10 meczów, komplet zwycięstw, bilans bramek 19:1. Tak wyglądają łączne osiągnięcia Juventusu i Romy po pięciu kolejkach obecnego sezonu Serie A. Obie drużyny są przynajmniej dwa kroki przed resztą ligi i wszystko wskazuje na to, że właśnie między nimi rozegra się walka o tegoroczne Scudetto. Dzisiaj rozstrzygnie się, która z tych drużyn jako pierwsza zgubi punkty. Kto wie, może nawet obie? Oto mecz, na który czeka wielu sympatyków Calcio, pełna nadziei Roma przyjeżdża do Turyńskiej twierdzy. Czy Łukasz Skorupski zdoła powstrzymać Teveza i spółkę?
Gdy w lipcu pojawiła się informacja, że Antonio Conte porzuca Juventus, kibice Starej Damy poczuli się jakby dostali potężny cios, prosto między oczy. Niedługo potem czekał ich kolejny, który wielu posłał na deski – na miejsce uwielbianego Conte zatrudniono Massimiliano Allegriego. Trenera, który dla wielu stał się symbolem nieudacznika.
Teraz kibice Juventusu śpią już spokojniej. Wszechobecna dwa miesiące temu panika uleciała, najczarniejsze scenariusze trafiły do kosza, przynajmniej na razie. Okazało się, że Bianconeri nie skończyli się na Conte, wręcz przeciwnie – radzą sobie świetnie, do tego stopnia, że niektórzy zaczynają powoli wysnuwać tezy, iż zamiana Conte wyszła drużynie z Turynu na dobre. I choć brzmi to cholernie kontrowersyjnie biorąc pod uwagę osiągnięcia włoskiego trenera (m.in. trzykrotne mistrzostwo Włoch z rzędu, rekordowe 102 punkty zdobyte w jednym sezonie Serie A), to być może jest w tym ziarno prawdy.
Początek obecnej kampanii w wykonaniu nowego-starego Juventusu może imponować. Komplet zwycięstw, dziesięć strzelonych bramek i ani jednej straconej. Wynik świetny, choć… nie unikalny. Podobna seria na rozpoczęcie ligi zdarzyła się już wcześniej, w sezonie 1998/1999. Wówczas to Parma zaczęła od pięciu zwycięstw z rzędu bez utraty bramki. Kto stał wówczas na bramce Gialloblu? Dobrze znany kibicom w Turynie Gianluigi Buffon.
Podczas gdy w Turynie okres przygotowawczy stał pod znakiem zmian i zamieszania, w Rzymie delektowali się błogim, niemalże niezakłóconym spokojem. Drużyna, po raz pierwszy od czasów Claudio Ranieriego, rozpoczynała przygotowania do kolejnego sezonu bez zmian na stanowisku pierwszego trenera. Nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę jak wspaniałą pracę wykonał w sezonie 2013/14 Rudi Garcia. Francuski trener zdołał udowodnić, że jego wyniki z Lille nie miały w sobie nawet grama przypadku. Przejmował zespół rozbity, pogrążony w niepewności po nieudanych przygodach z Luisem Enrique i Zdenkiem Zemanem, do tego osłabiony odejściem Marquinhosa, Osvaldo i Lameli. Choć nikt będący przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się po nim cudów już w pierwszym sezonie, Garcia zdołał posklejać wszystkie elementy i stworzyć z nich drużynę, z którą muszą liczyć się wszyscy we Włoszech, a jak pokazał mecz z Manchesterem City – nawet w Europie.
O tym, jak szybko i skutecznie francuski trener wpłynął na Romę, najlepiej świadczy sam początek rozgrywek sezonu 2013/14. Giallorossi zaliczyli dziesięć zwycięstw z rzędu, dwadzieścia cztery strzelone gole i zaledwie jedna stracona bramka – rekordowy, najlepszy wynik w historii Serie A. W trakcie tej serii Rzymianie pokonali nie było kogo – na ich rozkładzie znalazły się między innymi Napoli, Inter Mediolan, Udinese i Lazio. Chapeau bas, panie Garcia. Choć Roma nie zdołała wygrać ówczesnego sezonu i musiała uznać wyższość Bianconerich, to i tak pozostawiła po sobie świetne wrażenie. Grała ofensywnie, przyjemnie dla oka, a jednocześnie nie odstawała pod względem taktycznym w defensywie, co jest dużym osiągnięciem dla trenera, który dopiero zaczynał przygodę z włoską piłkę. Czego zabrakło do mistrzostwa? Przede wszystkim normalnego rywala. Juventus zaliczył sezon bliski perfekcji, zdobył aż 102 punkty. Jednak wyraźnie widać było także, że Roma opadła z sił na finiszu rozgrywek, co było efektem dość wąskiej kadry. Nie dziwi więc, że właśnie przemyślane poszerzenie kadry było głównym celem dyrektora sportowego Romy, Waltera Sabatiniego, na letnie mercato. I tak jak Garcia, także i Sabatini poradził sobie wybornie.
***
Okno transferowe w wykonaniu Romy wyglądało praktycznie idealnie. W przemyślany sposób, mimo ograniczonych środków, zdołali poszerzyć kadrę. Defensywę wzmocnili Ashley Cole, Konstantinos Manolas, Davide Astori, Mapou Yanga-Mbiwa, Urby Emanuelson i Jose Holebas. Do grona pomocników dołączyli Seydou Keita i Salih Ucan, jednak teoretycznie najbardziej obiecującym wzmocnieniem jest ściągnięty za ponad 20 milionów euro młody Juan Iturbe, który był jednym z największych odkryć poprzedniego sezonu w Serie A. Na minus z pewnością trzeba zaliczyć sprzedaż Benatii, choć sprowadzeni w jego miejsce obrońcy póki co sprawiają, że kibice Wilków nie rozpamiętują jego utraty.
Można by pomyśleć, że Roma niepotrzebnie postawiła na ilość, zamiast na jakość. Jednak taka liczba transferów była konieczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że w tym sezonie Rzymianie wrócili do rozgrywek Ligi Mistrzów. Rudi Garcia dysponuje w końcu szerokim, wyrównanym składem i nie musi obawiać się, że kontuzja jednego lub dwóch zawodników znacząco obniży jakość wyjściowej jedenastki.
Najmocniej, moim zdaniem, prezentuje się środek pomocy Wilków. Grę rzymskiej drużyny kreuje niesamowicie utalentowany Miralem Pjanić, za którego plecami o zabezpieczanie defensywy dbają De Rossi lub Keita. Jednak najwięcej pochwał za swoją grę zbiera Radja Nainggolan. Były zawodnik Cagliari jest w wybornej formie – pracuje na całej szerokości i długości podania, imponuje zarówno w pressingu i odbiorze piłki, jak i w grze ofensywnej. Przekonał się o tym chociażby Manchester City, gdyż to właśnie po prostopadłej piłce zagranej przez Belga swoją bramkę zdobył Francesco Totti. Nainggolan daje Giallorossim tak wiele, że z pewnością nadrabia lukę, która powstała gdy długiej kontuzji nabawił się Kevin Strootman, jeden z kluczowych graczy Romy. Doskonale prezentuje się także lawirujący między pomocą i atakiem młody Florenzi, którego dyspozycja nie umknęła selekcjonerowi reprezentacji Włoch, Antonio Conte.
Formacja ofensywna Wilków także sprawuje się nad wyraz dobrze. Ciężko przyczepić się do gry Tottiego, Destro, czy Gervinho, choć ten ostatnio powinien mocno popracować nad wykańczaniem akcji. Także Ljajić i Iturbe pokazują, że nie trafili do Rzymu przez przypadek. Na temat defensywy nie ma co się specjalnie rozpisywać – to, że stracili do tej pory zaledwie jedną bramkę powinno być wystarczającą rekomendacją.
Sam Totti przeżywa już trzecią, czy może nawet czwartą młodość. Czaruje zarówno w Serie A, jak i Lidze Mistrzów, zupełnie nie widać po nim upływających lat. Dino Zoff pokusił się nawet o stwierdzenie, że rzymski Il Capitano jest najbardziej kompletną ‘dychą’ we włoskim futbolu. „Porównywanie go z takimi piłkarzami jak Baggio, Del Piero i Platini jest w pełni uzasadnione. Baggio, Del Piero i Totti to najlepsi włoscy piłkarze ostatnich 25 lat. Roberto wyróżniał się łatwością w dryblowaniu obrońców rywali, a Del Piero talentem do strzelania bramek. Totti łączy w sobie ich zalety, jest najbardziej kompletną ‘10’ w historii Włoch. Czy można go porównywać do Platiniego? Totti jest tak dobry, że można go porównywać z każdym”.
Podczas gdy w Rzymie dochodziło do małej rewolucji kadrowej, w Turynie panował spokój. Bianconeri wzmocnili lewą flankę sprowadzając Patrice’a Evrę i to tak naprawdę jedyny nowy zawodnik, który może powalczyć o pierwszy skład Juventusu. Resztę transferów można traktować raczej w kategorii poszerzania składu – do drużyny z Piemontu trafili jeszcze Romulo, Roberto Pereyra, Kingsley Coman i Alvaro Morata. Transfer Hiszpana z Realu Madryt wywołał u wielu kibiców zdziwienia, a u niektórych nawet złość. Warunki na jakich go sprowadzono (20 milionów euro + klauzula wykupu dla Realu) ciężko nazwać korzystnymi, a sam napastnik także pozostaje niewiadomą. Na chwilę obecną wiele wskazuje na to, że najlepszym ruchem było sprowadzenie Pereyry, który nie tylko swoim wyglądem przypomina Arturo Vidala, lecz także tym jak prezentuje się na boisku. Argentyńczyk zaliczył świetne wejście do drużyny i zaskarbił już sobie sympatię i uznanie sympatyków Zebr.
Jednak choć to Roma prężniej radziła sobie podczas tego lata, to przesadą byłoby twierdzenie, że dysponuje już silniejszym składem. Trzeba pamiętać o tym, że Rzymianie nadal musieli nadrabiać stratę jaką mieli pod tym względem do Juventusu, choć trzeba przyznać, że strata ta została znacząco zniwelowana, a być może nawet już zniknęła. Drużynie z Turynu z pewnością natomiast zabrakło transferu zawodnika, który z miejsca podniósłby jakość wyjściowej jedenastki. Takim zawodnikiem miał być Juan Iturbe, jednak ostatecznie Juventus nie dogadał się co do kwoty transferowej z Hellasem Werona, a młody Argentyńczyk trafił do dzisiejszego rywala.
Na boisku nie widać jednak ani zmiany trenera, ani transferowych niepowodzeń. Bianconeri pewnie kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa, nie pozwalając swoim rywalom nawet na strzelenie bramki. Spora w tym zasługa nie tylko obrońców, lecz również Gianluigiego Buffona, który zdążył już popisać się kilkoma kluczowymi interwencjami, a nawet obronił dwa rzuty karne podyktowane przeciwko drużynie z Turynu.
I choć Juventus nadal może cieszyć się w tym sezonie Serie A czystym kontem, to podobnie jak w przypadku Romy, najbardziej imponuje gra środkowych pomocników. Claudio Marchiso doskonale wywiązuje się ze swojej nowej roli. Ze względu na kontuzję Andrei Pirlo wychowanek Juventusu został przesunięty z pozycji box-to-boxa na registę, jednak nie odbiło się to na jakości jego gry. Przed nim występuje sztandarowy duet Bianconerich, Paul Pogba i Arturo Vidal. Zawodnicy wybitni, równie pożyteczni w fazie ofensywnej, co defensywnej, choć warto zauważyć, że Chilijczyk nie wrócił jeszcze do swojej najwyższej formy.
Także podstawowy napastnik Bianconerich, Fernando Llorente, nie prezentuje się najlepiej. O ile nadal radzi sobie z przestawianiem obrońców rywali i stwarzaniem przestrzeni dla wchodzących z pomocy Vidala i Pogby, o tyle razi jego brak skuteczność i trudność jaką sprawia mu stwarzanie zagrożenia dla bramki rywali. Nie jest to jednak bardzo widoczne, gdyż w wybornej dyspozycji znajduje się Carlos Tevez. Argentyńczyk imponował już w swoim pierwszym sezonie rozgrywanym w barwach Juventusu, jednak to co pokazuje na boisku w obecnych rozgrywkach zasługuje na oklaski. Tevez zdecydowanie przyćmiewa swoich kolegów z ataku. Wynika to w sporej mierze z nowej roli, jaką przydzielił mu Allegri: „Conte kazał mi grać bliżej bramki przeciwnika. Z Allegrim mam większa swobodę w grze za plecami Llorente. Lubię zmieniać pozycję na boisku. Podobnie grałem w Manchesterze City”. Efekty są widoczne gołym okiem – Carlitos jest wszędzie. Udziela się w pressingu, zbiega na skrzydła, wyprowadza piłkę z pomocy, wykańcza podania w polu karnym.
***
Starcie Juventusu z Romą ma wszystko, by stać się w najbliższych latach klasykiem. Obie drużyny dominują nad resztą ligi i najprawdopodobniej stoczą wspaniały bój o ostateczny triumf w Serie A. Wiele wskazuje na to, że ich przewaga nad resztą ligi może potrwać jeszcze kilka sezonów, choć z pewnością Inter i Napoli zrobią wszystko, by do tego nie doszło. Zarówno w Rzymie, jak i w Turynie stworzono świetne zespoły z szeroką kadrą i, przede wszystkim, zawodnikami potrafiącymi grać w sposób spektakularny, zdolnymi na własną rękę wygrywać ciężkie spotkania.
Ciężko przewidywać jak może potoczyć się dzisiejszy mecz. Z pewnością wielkim atutem w rękach, czy raczej nogach Bianconerich będzie gra na swoim stadionie. Odkąd Zebry przeniosły się na Juventus Stadium, stworzyły z niego twierdzę, która jest praktycznie nie do zdobycia – w poprzednim sezonie Turyńczycy zdobyli na nim komplet punktów, a od samego początku przegrali na nim zaledwie trzykrotnie. Po raz ostatni grając w lidze na własnym boisku musieli uznać wyższość rywala 6 stycznia 2013 roku. Co więcej, na obecną chwilę Roma nie zdołała jeszcze ugrać na nim nawet jednego punktu, trzy razy boleśnie musiała uznać wyższość gospodarzy. To pokazuje jak ciężkie wyzwanie stoi dzisiaj przed trenerem i zawodnikami Giallorossich, a także jak wielkie znaczenie, także psychologiczne, miałaby ich ewentualna wygrana.
Oba zespoły przystąpią do tego spotkania prawie w najsilniejszych składach. W drużynie z Turynu zabraknie Andrei Barzagliego, lecz po dłuższej przerwie wraca Andrea Pirlo, choć raczej nie spodziewałbym się, że włoski maestro rozpocznie dzisiejszy mecz w podstawowym składzie. Roma nadal nie może skorzystać z usług Kevina Strootmana i Leandro Castana, lecz więcej uwagi poświęca się obsadzie bramki Rzymian. Morgan De Sanctis nie zdołał jeszcze w pełni wyleczyć swojego urazu, więc po raz kolejny powinniśmy zobaczyć w barwach Giallorossich Łukasza Skorupskiego. Trzeba przyznać, że polski bramkarza ma szczęście do gry w meczach z mocnymi rywalami – w zeszłym sezonie debiutował także w meczu przeciwko Juventusowi, a w tym tygodniu miał okazję zmierzyć się w Lidze Mistrzów z Manchesterem City.
Przewidywane składy:
Juventus (3-5-2): Buffon – Caceres, Bonucci, Chiellini – Lichtsteiner, Vidal, Asamoah, Marchisio, Pogba – Tevez, Llorente
Roma (4-3-3): Skorupski – Maicon, Manolas, Yanga-Mbiwa, Cole – Nainggolan, Keita, Pjanić – Iturbe, Totti, Gervinho
Michał Borkowski