trochę wina kadry, przyzwyczajenia do pasma jej porażek… Nie chce rozpamiętywać, jak te mecze przeżywałem jako dzieciak, ale z całą pewnością robiłem to inaczej. W którymś momencie piłka stała się ciągiem zdarzeń, informacji, wypowiedzi – spraw, którymi non stop żyję, które ciągle mnie interesują. Chłonę, ale już mniej sercem, a więcej rozumem – jak codzienne newsy. Coraz trudniej odpowiada mi się na pytania „za kim jesteś?”, bo odpowiedź „wszystko jedno” uznawana jest za przejaw braku fachowości albo zwykłej ignorancji.

Nie chce mi się dzisiaj żyć nadzieją, ani złudzeniami, ale jednocześnie NIE MA W TYM ANI GRAMA CZARNOWIDZTWA. Nie ma myśli, że to Niemcy, więc na bank przegramy. Nie wierzę w wielkie przebudzenie polskiej piłki reprezentacyjnej, ale w to, że „wszystko się może zdarzyć” jak najbardziej i w takim dniu to jest dla mnie najbardziej racjonalny z wniosków. Przeczytałem wczoraj „7 powodów, dla których wygramy z Niemcami”, tekst przygotowany przez dziennikarzy Wirtualnej Polski i jasne, że…

Reklama

a) mistrzów może dopaść rozprężenie po mundialu
b) zmagają się z plagą kontuzji, mają liczne braki w kadrze
c) Stadion Narodowy będzie pełny, najwyższa mobilizacja.

To jest wszystko prawda, ale i tak najbardziej trafił do mnie punkt ostatni: BO W KOŃCU W POLSKIEJ PIŁCE MUSI ZDARZYĆ SIĘ COŚ DOBREGO. Nie będę czuł się okradziony z marzeń, jeśli nie wydarzy się to tu i teraz, na Stadionie Narodowym. Ale w gruncie rzeczy – jakie to proste i prawdziwe…

Przecież to dzieje się codziennie i na całym świecie. Wczoraj Kazachowie napędzili strachu Holendrom, przedwczoraj Słowacy wygrali z Hiszpanami, Azerbejdżan do 80. minuty remisował w Palermo z Włochami. Ruch Chorzów, grając w najsilniejszym składzie, odpadł z Pucharu Polski z Ostrovią Ostrów Wielkopolski, Piast wygrał z Legią, Real tylko ledwo, ledwo z Ludogorcem.

Bo to raz każdemu z nas udało się coś, na czym się nie znaliśmy? Coś, czego choćbyśmy bardzo chcieli, nie powtórzylibyśmy przy kolejnych próbach? Całe piękno piłki od zawsze opiera się na tym, że jest nieprzewidywalna, że mały w każdej chwili może zlać wielkiego. Nie wiadomo tylko kiedy i jak prędko to powtórzy. Może dzisiaj? Może. Tylko bez zbędnej napinki, że na pewno, że teraz albo nigdy.

Kibicujcie, wierzcie, łudźcie się – nie ma w tym nic złego. Ale w wolnych chwilach wracajcie na ziemię.

PM

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...